Niechciany przez nikogo, pozbawiony jasnego celu, wymyślony
przez urzędników KPRM projekt ustawy o OZE czeka na podpis premiera i w tych dniach trafi do Sejmu. Konrad Świrski nazwał go „gorącym zielonym kartoflem” podrzuconym posłom, ale to i tak duża
uprzejmość w stosunku do efektu paroletniej pracy rządu nad od początku nieprzemyślaną
koncepcją regulacyjną, bo to zwykły kartofel, już nie gorący (dawno zdębiały) ani
tym bardziej zielony. Ma niewiele wspólnego z ideą kształtowania zrównoważonego rozwoju energetyki
odnawialnej ani tym bardziej prosumenckiej. W Sejmie od kilku tygodni czeka na
procedowanie projekt „prosumenckiej” nowelizacji Prawa energetycznego zgłoszony
przez posłów PSL. Generalnie pomysł autorów projektu nowelizacji idzie w dobrym
kierunku: podniesienie ceny sprzedaży nadwyżek energii do sieci z 80% do 100%
ceny z rynku konkurencyjnego i poszerzenie definicji prosumenta, do tej pory rozumianego
jako osoba fizyczna, o tzw. „ułomne osoby prawne” typu spółdzielnia, wspólnota
mieszkaniowa itp. Ale osobiście uważam, że sprawę energetyki obywatelskiej i
regulacji dotyczących prosumentów trzeba postawić ostrzej i jaśniej, bez
niedopowiedzeń, bez ulegania doktrynerstwu, grupom wpływu tradycyjnej
energetyki, presji doraźnej polityki prowęglowej i dezinformacji lub
manipulacji, z którymi niestety mamy w tej sprawie do czynienia. Antyprosumencki
przekaz już dociera do Sejmu, zanim tam trafił projekt ustawy o OZE. Na
konferencjach i spotkaniach komisji sejmowych i senackich parlamentarzyści przesiąkają przekazem
sączonym z organizacji branżowych energetyki konwencjonalnej sprowadzającym się
do tego, że jak elektrownia węglowa dostaje za współspalanie biomasy łącznie 400-500
zł/MWh to jest to dobre dla biednej wdowy spod Nowego Sącza, a jak prosument
dostanie 140-150 zł/MWh oddawaną do sieci, to biedna wdowa na tym straci, a
prosument się „nieuczciwie” wzbogaci. Aż trudno uwierzyć, ale ta sama
informacja przekazana tylko trochę inaczej przez przeszkolonych przez koncerny energetyczne suflerów przyjmowana
jest przez część posłów i senatorów za dobrą monetę.
W obecnych i projektowanych uwarunkowaniach
prawnych sektor mikroinstalacji w Polsce się nie rozwinie. Jednak zanim wskaże
się rozwiązania, należy oczyścić przedpole, wyeliminować dezinformację,
otworzyć umysły karmione propagandą klęski albo sukcesu na istotę sprawy, czyli
wymóg zapewnienia opłacalności inwestycji w wymiarze mikroekonomicznym i szersze uwarunkowania
społeczne i gospodarcze. W tak ważnej, ale jednocześnie tak gospodarczo i
społecznie trudnej sprawie (dotyczy bezpośrednio milionów obywateli) nie można
chodzić na skróty. Podejmując próbę
odpowiedzi na z pozoru proste pytanie, trzeba także wcześniej postawić i
spełnić przed ew. wprowadzeniem w życie adekwatnych rozwiązań prawnych kilka
warunków wstępnych. Chodzi tu zarówno o zaprzestanie w debacie publicznej
posługiwania się półprawdami i kierowania dogmatami, które zamykają umysły, chodzi
o nadanie sprawie rangi i określenie miejsca energetyki prosumenckiej w
bilansach energetycznych i polityce energetycznej państwa, jak też o dokonanie
krytycznej oceny dotychczasowych i zaproponowanych przez rząd rozwiązań
prawnych w zakresie promocji energetyki prosumenckiej.
