sobota, sierpnia 09, 2008

Licytacja kosztami wdrożenia pakietu klimatycznego 3 x 20%

We wpisie marcowym na „odnawialnym” i w dyskusji podjęta została pierwsza próba przyjrzenia się kosztom wdrożenia pakietu klimatycznego UE 3 x 20% i poszukania możliwości obniżenia tych kosztów. Wtedy „straszenie” kosztami wdrożenia pakietu w Polsce było jeszcze w powijakach. Po prawie półrocznej spirali „licytacji”, nawet twierdzenie że wdrożenie pakietu spowoduje wzrost cen energii nawet o 300% nie wydaje się być końcem licytacji. Pominę milczeniem najbardziej aktywnych i bezkrytycznych uczestników ww. licytacji, która wywiera jednak wrażenie na politykach. Ograniczę się tylko do cytowanego w komentarzach w poprzednim wpisie tzw. „Raporcie 2030”, którego autorzy twierdzą wprost, że wdrożenie pakietu spowoduje wzrost udziału wydatków na energię w gospodarstwach domowych do ponad 16% i „ogromne nasilenie zjawiska ubóstwa energetycznego”. Odważna teza! W takich sytuacjach zawsze przychodzi mi do głowy pytanie o tzw. „linie bazową”, czyli „od jakiego poziomu liczymy dodatkowe koszty”.

Zacząć chyba trzeba od tego, że polityczne „pakiet „klimatyczny” został zaakceptowany na szczycie UE w marcu 2007, w okresie osiągania tzw. „oil peak” czyli punktu po przekroczeniu którego w warunkach nierównoważenia długookresowej podaży i popytu ropy, jej ceny (i za nią ceny innych paliw kopalnych), będą tylko rosły w górę, o ile oczywiście nie będzie innych, realnych alternatyw. Pakiet był też przyjęty na fali zatroskania u jednych, a histerii u innych członków UE wywołanej poczuciem zagrożeniem bezpieczeństwa dostaw gazu i ropy naftowej. Bezpieczeństwo energetyczne, zwłaszcza w jego wersji pojmowanej przez polityków w Polsce (dywersyfikacja dostaw importowanych paliw przez firmy państwowe, niejako zwolnione przez właściciela z prowadzenia w takich przypadkach rachunku ekonomicznego) drogo kosztuje. W tym sensie pakiet jest w znacznej mierze reakcją na antycypowany wzrost cen paliw i energii oraz szukaniem alternatywy dla drożejących paliw, a nie źródłem dodatkowych kosztów. Tak należy przynajmniej rozumieć dwie z „dwudziestek” w pakiecie 3 x 20%, czyli 20% redukcja zużycia energii i wzrost do 20% udział energii ze źródeł odnawialnych w zużyciu energii w 2020 r.

Trudno też szukać jedynie kosztów w trzeciej „dwudziestce” – 20% redukcji emisji CO2. Przyjęcie pakietu miało już bowiem miejsce po opublikowaniu tzw. raportu Sterna potwierdzającego tezę, że „taniej zapobiegać nić leczyć”, tu – używając retoryki Al. Gore – „ ziemię z gorączki”. Ale wiadomo, że zapobieganie musi się odbywać w skali globalnej (tylko leczymy się zawsze indywidualnie i na swoje wlasne zdrowie nie żalujemy grosza) i właśnie aby mieć mandat do działań globalnych, w poczuciu odpowiedzialności za kosztowne skutki globalnych zmian klimatu, UE musiała coś zaproponować i zacząć od siebie, aby móc starać się pozyskać innych sojuszników. Nie wiadomo czy ich znajdzie, z pewnością jeszcze nie na grudniowej konferencji stron ramowej „Konwencji Klimatycznej” w Poznaniu, ale może w 2009 r. Kopenhadze tak?

