Tak można podsumować w
ywiad Janusza Pilitowskiego, dyrektora
Departamentu Energii Odnawialnej (DEO) w Ministerstwie Gospodarki udzielony
tydzień temu dziennikowi Rzeczpospolita. O dziwo nie
jest to westchnienie ulgi
z powodu uchwalenia ustawy o OZE, która – w szczególności jej prorozwojowa
cześć prosumencka -
jest w końcu koronnym
uzasadnieniem dla istnienia takiej jednostki jak DEO, wręcz przeciwnie - jest
to lista mało konstruktywnych narzekań. Skoro jednak OZE zależą coraz bardziej
nie tylko od polityki ale i od administracji (zwłaszcza teraz, po uchwaleniu
ustawy, która bardzo wiele istotnych kwestii pozostawia do rozstrzygnięcia na
poziomie rządu), nad
niewątpliwie
przeciążonego pracą
(choć źle
ukierunkowaną)
westchniecie urzędnika odpowiadającego
za OZE warto się pochylić.
Mam nadzieję,
że
ta refleksja może posłużyć ponownemu pojednaniu
się całego Ministerstwa Gospodarki i energetyki prosumenckiej.
Przyjęcie przez Sejm i podpisanie przez Prezydenta ustawy o
OZE z tzw. poprawką prosumencką spotkało się od razu z
krytyką resortu gospodarki, który wyraził obawy, że
efektem poprawki będzie „gwałtowny rozwój mikroinstalacji, co pociągnie
za sobą dodatkowe koszty, bo (…)
dzięki
taryfom gwarantowanym instalacje będą służyć celom zarobkowym - czyli produkcji
energii na sprzedaż, a nie na własne potrzeby".
Pomijając już mało realistyczne
podejście do rynkowego potencjału mikroinstalacji,
jak to wyraził dobitnie jeden z internetowych
komentatorów pod komunikatem PAP cytującym opinie resortu: " zatem największym
zagrożeniem jakie spowoduje ustawa o OZE może być ... rozwój OZE" :) .
Wywiad z dyrektorem Pilitowskim jest nie
tylko prostym rozwinięciem tego stanowiska. Wskazuje bowiem na narzędzia, jakie
są w rękach administracji, dzięki którym przy takim jak zaprezentowane w
wywiadzie podejściu nie tylko „gwałtownego”, ale żadnego rozwoju
mikroinstalacji nie będzie.
Warto zastanowić się nad źródłami sprzeczności w tych dwu wypowiedziach,
zrozumieć przesłanki negowania przez resort gospodarki wypracowanego w Sejmie i
potwierdzonego przez Prezydenta niespotykanego
konsensusu politycznego i społecznego w kluczowej dla energetyki odnawialnej sprawie.
Nie chodzi mi tu o polemikę, ale o zmianę sposobu myślenia i podejścia administracji, bo
bez zaangażowania Ministerstwa Gospodarki, a szczególnie bez proaktywnej
postawy DEO, o rozwoju OZE można zapomnieć , a już w szczególności dotyczy to
energetyki prosumenckiej czy obywatelskiej.
Podane w wywiadzie powody (zagrożenia) dla których wdrożenie
przepisów związanych z taryfami gwarantowanymi
może okazać się niemożliwe są jednak drugorzędne i wskazują raczej na
przysłowiowe „szukanie dziury w
całym”. To oczywiste, że „przepisy
dotyczące cen gwarantowanych są niespójne w stosunku do innych zapisów”. Można
wręcz powiedzieć, że „na szczęście”, bo inne przepisy ustawy adresowane do
prosumentów są martwe i właśnie stąd wzięła
się poprawka prosumencka.
Za najważniejszy problem dyrektor Janusz Pilitowski uznał
brak zapisów mówiących o mechanizmach kontrolujących zakładany przyrost mocy,
co poparł hipotetycznym przykładem; w pierwszym roku funkcjonowania taryf gwarantowanych podłączonych
zostanie więcej niż 800 MW (200 tysięcy instalacji!) i komu będzie wówczas
przysługiwało prawo do taryfy stałej, a kto będzie musiał się zadowolić stawką
podstawową w wymiarze 100 proc. ceny rynkowej? Pytany, skąd takie założenie, Pan dyrektor
Pilitowski wskazuje na rzekome przewymiarowanie stawki 75 gr/kWh dla najmniejszych
mikroinstalacji. Pan dyrektor nie zwraca uwagi na koszty i na fakt, że żaden
kraj nie rozpoczynał z tak niskiego poziomu stawki dla najmniejszych źródeł i nie
przedstawia analiz kosztowych opartych ma metodyce LCOE (znane wskazują na coś
zupełnie innego) , które potwierdzałyby jakąkolwiek nadmiarowość wsparcia.
