Minister
Energii (ME) skierował na posiedzenie Komitetu Stałego Rady Ministrów projekt rozporządzenia rządu o maksymalnej
ilości i wartości energii, która może być zakupiona na aukcjach OZE w 2017
roku. Sprawa jest o tyle ważna, że dotyczy wydatkowania 27 mld zł, w tym 20 mld
zł na procesy spalania.
ME proponuje
aukcje dla instalacji istniejących (tzw. aukcje migracyjne) w trzech „koszykach aukcyjnych” (spośród 7 możliwych), oddzielnie dla źródeł poniżej i powyżej 1 MW. Zmawiane wolumeny energii w MWh przedstawiono poniżej w formie tabeli:
Minister Energii,
w stosunku do wersji projektu rozporządzenia podanego do konsultacji, zwiększył
wolumeny dla koszyka drugiego (uznawanego przez ME za koszyk dla energetyki
wodnej) i koszyka nr 6 (biogaz rolniczy), czyli niewykorzystane wolumeny z
aukcji testowej z grudnia 2016. Można zatem zakładać, że odrębnej „dogrywki”
(aukcji interwencyjnej) nie będzie. Zastanawia jednak ponowne otwarcie koszyka
na energię z biogazowni rolniczych o mocach >1 MW, skoro w ogóle nie było
chętnych do tego koszyka w aukcji grudniowej. Z tego mogą być niepotrzebne
koszty po stronie URE lub zachęta do ofert po najwyższej ze wszystkich cenie
referencyjnej (550 zł/MWh). ME dość swobodnie w tym przypadku podchodzi do
mechanizmów rynku i do kosztów energii w systemie.
ME niestety
nie podaje w ocenie skutków regulacji (OSR) założeń na ile lat rozłożona będzie
wartość wolumenów. Wiadomo, że obecnie najbardziej opłaca się „migrować” z
systemu zielonych certyfikatów do systemu aukcyjnego najnowszym instalacji
(potwierdziła to aukcja testowa na małe biogazownie rolnicze), tak aby
korzystać z proponowanego w innym rozporządzeniu z maksymalnego 15 letniego
okresu wsparcia. Wtedy powyższe wolumeny
pozwoliły na przejście do systemu aukcyjnego ok. 165 MW mocy. Gdyby przyjąć
optymistyczne założenie (zdaje się ze takie przyjmuje ME), że średni wiek
migrujących instalacji to 7,5 roku, wtedy na wygraną mogłyby liczyć instalacje
o umownej (współspalanie znacząco ograniczy faktyczne moce OZE) mocy ok. 330 MW
i wolumenie ok 2,2 TWh/rok, czyli 10% obecnych zdolności wytwórczych w systemie
zielonych certyfikatów. W przypadku aukcji migracyjnych, w systemie
energetycznym nie będzie przyrostu energii.
Wolumeny w
aukcji na nowe moce, które w wyniku ich rozstrzygnięcia mogą zacząć oddawać energię
do sieci w latach 2017-2021 (4-letni okres na budowę) przez kolejne 15 lat przedstawia tabela
poniżej. Zmiana w stosunku do pierwotnego projektu, polega na dodaniu nowego
wolumenu dla energii ze spalarni odpadów.
Wolumeny te
pozwoliłyby na wzrost produkcji energii tylko o 1 TWh/rok i nominalnie (pamiętając
o współspalaniu, które obniża moce) 720 MW nowych mocy (ME ocenia je na 830 MW,
co prawdopodobnie jest obarczone przeszacowaniem zakładanej mocy dla biomasy i
odpadów) – tabela poniżej.
Możliwe do
zainstalowania nowe moce OZE [w MW] w wyniku aukcji ‘2017 oszacowano w tabeli:
ME uważa (nie wyjaśnia
dlaczego), że koszyk nr 6, tzw. inne OZE, to instalacje fotowoltaiczne - w
przypadku źródeł małych do 1 MW oraz farmy wiatrowe – w przypadku źródeł
powyżej 1 MW. Są to nad wyraz skromne moce jak na potrzeby i możliwości (odpowiednio 300 MW i 150 MW), podobnie jak planowane nowe moce w energetyce wodnej (2 x 10 MW). Na szczęście nie ma wolumenów dla klastrów, bo w tym przypadku
sektor OZE ma do czynienia z wyjątkowo jeszcze niedopracowanym rozwiązaniami
legislacyjnymi i aukcja w tym koszyku aukcyjnym byłaby powodem wielu
nieporozumień i ryzyk dla inwestorów.
