Z okazji
20-lecia uchwalenia ustawy Prawo energetyczne (Pe) w Ministerstwie Rozwoju
odbyła się uroczysta konferencja
zorganizowana przez Urząd Regulacji Energetyki (URE), powołany do życia tą samą
ustawą. Jubileusz stał się okazja do
udzielenia
Rzeczpospolitej ważnego wywiadu przez prezesa URE Macieja Bando pod
znamiennym tytułem „
Monopol państwa w energetyce”. Każdy monopol rozleniwia, z
czasem demoralizuje, ale monopol państwowy w szczególności. W swoim państwowym majestacie
nie musi się wysilać, działa w białych rękawiczkach, uderza tam gdzie
politycznie jest najłatwiej, a w szczególność w małe firmy (niech się biznes martwi)
, bo te rzekomo kupują energię i jej dostawę na wolnym rynku. Monopol jak już
opanuje rynek staje się w swojej retoryce wolnorynkowy i twierdzi, że prawo i
regulator krępują przedsiębiorczość i jak już coś nazywamy rynkiem to ceny
można dyktować aby zrealizować wyższe cele korporacyjne i państwowe
(bezpieczeństwo energetyczne). Takie postulaty można było usłyszeć na
konferencji.
Największe
obawy o wzrost cen energii związane są z sektorem gospodarstw domowych (taryfy „G”)
oraz z tzw. odbiorcami energochłonnymi (o zużyciu energii powyżej 100 GWh/rok),
którzy korzystają z pewnych ulg w opłatach i podatkach. Ale często, także na konferencji,
zapomina się że najbardziej niebezpieczne
dla gospodarki, a w szczególności dla MŚP i rolnictwa towarowego (bezpieczeństwo
żywnościowe) są trendy cenowe w obrębie taryf dla rolników i dla małego przemysłu
(taryfy grupy „C”). Dane URE) pokazują, że małe firmy płaca (taryfy „C”) za energię
z dostawą dwa razy więcej niż przedsiębiorstwa duże (taryfy grupy „B”) oraz
bardzo duży przemysł energochłonny (taryfy grupy „A”). Poniższy rysunek
przedstawia zróżnicowanie wysokości taryf za energię dla dużych firm (grupa A)
i małych (grupa C).
O tak dużej rozpiętości kosztów decydują przede
wszystkim koszty dystrybucji, co obrazuje wykres poniżej.
Nieunikniony
dalszy wzrost opłat dystrybucyjnych, związanych z miliardowymi inwestycjami w
sieci przesyłowe i dystrybucyjne, nie tylko zwiększy koszty dostaw energii ale
niebezpiecznie zwiększy zróżnicowanie w kosztach energii na terenie całego
kraju, dyskryminując nie tylko małe firmy w stosunku do dużych ale także obszary
peryferyjne względem obszarów przemysłowych i miejskich.
Wkrótce z
powodu cen energii, przy utrzymaniu obecnych trendów cała polska gospodarka,
oparta na małych firmach zacznie być dyskryminowania na tle gospodarki UE. Ilustrują
to poniższe wykresy obrazujące koszty i składniki energii dla wszystkich firm zużywających
do 70 GWh/rok w Polsce i w UE. (różnice są jeszcze bardziej wyraziste dla firm o
małym zużyciu do 20 MWh/rok)
Sytuacje nadmiernych
kosztów energii w firmach (w niektórych branżach i w rolnictwie koszty energii
przekracza 10% kosztów działalności) tylko częściowo ratują znacznie niższe w Polsce
niż na Zachodzie wysokości podatków, ale problem rozwierających się nożyc
cenowych i rosnącego „klina energetycznego” w małym biznesie narasta. Powstaje zatem
uzasadnione pytanie kto i co może
ochronić małe firmy i obszary peryferyjne w Polsce przed nadmiernym wzrostem
kosztów energii i/lub niską jakością zasilania?
Oczywiście najwłaściwsza
odpowiedzią jest generacja rozproszona OZE, autoprodukcja i prosumpcja w małych
firmach i w rolnictwie. W ten sposób na problem ilustrowany na powyższych
rysunkach odpowiada UE, ale to wymaga zupełnie innego podejścia niż obecnie.
Wymaga modelu w którym ustawa o OZE, prosumenci i aktywni konsumenci mają
znacznie więcej do zaoferowania i powiedzenia niż państwowego korporacje energetyczne, a to w
obecnej sytuacji w Polsce jest coraz trudniejsze.
