Czy ktos kiedys jechal za przeciążoną starą cieżarówką pod górę drogą z podwójną linią ciąglą? A czy ktos stal w korku za taką, ktorej rura byla podwinięta pod podwozie?
Robiąc szybki przegląd zaległej prasy trafiłem na poniedziałkowy artykuł – ciekawostkę w Rzeczpospolitej, oparty na innym artykule z Timesa „ Walka o jakość powietrza w West Sussex”. Zawsze chętniej czytam o inicjatywach lokalnych niż centralnych i z zaciekawieniem wyczytałem, że chodzi o „rewolucyjny” pomysł na jaki wpadli radni z angielskiego hrabstwa West Sussex polegający na karaniu mandatami kierowców... którzy nie gaszą silników podczas dłuższych postojów i w oczekiwaniu na przejazd pociągu przed kolejowym szlabanem. Fakt – rewolucyjne, ale jakaś logika w tym jest, tym bardziej że informacji o tym planowanym przepisie towarzyszyła inna o tym, że w hrabstwie zbudowano już specjalną stację kontroli jakości powietrza. Czyli działając lokalnie na rzecz poprawy jakości powietrza, myślą globalnie – ochrona klimatu, czy oszczędzanie zasobów ropy naftowej dla przyszłych pokoleń.
Ale dalej liberalny (to nie pejoratywne, bo sam siebie gdzieś w tym obszarze bym ulokował i sam nie cierpię biurokracji i zbędnych nakazów) dziennikarz postanowił tę inicjatywę z góry ośmieszyć (oczywiście nie jest to nazbyt trudne zadanie) , przywołując opinie jedynie przeciwników pomysłu, w stylu „Takie są skutki wybierania polityków, których głowy są wypełnione marksistowskimi nonsensami”.
I tu budzi się moja niezgoda, bo np. zgoła marksistowskim (nie przejmującym się nadmierną eksploatacją zasobów) jest przepis każący nam latem jeździć latem na włączonych światłach – przepis wprowadzony przez teoretycznie wybitnie antymarksistowski rząd. Czasy gwałtownie się zmieniają i wydaje mi się że nasza mentalność nie nadąża. Ale żeby się nie czepiać użytych słów, to dlaczego nie protestujemy na zakaz wywozu śmieci na podwórko sąsiada, albo dlaczego nie „psioczymy” na mandaty za niesprzątnięcie psiej kupy po naszym pupilku w parku, czy na mandaty dla Pań opalających się "topless" w parku? Czy tylko dlatego że coś pachnie albo źle (ew. wręcz przeciwnie:)wygląda? A jeżeli z rury samochodu wydmuchujemy komuś pod nos coś (poza przypadkiem rozregulowanej syrenki) co w zasadzie nie pachnie i czego nie widać a co w większym stężeniu jest trucizną to jest OK? Czy takie same byly glosy oburzenia jak wolni obywatele musieli placic za obowiązkowe w autach katalizatory? A co by bylo teraz gdyby ktos nie nakazal ichstosowania? Poza tym piękne biusty i brzydkie kupy są odnawialne, a smród wyziewów ciężarówki dieslowskiej nie. Czy tym co protestują przeciw niespotykanej dotychczs regulacji w Sussex, amatorom tego smaczku, kiedyś nie będzie go brakować?
Dziwny jest ten świat…i ludzie, jakby z innego, jeszcze bardziej dziwnego…
środa, września 24, 2008
O smrodzie z rury wydechowej ciężarówki
Autor: Grzegorz Wiśniewski 7 komentarze
wtorek, września 09, 2008
Walcząc z kosztami pakietu klimatycznego zacznij od siebie
Mialo być (tak zapowiadalem) o polityce energetycznej ministerstwa gospodarki, ale jak patrze na jej rzeczywiscie polityczną (w sesnie podzialu bieżących interesów, a nie wspólnej i spojnej oraz dalekosieżnej wizji), ale chyba też oszukańczą tresć, to wole jej recenzję, jak "kielich goryczy", odsunać na potem. Dlatego, zanim zajmę sie krytyka że takze w sektorze OZE nie wszystko jest cacy, choc wiem, że to nie glównie podmioty tego sektora wine za pewne niekorzystne zjawiska ponoszą.
