niedziela, listopada 18, 2018

Raport NIK o OZE i najnowsze dane GUS wezwaniem do poważnej refleksji i pilnych działań

Jeżeli instytucje państwa działają prawidłowo, raport NIK pod obiecującym tytułem „Rozwój sektora odnawialnych źródeł energii”, pod którym kryją się mniej obiecujące ustalenia, nie powinien pozostać bez echa i szerszej refleksji na przyszłość. Chodzi zarówno krótką perspektywę do 2020 roku, kiedy Polska ma się rozliczyć ze zobowiązań międzynarodowych w zakresie OZE jak i tę dalszą, w której powinna się dokonać gruntowna reforma energetyki i wzmocnienie instytucji państwa, aby zapobiec kumulacji podobnych problemów już w najbliższej przyszłości  (w latach 2021-2030).

Niestety, raport został opublikowany w  połowie listopada, w momencie niesprzyjającym takiej właśnie refleksji. Nie tylko zdecydowana większość społeczeństwa, ale nawet znaczna cześć uczestników rynku nigdy do niego nie dotrze. Media zajęły się trudną sytuacją w systemie bankowym (KNF), który - z uwagi na (analogicznie do silnie regulowanej energetyki) rosnący udział państwa i firm państwowych -może być też zwiastunem podobnych kłopotów także na styku państwowej energetyki korporacyjnej i prywatnych (póki co) wytwórców energii z OZE (o czym dalej). Rynek jest też zajęty czymś innym – czeka na resztki dotacji UE i jeszcze jedną aukcję na energię z OZE (z  łaski polityków może ostatnią). Więksi (i lepiej poinformowani) gracze czekają na nową politykę energetyczną (PEP’2040) i mało kto interesuje się tą poprzednią (PEP’2030) z 2009 roku, którą akurat zainteresowała się NIK. Projekt nowej polityki znają już niektórzy i już nawet wiedzą … że jest dobry. Polski Komitet Energii Elektrycznej już na początku października oświadczył (choć zwykły i jak zwykle niedoinformowany uczestnik rynku nic na ten temat tego dokumentu nie wiedział), że „wprowadzenie przez Rząd PEP’2040 będzie rozwiązaniem korzystnym zarówno z perspektywy odbiorców jak i dostawców energii”.


Choć ustalenia NIK powinny się przełożyć na konkretne działania naprawcze, łatwo można dojść do wniosku, że nie warto zajmować się zaszłościami i, działając po staremu, lepiej (przynajmniej ideologicznie) uciec do przodu. 

Ale tym razem raport NIK wyszedł poza historyczne schematy i zainteresowanie wyłącznie oceną przeszłości. Kluczowy wniosek raportu  brzmi następująco: „Osiągnięcie przez Polskę założonego celu 15 proc. udziału energii z OZE w 2020 r. może być zagrożone (w 2016 roku wskaźnik przekroczył tylko 11 proc. i był najniższy od 2013 r.)… W konsekwencji Polska prawdopodobnie stanie przed koniecznością dokonania statystycznego transferu energii z OZE z państw członkowskich, które mają nadwyżkę tej energii. Koszty tego transferu mogą wynieść nawet 8 mld zł” i pojawią się po stronie budżetu państwa najpóźniej w 2020 roku (przyp. autora). U polityków i w agendach rządowych do których kierowane są wnioski z raportu pojawia się  realna pokusa zbagatelizowania zasygnalizowanego konkretnie problemu i zostawienia go „na potem” (na „po wyborach”).

