sobota, marca 28, 2015

Program wyborczy Anny Grodzkiej do wzięcia w wyborach prezydenckich i parlamentarnych


Jeszcze przed zakończeniem w dniu 26 marca zbierania 100 tysięcy podpisów wymaganych do tego aby startować w wyborach na urząd prezydenta,  przejrzałem programy wyborcze wszystkich 23 kandydatów na  pod kątem ich stosunku do odnawialnych źródeł energii (OZE) lub zakresu/sposobu ich uwzględnienia zarówno bezpośrednio (wyodrębniony element programu wyborczego)  jak i pośrednio (ochrona środowiska, bezpieczeństwo energetyczne, innowacyjne technologie, energetyka rozproszona i obywatelska itp.). 

Daleko nam do wyborów prezydentów w Stanach Zjednoczonych czy we Francji  gdzie - także z uwagi na szersze kompetencje prezydenta - OZE były ważnymi elementami ostatnich kampanii, już nie wspominając nawet o wyborach parlamentarnych w Niemczech, Indach czy Australii itd. Na podstawie dotychczas niemrawej prezydenckiej kampanii wyborczej trudno przewidzieć, czy w wyborach parlamentarnych w Polsce tematyka OZE zaistnieje i w jakiej skali, ale warto przyjrzeć się choćby programom wyborczym tych kandydatów, którzy mają poparcie partii.

Ku pewnemu zaskoczeniu Janusz Palikot (i Twój Ruch -TR) zrezygnował całkowicie z OZE, energetyki i środowiska, choć chyba najbardziej angażowali się w tą tematykę w tej kadencji parlamentu i prezydenta. Powodem może być fakt,  ze najbardziej pod tym względem  aktywni przedstawiciele TR (Wanda Nowicka, Andrzej Rozenek, Jacek Najder) pożegnali się z klubem lub  partią.

Zaskoczeniem jest też całkowity  brak odniesień do OZE u kandydata PSL – Adama Jarubasa. Tu nawet nie będę się silił na komentarz, bo nie potrafię postawić ani jednej racjonalnie brzmiącej tezy dlaczego tak się stało.

Andrzej Duda i PiS, pomimo wprowadzenia prosumeryzmu do programu PiS i poparcia w Sejmie idei prosumenckiej w ustawie o OZE, w kampanii prezydenckiej postawili na bezpieczeństwo energetyczne ale z „prowęglową i antyklimatyczną”  retoryką i tak pewnie pozostanie także przez całą kampanię wyborczą do Parlamentu.  
   
Prezydent Bronisław Komorowski udzielał wsparcia OZE, a w szczególności energetyce rozproszonej i prosumenckiej ustami swoich ministrów (Olgierd Dziekoński) i doradców (Henryk Wujec) i podpisał ustawę o OZE z poprawką prosumencką, ale w swojej kampanii akcentuje szersze obszary takie jak innowacyjności i bezpieczeństwo państwa oraz spójność społeczną i gospodarcza. Są to elementy, które mogą stworzyć klimat przyjazny OZE, choć na dzisiaj brakuje kropki na „i” i trzeba poczekać na drugi, zasadniczy etap kampanii wyborczej.

Magdalena Ogórek (i SLD)  w swoim programie nie daje dużo szans na odgadniecie jej stosunku do OZE. Można jedynie domniemywać że ma wątpliwości co do pro-koncernowych i generalnie anty-posumenckich (pomimo uchwalenia w ustawie o OZE taryf FiT dla najmilszych mirkoinstalacji) przepisów w ustawie o OZE. „Prawo ma być proste, jednoznaczne i ma służyć obywatelowi, powinno być >>dla obywatela<< – pisze kandydatka, a jeżeli obywatel nie jest w stanie zrozumieć prawa, to znaczy, że jest ono źle napisane. 

