Ubiegły rok był półmetkiem realizacji przez Polskę
zobowiązania wynikającego z dyrektywy 28/WE z 2009 roku o promocji energii z
odnawialnych źródeł energii (OZE). GUS pod koniec grudnia 2015 roku podał, że w
2014 roku udział energii z OZE w końcowym zużyciu energii wyniósł 11,45%. Polska
jest zobowiązana do uzyskania minimum
15% udziału produkcji energii z OZE w 2020 roku w całkowitym końcowym zużyciu
energii tym roku (rok rozliczeniowy).
Cel nie jest wcale tak blisko, jakby się mogło tylko na pierwszy rzut oka wydawać. Jeżeli w oparciu o własne zasoby i przepisy krajowe nie bylibyśmy w stanie
zrealizować tego celu, powinna już teraz podjąć działania na rzecz ograniczenia
wysokości nieuchronnej w takim przypadku kary. Dyrektywa 28 nie daje bowiem, z
tytułu niewypełnienia zobowiązania, możliwości uniknięcia dotkliwej kary finansowej
zgodnie mechanizmem opisanym w Traktacie
o funkcjonowaniu UE. Umożliwia tylko wcześniejsze skorzystanie z mechanizmu
elastyczności zwanego „transferem statystycznym” pomiędzy krajami członkowskimi
UE oraz z innych mechanizmów współpracy z
krajami członkowskimi (tzw. wspólne projekty) oraz krajami trzecimi.
Wraz ze zbliżaniem
się do roku rozliczeniowego i zbyt późnym podjęciem działań na rzecz
wyeliminowania zagrożenia ew. niezrealizowania celu, szanse na wspólne projekty
inwestycyjne i wspólne systemy wsparcia szybko spadają. Krajowy Plan Działania
w zakresie energii ze źródeł odnawialnych, wyznaczający ścieżki dojścia do
planowanego celu (przy czym już dawno stało się oczywiste, że rynek rozwija się
zupełnie inaczej niż zakładano) podjęcia takich działań zresztą nie przewidywał,
choć z łatwością można było je sobie wyobrazić. Jedynym sposobem ucieczki przed
wyższą karą staje się obecnie biurokratyczny transfer statystyczny, czyli
przekazanie, na podstawie umowy międzypaństwowej, nadwyżek z jednego kraju UE
(ponad jego własny cel z dyrektywy) do drugiego, który bez transferu nie
spełniłby swojego zobowiązania.
Istnieją już poważne przesłanki, aby twierdzić, że Polska z
potencjalnego sprzedawcy nadwyżek energii z OZE - z takim bowiem zamiarem rząd
przystąpił do realizacji stosunkowo niskiego krajowego celu w 2010 roku, weszła już w rolę kandydata na nabywcę i musi
liczyć się z przeznaczeniem najpóźniej w latach 2019-2020 znaczących kwot ze środków budżetowych na
zakup brakującej energii z OZE do wypełnienia swoich zobowiązań. Zasadnicze
pytania dotyczą skali możliwych i prawdopodobnych uszczupleń budżetowych bezpośrednio
z tego tytułu i dodatkowych skutków dla gospodarki i społeczeństwa. Ważne jest
też postawienie pytania, czy Polska, krajowymi instrumentami prawnymi i
finansowymi i zbudowanym potencjałem sektora OZE jest jeszcze w stanie swoje
zobowiązania zrealizować i wyjść z sytuacji zagrożenia bez szwanku i z
perspektywą realizacji własnymi siłami kolejnych celów klimatycznych na 2030
roku
W czerwcu 2015 roku Komisja Europejska w swoim rutynowym
raporcie z postępów we wdrażaniu dyrektywy 28 zwróciła uwagę, że dwa kraje –
Węgry i Polska, mogą mieć problem z
realizacją swoich zobowiązań. Ostatnie opracowanie statystyczne GUS „Energia ze
źródeł odnawialnych w 2014 roku” nie pozostawia złudzeń, że Polska wchodzi w
obszar podwyższonego ryzyka niewypełnienia celu, ze wszystkimi tego
konsekwencjami. Co prawda, zdaniem GUS, udział energii z OZE wzrósł z 11,3% w 2013
roku do 11,45% w 2014 roku, ale uzyskany został zasadniczo dzięki niewielkiemu
spadkowi całkowitego zużycia energii w Polsce – zmniejszył się mianownik we
wzorze, za pomocą którego udział OZE
jest obliczany. Polska w 2014 roku wyprodukowała 85,3 TWh energii z OZE, czyli
o 2,4% mniej niż w 2013 roku. Warto mieć jednak na uwadze, że produkcja energii
z OZE w 2020 roku - jeżeli chcemy osiągnąć 15% cel i uniknąć konsekwencji
finansowych - powinna wynosić ok. 128 TWh. Dane z 2014 roku nie świadczą
niestety o chwilowym załamaniu, ale dopełniają trend, który obserwowany jest już
od 2011 roku, związany przede wszystkim z
nieterminową i niewłaściwą implementacją w Polsce przepisów dyrektywy 28
i lekceważeniem poważnego problemu. Problem ilustruje poniższy wykres.