Dlaczego NIK badający, zgodnie z planem kontroli, lata 2015 (rząd Ewy Kopacz, kiedy były symptomy stagnacji rozwoju OZE ) -  I polowa 2017 (rząd Beaty Szydło, kiedy nastąpiło zatrzymanie rozwoju OZE) pozwolił sobie na badanie sytuacji na koniec 2020? - Dlatego, że stan rozwoju OZE na 2020 rok jest określony zarówno w prawie UE jak i w prawie krajowym. Problem polega jednak na tym, że w systemie kontroli państwowej zawsze ostatnie zdanie należy do  ministra konstytucyjnego. O ile nawet 30-go grudnia 2020 roku mając np. 12% udziału energii z OZE ów minister powie, że 31-grudnia udział ten wyniesie np. 15,01%, to w zasadzie organ kontrolny powinien przyjąć deklarację osoby (która odpowiada przed Trybunałem Stanu) za wiążącą i zamykającą sprawę. Wtedy dopiero następna kontrola (zazwyczaj po wyborach) wykaże że cel nie został spełniony i trzeba płacić za niewywiązanie się ze zobowiązania (tu określonego jako 15% energii z OZE w  zużyciu energii brutto). Po czasie trzeba liczyć się z analogiczną odpowiedzią kolejnego konstytucyjnego Ministra Energii…

NIK porusza się w ustalonym zakresie kontroli (lata objęte kontrolą 2015 –połowa 2017) i pierwotnych (sformułowanych w 2016 r.) pytań kontrolnych. Refleksja powinna dotyczyć kwestii szerszych: np. dlaczego pojawił się niespotykany w historii kryzys w branży OZE, czy ktoś miał interes, kto i w jakim zakresie odpowiada za skutki kryzysu itd., ale sądy powinny być to oparte na faktach, które ustalił NIK.

W sytuacji, kiedy w kraju w zasadzie nikt już nie odpowiada za przyszłość wybiegającą dalej niż wybory 2018-2019, ze zgodnego chóru optymistów w energetyce (jeśli chodzi o przyszłość) wyłamał się też inny organ państwa – GUS. Zaledwie dzień po publikacji raportu przez NIK także GUS opublikował branżowy raport „Energia ze źródeł odnawialnych w 2017 r.” Choć statystyka z natury też dotyczy przeszłości, GUS także pozwolił sobie na wybiegnięcie do przodu (do 2020 roku) i ekstrapolację trendów, gdyż jest zobowiązany do monitorowania realizacji celu OZE na 2020 rok. W efekcie GUS zilustrował różnice pomiędzy trendem (do 2017 roku) i celem  na udział energii z OZE w 2020 roku, co obrazuje rysunek.

Ktoś kto zna cykle inwestycyjne w OZE zgodzi się także z GUS, że w 2020 roku może zabraknąć niemal 4% energii z OZE. Wykres z raportu GUS potwierdza tezę NIK, że aby uniknąć kary (na mocy TFUE), koszty transferu statystycznego (najpóźniej z 2020 roku) pomiędzy Polską, a innymi członkami UE którzy realizują swoje zobowiązania z nadwyżką mogą wynieść 8 mld zł. Kosztu tego nie poniesie ani ME, ani sektor energetyczny. Zapłacą polscy podatnicy, zasadniczo za brak działań ME, ale po części także za czerpanie bieżących korzyści (ograniczonych dopiero w 2015 roku) ze współspalania biomasy w elektrowniach węglowych w czasach rządów PO-PSL (koncerny energetyczne zarobiły, Polska nic z tego nie ma, a obywatel zapłaci podwójnie: za ówczesne certyfikaty i za przyszły transfer statystyczny).

Ale, niezależnie od formułowanych przez NIK ww. ostrzeżeń, ME jest dalej dobrej myśli. 16-go listopada Ministerstwo Energii podało własną informację na ten sam temat z następującą konkluzją:  „Dzięki licznym działaniom obecnego rządu udało się nadrobić opóźnienia w sektorze energetyki odnawialnej oraz przyspieszyć jego rozwój”. Media odczytały ją jako lekceważącą odpowiedź na raport NIK i dokonaną w nim i tak pobłażliwą ocenę działalności ME jako „pozytywną mimo stwierdzonej nieprawidłowości”. Na ME, do którego zasadniczo adresowane są wnioski z raportu, fakty ustalone przez NIK i GUS nie robią większego wrażenia i nadal najwyraźniej wierzy ono, że „jakoś to będzie”.

