Dobiegają końca trwające już
trzy lata prace nad prawnym oprzyrządowaniem kolejnego pakietu
klimatyczno-energetycznego UE do 2030 roku. Pod nazwą „Pakietu zimowego”
wchodzi w fazę zatwierdzania przez najważniejsze unijne instytucje i teraz wymaga
już jasnego określenia się rządu RP wobec propozycji Komisji Europejskiej i efektów
rocznych prac Parlamentu Europejskiego, także w sprawie odnawialnych źródeł
energii (OZE).
Tytuł artykułu (poza znakiem zapytania) zapożyczony został z komunikatu Ministerstwa Energii wydanego
po Radzie UE ds. Transportu, Telekomunikacji i Energii poświęconej nowej
dyrektywie o OZE i rozporządzeniu o zarządzaniu Unią Energetyczną , która odbyła
się 18 grudnia 2017 r. Wobec braku prawnie wymaganej od 5 lat krajowej polityki
energetycznej i znajomości celów jakimi rząd ma się w obszarze energii kierować,
komunikat jest unikalną syntezą aktualnych poglądów ministerstwa na OZE,
obrazującą też obecne polskie podejście do unijnej polityki
klimatyczno-energetycznej. Treść komunikatu można jednak odczytać na kilka
sposobów.
Komunikat zawiera kilka niezwykle
pozytywnych stwierdzeń, które padają z ust najważniejszych dla polskiej
energetyki odnawialnej urzędników ME. Wiceminister Andrzej Piotrowski mówi:
„traktujemy dyrektywę o OZE jako zaproszenie do całościowego spojrzenia na
polską energetykę”, a tytułową tezę stawia dyrektor Andrzej Kaźmierski: „zamiast
traktować wyznaczony [przez UE i potwierdzony przez Radę]poziom rozwoju OZE [27%
w 2020r.] jako zagrożenie, potraktujmy to jako szansę”. Nie ulega wątpliwości,
że Polsce już od kilku lat brakuje szerszej dyskusji o OZE w dłuższej
perspektywie, a już zwłaszcza z pozycji szansy. Dodatkowo ME podaje na swojej stronie, że „rezultat negocjacji [i końcowe ustalenia]
na Radzie, w znacznej mierze odpowiada postulatom składanym przez Polskę”, ale
nie mówi konkretnie z jakimi postulatami Polska wyszła i co w imieniu
wszystkich obywateli popierała.
Niestety kilka innych stwierdzeń
w komunikacie uprawniałoby do nadania mu z gruntu innego tytułu o zgoła innej
wymowie, np. „Osłabianie unijnej
polityki OZE to szansa dla Polski”. Ale przedtem konieczne jest choćby
zarysowanie szerszego tła dyskusji na Radzie i procesów odbywających się w UE,
bez aktywnego udziału Polski, zajętej swoimi wewnętrznymi sprawami, w tym
obroną węgla przed polityką UE.
Przedstawiciele resortów ds.
energii reprezentujący na ostatniej Radzie rządy krajów członkowskich są nieco
mniejszymi entuzjastami OZE, niż komisje Parlamentu Europejskiego (PE) , które
wcześniej przyjęły stanowiska bardziej przyjazne dalszemu rozwojowi OZE. Najpierw,
28 listopada posłowie Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii ITRE
przyjęli propozycję poselską podwyższenia celu OZE na 2030 z 27% do 35%. Potem połączone
Komisje ITRE oraz ENVI (ds. środowiska)
przegłosowały kolejne podwyższenie celów OZE do poziomu 45 % i zaostrzyły wcześniejsze
propozycje jeśli chodzi o wymogi wdrażania nowej dyrektywy o OZE przez kraje
członkowskie. Posłowie połączonych komisji uszczelnili też zakazy stosowania po
2020 roku jakiejkolwiek pomocy publicznej dla paliw kopalnych (zaakceptowali też
podwyższenie celu na efektywność energetyczną na 2030 powyżej 27%).
Głosowanie połączonych Komisji w
sprawie OZE pokazało olbrzymi rozdźwięk pomiędzy grupą posłów konserwatywnych,
reprezentowanych m.in. przez poseł Jadwigę Wiśniewską i posła Zdzisława Krasnodębskiego,
którzy głosowali za odrzuceniem całości poprawek, a posłami innych ugrupowań,
którzy w sposób zdecydowany je przegłosowali. Po nowym roku zapowiadają się
zatem dość skomplikowane negocjacje (tzw. „trialog”), pomiędzy PE, Radą i KE, której
przedstawiciel komisarz Cañete - tuż po dotychczasowych
negocjacjach powiedział, że 27
procentowy cel na OZE nie jest już maksymalnym poziomem, jaki UE może
osiągnąć.
