sobota, października 13, 2012

II expose Premiera: wielkie inwestycje typu socjalistycznego w XIX wieczny model energetyki za unijne pieniądze?

Opublikowanie projektu ustawy o OZE wraz z tzw. ustawą wprowadzającą do całego trójpaku ustaw energetycznych zbiegło się czasowo z prezentacją wizji rozwoju energetyki (i szerzej gospodarki) zaprezentowanej w II expose Premiera. I … zazgrzytało, zwłaszcza że mówił o przyszlości gospodarki, miejscach pracy i UE.


Nie tylko dlatego że o ustawie o OZE (wykorzystanie olbrzymich krajowych niewyczerpalnych  zasobów energii)  premier nie wspominał a np. o projekcie ustawy o gazie łupkowym (wiadomo że albo jest albo go nie ma) owszem.
Nie był łaskaw podkreślić, że (zgodnie z OSR projektu ustawy o OZE) utworzy ona 80 tys. nowych miejsc pracy (głownie w MŚP, czyli w całym kraju) , ale łatwo ogólnikowo stwierdził wielkie przedsięwzięcia energetyczne angażujące pracę tysięcy i dziesiątek tysięcy ludzi i że jego program zainwestowania  60 mld zł w energetykę węglową i w gaz łupkowy za pośrednictwem państwowych spółek energetycznych  będzie także przekładał się na konkretne miejsca pracy już od roku 2013.  Mało to konkretne i mało wiarygodne, tym bardziej że zatrudnienie w energetyce węglowej spadnie  a w sektorze gazowym  będzie, po etapie wiercenia kolejnych odwiertów, bardzo trudno o trwałe miejsca pracy (wszystkie wyliczenia w tym obszarze są obecnie zwyczajnie naciągane i podszyte politycznym chciejstwem).


Warto się przyjrzeć w jakie to przyszłościowe (tak Premier wprost mówi o  łupkach)  obszary gospodarki, a w szczególności energetyki i rząd chce inwestować .  Chodzi tu m.in. o: budowę bloków energetycznych (głownie PGE, Tauron i Enea)  w Turowie, w Opolu, w Puławach, w Blachowni, w Stalowej Woli, w Jaworznie, w Kozienicach, we Włocławku, kontynuację  budowy terminalu gazowego, gazociągów, magazynów na gaz i obowiązkowych wręcz inwestycji spółek skarbu państw a (PGNiG, Orlenu, Lotosu,  KGHM) w łupki.  Premier i wtórujący mu dwaj ministrowie   (skarbu i finansów; znamienny to tandem) twierdzą, że inwestycje w energetykę, łupki (też drogi i kolej) oraz program BGK "Inwestycje Polski" (spółka ma być zasilona środkami skarbu państwa, głównie udziałami w spółkach energetycznych i surowcowych)  pochłoną 228 mld zł, z tego sama energetyka  ma pochłonąć 60 mld zł.  Większość  osób choć trochę zaznajomionych z tematem raczej nie będzie miała wątpliwości z odpowiedzią na pytanie czy chcemy inwestować w nowoczesną, czy tym bardziej zieloną energetykę.  Skala i przedmiot przedsięwzięć realizowanych prawie dosłownie przez rząd (za pomocą  spółek skarbu państwa w trybie nakazowo-rozdzielczym) przypomina wielkie budowy socjalizmu i z pewnością parę firm (zarządów, rad nadzorczych itp.) marzy aby znowu na takie budowy się załapać. Oderwany od realiów rynkowych oraz jakiekolwiek głębszej logiki rozwojowej pomysł na wydatkowanie (w różnej formie; udziałów, poręczeń itp. ) skromnych w sumie środków publicznych na najdroższą energetykę węglową która nie ma przyszłości oraz (póki co) marzenia z krainy łupków to tylko część problemu. Źródła finansowania to drugi problem.