Źródło: Niezłomni.com

Niestety, w świetle ustaleń NIK i danych GUS (i zwykłego zdrowego rozsądku) nie brzmi to wiarygodnie. ME nie podało też jakimi sposobami i jakim (czy aby nie nadmiernym?) kosztem dla odbiorców energii i nabywców biopaliw oraz  (czy aby niezbędnym?) kosztem dla podatników zrealizuje zobowiązania na 2020 rok w zakresie udziałów  energii z OZE.

Mało wiarygodnie brzmią kolejne stwierdzenia w oświadczeniu ME, w tym, że z jego inicjatywy wprowadzone zostały nowe formy wsparcia wytwarzania energii z OZE  - tzw. system taryf gwarantowanych FIT oraz system dopłat do ceny rynkowej FIP i  że (dzięki ustaleniu wysokiej ceny referencyjnej) te instrumenty mogą zmienić sytuację jeśli chodzi o realizację celów na 2020 rok. Otóż ten „plasterek” na chore regulacje nie zmieni sytuacji na rynku OZE bo jest jedynie zabiegiem PR-owym i dotyczy marginesu rynku. Problem polega na tym, że zakres korzystania z  ww. instrumentów wsparcia w ustawie o OZE został ideologicznie ograniczony do małej energetyki wodnej i niektórych rodzajów biogazu, które (po wyłączeniu z systemu wsparcia najpowszechniej dostępnych dla małych inwestorów  zasobów energii słonecznej, biomasy i energii wiatru) mają za mały potencjał ekonomiczny aby realnie (znacząco) ułatwić zrealizowanie celów w zakresie energii z OZE  2020 roku. Słabo udokumentowane są też zapewnienia ME w sprawie rozwoju morskiej energetyki wiatrowej.  Jak bowiem można w kontekście realizacji celów OZE na 2020 rok dać wiarę stwierdzeniu  ME, że (w 2018 roku) „trwają również prace analityczne nad systemem wsparcia i zasadami budowy morskich farm wiatrowych” skoro w ostatnich latach nie zostały podjęte żadne praktyczne działania  na rzecz zrealizowania zobowiązania rządu z 2010 roku (KPD) planu budowy 500 MW morskich farm wiatrowych, który miało doprowadzić najpóźniej w 2020 roku do produkcji 1,5 TWh energii z morskiego wiatru.

Bardziej wiarygodnie i odpowiedzialnie (nawet przy ograniczonych kompetencjach wobec OZE) zachował się Minister Środowiska, który pomimo pewnej krytyki  nie zgłosił uwag do raportu oraz Minister Rolnictwa, który odpowiedział na zarzut, że regulacje na rynku OZE nadmiernie promują biogaz rolniczy. Warto dodać, że NIK (pomimo że działają w chaosie legislacyjnym) stosunkowo pozytywnie ocenił działania URE i NFOŚiGW oraz KOWR, które muszą wdrażać nie zawsze przemyślane rozwiązania ustawowe.

Rozbieżne oceny sytuacji w OZE różnych agend polskiego państwa wymagają nie tylko poważnej refleksji i podjęcia pilnych działań. NIK nie dał wiary kolejnym zapewnieniem ME (jak na powyższym obrazku). Uzasadnieniu zasadniczej tezy (Polska nie osiągnie celu OZE) i obaw NIK (trzeba będzie zapłacić) jest w zasadzie poświęcony cały 93-stronicowy raport.Wnioski pokontrolne, choć słuszne, ą jednak stosunkowo skromne. 