Zaprzestanie
w debacie publicznej nt. prawnych instrumentów wsparcia OZE posługiwania się
półprawdami i kierowania dogmatami
Argumenty lobbystów utrzymania obecnego
nieprzystającego do sektora mikroinstalacji systemu wsparcia OZE odwołujące się
do braku możliwości wprowadzenia zmian z uwagi na unijne zasady udzielania
pomocy publicznej nie mają uzasadnienia. Nowe zasady pomocy publicznej UE dla ochrony środowiska i energetyki na lata 2014-2020
poszerzają zacznie zakres możliwych form i dopuszczalny zakres intensywności pomocy,
łącznie z możliwością zastosowania wykluczanych w Polsce a’priori taryf stałych (FiT), dla wszystkich źródeł o mocy poniżej 500 kW.
Także tzw. generalne zasady wyłączeń blokowych (GBER)
wskazują na możliwość zastosowania daleko idącej pomocy eksploatacyjnej dla
małych OZE. Nie jest też prawdą, że
degresywny system taryf (FiT) zaadresowany w szczególności do małych i
mikroinstalacji OZE jest systemem droższym niż inne, a zwłaszcza takie jak
system aukcyjny czy zielonych certyfikatów. Opracowania Komisji Europejskiej,wyniki prac badawczych
i praktyka oraz monitoring stosowanych na świecie instrumentów wsparcia, uwzględniając
np. wysokość i tempo spadku kosztów OZE dowodzą, że system FiT, uzupełniany i zastępowany z czasem takimi instrumentami
jak FiP i net metering, prowadzi do
niższych kosztów oraz sprawiedliwego rozłożenia korzyści, z uwzględnieniem
czynników społecznych i gospodarczych. Trudno politycznie deklarować poparcie
energetyki prosumenckiej, a jednocześnie forsować systemy wsparcia OZE uniemożliwiających
jej rozwój, takich jak aukcje czy nieelastyczne systemy zielonych certyfikatów.
Np. w Danii stosującej system net-metering
lub w Wielkiej Brytanii stosującej system FiT prawie 100% instalacji
fotowoltaicznych powstaje na dachach domów, podczas gdy w Rumunii stosującej
systemy zielonych certyfikatów budowane są niemalże wyłącznie duże instalacje fotowoltaiczne
na gruncie
lub, tak jak w Polsce czy Turcji, w
praktyce w oparciu o system wsparcia nie są budowane żadne z nich. Trudno jest
też wspierać instalacje prosumenckie nawet systemem FiT, o ile na rynku
dominują państwowe monopole energetyczne, jak np. w Czechach (udział dużych
instalacji przekracza 50%).
Nadanie
rangi i określenie miejsca energetyki prosumenckiej w bilansach energetycznych
i polityce energetycznej państwa
Wyodrębnienie mikroinstalacji, a szerzej segmentu
mikroenergetyki prosumenckiej z energetyki odnawialnej (także w Krajowym Planie
Działania - KPD) umożliwia zwrócenie uwagi nie tylko na produkcję, czego
skutkiem jest np. dominujący udział
dużych elektrowni wodnych, elektrowni systemowych współspalających lub
spalających biomasę oraz dużych lądowych farm wiatrowych, ale na końcowe
wykorzystanie energii i jej zużycie przez konkretnych odbiorców w celu
zaspokajania ich potrzeb i poprawy lokalnego bezpieczeństwa energetycznego. O
to chodzi i w życiu i w regulacjach unijnych. KPD (jak i polityka energetyczna)
wymaga wydzielania obszaru mikrogeneracji prosumenckiej w perspektywie średnio
i długookresowej. Ale zwraca uwagę całkowite pomijanie kwestii energetyki
rozproszonej, rozsianej i prosumenckiej nawet w prawnie wymaganych dokumentach z
prognozami krótkoterminowymi i średnioterminowymi takich jak coroczne sprawozdanie
z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej. Wyodrębnienie
sektora mikroinstalacji (do wytwarzania energii elektrycznej i ciepła) zostało
dokonane w „Krajowym planie rozwoju mikroinstalacji odnawialnych źródeł energiido 2020 roku OZE”,w którym,
w oparciu o rządowy KPD udało się określić, że jest mowa o grupie 2,5
mln prosumentów którzy mogą zrealizować 40% ogólnego celu w zakresie produkcji
energii z OZE w 2020 roku, o inwestycjach
w 25 GW nowych mocy (w tym 1,8 GW w źródłach elektrycznych) i o produkcji
energii na poziomie 40 TWh/rok.
