Po czterech latach lekceważenia prosumentów, okresie w
którym tylko samorządowe województwa wykorzystujące fundusze strukturalne UE podtrzymały trwanie „energetyki
obywatelskiej” ( cudzysłów jest tu znamienny)), państwo polskie zmienia
politykę. Zwiastunem zmian stała się wprowadzona z początkiem roku ulga podatkowa na zakup i montaż pomp ciepła, kolektorów słonecznych i
mikroinstalacji fotowoltaicznych (PV), która sama w sobie jeszcze istotnej
zmiany na rynku nie czyni. Na tej bazie, z początkiem maja, z inspiracji
Ministerstwa Przedsiębiorczość i Technologii,
pojawił się nowy instrument w
postaci „Ekopożyczki BKO BP” na instalacje PV dla Kowalskiego.
Ekopożyczka jest znamienna, nie jest lewarowana dopłatami
lub kredytami NFOŚiGW, EBRD, EIB ani gwarancjami państwowymi. To pierwszy,
komercyjny produkt dla prosumentów, z założenia masowy gdyż bank państwowy -największy w Polsce - ma
niemal 1200 oddziałów, a dostęp do produktu jest prosty i otwarty. Produkt
konkurencyjny przygotował też inny państwowy BOŚ Bank. Sukces produktu
flagowego i konkurencyjnego zależy od opłacalności inwestycji prosumenckich, a
ta zależy od regulacji stanowionych przez Ministerstwo Energii (ME). Dlatego
komercjalizacja produktu bankowego i
całej energetyki prosumenckiej zależą od
trzeciej strony odpowiadającej za politykę energetyczną, która w tym zakresie
reprezentuje państwo ale jakby inaczej.
Co prawda już w 2015 roku PiS miało na sztandarach (w
programie ‘2014) wypisane hasło „zapewnienia wsparcia dla tzw. energetyki
obywatelskiej (prosumpcji)” i zadanie to już wtedy przypisane zostało ME,
utworzonemu w grudniu ‘2015, ale dalej coś poszło nie tak. Pierwszą istotną
zmianą ustawową przygotowaną przez ME było uniemożliwienie wejścia w życie
przepisów ustawy o odnawialnych źródłach energii z lutego 2015 r., które
zapowiadały rozwój energetyki prosumenckiej w oparciu o egalitarny mechanizm
(sprawiedliwy i dostępny dla biednych) taryf gwarantowanych na energię z
mikroinstalacji OZE. A przecież ustawę o OZE (wraz z taryfami gwarantowanymi)
uchwalono w Sejmie 20 lutego 2015 r. dzięki posłom PiS. W czerwcu 2016 r. na
wniosek ME Sejm zastąpił system wsparcia dla biedniejszych prosumentów systemem
opustów „opłacalnym” jedynie dla bogatych hobbystów. Przy okazji wiceminister
ME wytknął im, że są niczym
„kolekcjonerzy znaczków” i powinni działać „pro publico bono”. Do tej pory
prosumenci (bez dotacji RPO) tracili na swoich inwestycjach, narażali się na
zaskakujące zmiany w taryfach na energię elektryczną, które zmniejszały
atrakcyjność inwestycji w mikroinstalacje OZE, ale (tak jak właściciele farm
wiatrowych) realizowali politykę państwa, które ma swoje zobowiązania, jeśli
chodzi o udziały energii z OZE w 2020 roku.
Czy w dobie spadku kosztów technologii PV i wzrostu cen
hurtowych energii (choć jeszcze nie taryf dla gospodarstw domowych) Ekopożyczka
PKO BP wsparta ulgą w PIT od dochodu do wysokości 53 tys. zł okażą się wystarczające, aby nie
narażać gospodarstw domowych na ryzyko zmniejszania dochodów rozporządzalnych? Czy
stanie się to przełomem, a polityki
państwa (społeczna, gospodarcza, ekologiczna i energetyczna) będą przynajmniej
w obszarze energetyki prosumenckiej spójne, to się dopiero okaże. Gwarantem wydaje
się MPiT i banki państwowe.