NIK wnioskuje przede wszystkim o  konieczność aktualizacji PEP, w której powinna być zawarta kompleksowa polityka wobec OZE, pozwalająca na realizację celu 15% udziału energii z OZE w 2020 r. Zalecenie jest  oczywiście słuszne, ale ME przede wszystkim, z uwagi na zejście z kursu ścieżki prowadzącej do 15% energii z OZE w 2020 roku, powinno wręcz natychmiast (zresztą juz dawno) zaktualizować  znacznie bardziej szczegółowy „Krajowy Plan Działania w zakresie energii ze źródeł odnawialnych” (KPD) i zaproponować  odpowiednie instrumenty i harmonogram działań naprawczych. Problemem dla sektora i inwestorów wydaje się nie tylko niska jakość regulacji, ale też brak klarownej informacji o planach rządu (np. związanych z systemem aukcyjnym) oraz odpowiedniej -do skali oczekiwanych inwestycji =wiarygodności ME wśród niezależnych inwestorów. Niestety może to być także uboczny efekt procesu renacjonalizacji energetyki (tak jak w przypadku banków), która do pewnego momentu wydaje się uzasadniona, ale potem zaczyna sprzyjać patologiom.

Raport NIK pokazuje nie tylko zaniedbania rządów wobec OZE i b. dobrze udokumentowane opóźnienia w podejmowaniu działań legislacyjnych lub naprawczych. Uważna lektura raportu wskazuje na to, że u źródeł ambiwalentnej polityki leży podział interesów pomiędzy państwowymi  spółkami energetycznymi  będącymi w nadzorze ME i skoncentrowanymi na ochronie status quo, a sektorem prywatnym (IPP) i prosumenckim, bez których aktywnego udziału OZE (zasób rozproszony) nie mogą się rozwijać. Regulacjami udało się spowolnić, a nawet zatrzymać rozwój sektora OZE,  osłabić kondycję finansową prywatnych inwestorów w branżach OZE o największym potencjale, a nawet stworzyć warunki do przejęć przez państwową energetykę, ale zapał deweloperski i wiarygodność (łącznie z regulatorem) finansową stracił cały sektor i teraz nie da się go wystarczająco szybko podnieść. 

Raport NIK z sektorowymi wnioskami/rekomendacjami  sam w sobie nie wystarczy do powrotu OZE na odpowiednią ścieżkę wzrostu. Ale  dzięki starannemu udokumentowaniu konkretnych opóźnień i porażek w działaniach rządów wobec OZE, a nawet wskazaniu działań ewidentnie destrukcyjnych (opisanych i udokumentowanych),  raport NIK stanowi obecnie najważniejszy punkt odniesienia i wyjścia do dyskusji o potrzebie znacznie szerszych (systemowych) zmian  strukturalnych i instytucjonalnych w polskiej energetyce.  Abyśmy znowu nie byli mądrzy po szkodzie, gorąco zachęcam do zapoznania się z całym raportem, zanim przystąpimy do dyskusji nad nową polityką energetyczną i nowym planem klimatyczno-energetycznym do 2030 roku.

poniedziałek, listopada 05, 2018

Osobliwości polskiej energetyki umykają teoriom ekonomicznych noblistów

Polska energetyka funkcjonuje w całkowitym oderwaniu od praw ekonomii, a w szczególności od najnowszych teorii ekonomicznych, za którymi stoją zarówno tegoroczni nobliści jak i poprzedni. Bez wpisania się w światowe trendy rozwojowe, bez żadnej konkurencji, w sensie ekonomicznym jest czarną dziurą funkcjonującą dla siebie, wg własnych zasad, wyobrażeń i zabobonów. Mogłaby funkcjonować na księżycu. Wyłamanie się energetyki z orbity nauk ekonomicznych nie byłoby czymś groźnym, gdyby nie generowała coraz wyższych kosztów dla gospodarki, nie żądała dla siebie kolejnych przywilejów, a w przede wszystkim nie domagała się w nieskończoność pieniędzy tylko za to, że nie chce się zmienić i dostosować do realnej gospodarki i ogólnoświatowych trendów.