Premier i szef  resortu finansów  potwierdzają zapowiedź z pierwszego expose, że w latach 2014-2020 Polska spodziewa się otrzymać na inwestycje 300 mld zł z Unii Europejskiej. Jako źródła finansowania projektów inwestycyjnych premier i minister finansów  wskazują: budżet państwa - 15 proc., przedsiębiorstwa prywatne i państwowe - 13 proc., instytucje finansowe - 16 proc., środki z UE - 39 proc. (plus współfinansowanie  - 17 proc.).  Oznacza to, że rząd chce na nienowoczesną, drogą i z pewnością nie zieloną energetykę oraz wydać prawie  …90 mld  (228 x 0,39) zł  z budżetu UE.  I tu chyba wyliczenia ministra finansów zaczynają już nawet arytmetycznie odbiegać od realiów.
Struktura budżetu całej polityki spójności UE na lata  2014-2020 (wg założeń Komisji Europejskiej 336 mld euro) przedstawia się bowiem tak:
  1. Regiony celu konwergencji – 162,6 mld euro
  2. Regiony przejściowe – 39 mld euro
  3. Regiony celu konkurencyjności – 53,1 mld euro
  4. Współpraca terytorialna – 11,7 mld euro
  5. Fundusz Spójności – 68,7 mld euro
  6.  Regiony ultraperyferyjne i o niskiej gęstości zaludnienia – 0,9 mld euro
z czego wszystkie pozycje (w najmniejszym stopniu poz. 5, co nie znaczy że na elektrownie węglowe) są to tzw. inwestycje zielonej, innowacyjnej gospodarki  i tylko takie będą finansowane. W szczególności jest tu konieczność wydatkowani określonych kwot na energetykę odnawialna i efektywność energetyczną (tzw. warunkowość pozyskania środków, która wymaga  m.in. wdrożenia dyrektywy o OZE i uchwalenia ustawy o OZE). Jakim sposobem czy cudem rząd chce wyciągnąć te środki na inwestycje infrastrukturalne typu realnego socjalizmu Premier nie powiedział. Wszak proponuje działania będące w sprzeczności z fundamentalną zasadą polityki spójności UE, bo chce wesprzeć kilka firm i kilka miast, które i tak są bogate i dalej brnie w wielkie inwestycje infrastrukturalne, za którymi nie ma rynku i szerszych korzyści. Ta koncepcja lepiej lub gorzej zadziałała w okresie 2007-2013, ale teraz jest inaczej. Wydaje się oczywistym,  że rząd ma plan aby dofinansować państwowe i nieinnowacyjne molochy z funduszy UE, gdyż walczył w tym roku w Brukseli aby zmienić  propozycje Komisji Europejskiej (KE) z czerwca ub. roku  aby ich beneficjentami mogły się stać duże przedsiębiorstwa (KE proponowała, aby były to tylko MŚP). Ale celów zasadniczych perspektyw 2014-2020 i "zieloności" i innowacyjności budżetu UE nie zmieni, bo to już jest przesądzone. Nie może być bowiem zgody na transfer środków UE do realizujących de facto antyunijną politykę spółek skarbu państwa. Rząd zapowiada utworzenie ogromnej  spółki do której mają być przekazane udziały skarbu państwa , co z kolei ma stanowić zabezpieczenie dla kredytów finansujących państwowe programy dla tychże spółek na „brudne” inwestycje. Karkołomne to i podszyte zabiegiem księgowy (wirtualne środki publiczne i unijne i krajowe) ale myślenie  typu „rząd się wyżywi” oraz "w tabelkach będzie się zgadzać" musiało prawdopodobnie lec u podstaw analiz wykonanych na potrzeby exposé.  Na osłodę bardziej w zgodzie z polityka UE,  premier i minister finansów przedstawili propozycję przeznaczenia 60 mld zł na linię kredytową BGK dla MSP (ale chodzi tu raczej o  kredyty obrotowe a nie inwestycje, czy w szczególności zielone inwestycje), ale wygląda na to, że to już nie są "inwestycje polskie". Polskie są ponoć tylko  inwestycje "państwa polskiego" (nb. Mariusz Szczygieł pisze, że w całej UE na granicach widać napisy typu: Czechy, Niemcy, Francja, a u wrót Polski widać tablice "Państwo Polskie"). Ale czy my, w przeciwieństwie np. do Niemców, mamy za mało węgla, centralizacji  i  monopolu w energetyce, czy mamy za dużo zielonej energii, czy w gospodarce sektor prywatny a w szczególności  MŚP (zwłaszcza małe przedsiębiorstwa) i obywatele mają wystarczająco silną pozycję aby rząd dalej wspierał państwowe molochy?