Komitety wyborcze ww. kluczowych kandydatów bez problemu zebrały i zgłosiły do Państwowej Komisji Wyborczej wymagane liczby podpisów z dużą nawiązką: odpowiednio  komitet Dudy, ok. 650 tys, - Komorowskiego, 510 tys. - Ogórek, 450 tys. - Jarubasa, 200 tys. Próg 100 tysięcy podpisów udało się przekroczyć jeszcze 7 innym kandydatom (razem 11), którzy w swoich programach nie mają wyraźnych odniesień nie tyko do OZE ale i energetyki .
 
Za największa przegraną tej fazy wyborów media uznają Annę Grodzką, która miała poparcie Partii Zielonych i zdecydowanie najsilniej na OZE ukierunkowany program wyborczy.  Grodzkiej udało się zebrać 85 tysięcy głosów. Jestem przekonany, że OZE w wydaniu „obywatelskim” mają znacznie większe poparcie. W powszechnym odbiorze odpowiedzialność za taki obrót sprawy spada głównie na Partię Zielonych, ale spada też na całe środowisko energetyki odnawialnej, które nie włączyło się w poparcie kandydatki (i dobrego dla OZE i odważnego  programu), ale nie wprowadziło też alternatywnie - niezależnie od poglądów politycznych - silnych akcentów na rzecz OZE w innych programach wyborczych. Wszak obecność Grodzkiej w gronie kandydatów do samego końca wyborów oznaczałaby, że OZE są w mediach i są przedmiotem debaty, i mobilizacji innych kandydatów, w tym też tych najpoważniejszych.  Była już kandydatka zapowiedziała w radiowej Trójce, że jej partia wkrótce wyda komunikat, którego z kandydatów poprze w wyborach. Słaba to pociecha dla OZE, bo przy tak wyraźnym niepowodzeniu, trudno będzie dobrze „sprzedać” ambitny program, ale sam w sobie  wart jest szerszej refleksji. 

Program wyborczy Anny Grodzkiej to już nie były tylko  wyborcze hasła czy domysły, ale chyba pierwsza próba całościowego ujęcia kwestii OZE i energetyki zrównoważonej środowiskowo w programie politycznym (tu akurat lewicowym, czy -jak go nazywa Jacek Żakowski -"nowolewicowym"). Pozwolę sobie na przytoczenie moim zdaniem ciekawszych  dla szeroko rozumianej energetyki obywatelskiej wyimków  z oryginału:

  • by Polska była suwerenna i bezpieczna, musi stać się krajem czystej, odnawialnej energii
  • chcę, by obywatele i obywatelki, a także spółdzielnie, wspólnoty mieszkaniowe i gminy mogły produkować czystą energię z wiatru i słońca; będziemy oddychać czystym powietrzem, a w sektorze energetyki powstaną nowe, zielone miejsca pracy
  •  wytworzył się sojusz władzy i wielkiego biznesu, przynoszący korzyści wyłącznie tym, którzy w nim uczestniczą, a jednocześnie odbierający obywatelom i obywatelkom wpływ na sprawy państwa;  największy wpływ na władzę mają ci, którzy mają najwięcej pieniędzy; jeśli ta tendencja będzie się pogłębiać, staniemy się oligarchią.
  • celem polityki gospodarczej musi być obrona interesu wszystkich ludzi pracy, to znaczy pracowników i przedsiębiorców, a nie magnatów, rynków i korporacji.
  • musi się zmienić podejście państwa do małych i średnich przedsiębiorstw; będę walczyć z biurokratycznymi barierami utrudniającymi działalność małym i średnim firmom.
  • odnowa demokracji w Polsce wymaga nieskrępowanej debaty publicznej, która jest możliwa tylko tam, gdzie istnieją publiczne media wolne od wpływów politycznych i korporacyjnych.
  •  w sprawach międzynarodowych za najważniejsze uznaję powstrzymanie transatlantyckiego partnerstwa handlowo-inwestycyjnego, znanego szerzej jako TTIP; zapisy umowy wzmocnią pozycję międzynarodowych koncernów kosztem praw pracowniczych, ochrony konsumentów i ochrony środowiska.
  • ratunkiem dla Ukrainy będzie „Zielony Plan Marshalla” – kompleksowy pakiet pomocy ze strony UE, który poprawi sytuację gospodarczą i społeczną kraju oraz rozwinie jego niezależność energetyczną.
  • będę starała się budować Unię obywateli i obywatelek, nie rządów i korporacji, Unię, dla której godne życie, poszanowanie zasad demokracji i ochrona środowiska są ważniejsze od zysków koncernów.
  • Jako Prezydent skorzystam z przysługującej mi inicjatywy ustawodawczej, aby znowelizować ustawę o odnawialnych źródłach energii, która nie tworzy wystarczająco dobrych i stabilnych warunków do rozwoju energetyki odnawialnej

