W coraz bardziej skomplikowanym obszarze jakim stała się
energetyka, niewiele już dają jednozdaniowe ćwierknięcia na Twitterze,
trzyzdaniowe komunikaty na Fejsbuku czy trzyakapitowe wpisy blogowe, bo nie ma
już prostych rozwiązań ani prostych recept na nasze współczesne problemy. Medialna
energetyka i efektowne bezkontekstowe memy to nawet nie informacja, a od samej informacji
daleko jeszcze do wiedzy. Powierzchowne slogany jakie docierają do nas nieustannie i mimowolnie, nie dają
okazji do dłuższej koncentracji uwagi na istocie, a bez tego, żadnego istotnego problemu nie
da zrozumieć. Łatwe, proste, szybkie figury retoryczne i z pozoru prawdziwe slogany stają się i wirusem i nałogiem wzmacniającym medialny ping-pong. To dlatego profesor Ewa Łętowska mówi, ze jak już szukać okazji do analizy
poważniejszych problemów (a takich w energetyce nie brakuje) i czytać - to tylko grube książki.
Po taką
wakacyjną lekturę sięgnąłem. Pod krótkim, wymownym tytułem „Blackout” kryje się
wydany w Polsce w tym roku, niemalże 800 stronicowy, dobrze udokumentowany
thriller naukowy Marc'a Elsberga o totalnej awarii europejskiej sieci
energetycznej (ok. 70% obszaru) spowodowanej atakiem terrorystycznym na współczesną
infrastrukturę informatyczną i energetyczną. Opis dwu tygodni katastrofy - od
moment ataku na elektrownie i sieci do momentu stopniowego podnoszenia sieci - osadzony
jest we realiach („tu i teraz”) technologii i polityki energetycznej UE oraz w
realiach społecznych i biznesowych. Konieczne
w tym przypadku 2-3 dni na lekturę pozwalają na prześledzenie niemalże w czasie
rzeczywistym okoliczności w jakich przebiega (przebiegać może) stan braku prądu
na dużym obszarze cywilizacji zachodniej, ale też daje okazje do szerszych
refleksji o chwiejnej (pozornej) stabilności systemu energetycznego i iluzoryczności budowanego
na nim systemu społeczno-gospodarczego, także w odniesieniu do Polski.
Przytoczę tylko kilka przykładowych problemów
poruszanych (prowokowanych) przez Elsberga, które (choć książka jest fikcją i
nie może zastąpić fachowej analizy) mogą
dać asumpt do szerszej (także z większym udziałem społeczeństwa) debaty
publicznej nt. energetyki. Jakie tezy postawione w książce poruszają najbardziej, które z nich mogą
być przyczynkiem do rozważań np.
politycznych oraz punktem wyjścia do fachowej krytyki i które z nich mogą najbardziej zainteresować polskiego czytelnika?
Scentralizowane systemy energetyczne (jednostki wytwórcze
centralnie sterowane) oraz sieć energetyczna (stacje, transformatory) to wprost
wymarzony obiekt cyberataku i sabotażu. W posłowiu Elsberg zastrzega się nawet, że z
uwagi na to, że nie chciał dostarczać nikomu wskazówek do przeprowadzenia
ataku i dlatego pewne wrażliwe dane techniczne
pominął lub pozmieniał.
Ryzyko skutecznego (paraliżującego) ataku rośnie wraz z działem elektrowni jądrowych w
systemie oraz z wprowadzeniem w dotychczasowy system technologii ICT, takich jak
coraz bardziej złożone i bardziej zintegrowane systemy sterowania pracą
elektrowni (SCADA) czy np. liczniki inteligentne u odbiorców energii, które
stosunkowo łatwo (zasadnicza teza książki) zainfekować wirusami i za pomocą
których osoby niepożądane mogą stosunkowo
łatwo przejmować sterowanie całymi obszarami sieci. I nie muszą stać za
tym mocarstwa, ani nawet specjalnie duże
pieniądze. Minimum zasobów użytych przez niezadowolonych (takich obecnie
nigdzie nie brakuje) celowo i w złej wierze może przynieść niewyobrażalne
straty.