Asumt do takiego myslenie dala mi ankieta Czystej Energi (nr 9/2008) nt kosztów wdrożenia pakietu klimatycznego "Pakiet wymaga niekonwencjonalnych dzialań". Już o tych kosztach bylo sporo na "odnawialnym" , ale trudno, bedzie jeszcze raz. Razem zczterema innymi kolegami po fachu z branzy zostalimy poproszeni o krokie wypowiedzi na zadany temat. Zauważylem, że pojedzyncze i czasami nieporadne wypowiedzi mogą być bardziej przekonujące niz lączna sila argumentow pięciu facetow z branży. Bylem w bardzo dobrym towarzystwie (Wach, Mroczek, Kassenberg, zarzad PIGEO), ale chyba zabraklo nam w sumie troche samokrytyki i moze nie bylismy tak wiarygodni jak ostatnio McCain, ktory krytykujac na konwencji republikanów podniósl ich notowania w sondażach wyborczych (chyba go niedocenilem w poprzednim wpisie)?
Stąd tytul wpisu "Walcząc z kosztami, warto zacząć od siebie".
Wspierając przez jeszcze kilka lat intensywnie energetykę odnawialną, trzeba pamiętać o wyborze jak najbardziej efektywnych instrumentów wsparcia i, tak jak to robią inne kraje (np. Niemcy), stopniowo zmniejszać intensywność wsparcia i określić ostateczny termin/okoliczności zaprzestania stosowania tej pomocy. Przy braku takiej wizji końca wsparcia, energetyka odnawialna sama daje asumpt do wykazywania jak jest i będzie drogą dla odbiorcy energii. Ale są też w systemie nieuzasadnione bieżące koszty. Czy możemy dalej przymykać oczy na wsparcie absorbowane przez wielkie zamortyzowane elektrownie wodne czy elektrownie prymitywnie współspalające biomasę z węglem, bo prawie nic z tego na przyszłość nie wynika, poza bieżącymi kosztami? Nieuprawnionym społecznie beneficjentem twego systemu jest energetyka konwencjonalna. Czy nikogo nie razi fakt, że drogi i nieefektywny system zielonych certyfikatów utrzymuje Towarową Giełdę Energii S.A., której członkami są przedstawiciele wyłącznie wielkiej energetyki? W ten sposób, zyski energetyki konwencjonalnej dopisywane są po stronie kosztów energetyki odnawialnej. Czy wobec stosunkowo wysokich cen za zielone certyfikaty oraz wzrostu cen energii „czarnej”, uzasadnione są próby przeforsowania dodatkowego wsparcia zielonej energii certyfikatami z tytułu kogeneracji, tylko dlatego, że pod szyldem rzekomo równego traktowania technologii i walki z ociepleniem klimatu można dla niektórych jeszcze parę dodatkowych groszy wyciągnąć? A gdzie w uzasadnieniu takich oczekiwań jest pełniejsza i porównawcza analiza cyklu życia ? Czy OZE rozwijamy tylko dlatego żeby zmniejszyć emisje CO2 (wszak nawet w Polsce przeszły spod kurateli resortu środowiska do gospodarki) i czy przypadkiem niektóre z tych technologii kogeneracyjnych nie wpływają bardziej negatywnie od innych (pozbawionych tej cechy) na uszczuplenie zasobów w innych sferach gospodarki (gospodarka żywnościowa, turystyka)? Czy nie jest tak, że wysokie wsparcie powoduje nieefektywność i brak chęci wykorzystania ciepła odpadowego (patrz wcześniejsze trendy rozwoju biogazu w Niemczech czy energetyki wiatrowej, gdy wsparcie dla zielonej energii było zbyt wysokie), a dobrze zbilansowane wsparcie do takich zachowań pro- efektywnościowych jest wystarczającą zachętą aby każdy odpadowy strumień ciepła efektywnie wykorzystać? Tak więc nie tylko energetyka tradycyjna, ale też odnawialna (w całym systemie) ma spore rezerwy jeśli chodzi o koszty, w tym koszty wdrożenia pakietu energetycznego i docelowo ustanowić może poziom cen, którego energetyka konwencjonalna w obawie przed utratą rynku nie będzie mogła już przekroczyć. Ale jak ustawi ten poziom zbyt wysoko, zadziała na swoją niekorzyść; skorzysta w dwójnasób mniejsza grupa beneficjentów przy małym łącznym efekcie i niewielkich korzyściach dla ogółu.
Znając smutną opinie społeczeństwa o biznesie, będąca tezą że „pierwszy milion każdy przedsiębiorca musiał ukraść” i wynikający stąd m.in. brak zaufania do przedsiębiorców (ktory jest obecnie nie lada barierą w podnoszeniu innowacyjnoci i konkuencyjnosci firm), zwykła ostrożność i wrodzona przekora każe mi podnosić tego typu wątpliwości, nawet gdyby szły w poprzek bieżących interesów sektora za którego zrównoważonym rozwojem próbuję się właśnie nieco opacznie ujmować.
Autor: Grzegorz Wiśniewski 7 komentarze