Nie można po porażce wyborczej kandydatki, wynikającej z wielu przyczyn pozaprogramowych,  oceniać wartość polityczną jej programu, ale warto odnotować próbę  stworzenia  spójnego systemu wyborczego, w którym kluczowe miejsce zajęła energetyka odnawialna. To co jest od dwu dekad standardem wyborczym w Niemczech,  od dekady w innych krajach Europy Zachodniej, w Polsce dopiero się pojawia, a przedstawione przez Grodzką i chwilowo (przejściowo?) osierocone koncepcje w różnym tempie mogą być i zapewne będą w rożnym zakresie przejmowane przez innych polityków.

Szczególnie ostatni z przytoczonych elementów programu wyborczego wydaje się niezwykle aktualny. Zwłaszcza po ostatniej prezentacji planu (nie)wdrażania ustawy o OZE przez Ministerstwo Gospodarki na posiedzeniu  Komisji Nadzwyczajnej ds. energetyki i surowców energetycznych w dniu 18 marca (administracja państwowa zignorowała Sejm i Prezydenta i pokazała ze rozpoczęła „strajk włoski” w szczególności wobec wdrażania przepisów pro-prosumenckich).

Z pewnością ten postulat Grodzkiej nie jest ideologiczny, co w powstałej sytuacji ma swoją wartość. Świadczy jednocześnie o trzeźwej ocenie zdolności i gotowości do otwarcia na zmiany przyzwyczajonej do schematów administracji państwowej (inny problem to niezdolność "systemu" przyznania się do błędów w polityce energetycznej).  Jest  pragmatyczny, a w obliczu wyraźnej niechęci rządu do aktywnego wdrażania ustawy o OZE w tych obszarach które gwarantują trwały rozwój OZE (np. energetyka prosumencka, małe źródła do 1 MW itd.) jego realizacja wydaje się działaniem koniecznym do tego aby w polskiej energetyce nastąpiła jakakolwiek większa zmiana. Warto zabiegać o poparcie (w sensie społecznym: domagać się poparcia) szczególnie tego postulatu przez wszystkich kandydatów na urząd Prezydenta RP.

Cały program Grodzkiej w obszarze energetyki odnawialnej i szerzej - obywatelskiej - warto też twórczo rozwijać na okoliczność kampanii wyborczej do Parlamentu.  To zadanie dla Partii Zielonych, ale nie tylko. Bez silnego wsparcia politycznego administracja rządowa zakpi sobie z uchwalonych progresywnych przepisów w ustawie o OZE. Wyrugowanie OZE z kampanii prezydenckiej i niewprowadzenie tej tematyki do kampanii parlamentarnej spowodują, że na zmianę sytuacji będzie można liczyć dopiero tuż przed wyborami w 2019 roku (bezpośrednie zagrożenie karą za niezrealizowanie celu unijnego w zakresie udziału energii z OZE na 2020 rok), ale wtedy dla wszystkich będzie już zdecydowanie za późno….

piątek, marca 20, 2015

Ludmiła Łakomiec († 12.03.2015)