Jeżeli obecny trend się utrzyma (a z kilku powodów, o czym
dalej, może się jeszcze pogorszyć), to z dużym prawdopodobieństwem można
stwierdzić, że Polska w 2020 roku osiągnie nie 15%, ale tylko 12,9% udział
energii z OZE.
Aby stwierdzić, co to oznacza w sensie finansowym, trzeba
przejść z udziałów procentowych na liczbę MWh, których zabraknie w 2020 roku.
1% poniżej celu oznacza 8,5 TWh deficytu energii z OZE w 2020 roku. Państwa
wiodące będą oferować do transferu statystycznego nadwyżki energii po tzw.
kosztach krańcowych, czyli najdrożej wyprodukowanej w 2020 roku porcji energii
z OZE, po cenie rzędu 150 Euro/MWh. Państwa zapóźnione będą szukały możliwości
ucieczki od kary (wyższej niż 150 Euro za każdą brakującą MWh) i kupienia w
transferze brakującej ilości energii po najniższych kosztach wytworzenia
energii z OZE, czyli ok 50 Euro/MWh (cena zbliżona do najniższych kosztów produkcji ciepła z OZE). Transakcje będą zatem zachodziły po cenach
równowagi rzędu 100 Euro/MWh.
Przy tych założeniach (deficyt -2,1% i cena – 100 Euro/MWh),
Polska musiałaby przed końcem 2020 roku dokonać transferu statystycznego na
kwotę 1,8 mld Euro, czyli 7,5 mld zł, czyli ok. 1% rocznych wydatków budżetu
państwa. Wybór kraju i daty (roku)
transferu wpłynie na cenę po
jakiej trzeba będzie dokupić każdą brakującą MWh energii elektrycznej, ciepła
lub nawet biopaliw. Do tej pory z mechanizmów elastyczności zaczęła korzystać
Szwecja (dysponująca nadwyżkami) ale z pewnością najwięcej nadwyżek do
transferu po najniższej cenie będą miały Niemcy, które pierwotnie liczyły się z
nadwyżką 16 TWh, jednak wzrasta ona bardzo szybko.
Czy powyższe szacunki polskich niedoborów nie są
przesadzone? Istnieje co najmniej kilka czynników, które mogą nawet znacząco
powiększyć 2,1% deficyt określony zwykłą ekstrapolacją trendów:
- Energia elektryczna z OZE to jedynie 25% wkładu
w cel ogólny na 2020 rok. Ale jej dotychczasowy wzrostowy trend (produkcja
energii 2014/2013 wzrosła o 16%) ulegnie załamaniu z powodu luki inwestycyjnej
wywołanej nie tyle obecnym opóźnieniem w wejściu w życie ustawy o OZE, ile
słabością ustawy i jej niezdolnością, w obecnym kształcie, do przyspieszenia
wzrostu produkcji energii z OZE przed
początkiem roku rozliczeniowego 2020. Trzeba
się też liczyć z mniejszą produkcją energii z elektrowni wodnych (względy
klimatyczne) i spadkiem produkcji energii z biomasy (odstawiane stare
elektrownie węglowe współspalające biomasę, brak biomasy na potrzeby różnych
technologii jej konwersji, i konieczność jej importu). Dodatkowo scenariusz instalacji
nowych mocy przewidywany w KPD nie jest w pewnych obszarach realizowany –
dotyczy to np. morskiej energetyki wiatrowej, czy małej energetyki wiatrowej.
Jest też mało prawdopodobne, aby mógł on zostać zrealizowany w zakładanej w KPD
ilości i wyprodukować przewidywaną na 2020 rok ilość energii.
