Z „zakręconego” tytułu wytłumaczę
się na końcu artykułu.
piątek, stycznia 27, 2017
„Odnawialny” atom w błędnym kole
Autor: Grzegorz Wiśniewski 1 komentarze
sobota, stycznia 14, 2017
Czy naprawdę smogowi winne są kominki?
Mamy zimowy smog, fakt. Kluczowe pytanie dotyczy co jest rzeczywistą przyczyną i jak zaradzić. W tle tego pytania jest inne – kogo obwinić i na czym zarobić. W walce ze smogiem zdecydowałem stanąć po stronie kominka, głównie z powodu słabości zarówno dowodów na jego winę jak i praktycznie dostępnych rozwiązań alternatywnych i substytutów.
Dlatego z pewną nieśmiałością wracam do sprawy kominków domowych na drewno, które w efekcie nazbyt powierzchownej oceny też znalazły się pod pręgierzem społecznej rewolucji antysmogowej, która jak każda rewolucja ma skłonność do lekkiej przesady. Mimo niesprzyjających okoliczności i nastrojów chciałbym stanąć w obronie kominków.
Pomiar wykazał, że norma na całodobowy (nie chwilowym bo takiej nie ma) dopuszczalny -50 µg/m3 poziom zapylenia (PM10) w pokoju z kominkiem była kilkukrotnie okresowo przekraczana. Pochwalić wypada pomysł, że dobry bo pokazuje wprost ze nie tylko sąsiadom, ale i sobie możemy bezpośrednio szkodzić. A to znacznie lepiej działa na nasze poczucie odpowiedzialności niż świadomość że emitując CO2 stanowimy zagrożenie dla całego świata (wtedy bowiem ono się rozkłada na miliardy mieszkańców globu, a my prywatyzujemy doraźne zyski np. z nieponoszenia kosztów ochrony środowiska, a kosztami obciążamy dokładnie wszystkich). Dodam też, że doceniam podzielenie się wynikami nawet wyrywkowych pomiarów zapylenia udokumentowanych na filmie. Nie widziałem tego typu badań robionych przez zawodowych kominiarzy czy państwowe służby ochrony środowiska, a nawet szerszych badań (większa próba losowa i długookresowych) wykonywanych przez ośrodki naukowe. Naukowcy wolą pracować dla energetyki zawodowej bo ona płaci jak ma interes, a wtedy państwo dopłaca, gdy tymczasem Kowalski nie zapłaci, a państwo nie ma bezpośredniego interesu aby pokazać, że słabo działa.
- Źródłem emisji pyłów nie jest tylko samo palenisko. Jest nim także tzw. sucha destylacja kurzu, która powstaje przy ogrzewaniu wysokotemperaturowymi grzejnikami np. elektrycznymi, wywołując konwencyjną cyrkulację kurzu obecnego w pomieszczeniu i u wielu reakcje alergiczne. Nie można zatem wyciągać wniosków z badania emisji pyłu z kominka nie porównując go z emisją w pokoju ogrzewanym w inny sposób
- Kominki są użytkowane zazwyczaj tylko kilka godzin na dobę, a czasami tylko w szczytach zapotrzebowania na ciepło (siarczyste mrozy, gdy jest bardzo dobre spalanie i gdy właściciel kominka odciąża przeciążone w takich momentach w Polsce systemy elektroenergetyczny, gazowniczy czy ciepłowniczy). Nie można wyników chwilowego pomiaru zestawiać z normami dobowymi. Poza tym rozpalane okazjonalnie (zamiast kominków) szczytowe źródła elektrowni i ciepłowni też silnie kopcą.
- Nie można wyciągać wniosków z badania kominka bez wcześniejszego badania jakości spalanego drewna. Nie chodzi tylko o to czy jest to drewno suche, ale czy jest to drewno liściaste i czy nie ma np. zanieczyszczeń i pleśni (np. na korze, drewno pozajakościowe). W wywiadzie była też mowa o tym, że w jednym z eksperymentów spalane było nie czyste suche drewno liściaste ale brykiety drzewne niewiadomego pochodzenia (wiemy jak zanieczyszczeniami może różnić się czysta szynka parmeńska od przemysłowo robionej kiełbasy lub pasztetu)
- Jest też pytanie o alternatywę w postaci np. kotła węglowego. Jeżeli chodzi o kwestie ekologiczne to nie doświadczyłem (choć nie wykluczam) aby właściciele komików spalali w nich (w swoich pokojach dziennych) np. obuwie gumowe, odpady z warsztatu czy pety (takie rzeczy widziałem niestety w domowych kotłowniach węglowych), ale jeśli chodzi o niezależność ekonomiczną od monopoli i lokalne (samodzielnie, bez pomocy państwa zapewniane) bezpieczeństwo energetyczne to co możne pobić drewno jako paliwo w sytuacjach ekstremalnych?
