W ubiegłym tygodniu projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii
(UOZE) po pierwszy czytaniu trafił do komisji sejmowej. Debata poselska
pokazała, że najwięcej wątpliwości budzą kwestie ekonomiczne, finansowe oraz
faktyczne skutki proponowanych przepisów dla inwestorów i konsumentów energii, co łatwo zrozumieć, gdyż projektowi
zmian z UOZE brakuje oceny skutków regulacji (OSR). Większość pytań pozostała
jednak bez konkretnych odpowiedzi zarówno ze strony wnioskodawców (grupa posłów
PiS), jak i Ministerstwa Energii (ME)- faktycznego autora projektu regulacji. Przedstawiciel ME przekonywał posłów, że priorytetem są niskie koszty dla odbiorców energii i korzyści z rozwoju OZE, ale nie wykazał w sposób wymierny jakie będą źródła wzrostu kosztów i jak rozłożą się korzyści.
W poprzednim artykule
na
blogu „Odnawialnym” starałem się wykazać, że w efekcie uchwalenia obecnej
koncepcji nowelizacji UOZE dojdzie do transferów finansowych z sektorów o
wielokrotnie wyższym zatrudnieniu i kilkukrotnie niższych zarobkach (rolnictwo,
przemysł drzewny) o kilkukrotnie wyższych zarobkach i niższym zatrudnieniu (energetyka,
leśnictwo). Wskazałem na zagrożenia ekonomiczne dla inwestujących prosumentów,
którzy też mają wspierać energetykę korporacyjną.
IEO
potwierdził tę tezę i wyliczył, że okresy zwrotu nakładów inwestycji prosumenckich
przekraczać będą 50 lat, przy czym prosumenci mają oddawać za darmo „energetyce”
30-75% energii ze swoich instalacji w okresie pierwszych 10 lat ich użytkowania,
a potem 100%, aż do zaprzestania działalności.
Pominięta jednak została analiza
wpływu proponowanej regulacji na konsumentów energii.
Dla konsumentów energii znaczenie mają dwie pozycje na
rachunku za energię wprowadzane przepisami UOZE, z których jedna ma się pojawić
(tzw. „opłata OZE”), a druga ma wzrosnąć (tzw. „opłata przejściowa”). O ile z
pierwszą z opłat należało się liczyć, o tyle druga jest zaskoczeniem.
Opłata OZE ma rekompensować tzw. „sprzedawcom zobowiązanym”
(faktycznie grupom energetycznym) zakup energii z OZE po cenie wyższej od hurtowej,
czyli ma służyć redystrybucji kosztów systemu wsparcia z OZE w UOZE. Opłata ta
została ustalona przez poprzedni rząd na poziomie 2,51 zł/MWh i ma obwiązywać od
lipca (tj. po wejściu w życie rozdziału 4 UOZE z systemom wsparcia) do końca br.
Przyniesie to - do rozdysponowania koncernom energetycznym w formie zaliczki ok.
150 mln zł dodatkowych wpływów zebranych z rachunków odbiorców energii. Kwota nie
jest wygórowana, ale faktyczne koszty wsparcia OZE będą znacząco niższe, bo nowelizacja
UOZE w obecnej wersji nie spowoduje wzrostu produkcji energii z OZE w br. Będzie
to zatem swego rodzaju skromny prezent od rządu dla koncernów energetycznych, w
praktyce „nieodczuwalny” dla większości odbiorców energii (zauważą tylko z złowieszczy
składnik na rachunku „opłata OZE. W ub. roku wysokość „opłaty OZE” i stawała się
orężem walki Ministerstwie Gospodarki i całego rządu m.in. z poprawką
prosumencką”. Zwolnienie z tej opłaty w branżach przemysłu ciężkiego miało być
formą ich subsydiowania.