Współczesny system energetyczny w wersji scentralizowanej
wymaga coraz większej liczby systemów awaryjnego zasilania, obejść i
zabezpieczeń. Na tym jednak, niestety w
pierwszej kolejności, korporacje energetyczne najchętniej oszczędzają, często
nie informując opinii społecznej o
wzroście ryzyka, a państwa nie przygotowują odbiorców energii i instytucji do działań mitygacyjnych oraz do działań
adaptacyjnych- już na okoliczność katastrofy. Klasyczna wręcz to teza we
współczesnym świecie, temat sporów politycznych w energetyce i głównych wątków książek
katastroficznych. Problem, który ujawnił się nieoczekiwanie i niezwykle jaskrawie
w przypadku katastrofy elektrowni jądrowej
w Fukushimie i który wychodzi na jaw w przypadku lokalnych blackoutów, staje się w narracji Elsberga także zmorą europejskich
systemów energetycznych. Wielcy wytwórcy i dostawcy energii w
Europie dramatycznie szybko tracą konkurencyjność (nie tracąc wpływów
politycznych) i albo z konieczności albo z chciwości oszczędzają kosztem
bezpieczeństwa.
Elsberg nie formułuje pomysłu, ani tym bardziej nie podaje
przepisu jak zapobiec katastrofie wielkoobszarowego blackoutu, który
bezpośrednio dotknie setek milionów ludzi i którym zgodnie zarówno ze zwykłą
teoria prawdopodobieństwa jak i tzw. zdrowym rozsądkiem wydaje się coraz
bardziej prawdopodobny. Ale pokazując niewyobrażalne skutki katastrofy podaje
mechanizmy które zwiększają prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy i sposoby,
które mogłyby ograniczyć dolegliwości.
Niech za niewyobrażalne skutki posłuży tylko jedna liczba –
milion bezpośrednich ofiar w ciągu zaledwie dwu tygodni, w efekcie m.in. braku
wody, żywności, lekarstw, ogrzewania, wzrostu przestępczości i mniejszych
lokalnych katastrof jako pochodnych tej zasadniczej. Elsbergowi nie chodzi o
statystykę, ale o pokazanie na przykładach konkretnych osób, rodzin, zbiorowości,
jak katastrofa dosłownie pełznie po Europie i pożera swoje ofiary.
Elsberg pokazuje że
źródłem problemów są relacje państwo-korporacje, a zapalnikiem nierówności
społeczne. Pośrednio skłania się ku najważniejszemu ustaleniu przez komisję
parlamentu japońskiego kluczowej przyczyny katastrofy w Fukushimie, którą nie
było wcale tsunami, ale brak kontroli i
zbyt bliskie związki pomiędzy politykami, a państwową firmą energetyczną TEPCO.
Elsberg pokazuje słabość pojedynczego państwa, a jednocześnie pokazuje to co się dzieje gdy państwo – tu z konieczności
- przestaje działać i wywiązywać, się ze swoich podstawowych zadań. To
przestroga dla części najbardziej „oburzonych” i antysystemowców, bo ich nie brakuje obecnie na
całym świecie i to środowiska wykształconych anypaństwowów stoją w thrillerze
za atakiem terrorystycznym. Autor nie oszczędza polityków i prezesów koncernów,
ale jednocześnie pokazuje dwa filary europejskiego bezpieczeństwa
energetycznego. Nie brakuje w Europie odpowiedzialnych urzędników (to bardziej
oni stanowią o sprawności służb państwowych, co pokazuje na najwyraźniej na
przykładzie Niemiec). Zwraca uwagę, że
solidarność unijna w momencie gdy do blackoutu dojdzie jest narażona na
partykularyzmy narodowe, ale jednocześnie podkreśla, że każde pojedyncze państwo w UE jest bezbronne wobec dobrze
przygotowanego jednoczesnego ataku na infrastrukturę energetyczną i telekomunikacyjną. Tylko
instytucje UE w tej sprawie mogą próbować zapobiegać atakowi i systemowo
zmniejszać rozmiary katastrofy. Solidarność polityczna i społeczna może
przetrwać bez prądu co najwyżej klika dni. Potem muszą być już (szybko) widoczne efekty
działań naprawczych, albo dochodzi do anarchii, przewrotów politycznych itp.
następstw wywracających dotychczasowy układ.
Poza olbrzymimi bezpośrednimi skutkami społecznymi blackout
niesie za sobą długotrwała katastrofę gospodarczą. Działa prawo podaży i popytu
(ceny skaczą wielokrotnie, przejściowo nasila się gospodarka wymienna), ale jak
pisze Elsberg nie ma ono nic wspólnego ze sprawiedliwością. Największe straty ponosi współczesne intensywne
rolnictwo (tracą takie kraje jak Polska), które po parutygodniowym blackoucie,
stratach w hodowli zwierząt i uprawach np. szklarniowych najdłużej trzeba podnosić, a to utrudnia
podniesienie całej sfery społeczno-gospodarczej. Na długo zamiera przemysł hutniczy,
cementowy, bankrutują małe i średnie
przedsiębiorstwa przemysłowe (olbrzymi cios w takie kraje jak Niemcy). Skutki
ekonomiczne dla Europy są znacznie gorsze niż skutki kryzysu gospodarczego
zapoczątkowanego w 2008 roku. Jednocześnie trudno sobie wyobrazić zgodę na
dalsze funkcjonowanie elektrowni
jądrowych. Elsberg wskazuje na 6 działających elektrowni europejskich jądrowych (i wspomina o paru zamkniętych „odstojnikach”,
które wymagają jednak chłodzenia) , w których w efekcie blackoutu i różnorodnych
problemów z podtrzymaniem zasilania systemów chłodzenia dochodzi do groźnych incydentów i
wybuchów, i na tym tle opisuje zachowania
i postawy społeczne.