- Kominek dla nas ludzi gromadzących się od tysięcy lat wokół żywego ognia, pełni taką rolę tak jak świeca i wieczorna lampka czerwonego wina (też uchodzącego za szkodliwe) przy wspólnej kolacji z bliskimi osobami. Nie wzięcie aspektów społecznych nie jest błędem przy pomiarach, ale -przy zbyt daleko idących rekomendacjach- tak.
Autor: Grzegorz Wiśniewski 13 komentarze
niedziela, stycznia 08, 2017
Pierwsza aukcja na energię z OZE i co z niej wynika
Pierwsza aukcja na wsparcie odnawialnych źródeł energii
została rozstrzygnięta. Rząd zamierzał kontraktować energię z czterech koszyków
aukcyjnych. W przeprowadzonej w piątek, 30 grudnia aukcji OZE za ważne uznano aukcje
w trzech koszykach wyłącznie dla źródeł o mocy poniżej 1 MW, w których wsparcie
ma dostać 140 projektów, głównie istniejące biogazownie rolnicze (7 projektów) i
małe elektrownie wodne (49 projektów), a z nowych źródeł - słoneczne instalacje
fotowoltaiczne i pojedyncze wiatraki (łącznie 84 projekty).
Nawet jak na test, to relacja efektów do nakładów (środków i straconego czasu) jest wysoce niekorzystna. A gdzie są dodatkowe korzyści: tworzenie perspektywy rynku dla innowacji, wprowadzanie technologii nieobecnych dotąd na rynku, wsparcie dla działań, które mogą zaprocentować w długoterminowym horyzoncie czasowym?
Cieszą 84 projekty fotowoltaiczne i małe wiatrowe w tajemniczym koszyku aukcyjnym „inne”. Uzyskane ceny są wyższe niż w ostatnich aukcjach w Niemczech ale koszty (podatkowe, finansowe i technologiczne) też są wyższe. Z listy skutecznych oferentów (firmy prywatne) można wyczytać, że sektor fotowoltaiczny w sposobie działania upodabnia się do sektora wiatrowego z lat 2006-2012. Projekty przygotowują deweloperzy i oni występują o wsparcie , a następnie albo sami stają się inwestorami albo sprzedają gotowe projekty inwestorom. Informacja publiczna podana przez URE jest bardzo uboga (brak informacji o rodzajach projektów i skali pomocy publicznej, a szkoda, bo wtedy część rynku nie zna pasma realnych kosztów), ale w oparciu o istniejące dane można się obawiać czy wszystkie projekty zostaną zrealizowane. Niepokoić może przyjęty niski współczynnik degradacji wydajności ogniw fotowoltaicznych w kolejnych latach, przy stosunkowo niskich cenach za energię (zapewne jest to skutek przyjęcia niskich nakładów inwestycyjnych - niższych niż mogą byc wymagane w systemie obowiązkowych corocznych kontyngentów energii) oraz widoczne wyhamowanie tempa spadku kosztów systemów fotowoltaicznych. System aukcyjny może stanowić też problem dla polskich producentów modułów. Dopiero za kilka lat może okazać się, czy inwestycje, które aukcję wygrały, faktycznie dostarczą zadeklarowaną ilość energii i tym samym wniosą oczekiwany wkład w cele na rok 2020 i czy analogicznie do sektora wiatrowego projekty ostatecznie nie trafią po zaniżonej cenie w ręce państwowych koncernów.
Pilnego i pogłębionego przeglądu i weryfikacji danymi z aukcji testowej oraz kompleksowej oceny wymaga cała ustawa o OZE wraz z rozporządzeniami i projektami rozporządzeń dotyczących systemu aukcyjnego. Powinna to być otwarta, przejrzysta weryfikacja w oparciu o ankietę wspartą niezależną analizą i szerszymi konsultacjami społecznymi. Nie da się tego właściwie zrobić, bez jednoczesnej dyskusji nad miksem energetycznym 2020-2040 i bez rzetelnej oceny skutków regulacji. W interesie Ministerstwa Energii i jakości pozyskanej wiedzy jest to, aby aukcję testową wykorzystać do poprawy regulacji w sektorze OZE i aby nie była to kolejna akcja marketingowa i PR obliczony na uzasadnienie wcześniej podjętych decyzji.
Autor: Grzegorz Wiśniewski 7 komentarze