Pomysł przyspieszania i umasowienia rozwoju energetyki
prosumenckiej poprzez instrumenty podatkowe i finansowe w swojej istocie
jest dobry. Ekopożyczka PKO BP jest
dostępna do wysokości 50 tys. zł (nawet do 100% wielkości inwestycji) co
wystarcza na zakup 10 kW instalacji, a oprocentowanie w wysokości 4,99% i prowizja
na udzielenie pożyczki w wysokości 0,99% są dobrane tak jakby ryzyko bankowe
było niskie (dość atrakcyjne oprocentowanie), a produkt miał charakter masowy
(stosunkowo niska prowizja). Dotychczasowe
oferty bankowe dla prosumentów były znacznie gorsze: oprocentowanie 4-6% (WIBOR
plus marża) i podobnej wysokości prowizja. Z ubezpieczeniem kredytu należało
się liczyć z rzeczywistą roczną stopą oprocentowania RRSO na poziomie 9-12%
(obecnie ok. 5%).
W fotowoltaice (podobnie jak w energetyce wiatrowej), która
ma niskie koszty eksploatacyjne (choć nie zerowe, o czym często się zapomina)
koszty kapitału są kluczowe. W systemie opustów wzrost prowizji z 1% do 5%
podnosi koszt produkcji energii w mikroinstalacji PV o 3%. Wzrost
oprocentowania kredytu o 1% podnosi koszt produkcji energii o 7%. Nowy produkt bankowy, w stosunku do
dotychczasowych zmniejsza koszt LCOE (rozłożony na 20 lat) wytwarzania
energii w mikroinstalacji o 10%.
Na rynku energii obniżenie kosztów o 10% to olbrzymia zmiana
i poprawa konkurencyjności. Ale czy jest wystarczająca dla banku i jego klienta
który myśli o pożyczce na 10 lat, ma prawnie zagwarantowany (choć zależny od
taryf i ich struktury) system opustów na 15 lat, a potem ma przez kolejne 10 lat działać sam na
regulowanym rynku energii? Czy nie pojawi się kolejny polityk i powie, żeby
znowu ukarać prosumentów (jak „kułaków” czy zbędnych hobbystów), gdyż zagrażają
państwowemu monopolowi? Jest co najmniej kilka elementów ryzyka, które
ograniczyć może tylko spójna, stabilna polityka państwa, która w krajach UE
zapewnia m.in. spójność z polityką energetyczną i klimatyczną UE.
Największym zagrożeniem jest długa perspektywa inwestora z
doraźnym manipulowaniem regulacjami na rynku energii tworzonymi ad hoc najczęściej
dla (i przez) zasiedziałych graczy. To dlatego w UE OZE rozwijały się dzięki
taryfom gwarantowanym (FiT) na 15-20 lat. To dzięki temu oprocentowanie i
koszty kapitału - kredytów i wkładu własnego inwestorów - tzw. WACC (średnioważony
koszt kapitału) spadały. Wyniki projektu
badawczego UE „Assessing renewable energy
policy in the EU” z 2016 roku wykazały znaczące różnice w kosztach kapitału
w UE, które przekładają się na jeszcze wyższe różnice w kosztach energii z OZE
– rysunek.
Niestety już wtedy Polska miała koszty kapitału dla inwestycji w OZE (na przykładzie inwestycji wiatrowych)
dwukrotnie wyższe niż np. Niemcy, a teraz może być jeszcze gorzej. Jeszcze wyższe dysproporcje występują w przypadku prosumentów PV: wg GFK oprocentowanie kapitału na inwestycje prosumenckie w Niemczech w 2017 roku wynosiło zaledwie 1,8% (przy mocy instalacji prosumenckich 5,5 GW) i przy, uzyskanej masowości niższych nakładach inwestycyjnych na kW mocy, niemieckie inwestycje są całkowicie bezpieczne. Ponadto w końcu także w Niemczech koszty polityki wsparcia spadają. Co zrobić, aby przy niewielkich kosztach w tym kierunku dążyć: jak zmniejszyć ryzyko i uczynić produkty bankowe
bezpiecznymi dla prosumentów i masowymi?
Przede wszystko bezpieczne znaczy przewidywalne przy przyjaznej polityce (niskie ryzyko), a masowe oznacza tańsze kapitałowo i adresowane także do
biedniejszych prosumentów.
