Opublikowanie projektu
ustawy o OZE wraz z tzw. ustawą wprowadzającą do całego trójpaku ustaw
energetycznych zbiegło się czasowo z prezentacją wizji rozwoju energetyki (i
szerzej gospodarki) zaprezentowanej w II expose Premiera.
I … zazgrzytało, zwłaszcza że mówił o przyszlości gospodarki, miejscach pracy i UE.
Nie tylko dlatego że o
ustawie o OZE (wykorzystanie olbrzymich krajowych niewyczerpalnych zasobów energii) premier nie wspominał a np. o projekcie ustawy
o gazie łupkowym (wiadomo że albo jest albo go nie ma) owszem.
Nie był łaskaw podkreślić,
że (zgodnie z OSR projektu ustawy o OZE) utworzy ona 80 tys. nowych miejsc
pracy (głownie w MŚP, czyli w całym kraju) , ale łatwo ogólnikowo stwierdził wielkie przedsięwzięcia energetyczne
angażujące pracę tysięcy i dziesiątek tysięcy ludzi i że jego program
zainwestowania 60 mld zł w energetykę
węglową i w gaz łupkowy za pośrednictwem państwowych spółek energetycznych będzie także przekładał się na konkretne
miejsca pracy już od roku 2013. Mało to
konkretne i mało wiarygodne, tym bardziej że zatrudnienie w energetyce węglowej
spadnie a w sektorze gazowym będzie, po etapie wiercenia kolejnych odwiertów,
bardzo trudno o trwałe miejsca pracy (wszystkie wyliczenia w tym obszarze są
obecnie zwyczajnie naciągane i podszyte politycznym chciejstwem).
Warto się przyjrzeć w jakie
to przyszłościowe (tak Premier wprost mówi o łupkach) obszary gospodarki, a w szczególności energetyki i rząd chce
inwestować . Chodzi tu m.in. o: budowę
bloków energetycznych (głownie PGE, Tauron i Enea) w Turowie, w Opolu, w Puławach, w Blachowni, w Stalowej
Woli, w Jaworznie, w Kozienicach, we Włocławku, kontynuację budowy terminalu gazowego, gazociągów, magazynów
na gaz i obowiązkowych wręcz inwestycji spółek skarbu państw a (PGNiG, Orlenu,
Lotosu, KGHM) w łupki. Premier i wtórujący mu dwaj ministrowie (skarbu i finansów; znamienny to tandem) twierdzą,
że inwestycje w energetykę, łupki (też drogi i kolej) oraz program BGK
"Inwestycje Polski" (spółka ma być zasilona środkami skarbu państwa, głównie udziałami w spółkach energetycznych i surowcowych) pochłoną 228 mld zł, z tego sama energetyka ma pochłonąć 60 mld zł. Większość
osób choć trochę zaznajomionych z tematem raczej nie będzie miała wątpliwości
z odpowiedzią na pytanie czy chcemy inwestować w nowoczesną, czy tym bardziej zieloną energetykę.
Skala i przedmiot przedsięwzięć realizowanych
prawie dosłownie przez rząd (za pomocą spółek skarbu
państwa w trybie nakazowo-rozdzielczym) przypomina wielkie budowy socjalizmu i
z pewnością parę firm (zarządów, rad nadzorczych itp.) marzy aby znowu na takie
budowy się załapać. Oderwany od realiów rynkowych oraz jakiekolwiek głębszej logiki rozwojowej pomysł na wydatkowanie (w różnej formie; udziałów, poręczeń itp. ) skromnych w sumie środków publicznych na najdroższą energetykę węglową która nie ma przyszłości oraz (póki co) marzenia z krainy łupków to tylko część problemu. Źródła finansowania to drugi problem.
Premier i
szef resortu finansów potwierdzają zapowiedź z pierwszego expose, że
w latach 2014-2020 Polska spodziewa się otrzymać na inwestycje 300 mld zł z
Unii Europejskiej. Jako źródła finansowania projektów inwestycyjnych premier i minister
finansów wskazują: budżet państwa - 15
proc., przedsiębiorstwa prywatne i państwowe - 13 proc., instytucje finansowe -
16 proc., środki z UE - 39 proc. (plus współfinansowanie - 17 proc.).