Tym razem ME postanowiło przejść nad nią do porządku
dziennego. Uwaga ME skupiła się natomiast
na „opłacie przejściowej” czyli stawce na rachunku związanej z kosztami
likwidacji kontraktów długoterminowych (tzw. KTD-ów wyprowadzonych odrębną
ustawą z 2007 r.). Ustawa o likwidacji KDT to sposób rozliczenia pomocy
publicznej – dofinansowania inwestycji w elektrowniach węglowych sięgających lat
90-tych. Ustawa o KDT miała kosztować 11,5 mld zł, ale miała swoje uzasadnienie. Teraz ME proponuje wręcz
rewolucyjne zmiany w ustawie o likwidacji KDT i w funkcjonowaniu systemu. Proponowane jest ustawowe podwyższenie stawek
opłaty przejściowej, w sposób sprzeczny z
ideą pierwotnej ustawy o KDT, która miała gwarantować adekwatność tego
obciążenia do faktycznych potrzeb. W efekcie prezes URE już nie będzie wyznaczał stawek opłaty przejściowej na
kolejne lata, pomimo że zgodnie z naturalnym procesem wygaszania zobowiązań KDT, pula środków na ten cel zbierana przez opłatę przejściową
powinna w kolejnych latach, co do zasady, zmniejszać się. Opłaty „na sztywno”
mają być uregulowane w UOZE, która dodatkowo ma zmienić ustawę o KDT i Prawo
energetyczne. ME proponuje aby Zarządca Rozliczeń (ZR), czyli spółka PSE S.A. do
obsługi systemu rozwiązania KDT (pobierania i rozdysponowania opłaty zastępczej),
przejęła także rolę rozliczeń „opłaty OZE” określonej w UOZE.
W ten sposób zostałaby zlikwidowana
separacja
od działalności operatorskiej gwarantowaną
przez ustawę w dotychczasowym brzmieniu oraz
wprowadzony zostałby nowy mechanizm finansowy w postaci certyfikatów
inwestycyjnych, którego sens i przeznaczenie
są co najmniej niejasne.
Jak
zauważa IEO, jest to: a)
zmiana całkowicie
nieuprawniona przedmiotem nowelizacji, gdyż w
tym zakresie jest niezwiązana w żaden sposób z OZE, b) wprowadza nieuzasadnione
usztywnienie stawek opłaty przejściowej oraz c) kieruje uwagę i debatę
publiczną na kwestie kosztów rzekomo „zawinionych” przez OZE. Faktycznie chodzi
o koszty energetyki węglowej wprowadzone tylnymi drzwiami do UZOE. Dodatkowo
zmiana wprowadza nieprzejrzystość w zakresie gospodarowania samą „opłatą OZE”.
W art. 95 UOZE usunięto zapis o ”wyłącznym” jej przeznaczeniu na pokrycie
ujemnego salda spółek obrotu i przeznaczenia na pokrycie kosztów działalności
ZR. W efekcie nowelizacji
utrudniona będzie
weryfikacja działalności ZR, który realizować będzie różne cele (nie tylko rozliczenie
systemu wsparcia OZE), a może spowodować skrośne dofinasowanie wybranych
podmiotów, nie wspominając nawet o braku przejrzystości rozwiązania i tworzeniu
okazji do korupcji.
Propozycja ME wpłynie rachunki konsumentów energii. Tabela
pokazuje (kliknij aby powiększyć) o ile od 2017 roku ma wzrosnąć opłata przejściowa w efekcie nowelizacji
UOZE u różnych rodzajów odbiorców (stawki z VAT).