Plany te sprawiają przygnebiające wrażenie. Widziałem  różne pakiety stymulujące na czas kryzysu (tu rozumiem  Premiera, że próbuje działać), ale tak konserwatywny (sprawiający wrażenie chęci nacjonalizacji gospodarki), zamknięty  na postęp oraz de facto  cofający kraj w rozwoju  widzę po raz pierwszy.  Chyba najcelniej skomentował expose red. Witold Gadomski z Gazety Wyborczej (dodam, bynajmniej nie zwolennik zielonej gospodarki). Napisał tak: pomysł (inwestycje spółek skarbu państwa) jest niebezpieczny z kilku powodów;  (...) stworzony zostanie kolejny moloch, zarządzany według politycznego klucza. Tego rodzaju państwowe molochy na całym świecie są mniej efektywne niż prywatne spółki. Potrafią wydawać pieniądze, ale nie potrafią ich zarabiać. Państwowy moloch będzie konkurował z kapitałem prywatnym, w tym zagranicznym, korzystając ze wsparcia państwa i państwowych regulacji. Prywatni przedsiębiorcy wobec nieuczciwej konkurencji i po prostu wycofają się z obszarów, zajmowanych przez państwo - w tym z energetyki.

Premier nie  wspomniał o tym, jak przyciągać kapitał zagraniczny czy prywatny, jak pobudzać inwestycje prywatnych firm i obywateli , w tym np. w OZE i energetykę prosumecką. Wszak inwestycje w sektor OZE do 2020 roku to niemalże 90 mld zł. Wg Premiera będzie lepiej jak w stare i wątpliwe technologie inwestować będzie państwowy moloch, a zadania dla niego wyznaczą odpowiedni ministrowie. Pomysły gospodarcze w gruncie rzeczy niewiele różnią się od pomysłów PIS. Obie partie mówią dzisiaj jednym głosem  - więcej państwa, jak kąśliwie zauważa też Gadomski.  Źle to wróży dla gospodarki, w szczególności tej zielonej, zła to wiadomość dla energetyki odnawialnej i innowacyjnej gospodarki.  

W sensie gospodarczym premier nie wykorzystał expose jako okazji do zmobilizowania ludzi; powiedział, że za nich  rząd (i partia) sprawę załatwi (za domniemane unijne pieniądze), a krąg jego doradców zamyka się coraz bardziej do interesariuszy firm państwowych (typowy atrybut partii władzy).  Drugie w tej kadencji expose premiera Tuska jest dla OZE jeszcze mniej budujące niż pierwsze – por. wpis na odnawialnym  i zarówno u Tuska jak i Kaczyńskiego nie ma już nawet śladu z toflerowskiej trzeciej fali  . Wracamy do drugiej fali, czyli epoki węgla i stali.  Choć  od tego właśnie zaczęły się ponad  60 lat temu i UE i realny socjalizm w Polsce i można  te wydarzenia celebrować, to  jednak Premier chyba odrobinę przesadził . "Na szczęście" wyliczenia ministra finansów sprawiają wrażenie mało wiarygodnych jeśli chodzi o pozyskanie finansowania z UE. Jest nadzieja na to, że z ew. kryzysu będziemy wychodzić  uruchamiając olbrzymie rezerwy przedsiębiorczości  tkwiące w ludziach i prywatnych firmach i ze wsparciem środków UE (tu, już zgodnie z ich przeznaczeniem) zaczniemy w końcu budować nowoczesną, zieloną gospodarkę, a nie pompować ostatni grosz i robić dobrze kilku molochom i rzeszy dobrze opłacanych (vide ministerstwo skarbu) urzędników państwowych i ich rodzin.