Krytyczna
ocena dotychczasowych rozwiązań prawnych
W dniu 8 kwietnia 2014 roku, po czterech latach
prac, Rada Ministrów przyjęła projekt
ustawy o odnawialnych źródłach energii- OZE (wersja 6.3). Jest to projekt
znacząco różny od wersji projektu ustawy w wersji 2.1 z lipca 2012 roku, który
nazywany był projektem „prosumenckim” i miał szerokie poparcie społeczne oraz
akceptację środowisk związanych z energetyką rozproszoną i obywatelską. Zasadnicza różnica w treści obu projektów
regulacji polega na drastycznym ograniczeniu możliwości rozwoju energetyki
prosumenckiej (produkcja energii w mikroinstalacjach o mocy do 40 kW) poprzez
zastąpienie proponowanego wcześniej systemu taryf gwarantowanych na sprzedaż
energii do sieci (o wysokości dostosowanej do poszczególnych mikroinstalacji
OZE, od 0,65 do 1,1 zł/kWh) jedną ceną „urzędową” dla wszystkich
mikroinstalacji połączoną z mechanizmem rozliczeń salda energii zakupionej
przez prosumenta i odsprzedanej do sieci
w okresie półrocznym (mechanizm nazywany net
metering). Cena ta została określona jako 80% średniej ceny sprzedaży na
rynku konkurencyjnym w poprzednim roku.
Cena ta np. w 2013 roku wynosi 0,182 zł/kWh, co oznacza że cena
sprzedaży nadwyżek energii do sieci w 2014 roku wyniosłaby 0,145 zł/kWh.
Tymczasem średnia dla wszystkich krajowych grup energetycznych cena energii
elektrycznej dla gospodarstw domowych o typowym zużyciu energii i
korzystających z najprostszej taryfy G11 w 2013 roku wynosiła 0,275 zł/kWh
netto. Po doliczeniu VAT (odbiorcy indywidualni płacą VAT w wysokości 23% i nie
mogą go odzyskać) cena ta wynosi 0,338 zł/kWh. Oznacza, to, że prosument może
sprzedawać energię do sieci po cenie 0,145 z/kWh, która stanowi zaledwie 43%
ceny po jakiej zmuszony jest kupować energię z sieci (0,338 zł/kWh), dodatkowo
wykazując przychód w rozliczeniu podatkowym PIT 8C. Różnica w cenie (0,193
zł/kWh) jest zatem w 2/3 dofinansowaniem przez prosumentów sprzedawców energii
(tzw. zobowiązanych) i w 1/3 przychodem budżetu państwa. Dodatkowo proponowane w projekcie ustawy o OZE rozwiązane w postaci umownego net metering tylko nieznacznie poprawia
opłacalność inwestycji w mikroinstalacje pogodowo niestabilne (mikrowiatraki i
dachowe elektrownie słoneczne), ułatwia cyniczny atak koncernów energetycznych (podaję link do jednej z łagodniejszych form ataku), ale też demotywuje ew. przyszłych prosumentów do
działań po stronie popytowej i lepszego bilansowania podaży energii z
mikroinstalacji i popytu na energię w gospodarstwie domowym. Zaproponowane
rozwiązania będą raczej zniechęcać, a nie zachęcać do rozwoju mikroinstalacji, które
w tych warunkach nie rozwiną się na szeroką skalę i przez dłuższy czas
pozostaną niekonkurencyjne przysparzając powodów do niezasłużonej krytyki samej
prosumecnckości, jako idei na wskroś prospołecznej, obywatelskiej. Krytyka ta będzie
się nasilała, wraz z przypadkami kojarzenia „wsparcia” eksploatacyjnego ze
wsparciem inwestycyjnym udzielanym tylko nielicznym („sprytniejszym”) z
funduszy ekologicznych i funduszy unijnych. W tych warunkach bowiem dojdzie do sytuacji
w której społeczeństwo będzie miało do czynienia albo z niezadowolonymi