Aby wdrożyć ustawę o OZE Ministerstwo Gospodarki musi dysponować
bieżącymi analizami kosztowymi dla wszystkich rodzajów OZE i technologii i dla
różnych zakresów mocy (również dla
systemu aukcyjnego), a to jest znaczne trudniejsze niż polityczne oświadczenia.
Musi też zbudować system monitorowania rozwoju OZE, a także informowania
obywateli o postępach we wdrażaniu ustawy, w tym o ryzyku inwestycyjnym
związanym z ew. przekroczeniem założonego poziomu mocy zainstalowanej. Taka jest rola Ministerstwa Gospodarki w
systemie ustawy i moim skromnym zdaniem na tym teraz powinno się ono skupić, a nie na budowaniu
fantastycznych teorii i narzekaniu.
Wracając do przejaskrawionego w wywiadzie problemu kontroli
i monitoringu rynku, nie sposób nie zauważyć, że inwestorzy (podmioty
regulacji) mogliby postawić znacznie więcej poważniejszych wątpliwości co do
przepisów ustawy. Znamienne jest to, że stawiane są absolutnie drugorzędne
zarzuty, takie, które dotyczą wyłącznie możliwego zakłócenia spokojnego bytowania
administracji państwowe . Ministerstwo Gospodarki (i do pewnego stopnia URE) utknęło bowiem w iście
gogolowskim schemacie biurokratycznym jeśli chodzi o zbieranie informacji z rynku i udostępnianie informacji
publicznej. System zbierania informacji
(półrocznie czy kwartalnie) w formie papierowej jest archaiczny, przy obecnej
technice informatycznej można być ona dostępna wręcz na bieżąco „on-line”
(chociaż osobiście zatrudniłbym jednak inną firmę niż tą, która robiła system
dla PKW :).
Zamiast oczekiwanej konstruktywnej propozycji DEO jak (nie
tylko ten) problem można byłoby rozwiązać i wystąpienia o odpowiednie zasoby mamy do czynienia z kolejnym
urzędniczym „niedasię”. Zwracam uwagę na problem zasobów – budowa i obsługa
systemu musi kosztować i zdajemy sobie z tego sprawę. DEO ma pełne prawo w
nowych warunkach oczekiwać wzmocnienia zarówno personalnego jak i
merytorycznego, oraz funduszy na realizację nowych zadań, oczywiście po
przedstawieniu odpowiedniego uzasadnienia i koncepcji wdrożenia ustawy OZE. To
zadziwiające, że tej kwestii akurat Pan Dyrektor Pilitowski (który powinien być tym osobiście
zainteresowany) nie podnosi. Bez energetyki prosumenckiej nie będzie innowacji,
nowego przemysłu i rozwoju (także pracowników DEO).W efekcie resort gospodarki przestanie się odróżniać do resortu
skarbu i zamiast nowego ministerstwa energetyki (i klimatu) będziemy mieli de facto ministerstwo skarbu (i
energetyki), czyli masę upadłościową.
Z wypowiedzi Pana
Dyrektora wynika, że DEO nie docenia, a
może nawet nie rozumie swojej olbrzymiej roli we wdrożeniu przepisów
prosumenckich. W dotychczasowych regulacjach w energetyce jednym z kluczowych
argumentów było „odbiurokratyzowanie”, które polegało na tym, że administracja
przerzucała coraz więcej obowiązków na przedsiębiorców, a najłatwiej daje się
to realizować, jeżeli mamy do czynienia z kilkoma dużymi podmiotami
państwowymi. W pewnym momencie duże podmioty przejmują rolę administracji (także
w sensie tzw. „ekspertyzy”, a nawet w
zakresie zdolności do tworzenia projektów przepisów prawa) i w tej zgodnej
symbiozie dochodzimy do czystego monopolu i niezwykle silnych związków
administracji, polityki i biznesu. Energetyka prosumencka, rozsiana,
obywatelska wymaga innego podejścia. To państwo, rząd, administracja muszą
wykonać pewną pracę za setki tysięcy ludzi, bo to się zwyczajnie w sensie gospodarczym
i społecznym opłaca i bez tego system nie będzie działać prawidłowo. Niejasne
przepisy i spychologia urzędnicza w wielkoskalowej energetyce powodują rozkwit
sektora doradztwa prawnego i konsultingu oraz koszty sądowe, a koszty (setki
milionów rocznie) są oczywiście wrzucane w koszy energii dla odbiorców
końcowych. Ten chory mechanizm całkowicie zawiedzie przy energetyce
prosumenckiej.