  
Tegoroczny nobel z ekonomii przypadł w udziale dwom amerykańskim uczonym za włączenie do długookresowych analiz makroekonomicznych zmian klimatycznych (prof. William Northaus)  i innowacji technologicznych (prof. Paul Romer). Komitet Noblowski wskazał tym samym nie tylko na potrzebę analizy zjawisk ekonomicznych w dłuższym okresie ale także na potrzebę integralności („włączenie”) i interdyscyplinarności (dwa różne czynniki i dwóch noblistów).  Na styku, skrzyżowaniu  (intersection) tych dwóch czynników wzrostu  gospodarczego leży energetyka lub tam należałoby się jej spodziewać. W ten sposób  doznałem zaszczytu (będącego równocześnie nie lada wyzwaniem) włączenia się w dyskusje panelową o dorobku noblistów w ramach seminarium Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego (PTE) pt. (nawiązującym do uzasadnienia Komitetu Noblowskiego) „Innowacje, środowisko, klimat, zrównoważony wzrost gospodarczy”.

Prezentacje panelistów i materiały z seminarium są dostępne na stronie PTE (aktualności 30/10/2018). Dorobek Paula Romera prezentował prof. Krzysztof Malaga, dorobek Williama Northausa – prof. Stanisław Czaja. Energetykom bardziej znany może  być Northaus, który zajmował się między innymi wyznaczeniem stopy dyskonta dla działań  na rzecz ochrony klimatu i analizą instrumentów ochrony klimatu (preferuje podatek węglowy zamiast handlu emisjami). Romer docenił innowacje w oryginalnej koncepcji endogenicznego wzrostu gospodarczego. Teoria Romera, przynajmniej w założeniach  pasuje do koncepcji rozwoju gospodarczego przyjętej w „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju” (SOR). Postęp techniczny u Romera rozumiany jest jako akumulacja wiedzy naukowo-technicznej i kapitału ludzkiego, będących skutkiem decyzji inwestycyjnych konsumentów i producentów, którzy postępują racjonalnie. Trzecim podmiotem wpływającym na decyzje o alokacji kapitału jest państwo, wybierające strategicznie konkretne sektory gospodarki.

Moje zadanie pokazania, jak kwestie klimatyczne i  innowacje zostały w Polsce w praktyce włączone do długookresowych analiz gospodarczych na przykładzie polityki klimatycznej i strategii energetycznej okazało się niezwykle trudne. Ramy artykułu nie pozwalają na szersze uzasadnienie, dlatego wymienię tylko kilka przykładowych trudności na jakie natrafiłby pewnie każdy analizujący przy tak postawionym problemie polski przypadek:
  1. pomimo przypisania energetyce służebnej roli w SOR, jest ona co najwyżej luźno związana z gospodarką (funkcjonuje jako ekonomiczna „czarna dziura” urządzająca się po swojemu kosztem gospodarki)
  2. reguły gry w energetyce określone hermetycznym, skomplikowanym i często zmienianym prawem (niezrozumiałym dla konsumentów, a także dla ekonomistów) nie służą podejmowaniu racjonalnych decyzji mikro-ekonomicznych i makroekonomicznych
  3. kwestie klimatyczne nie są w sposób odpowiedzialny włączone do strategii energetycznej (co zwiększa ryzyko wzrostu kosztów energii dla gospodarki i ich nieracjonalnego podziału)
  4. innowacje technologiczne przegrywają z anty-innowacyjnymi regulacjami i modelem zarządzania energetyką (monopolizacja wspiera modele biznesowe polegające  na ochronie stanu posiadania i zmniejszaniu kosztów poprzez efekt skali, a nie przełomowe innowacje).
Ostatecznie skupiłem się na analizie wpływu unijnej polityki klimatycznej i strategii innowacyjnej oraz krajowej polityki energetycznej na koszty energii elektrycznej w gospodarce (link do prezentacji), ale m.in. z powodu powyższych trudności, ani w zakresie zmian klimatu, ani innowacji nie udało się wykorzystać aparatu pojęciowego i teorii tworzonych przez wybitnych ekonomistów.