W krótkim okresie pakiet jest źródłem kosztów dla wszystkich krajów członkowskich UE, choć dzieki temu lagodniej niz np. USA przejrdzemy przez okres kryzysu enegetycznego. Ale Polska ma uprzywilejowaną w UE pozycję w przypadku dwu pierwszych „dwudziestek”, a w dodatku przyjmując pakiet chciała też zarobić (pomijam fakt postawienia na niewlasciwego konia) na obowiązkowym 10% udziale biopaliw w zużyciu paliw transportowych. W porównaniu z innymi mamy bowiem olbrzymi niewykorzystany potencjał zwiększania efektywności energetycznej i jeden z największych w UE potencjałów odnawialnych zasobów energii. Realizując te dwa cele, najlepiej z nawiązką, znacząco minimalizujemy koszty związana z redukcją emisji CO2. Absurdalne wydaje się sumowanie kosztów osiągania każdej z „dwudziestek” oddzielnie i dodatkowo dodawanie do rachunku np. kosztów, poprawy bezpieczeństwa energetycznego oraz kosztów koniecznej, zwłaszcza w dobie wzrostu cen paliw, demonopolizacji i tworzenia rynku. Obserwując debatę w Polsce wydaje się że tak właśnie jest i zasadne staje się pytanie, dlaczego mamy do czynienia właściwie tylko z jednostronną krytyką pakietu i straszeniem tak właśnie kalkulowanymi kosztami jego wdrożenia jako oczywistą katastrofą dla gospodarki i obywateli? Trudno też uciec od pytania ma interes w takich rachunkach...

Trudno też nie zgodzić się z prof. Janem Popczykiem, który wypowiadając się o przewidywanym wzroście cen w efekcie zaprzestania taryfowania odbiorców indywidualnych już od 2009 r., stwierdził że powstalym w wyniku konsolidacji czterech grup energetycznych o charakterze monopoli regionalnych dajemy im wielki prezent – możliwość działania (podnoszenia cen) bez regulacji i bez praktycznej możliwości reakcji odbiorców. Wszystko wskazuje na to, że w sytuacji monopolu i bez aktywnych działań na rzecz efektywności energetycznej i odnawialnych źródeł energii, koszty nabycia uprawnień do emisji przez elektrownie węglowe, też wprost i w całości zostaną prawie natychmiast odzwierciedlone w kosztach energii dla odbiorców końcowych. Można chyba smilo zaryzykować nawet stwierdzenie, że one zostaną skrupulatnie zdyskontowane w cenie energii zanim pojawią się jako realny koszt. Pomimo, że energetyka do 2012 r. otrzymała uprawnienia do emisji CO2 za darmo (ich niedobór jest obecnie niedostrzegalny), uzasadnia ona obecny skok cenowy właśnie koniecznością nabycia uprawnień i oczywiście koniecznością zakupu „drogiej zielonej energii”, a nie wlsnymi zaniedbaniami ostatnich 10 lat. W ten sposób, choć pakiet klimatyczny 3 x 20% jeszcze nie jest zatwierdzony, a krajowy rozdział uprawnień do emisji na lata 2008-2012 czeka na notyfikację w Bruskeli, odbiorcy energii dostają konkretny sygnał – na rachunku, że to wszystko przez pakiet i w dodatku jest to jedynie przedsmak przyszłych nieszczęść.

W przypadku cen energii nie wolno liczyć tu na „wyrozumiałość” firm energetycznych, a w szczególności na dobre serce „narodowych championów energetycznych”, choć pewne dzialania racjonalizujące będą podjęte. Skuteczne rozwiązanie jest tylko jedno: wesprzeć realizacje dwu pierwszych "dwudziestek". Wysokie ceny energii same w sobie staja się najważniejszym i w wielu przypadkach już teraz wystarczającym czynnikiem poprawy efektywności wykorzystania energii i niezwykle skuteczną inspiracją do jej oszczędzania. Wspierając przez jeszcze kilka lat rzeczywiście intensywnie energetykę odnawialną, trzeba pamiętać o wyborze jak najbardziej efektywnych instrumentów wsparcia i, tak jak to robią inne kraje (np. Niemcy), stopniowo zmniejszać intensywność wsparcia i określić ostateczny termin/okoliczności zaprzestania stosowania tej pomocy. W dyskusji o kosztach wdrożenia pakietu i jego wpływu na ceny energii nie możemy tak sobie przejść do porządku dziennego nad kosztami generowanymi przez energetykę odnawialną i musimy je także minimalizować w całym okresie i w całym systemie.