W tym sensie można postawić
tezę, że Rada osłabia politykę wobec OZE formułowaną przez Parlament i KE, a
rząd RP osłabia znaczenie OZE na forum Rady. Tu jednak trzeba się zastrzec. Spotkania
Rady nie są tak przejrzyste dla opinii publicznej jak (protokołowane)
posiedzenia PE, a najmniej przejrzysty dla obywateli jest czekający nas trialog.
Dlatego publiczne komunikaty rządowe z Rady i z trialogu bardziej oddają
intencje (polityczne) rządów niż fakty. Po tych zastrzeżeniach warto wrócić do
komunikatu ME i poddać go analizie, gdyż oddaje on dość dobrze obecny sposób
myślenia ME o OZE i o polityce klimatyczno-energetycznej UE. Trzeba też
podkreślić, że analizowany komunikat na obecnym etapie oddaje „ministerialny” punkt widzenia - nie rację stanu, ale rację ministerstwa.
Zarysowane na początku
konstruktywne i szerokie podejście ME do OZE jest studzone kilkoma innymi
stwierdzeniami.
ME pisze, że „dla krajów, które
mają po temu warunki naturalne, np. dla elektrowni wodnych, zadanie budowy
nowych źródeł OZE jest względnie proste”. Otóż wcale nie jest proste, bo choć
rzeczywiście kraje europejskie, które mają dobre warunki do wykorzystania
energetyki wodnej mają też obecnie wysoki
udział energii elektrycznej z OZE (to tylko część ogólnego celu na OZE), to
jednak w pakietach klimatyczno-energetycznych UE chodzi o przyrosty produkcji energii z nowych mocy na przyszłość. Potencjały
energetyki wodnej są już wykorzystane w największym stopniu, a próby dalszego
ich wykorzystania pociągają za sobą wysokie tzw. koszty krańcowe, także w Polsce
i samą energetyką wodną problemów współczesnego świata, UE i Polski nie da się rozwiązać.
Polska nie jest jednak w gorszej sytuacji, bo, posługując się
stwierdzeniem ME, „warunki naturalne” do rozwoju wszystkich OZE ma jedne z
najlepszych w Europie. Pod względem powierzchni jest jednym z największych
krajów UE, przy tym z dostępem do morza, w związku z tym ma większe niż inne państwa
i różnorodne odnawialne zasoby energii (woda, wiatr, słońce, biomasa, geotermii),
których potencjał jest proporcjonalni do powierzchni i odwrotnie proporcjonalny
do gęstości zaludnienia.
Zastanawiająco brzmi
stwierdzenie ME: „Polska zaczyna w niektórych aspektach regulacyjnych
[dotyczących OZE] wyprzedzać inne kraje UE”, co jak się wydaje ma dotyczyć
prosumentów i klastrów, ale nie tylko. Po pierwsze nie ma na to dowodów, poza
powtarzanymi od miesięcy deklaracjami przedstawicieli ME: w sprawie nie
wypowiedział się publicznie żaden przedstawiciel KE i żaden kraj UE nie
zapowiada gotowości pójścia
śladem
Polski, jeśli chodzi o tzw. opusty i klastry. Po drugie
sama teza (pomijając to czy jest oparta w faktach)
o „przodownictwie” w regulacjach wcale nie
musi oznaczać czegoś pozytywnego. Generalnie regulacje i instrumenty
wsparcia to nie technologie i nie muszą być innowacyjne. Muszą natomiast być
dostosowane do stanu rozwoju rynku i być
skuteczne
we wdrażaniu celów krajowych oraz efektywne. Jeśli nikt dotąd poza Polską
podobnych rozwiązań nie stosuje, to może warto byłoby zastanowić się dlaczego,
zamiast podejmować ryzykowne eksperymenty? Niestety, Polska przeznaczając
olbrzymie kwoty na wsparcie rozwoju krajowej
energetyki, nie realizuje założonych celów dot. OZE
(patrz:
jeden
z poprzednich wpisów na blogu). Po czwarte, niezwykle liberalnym systemem zielonych certyfikatów wprowadzonym (za wcześnie) już w 2004) wyprzedziliśmy UE (i krajowy rynek) o dekadę i w efekcie z tempem rozwoju OZE zostaliśmy na szarym końcu.
Na unijne regulacje OZE trzeba patrzeć
z szerszej perspektywy czasowej
oraz ich spójności i synchronizacji podejmowanych działań. Gdy w jednym segmencie, np. w przypadku konwencjonalnego segmentu przedsiębiorstw
zasiedziałych, rząd walczy o derogacje środowiskowe (odstępstwa czasowe w ich
wdrażaniu), co opóźnia wejście w życie przepisów (a tym samym pozwala firmom
energetycznym dłużej unikać ponoszenia kosztów zewnętrznych i konserwuje rynek),
a regulacjami OZE wyprzedza rynek i serwuje firmom jeszcze „nie dorosłym” do
instrumentu wsparcia przepisy martwe, to odsuwa OZE od rynku energii, a nie
przybliża je do niego. Efektem takiego
podejścia są zazwyczaj
„protekcjonistyczne regulacje dla bogatych, a rynek dla biednych”.