Trudności nr. 3 i 4 praktycznie uniemożliwiają udział krajowej energetyki w światowym wyścigu technologicznym, ani tym bardziej w programach badawczych UE. W tym drugim obszarze Polska zajmuje przedostatnie miejsce w Europie (w przeliczeniu na mieszkańca) jeśli chodzi o pozyskanie środków na badania i rozwój w obszarze energetyki. Może dlatego, że adekwatny priorytet w ramach którego należałoby ubiegać się o środki w obszarze „Energia” zatytułowano „Low carbon economy”… Jeżeli krajowe konsorcjum naukowe napisze wniosek mający szanse na wdrożenie (nieambitne wskaźniki środowiskowe i przestrzale technologie oparte na paliwach kopalnych) to grantu nie dostanie. Jak konsorcjum postawi na ambitne cele badawcze i środowiskowe to nie uzyska współfinansowania krajowego i nie wdroży innowacji. Polska nie wprowadzając progresywnych regulacji proklimatycznych zamyka się w silosach, energetyka nie otwiera się na świat i na światowe innowacje w obszarze mitygacji zmian klimatu (utracone tzw. business opportunities wg Romera). Gdy monopole energetyczne kupują krajowe start-upy do przysłowiowej szuflady i gdy w konsekwencji spada w rankingach innowacyjności trudno też mówić o endogenicznym wzroście w rozumieniu Romera. Idee i kapitał ludzki są bezpowrotnie marnowane, a z pomysłow na życie z renty zacofania pozostało już tylko zacofanie.  

Trudności 1 i 2 (oderwanie od życia i prawdy ekonomicznej) to niestety nie tylko problem dla panelisty  próbującego włączyć  w warunkach krajowych innowacje, środowisko, klimat, zrównoważony wzrost gospodarczy w teorie takich noblistów ekonomicznych jak Romer i Northaus. Romer, jako ten bardziej „niegrzeczny” z noblistów wdawał się w krytykę tych, którzy Używają  niewiarygodnych argumentów i nadużyć (często pod osłoną przematematyzowania – „mathiness” ) do osiągania własnych egoistycznych celów, ale nigdy pod kątem niespójności argumentacji nie tropił osobliwości w energetyce. Niepodziewanie pewne światło na problem „niedopasowania” ww. czynników  rzuca inna przywoływana na seminarium PTE  para (też amerykańskich) wcześniejszych laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii: prof. George Akerlof i prof. Robert Shiller. Są oni autorami książki „Złowić frajera- ekonomia manipulacji i oszustwa” (‘2015), niezwykle solidnie wydanej w Polsce przez PTE (2017), z przedmową prof. E. Mączyńskiej i w profesjonalnym tłumaczeniu dr Z. Matkowskiego. Także w tym przypadku próba przeniesienia teorii ekonomicznych, które dość dobrze oddają sytuację za oceanem na grunt krajowy, a w szczególności krajowej energetyki  nie jest prosta, ale łatwiejsza niż w przypadku  Romera i Northausa (nawet jak Akerlof i Shiller korzystali z prac Romera, który zajmował się też ciemniejszymi stronami gospodarki).

Akerlof i Shiller przyznają, że współczesna gospodarka wolnorynkowa faktycznie skutecznie dąży do zapewnienia coraz lepszych warunków życia kolejnym pokoleniom, ale rozpleniły się z niej rozmaite oszustwa, które negatywnie rzutują na nasz dobrobyt. Zajmują się specjalnym przejawem oszustwa, szwindlu, manipulacji rynkowych, który nazywają „phishingiem” (informacyjnym). Ofiarą phishingu pada „rybka”, czyli tytułowy „frajer”, niedoinformowany, zmanipulowany przez „rybaka” (sprzedawcę) kontrahenta. Zdaniem autorów książki państwo musi zwalczać nieuczciwe praktyki handlowe, regulować funkcjonowanie rynków, chronić konsumentów przed pazernością monopoli. Na gruncie amerykańskim trudno im jednak było sobie wyobrazić, że właścicielem firm energetycznych może być państwo, które w takich okolicznościach zamiast chronić obywateli, może mieć interes, aby czerpać z pazerności monopoli i ograniczonej kontroli społecznej. Wśród wielu przykładów manipulacji w zasadzie nie ma energetyki. Wyjątkiem jest przypadek prywatnego koncernu Enron, który przez wiele lat prezentował się jako najbardziej innowacyjna firma (potwierdzały to rankingi magazynu Fortune) i oferował z pozoru tylko atrakcyjne akcje (masowo nabywane przez niepoinformowanych) korzystając z zafałszowanej rachunkowości.  