Czy możemy dalej przymykać oko na wsparcie udzielane na ogólnych zasadach i absorbowane przez wielkie zamortyzowane elektrownie wodne czy elektrownie prymitywnie współspalające biomasę z węglem, bo prawie nic z tego na przyszłość nie wynika, poza bieżącymi kosztami? Czy nas naprawdę na to stać? Z punktu widzenia wpływu na koszty energii elektrycznej, krytycznie należy oceniać obecny system wsparcia poprzez certyfikaty zielonej energii. Czy wobec stosunkowo wysokich cen za zielone certyfikaty oraz wzrostu cen energii „czarnej” , uzasadnione są próby przeforsowania dodatkowego wsparcia zielonej energii certyfikatami z tytułu kogeneracji? Czy do tego jeszcze musimy doliczyć dotacje inwestycyjne?. Czy to w braku wsparcia dotacjami i certyfikatami tkwi problem zbyt wolnego rozwoju energetyki odnawianej?

Obawiam się ze nadmiar nieefektywnego wparcia może obrócić się przeciw energetyce odnawialnej, właśnie wtedy, gdy obywatel, wyborca i odbiorca energii zobaczą efekty tych działań na swoim bieżącym (nie przyszlym) rachunku za energię. Wtedy zobaczy to też polityk, a skoro sektor energetyki odnawialnej jeszcze przez jakiś czas nie może istnieć bez wsparcia politycznego, warto o tym cały czas pamiętać i szukać w systemie większej efektywności. Sektor ten bowiem w żądaniach silniejszego wsparcia używający raczaj miękkich argumentów „ochroną klimatu”, „miejscami pracy” i „abstrakcyjnym obowiązkiem” i nie szukający efektywnosci, politycznie nie jest w stanie na przelicytować grających bezczelnie demagogicznymi, ale twardymi argumentami: „wysokimi cenami” „katastrofą gospodarczą” i „ubóstwem energetycznym”.

W przeciwieństwie do sufitowych prognoz i obecnych trendów cen czarnej energii (w ktore upychane są i niegospodarnosć i zyski jednoczesnie) serwowanych przez monopol, z kosztami i cenami zielonej trzeba licytować w dół, a mechanizmy wsparcia powinny promować tańszych a nie sprytniejszych. Dzięki nim niższa będzie też górna granica litytacji cen "tańszej" czarnej energii i w konsekwencji także z tego dodatkowego powodu, dzięki energetyce odnawialnej, koszty wdrozenia pakietu 3 x 20% bedą niższe. Tym własnie m.in. zajmuje się inny, nowy pakiet reform UE, zwany "pakietem energetycznym", ale to już inny temat...

3 komentarze:

Bogdan Szymański pisze...