Ogólnie ustawa o OZE to eldorado dla konsultantów, bo nic w
tej regulacji nie jest jasne. I naprawdę wprowadzona w ostatniej chwili
„poprawka prosumencka” nie odbiega jakością i poziomem przejrzystości od innych
zapisów dyskutowanych od ponad roku. Ale akurat w przypadku pojedynczych prosumentów
(właścicieli najmniejszych mikroinstalacji) wielcy konsultanci nie zarobią, a więc tym razem nie zastąpią państwa.Rząd, MG,
DEO muszą wykonać pracę za tysiące obywateli,
aby energetyka prosumencka w ich wydaniu mogła być konkurencyjna i tania oraz
bezpieczna. Obchodziliśmy właśnie dzień konsumenta. Prosument w sensie pozycji
na rynku jest znacznie bliżej konsumenta niż korporacji i tak też trzeba go
traktować. Prezydent Kennedy formułując w 1962 roku podstawowe prawa konsumentów w pierwszej
ustawie, która ich dotyczyła, zwrócił uwagę m.in. na prawo do informacji,
wyboru i bezpieczeństwa. Ustawa daje każdemu obywatelowi RP możliwość wybrania
systemu taryf gwarantowanych, ale to DEO/MG i URE muszą zapewnić informację i w
ramach ustawy zadbać o możliwie najbardziej bezpieczne warunki do inwestowania.
Niespójność rządowej wersji ustawy o OZE i poprawki prosumenckiej polega m.in.
na tym, że MG (w przeciwieństwie do np. URE) uznało, że energetyki prosumenckiej
nie będzie, a więc dodatkowe etaty i inne koszty administracyjne są zbędne. No
fakt, mają problem, ale czekamy na konstruktywne propozycje jak ten problem
rozwiązać. Mam niejakie wrażenie, że także środowiska wspierające rozwiązania
sprzyjające energetyce obywatelskiej w kampanii na rzecz wprowadzenia poprawki
prosumenckiej byłyby w stanie wesprzeć
DEO i całe MG, gdyby wykazało wolę wdrożenia tego, co zaakceptował ustawodawca.
Słabe DEO to większe prerogatywy do swobodnych, niczym nie
skrępowanych, bieżących i krótkowzrocznych decyzji politycznych. Warto byłoby wzmocnić
organizacyjnie, kadrowo, budżetowo i
politycznie DEO aby mogło podołać nowym zdaniom i aby te zadania były
realizowane terminowo i profesjonalnie. Ale warunkiem koniecznym jest tu
działanie na rzecz właścicieli mikroinstalacji i wdrożenia ustawy o OZE,
zgodnie z intencją zapisów do niej wprowadzonych.
Wiara mniejszych
inwestorów, a w szczególności prosumentów w MG topnieje w oczach. Także
mój entuzjazm dla DEO sprzed 3 lat – od momentu powołania
wyrażony we wpisie blogowym (blog "Odnawialny", marzec 2013) oraz kredyt zaufania całkowicie stopniał w
ciągu ostatniego roku, ale to nie znaczy, że nic z tym nie można zrobić. Moim
zdaniem, o ile Pan dyrektor Pilitowski jest dobrym urzędnikiem państwowym,
zasługującym na zaufanie obywateli, powinien wystąpić do Ministra Gospodarki z
listą konkretnych zadań do wykonania i związanych z nimi potrzeb. Dotyczy to zwłaszcza
przepisów prosumenckich, które mają wejść w życie od stycznia 2016 roku.
Konieczne byłoby zatem pilne i znaczące
wzmocnienie DEO jeszcze w tym roku, bo najbliższe miesiące okażą się kluczowe. Poprawka
prosumencka nie jest doskonała, ale jaki przepis jest, w szczególności w nowej
ustawie OZE? Poprawka jest zwyczajnie mądra, a ustawodawcy zrobili
co mogli, teraz musimy przepisy skutecznie wdrożyć.
Witamy DEO na prawdziwym rynku
energetyki odnawialnej, tej niekoncernowej i nie organizującej luksusowych
konferencji z kawiorem, czasem mocno kłopotliwej, ale innowacyjnej, wartej uwagi i zachodu. Trzymamy
kciuki, żebyście dali radę – naprawdę, da się
:).