prosumentami, którzy zainwestowali z własnych środków i ponoszą straty materialne lub z tymi którzy
uzyskają, zdaniem większości, nieuzasadnioną pomoc kosztem innych podatników
lub konsumentów energii. Taki system wsparcia mikroinstalacji w którym opłaca
się „kombinowanie” nie buduje społeczeństwa obywatelskiego, nie buduje rynku, zaufania
do państwa i kapitału społecznego do dalszego rozwoju mikroinstalacji OZE. Może
tylko ośmieszyć całą koncepcję energetyki prosumenckiej i dać silne argumenty
(jak w Czechach) jej przeciwnikom. Zasadniczy problem sprzyjający tworzeniu pozornych
czy nawet szkodliwych regulacji i programów polega na nagannej praktyce
przyjmowania ich bez wiarygodnej oceny skutków regulacji. Nie powinno się bowiem
uprawiać marketingu politycznego polegającego na promowaniu wątpliwych
rozwiązań prawnych w stosunku do zwykłych obywateli, którzy pozbawieni są
możliwości korzystania z obsługi prawnej i finansowej, i którzy korzystając z
tych rozwiązań zwiększają swoje zadłużenie razem z dużym ryzykiem braku
możliwości zwrotu poniesionych nakładów. Państwo nie może też nie wywiązywać
się z obowiązku wiarygodnego i odpowiedzialnego informowania o OZE, czego zresztą
wymaga dyrektywa 28/2009/WE, bo z pewnością nie jest taką informacją
stwierdzenie, że dana regulacja została przyjęta, bez pokazania rzeczywistych
jej skutków dla obywateli.
Rozwiązania prawne, które umożliwiłyby autentyczny rozwój mikroinstalacji i szybką
ich komercjalizację
W kraju funkcjonuje tylko 270 mikroinstalacji OZE
przyłączonych do sieci i są to w zasadzie prawie wyłącznie mikroelektrownie
wodne. Wprowadzenie nowelizacją Prawa energetycznego (tzw. „mały trójpak”) w lipcu 2013 roku uproszczeń
administracyjnych dla mikroinstalacji OZE nie wpłynęło na pobudzenie rynku. W
tych warunkach niemożliwy jest rozwój i spopularyzowanie masowego rynku prosumenckiego (2-3 mln prosumentów w 2030
roku) i spadku kosztów (pełnego urynkowienia) bez przejściowego zastosowania
mechanizmu stałych taryf typu „FiT” i ten etap kształtowania rynku nie może być
pominięty ani, z przyczyn doktrynalnych,
zbagatelizowany. Wprowadzenie
taryf FiT powinno być jednak dobrze umotywowane i uzasadnione od strony
mikroekonomicznej i makroekonomicznej – minimalizacja kosztów systemowych i
całkowitych kosztów wdrożenia ustawy. Punktem wyjścia do przygotowania poprawki
prosumenckiej do Prawa energetycznego (lub docelowo do projektu ustawy o OZE) powinna
być propozycja merytoryczna wypracowana
w ramach projektu ustawy w wersji
2.1, z 2012 roku ale wymaga ona obecnie dostosowania do nowych uwarunkowań.
Po pierwsze, proponowane z 2012 roku taryfy
wymagają odpowiedniej aktualizacji z wykorzystaniem najnowszych danych o
kosztach technologii, prognozie cen energii i strukturze taryf oraz
uwzględnienia nowego otoczenia prawno-administracyjnego stworzonego przyjęciem
„małego trójpaku” (nowelizacja Prawa energetycznego z lipca 2013 roku). W stosunku do
wersji projektu 2.1 konieczne są też zmiany jeśli chodzi o zakresy mocy.
Pierwotnie taryfy były proponowane dla zakresów mocy: 50, 75, 100 i 200 kW. Aby
zachować generalne ramy nowego rządowego projektu, taryfy powinny być
przeliczone na moce do 40 kW i niższe.