Co pozwala przetrwać i łagodniej przywracać normalne
funkcjonowanie? Blackout opisany w książce przypada na okres zimowy, dlatego bohaterem w
energetyce jest … kominek na drewno. Szczęśliwi są ci nieliczni co mają
agregaty prądotwórcze na drewno (agregaty dieslowskie konfiskują służby
państwowe). Bohaterem w wodociągach jest własna studnia. O substytutach kanalizacji nie ma co pisać... Nic tak nie pozwala przetrwać
jak kilka kur swobodnego chowu w obejściu. W transporcie, przy braku dostaw
ropy, liczą się rowery. Okazuje się, że
kolej mająca własną trakcję elektryczną (niezależne zasilanie) jest zdolna
funkcjonować, choć problemem są dworce podłączone do sieci zewnętrznej
(mimowolnie przypomina się obecna polska dyskusja wokół prywatyzacji PKP
Energetyka, która też daje możliwość wydzielonego zasilania trakcji i
skorzystania systemów rezerwowego zasilania).
Bohaterem w systemie elektroenergetycznym są lokalne mikrosieci, zwłaszcza z
elektrowniami wodnymi, bo to one na tle pozbawionej światła Europie miejscami
działała jako tzw. wyspy energetyczne i to one służą do tzw. podnoszenia sieci i
dołączania kolejnych źródeł konwencjonalnych i odnawialnych (synchronizacji).
Okazuje się, że to co jest technicznie
najbardziej inteligentne, np. sieci, elektrownie,
czy pełne elektroniki domy, staje się
najszybciej bezużyteczne w obliczu blackoutu, a jednocześnie najbardziej
wrażliwe na akty sabotażu czy terroru. Szkoda, że w Europie
nie ma lokalnych sieci prądu stałego, mało
wyszukana technologia Edisona w takich warunkach wsparta systemami
fotowoltaicznymi i magazynami energii znacznie lepiej by się sprawdzała niż
geniusz Tesli z sieciami prądu zmiennego, także z inteligentnymi sieciami
energetycznymi. Przydałby się też powrót do idei lokalnego i regionalnego
bezpieczeństwa
energetycznego, o czym przypominałem
w
2009 na blogu „odnawialnym”, a troską krajowe bezpieczeństwo
energetyczne dobrze byłoby podzielić się z UE, także w ramach nakierowanej
ostatecznie na wewnętrzne bezpieczeństwo elektroenergetyczne „Unii
energetycznej” (
na
zasadność takiego podejścia wskazywałem tamże już ponad rok temu)
Polecam książkę, ale jeszcze bardziej o wykorzystanie
okazji i znalezienie czasu na własną refleksję w trakcie dłuższej lektury. Antypaństwowcy Elsberga, chcący poprzez opisany przez niego akt terroru przywrócić światu
„sprawiedliwość”, a w efekcie opacznego rozumienia i zabójczego zastosowania kantowskiego ''niebo
gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie'', sądzili że świat może się
zmienić na lepsze (siłami niezadowolonych) dopiero po wielkich katastrofach. Doprawdy
trudno, wobec ogromu zniszczeń i tragedii, z takim rozumieniem myśli wielkiego filozofa
w realnym świecie się zgodzić. Ale czy jednak na pewno, w celu modernizacji
polskiej energetyki i obudzenia kraju ze snu o ciągłych i tanich dostawach z
obecnego systemu „ciepłej wody w kranie i energii elektrycznej w gniazdku”, nie przydałby się nam jednak jakiś mały blackout (po tym szybko zapomnianym
szczecińskim z 2008 roku) i praktyczna weryfikacja
wyobrażeń Elsberga na ograniczoną skalę i przy ograniczonej uciążliwości? Tak
jak Elsberg w posłowiu swojej książki, nie dostarczam nikomu uzasadnienia do sabotażu
czy strajku, tylko zastanawiam się co można zrobić, aby odwirusować umysły i uniknąć jednego
i drugiego.