Jaki obraz się
wyłania z projektu rozporządzenia, które ME przedkłada Radzie Ministrów? Dobrze, że coś się dzieje, bo inwestycje OZE właśnie teraz bardzo są potrzebne, ale to co zaproponowano to za mało i niestety nie tak aby mogło dać impuls dla rozwoju zarówno OZE jak i innowacyjnej gospodarki oraz umożliwić wyjście z kosztownego dryfu.
Pierwsza refleksja
jest taka, że ME bardzo lubi spalanie. Ponad 76% zamawianego ogółem wolumenu energii
z OZE ma się wydostać z kotłów energetycznych spalających różne paliwa. Nie
widać przy tym analizy dostępności krajowych zasobów biomasy, prognozy jej cen,
ograniczeń w jej stosowaniu wynikających z projektu nowelizacji dyrektywy o
OZE. Nie wiadomo, czy jest poważnie brane pod uwagę ostatnie zalecenie Komisji
Europejskiej (COM 217(63) final) aby w
Polsce ograniczyć spalanie odpadów i wprowadzić podatek od spalania. Doceniając
nawet, że biomasa to zmagazynowana energia słoneczna, to trudno zrozumieć przywiązanie
Polski do technologii spalania, zwłaszcza jeżeli wziąć pod udział energii ze OZE
wytwarzanej bez spalania (uznanych przez ME za „niestabilne”) w zużyciu energii
elektrycznej w Polsce to tylko 4,2%.
Druga
refleksja jest taka, że ME nie boi się kosztów działania systemu i ryzyk
związanych z niewypełnieniem celów OZE na 2020 roku. To duża odwaga, ale czy
wynika ona z odpowiedzialności? Polska ewidentnie schodzi ze ścieżki
prowadzącej do zrealizowania 15% celu dla OZE i konsekwencji z tym związanych.
Aukcja ‘2017 jest zbyt skromna wolumenowo, bo jest to ostatnia aukcja która w
pełni może się przełożyć na efekty w postaci energii z OZE jeszcze w 2020 roku
(z uwagi na dopuszczalny ustawą czas na oddanie instalacji OZE do użytku). Mało tego, obecna wersja projektu dyrektywy nie pozostawia
już lekkomyślnie zakładać, że kraj członkowski UE będzie mógł bez kosztowo wejść w realizację celów
2021-2030 bez zrealizowania celu na 2020 rok oraz że brak realizacji celów w
kolejnych latach po 2020 nie będzie skutkował uszczupleniami budżetowymi.
Trzecia, też
nie najlepsza refleksja dotyczy łatwości z jaką rząd przyjmuje do wiadomości
ryzykowne projekty rozporządzeń wychodzące z tzw. silosów resortowych. W
konsultacjach omawianego projektu
wzięło
udział tylko kilku ministrów, którzy zasadniczo (poza RCL) nie mieli uwag. Może
to dziwić, bo ma to być rozporządzenie całej Rady Ministrów, a chodzi o
przyszły miks energetyczny, o nasze relacje z UE i wydatkowanie
27 mld zł, w tym 20 mld zł na procesy
spalania, a do podjęcia decyzji brakuje ważnych informacji, w tym ciągle
niewydanych rozporządzeń różnych ministrów dotyczących np. certyfikacji
biomasy, warunków stosowania biomasy lokalnej definicji drewna energetycznego
oraz analizy dostępności (i ceny) biomasy z punktu widzenia wymogów UE. Trochę
mniej już dziwi lekceważenie przez autora projektu rozporządzenia nadesłanych
uwag z branży OZE i nieprzyjęcie do wiadomości, że to rozporządzenie, razem z
projektem innego rozporządzenia ME o cenach referencyjnych (zresztą nie w pełni
spójnym z omawianym projektem „wolumenowym” stającym wkrótce na Radzie
Ministrów) to szerokie otwarcie furtki dla prymitywnego współspalania z węglem deficytowego w przemyśle drzewnym surowca leśnego. Chodzi o skierowanie do kotła ok. 10% całkowitej ilości drewna pozyskiwanej rocznie z Lasów Państwowych. Zagrożenie ze strony współspalania drewna w elektrowniach węglowych zostało
szczegółowo opisane na blogu "Odnawialnym" w listopadzie '2016, bezpośrednio po przedstawieniu projektu rozporządzenia do konsultacji społecznych. Ta właśnie technologia może na długo zdemolować rynek drzewny i rynek OZE, wdzierając się do trzech pierwszych, największych koszyków aukcyjnych.
Niedostrzeżenie
zagrożeń wynikających z tego (jeszcze) projektu rozporządzenia przez rząd, będzie miało poważne
i długofalowe skutki.