Średnio stawka opłaty przejściowej wzrośnie o 73% (pomijając
najbardziej energochłonne firmy – aż o 85%). Wzrost opłat wydaje się całkowicie
nieuzasadniony. Koszty zwiększonych dopłat do procesów spalania węgla poniosą
głównie małe i średnie firmy, zwłaszcza te
korzystające z najpopularniejszych traf „C” (płacą za moc zamówioną). Firma, płatnik
VAT zamawiająca
100 kW mocy dopłaci rocznie 165 zł/rok, przy
10 MW - 38 tys. zł/rok, ale przy mocy 100 MW – byłoby to aż 600 tys. zł/rok.
Opłata przejściowa podniesie też ceny energii dla gospodarstw
domowych. Np. gospodarstwo domowe zużywające 3500 kWh/rok i korzystające z najbardziej
popularnych taryf „G11” płacące za energię ok. 2100 zł rocznie, z tytułu
podwyższonej opłaty przejściowej będzie musiało dopłacić 96 zł rocznie. Tymczasem, wzrost kosztów z tytułu rozliczenia
opłaty OZE wyniesie 10 zł/rok. W
przeliczeniu na 1 kWh energii zużytej wysokość obu opłat wynosi odpowiednio na lata 2016 i 2017:
- opłata OZE - 0,3 gr./kWh
- oplata przejściowa - 3,0 gr./kWh
Obecny projekt UOZE
generuje zatem 10-krotnie większe koszty dla odbiorców z tytułu dopłat do
sektora węglowego niż do OZE. W celu przejrzystej informacji o produkcie jakim jest energia elektryczna i fakcie jego subsydiowania, "opłata przejściowa" na rachunkach odbiorców energii powinna zmienić nazwę na "opłatę węglową".
Realizowany od 2007 roku program 11,5 mld zł dopłat do węgla z tytułu rozwiązania KDT to nie jedyne źródło dofinansowania do energetyki węglowej, które w sposób zaskakujący i nieuzasadniony trafiło do ustawy o odnawialnych źródłach energii (UOZE). Jeszcze bardziej bulwersującym dofinansowaniem do spalania węgla w nowelizacji UOZE jest powrót do ustawowego wspierania współspalania biomasy z węglem. Jak w cytowanej już opinii nt UOZE
wykazał IEO, w latach 2007-2015 energetyka węglowa w z tytułu współspalania dostała 9,7 mld zł bieżącego dofinansowania, z którego energetyka odnawialna (poza przypisanymi jej kosztami) nie ma żadnych korzyści, bo żadne nowe zielone moce wytwórcze z powodu poniesienia tych kosztów nie powstały.
Łącznie ponad 21 mld zł dopłat do energetyki węglowej zostało przeniesione z innych ustaw i przypisane strukturalnie do kosztów UOZE. Uwzględniając dodatkowo perspektywę dalszego intensywnego finansowania współspalania węgla już pod szyldem znowelizowanej ustawy, zasadna staje się zatem nie tylko zmiana nazwy opłaty przejściowej na "opłatę węglową". ale także zmiana nazwy samej ustawy. Tytuł i cel regulacji powinny oddawać istotę rzeczy czyli wsparcie przede wszystkim dla procesów spalania paliw, zarówno kopalnych jak i biomasy. Do ustalenia przez ME i rząd pozostaje tylko czy UOZE w ostatecznym rozrachunku zapewnić ma większe wsparcie dla energetyki odnawialnej czy dla węglowej, ale obecnie z pewnoscią chodzi przede wszystkim o dofinansowanie do węgla.
W określonych sytuacjach i zgodnie z prawem można subsydiować energetykę węglową, ale trzeba to robić w sposób przejrzysty, uzasadniony i we właściwym miejscu i czasie. Projekt nowelizacji UOZE silnie wpływa na konsumentów
energii: obniża konkurencję polskich MŚP i obniża dochody rozporządzalne gospodarstw
domowych, niszczy konkurencję na rynku energii oraz niesie ryzyka niegodności z
prawem UE. ME nie przedstawiło żadnego racjonalnego uzasadnienia (są za to poważne przeciwwskazania merytoryczne)
aby opłatę przejściową regulować w nowelizacji UOZE, ani też żadnych analiz, które
uzasadniałyby wysokość tej opłaty i mechanizm jej ustalania, ani też koszty i skutki współspalania. Prace w komisji
sejmowej powinny tę kwestię dogłębnie wyjaśnić.