Oznacza to, że rząd chce na nienowoczesną, drogą i z pewnością nie zieloną
energetykę oraz wydać prawie …90 mld (228 x 0,39) zł z budżetu UE. I tu chyba wyliczenia ministra finansów zaczynają
już nawet arytmetycznie odbiegać od realiów.
Struktura
budżetu całej polityki spójności UE na lata 2014-2020 (wg założeń Komisji Europejskiej 336 mld euro)
przedstawia się bowiem tak:
- Regiony celu konwergencji – 162,6 mld euro
- Regiony przejściowe – 39 mld euro
- Regiony celu
konkurencyjności – 53,1 mld euro
- Współpraca terytorialna – 11,7 mld euro
- Fundusz Spójności – 68,7 mld euro
- Regiony ultraperyferyjne i o niskiej gęstości
zaludnienia – 0,9 mld euro
z czego wszystkie pozycje (w
najmniejszym stopniu poz. 5, co nie znaczy że na elektrownie węglowe) są to tzw. inwestycje zielonej, innowacyjnej
gospodarki i tylko takie będą finansowane.
W szczególności jest tu konieczność wydatkowani określonych kwot na energetykę
odnawialna i efektywność energetyczną (tzw. warunkowość pozyskania środków,
która wymaga m.in. wdrożenia dyrektywy o
OZE i uchwalenia ustawy o OZE). Jakim sposobem czy cudem rząd chce wyciągnąć te
środki na inwestycje infrastrukturalne typu realnego socjalizmu Premier nie powiedział. Wszak
proponuje działania będące w sprzeczności z fundamentalną zasadą polityki spójności UE, bo chce wesprzeć kilka firm i kilka miast, które i tak są bogate i dalej brnie w wielkie inwestycje infrastrukturalne, za którymi nie ma rynku i szerszych korzyści. Ta koncepcja lepiej lub gorzej zadziałała w okresie 2007-2013, ale teraz jest inaczej. Wydaje się oczywistym, że rząd ma plan aby dofinansować państwowe i
nieinnowacyjne molochy z funduszy UE, gdyż walczył w tym roku w Brukseli aby zmienić propozycje Komisji Europejskiej (KE) z czerwca ub. roku aby ich beneficjentami mogły się stać duże przedsiębiorstwa
(KE proponowała, aby były to tylko MŚP). Ale celów zasadniczych perspektyw 2014-2020 i "zieloności" i innowacyjności budżetu
UE nie zmieni, bo to już jest przesądzone. Nie może być bowiem zgody na transfer środków UE do realizujących
de facto antyunijną politykę spółek skarbu państwa. Rząd zapowiada utworzenie ogromnej
spółki do której mają być przekazane udziały skarbu państwa , co z kolei ma stanowić zabezpieczenie
dla kredytów finansujących państwowe programy dla tychże spółek na „brudne”
inwestycje. Karkołomne to i podszyte zabiegiem księgowy (wirtualne środki publiczne i unijne i krajowe) ale myślenie typu „rząd się wyżywi” oraz "w tabelkach będzie się zgadzać" musiało prawdopodobnie
lec u podstaw analiz wykonanych na potrzeby exposé. Na osłodę bardziej w zgodzie z polityka UE, premier i minister finansów przedstawili
propozycję przeznaczenia 60 mld zł na linię kredytową BGK dla MSP (ale chodzi tu
raczej o kredyty obrotowe a nie
inwestycje, czy w szczególności zielone inwestycje), ale wygląda na to, że to już nie są "inwestycje polskie". Polskie są ponoć tylko inwestycje "państwa polskiego" (nb. Mariusz Szczygieł pisze, że w całej UE na granicach widać napisy typu: Czechy, Niemcy, Francja, a u wrót Polski widać tablice "Państwo Polskie"). Ale czy my, w przeciwieństwie np. do Niemców, mamy za mało węgla, centralizacji i monopolu w energetyce, czy mamy za dużo zielonej energii, czy w gospodarce sektor prywatny a w szczególności MŚP (zwłaszcza małe przedsiębiorstwa) i obywatele mają wystarczająco silną pozycję aby rząd dalej wspierał państwowe molochy?