12-go marca odeszła na zawsze Ludmiła Łakomiec. Była Kierowniczką Biura, a potem Członkinią Zarządu Instytutu Energetyki Odnawialnej  (IEO) do 2008 roku. Przez ponad 10 lat była jedną z moich najbliższych współpracowników. Na niej zawsze mogłem polegać, zwłaszcza w trudnych dla mnie i dla całej energetyki odnawialnej momentach. Czyli praktycznie zawsze…

Miała szerokie spojrzenie na energetykę i środowisko, olbrzymią wrażliwość ekologiczną i wniosła wielki wkład w kształtowanie ekologicznej i społecznej wizji rozwoju energetyki odnawialnej w IEO i w Polsce. Od samego początku wiedziała, że na dłuższą metę nie da się rozwijać OZE bez edukacji technicznej, ekonomicznej i ekologicznej i konsekwentnego  budowania świadomości społecznej.

Obawiała się skutków zbyt wczesnego (2004 rok) przekazania odpowiedzialności za OZE z ministerstwa środowiska do ministerstwa gospodarki. Za pierwsze złowieszcze zwiastuny  odejścia od zasad rozwoju zrównoważonego  uznała zaliczenie metanu z kopalń węgla kamiennego do odnawialnych zasobów energii (Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 27.04. 2004 r. w sprawie szczegółowych warunkach udzielania pomocy publicznej na inwestycje związane z OZE) oraz przesuwanie wsparcia eksploatacyjnego dla OZE w kierunku współspalania biomasy z węglem.

Z uwagi na długą i ciężką chorobę w ostatnich latach nie mogła już pracować zawodowo. Nie mogła też cieszyć społecznym zrywem przy wprowadzaniu poprawki prosumenckiej do ustawy o OZE, ani samym faktem uchwalenia ustawy z taryfami gwarantowanymi dla prosumentów. Odeszła w dniu moich imienin, dzień po podpisania ustawy o OZE przez Prezydenta. O taryfy gwarantowane dla OZE zabiegała już w 2001 roku, najpierw  przy opracowywaniu przez rząd planu wdrożenia „Strategii energetyki odnawialnej”.

Była osobą o olbrzymiej wyobraźni i odwadze, nieprzeciętnej inteligencji i poczuciu humoru. Przez całą dobę i okrągły rok była do dyspozycji, gotowa do rozmowy, zdolna do porady i  pocieszenia. Z okresów  mojego bycia członkiem zarządu Społecznego Instytutu Ekologicznego 1994-1998,  kierowania „starym” EC BREC 1997-2004 jak i IEO w jego pierwszych latach 2001-2008, w  pamięci zostały mi opowieści z jej pełnego wrażeń życia, którymi ubarwiała nasze wieczorne rozmowy „po godzinach”o ekologii i energii, o polityce i prawie, i o życiu. Miała trudne, ale ciekawe życie.

Żegnaj Miłko, warto było! Dziękuję.

PS. Wprowadzając swoje czarno-białe  zdjęcie  na blog w inną wielkopostną zadumę 2011 roku, zapowiadałem, że skończę z tą "żałobą" (podmienię zdjęcie), jak tylko będzie uchwalona ustawa o OZE. Doszedł jednak jeszcze jeden powód aby zdjęcia nie zmieniać...

wtorek, marca 17, 2015

Ministerstwo Gospodarki publicznie oświadcza, że nie posiada kompetencji aby wdrożyć ustawę o OZE



Tak można podsumować wywiad Janusza Pilitowskiego, dyrektora Departamentu Energii Odnawialnej (DEO) w Ministerstwie Gospodarki udzielony tydzień temu dziennikowi Rzeczpospolita. O dziwo nie  jest to westchnienie ulgi z powodu uchwalenia ustawy o OZE, która – w szczególności jej prorozwojowa cześć prosumencka -  jest w końcu koronnym uzasadnieniem dla istnienia takiej jednostki jak DEO, wręcz przeciwnie - jest to lista mało konstruktywnych narzekań. Skoro jednak OZE zależą coraz bardziej nie tylko od polityki ale i od administracji (zwłaszcza teraz, po uchwaleniu ustawy, która bardzo wiele istotnych kwestii pozostawia do rozstrzygnięcia na poziomie rządu), nad  niewątpliwie przeciążonego pracą  (choć źle ukierunkowaną)  westchniecie urzędnika odpowiadającego za OZE warto się pochylić.  Mam nadzieję, że  ta refleksja może posłużyć ponownemu pojednaniu się całego Ministerstwa Gospodarki i energetyki prosumenckiej.