Dopóki rynek mikroinstalacji nie stanie się rynkiem masowym, ich koszty pozostaną wysokie w szczególności dla instalacji o najmniejszych (potencjalnie
najbardziej dostępnych) mocach zainstalowanych. Dlatego, aby umożliwić rozwój
najmniejszych instalacji i ograniczyć ryzyko ew. nadmiarowego wsparcia dla
instalacji większych zasadny jest podział (dla każdej z technologii) na odpowiednio
mniejsze zakresy mocy. Uzasadniony byłby podział na instalacje:
1) do 3 kW (roczna wydajność takich mikroinstalacji
odpowiada w praktyce rocznemu zapotrzebowaniu na energię gospodarstwa domowego)
2) do 12 kW (taką mocą przyłączeniową dysponuje
praktycznie każde gospodarstwo domowe i może, w świetle Prawa energetycznego,
przyłączyć mikroinstalację do tej mocy na koszt operatora sieci dystrybucyjnej,
co zapewnia powszechną dostępność instrumentu)
3) do 40 kW (rozwiązanie dla największych
gospodarstw domowych oraz rolnych).
Najwyższe taryfy stałe i zdjęcie z obywateli
obowiązku opracowywania skomplikowanych biznesplanów i bilansowania energii, co
jest prawnym obowiązkiem spółek energetycznych, powinny uzyskać mikroinstalacje
najmniejsze do 3 kW, niższe te o mocy do 12 kW. W tym zakresie zadziała na
coraz bardziej masowym rynku efekt skali i koszty oraz taryfy będą spadać
najszybciej i przy takim podejściu korzyści będą rozłożone bardziej sprawiedliwe
i w sposób mogący liczyć na szeroką akceptację społeczną. Instalacje o mocy 12-
40 kW powinny pozostać w systemie proponowanym w rządowym projekcie ustawy o
OZE z możliwością bilansowania w dłuższym okresie (np. półrocznego, tak jak
proponuje rząd), ale sprzedażą nadwyżek energii po 100% ceny hurtowej. W takim systemie mikroinstalacje OZE do
produkcji energii elektrycznej nie powinny być wspierane dotacjami
inwestycyjnymi, które powinny być skierowane na wsparcie zielonego ciepła.
Podstawą metodyczną do wyznaczenia wysokości taryf i ich degresji (zakładanego
spadku w czasie) może być zaktualizowana i dostosowana do ww. założeń
ekspertyza Instytutu Energetyki
Odnawialnej wykonana w 2012 roku dla Ministerstwa Gospodarki pt. „Analizamożliwości wprowadzenia w Polsce systemu Feed-in–Tariff” dla mikro- i małych instalacji OZE w Polsce”.
Zaktualizowane wyniki tego opracowania posłużyć też mogą jako wsad do opracowania oceny
skutków wprowadzenia poprawki prosumenckiej w obecnym projekcie ustawy i do
uzasadnienia. Powyższe rozwiązanie wpłynie nieznacznie na podniesienie początkowych
kosztów wdrożenia ustawy w stosunku do wersji obecnej, dlatego warto wskazać
źródła kompensacji kosztów. Tu rozwiązania proponowane w najnowszym rządowym
projekcie ustawy o OZE związane z ograniczaniem wsparcia dla dużej energetyki
wodnej i współspalania idą w dobrym
kierunku, jednakże są zbyt mało stanowcze.
Unikanie nazwania rzeczy po imieniu, że rozwój
mikroinstalacji OZE wymaga początkowo silniejszego wsparcia i prospołecznego (a
nie korporacyjnego) podejścia i że, tak jak każda dobra inwestycja, także proces komercjalizacji
mikroinstalacji niesie ze sobą koszty początkowe, nie doprowadzi ani do tego że
rynek się rozwinie, ani do tego że koszty wdrożenia dyrektywy 2009/28/WE będą niższe.
Uchwalenie ustawy o OZE w obecnej wersji, która zakłada, że prosument będzie dotował
koncerny energetyczne wcale nie oznacza zmniejszenia kosztów rozwoju OZE, a ich zwiększenie. Anonimowi dla opinii publicznej autorzy projektu ustawy nie zadali sobie trudu
sprawdzenia czy to co proponują będzie dla prosumenta opłacalne, czyli nie
wykonali podstawowej, najprostszej pracy domowej jaką jest rzetelna ocena
realnych skutków proponowanej regulacji, ale w mętnym przekazie medialnym namawiają jej adresata
do podjęcia działań które doprowadzą de
facto do pogorszenia jego sytuacji finansowej (dotowania koncernów i administracji
państwowej kosztem zmniejszania dochodu dyspozycyjnego jego rodziny).