Plany te sprawiają przygnebiające
wrażenie. Widziałem różne pakiety stymulujące
na czas kryzysu (tu rozumiem Premiera,
że próbuje działać), ale tak konserwatywny (sprawiający wrażenie chęci
nacjonalizacji gospodarki), zamknięty na
postęp oraz de facto cofający kraj w
rozwoju widzę po raz pierwszy. Chyba najcelniej skomentował expose red.
Witold Gadomski z Gazety Wyborczej (dodam, bynajmniej nie zwolennik zielonej
gospodarki). Napisał tak: pomysł (inwestycje
spółek skarbu państwa) jest niebezpieczny z kilku powodów; (...) stworzony zostanie kolejny moloch, zarządzany
według politycznego klucza. Tego rodzaju państwowe molochy na całym świecie są
mniej efektywne niż prywatne spółki. Potrafią wydawać pieniądze, ale nie potrafią
ich zarabiać. Państwowy moloch będzie konkurował z kapitałem prywatnym, w tym
zagranicznym, korzystając ze wsparcia państwa i państwowych regulacji. Prywatni
przedsiębiorcy wobec nieuczciwej konkurencji i po prostu wycofają się z
obszarów, zajmowanych przez państwo - w tym z energetyki.
Premier nie wspomniał o tym, jak przyciągać kapitał
zagraniczny czy prywatny, jak pobudzać inwestycje prywatnych firm i obywateli ,
w tym np. w OZE i energetykę prosumecką. Wszak inwestycje w sektor OZE do 2020
roku to niemalże 90 mld zł. Wg Premiera będzie lepiej jak w stare i wątpliwe technologie
inwestować będzie państwowy moloch, a zadania dla niego wyznaczą odpowiedni
ministrowie. Pomysły gospodarcze w gruncie rzeczy niewiele różnią się od pomysłów
PIS. Obie partie mówią dzisiaj jednym głosem - więcej państwa, jak kąśliwie zauważa też Gadomski. Źle to wróży dla gospodarki, w szczególności tej
zielonej, zła to wiadomość dla energetyki odnawialnej i innowacyjnej gospodarki.
W sensie gospodarczym premier nie wykorzystał expose jako okazji do zmobilizowania ludzi; powiedział, że za nich rząd (i partia) sprawę załatwi (za domniemane unijne pieniądze), a krąg jego doradców zamyka się coraz bardziej do interesariuszy firm państwowych (typowy atrybut partii władzy). Drugie w tej kadencji expose premiera Tuska jest dla
OZE jeszcze mniej budujące niż pierwsze – por. wpis na odnawialnym i
zarówno u Tuska jak i Kaczyńskiego nie ma już nawet śladu z toflerowskiej trzeciej fali . Wracamy do drugiej fali, czyli epoki węgla
i stali. Choć od tego właśnie zaczęły się ponad 60 lat temu i UE i realny socjalizm w Polsce i
można te wydarzenia celebrować, to jednak Premier chyba odrobinę przesadził . "Na szczęście"
wyliczenia ministra finansów sprawiają wrażenie mało wiarygodnych jeśli
chodzi o pozyskanie finansowania z UE. Jest nadzieja na to, że z ew. kryzysu
będziemy wychodzić uruchamiając olbrzymie
rezerwy przedsiębiorczości tkwiące w
ludziach i prywatnych firmach i ze wsparciem środków UE (tu, już zgodnie z ich przeznaczeniem) zaczniemy w końcu
budować nowoczesną, zieloną gospodarkę, a nie pompować ostatni grosz i robić dobrze kilku molochom i
rzeszy dobrze opłacanych (vide ministerstwo skarbu) urzędników państwowych i ich rodzin.