- Ciepło z OZE:
już od pewnego czasu obserwowany jest regres na rynku, choć jest to
segment, którego udział w realizacji celu na 2020 roku ma sięgać 54%. W latach
2013-2014 produkcja ciepła z OZE spadła aż o 5,4%. Przede wszystkim brakuje
biomasy energetycznej dla ciepłownictwa rozproszonego, a jej wysoka cena
ustalana przez elektroenergetykę zawodową jest nieakceptowalna dla odbiorców indywidualnych.
W efekcie wycofania dotacji już w 2015 roku gwałtowanie wyhamował świetnie do
tej pory rozwijający się rynek kolektorów słonecznych, a udziały energii z pomp
ciepła uznanej za OZE są ciągle
pomijalne w skali kraju. Te niekorzystne tendencje, bez radykalnej zmiany
polityki energetycznej, mogą narastać w kolejnych latach.
- Biopaliwa i ekologiczne napędy w transporcie: tu
sytuacja wydaje się być jeszcze gorsza niż w przypadku ciepła z OZE, choć w
zakresie biopaliw obowiązuje (poza 20% wkładem w cel ogólny -15% w 2020 roku) dodatkowy cel ilościowy - 10% udział w zużyciu paliw i energii w
transporcie. Stagnacja z tendencją
spadkową na tym rynku obserwowana jest już od czterech lat. Od 2016 roku ulegnie dalszemu pogłębieniu.
Polska nie zmodernizowała bowiem sektora wytwarzania bioetanolu, przez co jest on
energetycznie nieefektywny i poszła w
kierunku produkcji biodiesla z rzepaku,
czyli paliw pierwszej generacji. Zgodnie z dyrektywą przepisy wchodzące od 2017
roku znacząco ograniczą możliwości
wypełnienia celów krajowych zużyciem biopaliw I generacji (z surowców
rolniczych, które nie obniżają emisji CO2 o więcej niż 50% netto), a Polska nie
ma technologii biopaliw II generacji (np. z lignocelulozy) i nie rozwijała
transportu elektrycznego w oparciu o energię z OZE.
Lekceważenie ww. problemów , wyraźnie widocznych już w statystykach
może znacząco pogłębić szanse na realizację ww. negatywnego scenariusza, który
wcale nie musi być tym najczarniejszym. Nie można wykluczyć, że przy
kontynuacji obecnej polityki i uwzględnieniu na przyszłość nawet części wymienionych wyżej dodatkowych czynników
pogłębiających negatywne tendencje,
Polsce równie dobrze może zabraknąć nawet 5% do wypełnienia celu. Wówczas trzeba
się będzie liczyć z transferem statystycznym rzędu 18 mld zł i dodatkowymi
kosztami w ramach polityki klimatycznej, których nie zamortyzuje rozwój (brak
rozwoju) OZE oraz utraconymi w kraju korzyściami społecznymi, np. rozproszone
miejsca pracy (przy produkcji energii) i skoncentrowane np. na Śląsku (przy
produkcji urządzeń) oraz gospodarczymi (poprawa krajowego i lokalnego bezpieczeństwa
energetycznego). Zestawianie ze sobą kosztów, które nic krajowi nie dają i
wzbogacają inne kraje oraz inwestycji w OZE procentujących w Polsce na wiele
lat nie ma większego sensu. Transfer
statystyczny byłby porażką nie tylko ze względu na gigantyczne jednorazowe
koszty dla budżetu – byłby to także dowód na zmarnowanie szans na rozwój
krajowego przemysłu, usług, badań i rozwoju.
Szybkie efekty dać może odblokowanie rozwoju generacji
rozproszonej i prosumenckiej, w której cykl inwestycyjny nie trwa dłużej niż 6 miesięcy.
Liczy się każdy miesiąc opóźnienia w uruchomieniu systemu akcyjnego, gdyż
sankcjonowany prawnie, dla wygranych w aukcjach, 4-letni cykl inwestycyjny może
wyjść poza 2019 rok i wtedy wkład zbudowanej instalacji w realizację celu w
2020 będzie znikomy lub go nie będzie. Zaczyna brakować czasu na niezbędne
korekty. Ogólnoświatowa i europejska
debata o celach klimatycznych na 2030 rok, wraz z negocjacjami światowego
porozumienia paryskiego, silnie wciągnęła polski rząd i usunęła z pola widzenia
obowiązujące już cele pośrednie na 2020 rok, a w ślad za tym wyzwania i pytania
z nimi związane. Odpowiedzi na te pytania szybko będzie musiał znaleźć Minister
Energii, ale w nie mniejszym stopniu dotyczą one także ministrów ds. finansów,
ochrony środowiska i rozwoju oraz pracy.