Najpoważniejsza wątpliwość jaka wiąże
się z analizowanym komunikatem dotyczy takiego stwierdzenia: „Przyjęta logika dyrektywy wskazuje, że celem jest urynkowienie OZE (…) i umożliwienie źródłom odnawialnej energii warunków dla naturalnego
rozwoju - rozwoju zrównoważonego,
a nie opartego na wymuszonych wskaźnikach
i wyłącznie politycznych ambicjach”.
W tym fragmencie komunikatu dostrzec można systemowe rozejście się
celów, punktów widzenia i rozumienia roli OZE w Polsce i w UE, co nie najlepiej
wróży dalszym negocjacjom i wdrażaniu ustaleń.
Nie chodzi o to aby się czepiać każdego słowa,
choć to nie byłoby trudne. Chodzi o istotę podejścia do OZE i do polityki rozwoju.
W identyczny sposób, w ścisłym związku z OZE i celami społecznymi jest ona formułowana
zarówno na poziomie UE jak i globalnych agend jak ONZ czy WTO itp. Polityka
rozwoju zawsze formułowana jest poprzez
cele (służące gospodarce, społeczeństwu i pogłębianiu demokracji) , które -
aby dały efekty - muszą być „ambitne” i muszą opierać się na „wskaźnikach”. Idąc
od góry, Traktat Lizboński (TFUE) mówi:
polityka Unii w dziedzinie energetyki ma na celu (…) wspieranie rozwoju nowych
i odnawialnych form energii. Do tej pory zmiana Traktatu w tym punkcie (Artykuł 194, ust.1) nie była przez Polskę
postulowana. Zarówno obecnie obowiązująca jak i nowa
dyrektywa o promocji OZE potwierdzają nieodmiennie, że promocja OZE jest jednym
z celów unijnej polityki energetycznej i wskazują, jakie korzyści dzięki OZE
Wspólnota chce osiągnąć oraz precyzują „generalny wskaźnik” – obecnie chodzi o
osiągnięcie co najmniej 27% udziału OZE
w 2030 roku. Na wskaźnikach rozwoju,
w tym mierzonych udziałami energii z OZE, ale też spadkiem krajowego wskaźnika
średniego narażenia na pył PM 2,5 (przypomnijmy- chodzi o 18 μg/m3 już w 2020
roku, a nie np. na „naturalnej emisji”) opiera się strategia na rzecz zrównoważonego
rozwoju. Rozwój zrównoważony nie jest bynajmniej rozwojem naturalnym (”naturalna”
może być np. śmierć, ale nie rozwój,
który powinien aktywnie łączyć czynniki społeczne, gospodarcze i środowiskowe).
Kluczowym w obszarze energetyki celem zrównoważonego rozwoju ONZ (uzgodnionym w
2016 roku) jest „wzrost udziału OZE w światowym „miksie” energetycznym
do 2030 roku” i współpraca międzynarodowa w tym zakresie. OZE wymagają
proaktywnych działań. Słowo „ambitne” rozumiane
jako przesłanie polityczne w doniesieniu
do OZE jest kluczowe dla dyrektywy o promocji OZE w wielu wymiarach; np. w
wymiarze międzynarodowym- „ambicją
polityczną UE jest światowe przewodnictwo w energetyce odnawialnej” czy w
wymiarze zarządzania – „Komisja Europejska wspiera wysokie ambicje krajów
członkowskich poprzez tworzenie
sprzyjających ram obejmujących lepsze wykorzystanie funduszy unijnych”.
OZE stały
się fundamentem nowoczesnej polityki rozwoju UE, świata i Polski też, i dlatego
przede wszystkim o tym warto pamiętać przed wyjazdem na targi do Brukseli, bo
nie wszystko tam można sprzedać z korzyścią.
Ponadto działanie na rzecz urynkowienia OZE nie
jest niczym nowym. Kolejne unijne regulacje i programy, od co najmniej 20 lat, zawsze zawierają
stwierdzenia o konieczności wsparcia OZE w celu osiągnięcia przez kolejne segmenty rynku
konkurencyjności na rynku. zresztą jak widać po rozwoju technologii całkiem
skutecznie, ale wymaga konsekwencji.
Przy takim jak zaprezentowano w komunikacje ME
rozumieniu dyrektywy i polityki UE, unijne cele w zakresie OZE nie będą szansą
dla Polski, ale utrapieniem dla rządu, ewidentną utratą korzyści dla gospodarki
i konkurencyjności w energetyce i w końcu kosztem dla podatnika. Ministerstwa mają obowiązek formułować własne
taktyki negocjacyjne w branżowych gremiach unijnych, ale z uwagi na znaczenie
OZE dla UE i jakości członkostwa Polski we Wspólnocie, powinny być one
uzgadniane na forum rządowym, a ogólne
cele powinny być znane opinii publicznej i trochę bardziej odpowiedzialnie formułowane niż w komunikacie ME.