W mojej ocenie Polskę będzie czekał wzrost cen energii eklektycznej głównie przez kurczowe trzymanie się węgla. Jeżeli OZE generują wyższe koszty początkowe to jednak tak produkowana energia w dłuższej perspektywie jest tańsza Jednak chyba nikt z obecnie rządzących tego nie widzi? Zwłaszcza premier Pawlak dla którego przyszłość Polskiej energetyki to czyste technologie węglowe. Nawet jeżeli jestem w stanie wyobrazić sobie tą względnie czystą technologię węglową tak zupełną abstrakcją są tanie i czyste technologie węglowe. CCS, odsiarczanie i inne technologie nie są tanie co z rosnącymi kosztami wydobycia węgla dopełni obrazu przyszłych cen energii.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Bogdanie, dziekuje za zamedlowanie na "odnawialnym"; widze ze pomimo letniej kanikuły, jest Pan w iście "olimpijskiej" dyspozycji :). Twierdzę tak, bo zerknąłem na Pański blog Solaris, ktory widze, że nie tylko jest regularnie zasilany w ciekawe wpisy, ale także w wakacje wypiękniał i wygodnie z niego korzystac. Gratuluje!.
Przeczytalem tez ostatni wpis związany z Pana powyzszym komenatrzem : http://solaris18.blogspot.com/2008/08/ani-adu-ani-skadu-czyli-wypowiedz.html, który poszerza powyższą syntetyczną wypowiedź.
Pozwoliłem sobie skopiować to co Pan wyeksponował na swoim blogu: "Pan premier jak i wielu ekspertów w Polsce zapomina lub celowo nie dostrzega, że główną strategią Wspólnoty Europejskiej jest redukcja emisji, CO2 - niezależnie czy się z tym zgadzamy czy nie. Polsce nie uda się w nieskończoność blokować i łagodzić unijnych decyzji w tej sprawie a to oznacza wzrost kosztów produkcji energii z węgla i problem dla gospodarki".
Nic dodać, nic ująć!
Przegladajac cytowaną przez Pana wypowiedż Premiera Pawlaka, zacząłem sie ponowanie zasaanowiać, przywolujac tekst piosneki Marka Grechuty, "czy z tym węglem to jest (koniunkturalna) przyjań (polityczna), czy jest to (prawdziwe) kochanie".
Jeżeli sie przyjrzeć bliżej projektowi nowej polityki energetycznej i tezom do dyskusji: http://www.mg.gov.pl/GOSPODARKA/Energetyka/Konsultacje+nowej+polityki+energetycznej+Polski.htm, to choć moze nie zachwycają, to widać w nich w końcu uznanie polityki UE jako w wielu przypadkach nadrzędnej. Widać też akceptacje 15% OZE w 2020 r.(to już zastało wcześniej odnotowane na "odnawialnym"), ale też chęć odejścia od kosztownych i nic nie dających absurdów we wspieraniu energetyki odnawialnej, np. wspirania zielonymi certyfikatami duzej energetyki wodnej czy współspalania.
Czyli troche na zasadzie nie drażnieniania nikogo i zbierania głosow wyborców, na konferencji prasowej Premier "dobrze robi" wszystkim, a w szczegolności 100 tys. praconików przemysłu węglowego i ich rodzinon, ale pewnie swoje wie (jak Pan napisał: "celowo zapomina"). Szkoda tylko, że nie jest to odważny premier typu Taecher, ktory nie musi ciułać głosów beneficjantów starego systemu i ma odwagę powiedzieć na konferencji prasowej to, co pewnie sam doskonale wie...
Ciągle czekamy na odważnego i uczciwego polityka, ktory potrafi docenić zdolność do samodzielngo myślenia większosci swoich wyborców...

Bogdan Szymański pisze...

Dziękuję za tak pochlebną opinię o moim blogu.

Rzeczywiście nasze nieszczęście że mamy polityków którzy boją się prawdy. Z drugiej jednak strony sami ich wybieramy naiwnie wierząc w populistyczne hasła? Główny problem obecnych reform energetycznych a raczej ich braku to zagrożenie rozwoju gospodarczego polski w perspektywie nie kilku lecz kilkunastu lat. Widać obecni decydenci wychodzą z założenia że "rząd zawsze się wyżywi" a winnych za złą sytuację kraju przecież się znajdzie.

Od samego zapisania koniecznych działań jeszcze nigdzie na świecie nic się nie zmieniło. Dopóki rząd nie przedstawi sposobu osiągnięcia swoich celów będzie to jedynie populizm.

krotki cytat efektywność energetyczna "...w tym zakresie skoncentrować (działania) na trzech obszarach: zmniejszeniu zużycia energii, podwyższeniu sprawności jej wytwarzania oraz ograniczeniu strat w przesyle i dystrybucji...." na pierwszy rzut oka trudno się z tym nie zgodzić tylko że w przesyle tracimy jedynie 2% energii i tu się nic wiele nie da zrobić (chyba że Pan premier myśli o nadprzewodnikach) za to skoncentrować należy się na dystrybucji gdzie straty sięgają miejscami 15% - można powiedzieć że to drobnostki, skróty myślowe ale te drobnostki pokazują ze osoba opracowująca ten plan nie wie gdzie tak naprawdę należy skoncentrować działania.