Nasuwa się pytanie
dlaczego Pe przestało interesować gospodarkę i obywateli, a stało się mechanizmem
dzielenia zysków w państwowych korporacjach oraz nakładania kolejnych opłat i parapodatków?
Rzeczpospolita podsumowała jubileuszową konferencje
w takim tytułem „Powrót do monopolu zajął Polsce 20 lat”. Rzeczywiście, wieloletnie
trendy, obecny kształt rynku energii i jego struktura oraz obowiązujący od paru
już lat oficjalny (rządowy) „przekaz” pokazują, że polska polityka energetyczna
przez już niemalże trzy ostatnie dekady nieskutecznych prób transformacji
zatoczyła koło i wbrew trendom krajów rozwiniętych - powróciła do węgla, centralnej
elektrowni i monopolu. Działania pierwszych rządów z okresu przełomu na rzecz
demonopolizacji i decentralizacji (1988-2003), i późniejsze na rzecz wdrażania
dyrektyw UE (dotyczących m.in. OZE oraz ochrony klimatu w latach 2004-2015) nie przyniosły efektów. W latach
2015/2016 roku nastąpił zdecydowany odwrót od energetyki odnawialnej i rozproszonej
i powrót do węgla. Rozwój OZE nadal
rozumiany jest jednostronnie, przez pryzmat poszczególnych technologii
budzących w danym momencie kontrowersje lub zainteresowanie, lub po prostu wybiórczo
finansowanych w imię krótkoterminowych interesów polityków i energetyków.
Służby prasowe
administracji państwowej (np. resortów ds. energii czy spraw społecznych) nie odnotowały faktu jubileuszu PE i URE.
Organizacje konsumenckie nie uznały tego wydarzenia za ważne. Energetycy i politycy osadzeni w strukturach monopolistycznych
uważają, ze byłoby im łatwej bez Pe i URE. Mniejsi odbiorcy energii (sam termin
rodem z Pe nie jest najszczęśliwszy, bo wskazuje na bierną rolę konsumenta i
nie traktuje go w pełni jak klienta) już dawno stracili możliwości kontroli i
chęć zrozumienia tego co się dzieje z ich rachunkami za energię. Uważają, i
trudno im się dziwić, że opłaty za energię traktują jako jeszcze jeden z
podatków do zapłacenia. Prezes Bando poza kosztami energii i dystrybucji oraz istniejącymi
na rachunkach opłatami (przejściowa i opłata OZE) słusznie ostrzega przed
planowanymi nowymi opłatami (rynek mocy
i opłata na rzecz elektromobilności).
W moim przekonaniu w wywiadzie zbyt łagodnie komentuje jedynie pomysły
nt. wprowadzenia abonamentowego opłat za dostawy energii, nawet jak wyklucza takie
w przypadku dostaw dla firm. System abonamentowy zabija bowiem rynek, prosumentów
i efektywności energetyczną, a daje stabilności jedynie monopoliście.
Opisany problem
przekracza kompetencje URE i ramy Prawo energetycznego, bo oba instrumenty,
nawet razem z prawem unijnym (i kolejnymi pakietami na rzecz OZE, klimatu i deregulacji) nie zdołały uchronić polskiego
konsumenta energii przed skutkami monopolu. W obecnej sytuacji na tytułowe pytanie
- kto może ochronić małe firmy i obszary peryferyjne przed nadmiernym wzrostem
kosztów energii - nie ma prostej odpowiedzi, przynajmniej do czasu aż firmy, biznes i
rolnicy sami nie zaczną masowa inwestować w OZE i zmuszą monopol do konkurencji
cenowej na końcówkach sieci.
PS. aktualizacja: 18-04-2017
W związku z dyskusją (zarzutami o rzekomym pominięciu, a nawet o manipulację!) na kanwie artykułu (na portalu CIRE) dotyczącą wysokością podatków i opłat za energię w Polsce, w Niemczech i w UE-28, dodaję poniżej jeszcze jeden wykres (stworzony w oparciu o bazę danach Eurostat ilustrujący tezę, że energetyka niemiecka i unijna wnoszą na każdą kWh energii do budżetu i na rozwój odpowiednio 13 i 4 razy więcej niż krajowa energetyka.