Aby inwestycje były przewidywalne, dostępna powinna być
prognoza cen i taryf, oparta na przewidywalnej polityce energetycznej. Bazując
na prognozie cen energii IEO, opartej na rzeczywistych kosztach miksu
energetycznego zaproponowanego przez ME w projekcie Krajowego Planu na rzecz
Energii i Klimatu (przy założeniu ze ceny wynikają z kosztów, a nie tak jak w
br.- „z głowy i woli” faktycznego ustawodawcy czyli w praktyce z sufitu), można
stwierdzić, że połączenie opustów z ulgą w PIT i produktem
PKO BP będzie niewystarczające, aby zapewnić
opłacalność prosumentom biedniejszym, rozliczającym się w 18% progu podatkowym,
którzy mogliby kupować jedynie najmniejsze (jednostkowy droższe) instalacje rzędu 3 kW. Aby
biedniejszy prosument mógł wyjść na swoje (okres faktycznego zwrotu nakładów z
kosztami kredytu i kosztów eksploatacyjnych poniżej 10-15 lat) i wspierać
jednocześnie kulejącą politykę energetyczną i ekologiczną
państwa, potrzebne byłoby co najmniej jedno z
dwu dodatkowych działań rządu: rezygnacja z VAT lub rezygnacja z opustu (20%
energii oddawanej do sieci za darmo) plus twardy zapis w polityce energetycznej,
że wszelkie zmiany prawa (ustaw i rozporządzeń)
nie pogorszą sytuacji ekonomicznej prosumentów. Szczególnie groźne dla prosumentów i efektywności energetycznej jest artykułowane przez energetykę
(por. wywiad prezesa PTPiRE) dążenie do taryf abonamentowych). Aby energetyka
prosumencka stała się prawdziwie masową potrzebne byłyby taryfy gwarantowane. Ustawa
o OZE z 2015 roku i poparta przez obecna partię rządzącą tzw. „poprawka
prosumencka” przewidywały, że dzięki FiT
już obecnie niemal 800 tys. prosumentów byłoby
właścicielami instalacji o mocy do 10 kW (badania naukowe potwierdzają, że nie
ma tańszego instrumentu wsparcia prosumentów, niż
FiT, ale fakt - jest to jednocześnie
instrument zmuszający monopole energetyczne do wyrzeczeń).
Na tak szeroko zakrojonych ww. prospołecznych rozwiązaniach
powinna polegać spójna polityka państwa wobec mniej zamożnych prosumentów („wędka
na ubóstwo energetyczne”), ale bynajmniej dotychczas realizowana polityka energetyczna
nie pasuje do nakierowanej na osoby biedniejsze polityki obecnego rządu, gdyż pomimo
doraźnych działań jak „ustawa prądowa” z roku na rok pogarszać będzie ich
położenie i spychać trwale w ramiona polityki społecznej. Ambiwalentna
polityka energetyczna uderza nie tylko w
prosumentów i banki, które już raz uwierzyły w państwowy system wsparcia w
postaci zielonych certyfikatów (także banki państwowe, czyli my obywatele), ale
zostały z 15 mld zagrożonych kredytów i bezradnymi kredytobiorcami biznesowymi,
a teraz chodzi o ludzi.
Uderza też w
konsumentów energii, budżety resortów zdrowia, polityki społecznej i w całą
gospodarkę. Włączenie przez MPiT do rozwoju prosumpcji państwowych banków,
które z definicji powinny realizować polityki państwowe, to krok w dobrym
kierunku, ale potrzebne są dodatkowe zabezpieczenia.
Więcej o wręcz ideologicznych podstawach sposobu rozumowania, który
wywołuje retorsje wobec w istocie bezbronnych (w dotychczasowych
uwarunkowaniach) prosumentów – w artykule w Rzeczpospolitej” (
RP z 4
stycznia ‘2017) nt. toczącej nas zaiste „dziwnej rewolucji
energetycznej”, która propaństwowych prosumentów uznaje niesłusznie za wrogów
węglowej tradycji, a faworyzuje ich stójkowych, którymi bynajmniej nie są
górnicy.