Energetyka tkwiąc za parawanem skomplikowanych regulacji ma zbyt dużo możliwości naciągania niedoinformowanych uczestników rynku. Po co męczyć się na żmudnych ale  prawdziwych innowacjach, skoro bez większej pracy i bez społecznego napiętnowania można zarobić na manipulacjach. Parę konkretnych przykładów i tez bazujących na generalnych ustaleniach Akerlofa i Shillera:
  • wpychanie nieświadomym klientom pozornych potrzeb pozbawionych (w określonych warunkach regulacyjnych) sensu ekonomicznego, np. wyciąganie w systemie „opustów” środków prywatnych  i dotacji za pośrednictwem prosumentów (przy jednoczesnym dążeniu do modelu abonamentowego), oferowanie taryf antysmogowych na niezbilansowaną energię elektryczną droższych od taryf zwykłych (nobliści przywołują przykład kupna drukarki wg kryterium ceny, bez uwzględniania kosztu atramentu; tylko 3% badanych klientów miało tego świadomość),
  • bajdurzenie w mediach (bez niezbędnych  badań i wiarygodnych analiz porównawczych z innymi krajami) , też na użytek kampanii wyborczych 2011, 2015  (Akerlof i Shiller nazywają to „storytelling”) o tym, że na każdą jednostkę mocy OZE trzeba zbudować tej samej mocy jednostkę węglową, jako przykrywka do wprowadzenia kolejnych opłat na rachunkach (oplata mocowa, opłata przejściowa, która poza wiedzą konsumentów stała się „kosztem stałym”),
  • obszerne i głośne informowanie o niosących koszty pozorach działań, w tym np. planach wprowadzania innowacyjnych technologii i planowanych inwestycjach, a następnie odwlekanie tych działań lub wycofywanie się z nich, już „po cichu”; przykłady to choćby koncepcja budowy morskich farm wiatrowych powracająca jak bumerang od co najmniej 10 lat i nadal nie mogąca przejść w fazę realizacji, czy inteligentne liczniki z infrastrukturą „smart grid”, których masowe wprowadzenie od lat się odwleka,
  • Akerlof i Shiller stawiają niezwykle prawdopodobną na krajowym podwórku energetycznym tezę, że  w ramach skomplikowanych regulacji niosących korzyści (tzw. „ekonomiczna teoria regulacji”) oraz braku informacji i jawności, a w efekcie zdzierstwa cenowego i kumulacji nadwyżek finansowych ułatwione jest stopniowe przejmowanie przez silną grupę interesu kontroli (np. przez  „karuzelę stanowisk” w zarządach i radach nadzorczych) nad działalnością organów regulacyjnych.
To nie są okoliczności służące wzrostowi konkurencyjności i innowacyjności, niestety. Energetycy grasują w gospodarce jak kieszonkowcy, nie wiadomo kiedy, kto z czego zostanie oskubany, ale zawsze najgorzej na tym wychodzą najmniej poinformowani i najsłabsi. Potwierdza to najnowszy raport NIK o „Ochronie praw konsumenta energii elektrycznej  który pokazuje (co prawda nie wszystkie) mechanizmy manipulacji klientem w energetyce poprzez ograniczenie go w dostępie do informacji lub mających sens ekonomiczny instrumentów ochrony jego pozycji (nieopłacalność roszczeń z tytułu niedostarczenia energii, iluzoryczność zmiany sprzedawcy w sytuacji monopolu, brak dostępu do informacji  pomiarowej,  brak liczników inteligentnych i instrumentów zachęcających do oszczędzania energii itp.). Akerlof i Shiller podają jak silną rolę w zwalczaniu phishingu informacyjnego w USA odgrywają społeczeństwa obywatelskie (choć dotychczasowy „czysty model ekonomiczny” ich nie uwzględnia) i organizacje konsumenckie. Przywołują „Consumers Union”, aktywistów ekologicznych jako ważnych uczestników krucjaty przeciw manipulacjom silnych przeciw słabszym. Zresztą skutki takich działań łatwo zauważyć. Także w OZE. Wystarczy zajrzeć do  Kodeks Etyki Biznesowej amerykańskiego stowarzyszenia energii słonecznej (SEIA), który spośród członków wyklucza automatycznie tych którzy stosują zwodnicze hasła reklamowe i nieuczciwe i oszukańcze praktyki. Zwracają uwagę na to, aby narzędzia prognozy cen energii elektrycznej (do oceny opłacalności inwestycji w fotowoltaikę) były weryfikowalne i zawierały prognozę średniego tempa wzrostu cen w okresie dłuższym niż pięć lat, a w umowach dostawca  gwarantował określone oszczędności pod rygorem rekompensaty. Na tym tle szczególnie przykro czyta się ogłoszenie największej polskiej (publicznej, państwowej) spółki obrotu, która właśnie po wyroku UOKiK informuje, że oszukała konsumentów poprzez podawanie ceny energii elektrycznej bez VAT (konsumenci rozumieli inaczej).  

Wydaje się, że energetyka nie tylko wyrwała się spod kontroli społecznej, ale też spod radarów ekonomistów i nie ponosi pełnej odpowiedzialności gospodarczej za skutki swoich działań. Poza seminarium PTE, pierwszym formalnym sygnałem ze strony ekonomistów, że wyizolowany resort zaczyna zbyt silnie kosztotwórczo oddziaływać na gospodarkę jest najnowszy raport  NBP (Nr 04/18 październik 2018 r.) „Szybki Monitoring NBP- analiza sytuacji sektora przedsiębiorstw”. Ekonomiści piszą: w perspektywie 2019 r. prognozy własnej sytuacji gospodarczej ankietowanych przedsiębiorstw nieznacznie pogarszają się. Wynikać to może ze wzrostu kosztów części surowców i pracy oraz przewidywanych znaczących wzrostów kosztów energii. Przewidywany w 2019 r. silny wzrost cen energii może pogorszyć sytuację finansową zwłaszcza tych przedsiębiorstw, które  odznaczają  się wysokim udziałem kosztów energii w kosztach (są to m.in. „Działalność związana z obsługą rynku nieruchomości”, „Produkcja włókien chemicznych”, „Górnictwo i wydobywanie” czy „Dostawa wody” i inne). Jednocześnie ekonomiści zauważają, że  w przypadku hipotetycznego 30% wzrostu kosztów energii (przy niezmienionym pozostałych kosztach i przychodach i przy pominięciu efektów wtórnych takiego wzrostu) udział firm ponoszących straty wzrósłby o ok. 6,6 pp.

Obecnymi wzywaniami w energetyce, w związanymi z funkcjonowaniem w zintegrowanej gospodarce europejskiej, w tym problemami które mogą nie mieścić się w głowach amerykańskich ekonomistów powinni znacznie głębiej zająć się polscy, też patrząc na nie poprzez pryzmat zarządzania mikroekonomicznymi uwarunkowań efektywności gospodarczej. Energetyka w zdrowej gospodarce i dobrze zorganizowanych państwie i społeczeństwie nie może funkcjonować poza prawami ekonomii i w oderwaniu od ocen ekonomistów, przy abstrahowaniu od zmian klimatu, bez konkurencji i presji na innowacyjność, bez prognoz ekonomicznych i niezależnych analiz.