Przyjęcie przez Sejm i podpisanie przez Prezydenta ustawy o OZE z tzw. poprawką prosumencką spotkało się od razu z krytyką resortu gospodarki, który wyraził obawy, że  efektem poprawki będzie „gwałtowny rozwój mikroinstalacji, co pociągnie za sobą dodatkowe koszty, bo (…)  dzięki taryfom gwarantowanym instalacje będą służyć celom zarobkowym - czyli produkcji energii na sprzedaż, a nie na własne potrzeby".  Pomijając już mało realistyczne podejście do rynkowego potencjału mikroinstalacji,  jak to wyraził dobitnie jeden z internetowych komentatorów pod komunikatem PAP cytującym opinie resortu: " zatem największym zagrożeniem jakie spowoduje ustawa o OZE może być ... rozwój OZE" :) .  Wywiad z dyrektorem Pilitowskim jest nie tylko prostym rozwinięciem tego stanowiska. Wskazuje bowiem na narzędzia, jakie są w rękach administracji, dzięki którym przy takim jak zaprezentowane w wywiadzie podejściu nie tylko „gwałtownego”, ale żadnego rozwoju mikroinstalacji nie będzie.

Warto zastanowić się nad źródłami sprzeczności w tych dwu wypowiedziach, zrozumieć przesłanki negowania przez resort gospodarki wypracowanego w Sejmie i potwierdzonego przez Prezydenta  niespotykanego konsensusu politycznego i społecznego w kluczowej dla energetyki odnawialnej sprawie. Nie chodzi mi tu o polemikę, ale o zmianę  sposobu myślenia i podejścia administracji, bo bez zaangażowania Ministerstwa Gospodarki, a szczególnie bez proaktywnej postawy DEO, o rozwoju OZE można zapomnieć , a już w szczególności dotyczy to energetyki prosumenckiej czy obywatelskiej.

Podane w wywiadzie powody (zagrożenia) dla których wdrożenie przepisów związanych z taryfami gwarantowanymi  może okazać się niemożliwe są jednak drugorzędne i wskazują raczej na przysłowiowe  „szukanie dziury w całym”.  To oczywiste, że „przepisy dotyczące cen gwarantowanych są niespójne w stosunku do innych zapisów”. Można wręcz powiedzieć, że „na szczęście”, bo inne przepisy ustawy adresowane do prosumentów są martwe i właśnie stąd wzięła  się poprawka prosumencka. 
Za najważniejszy problem dyrektor Janusz Pilitowski uznał brak zapisów mówiących o mechanizmach kontrolujących zakładany przyrost mocy, co poparł hipotetycznym przykładem; w pierwszym  roku funkcjonowania taryf gwarantowanych podłączonych zostanie więcej niż 800 MW (200 tysięcy instalacji!) i komu będzie wówczas przysługiwało prawo do taryfy stałej, a kto będzie musiał się zadowolić stawką podstawową w wymiarze 100 proc. ceny rynkowej?  Pytany, skąd takie założenie, Pan dyrektor Pilitowski wskazuje na rzekome przewymiarowanie stawki 75 gr/kWh dla najmniejszych mikroinstalacji. Pan dyrektor nie zwraca uwagi na koszty i na fakt, że żaden kraj nie rozpoczynał z tak niskiego poziomu stawki dla najmniejszych źródeł i nie przedstawia analiz kosztowych opartych ma metodyce LCOE (znane wskazują na coś zupełnie innego) , które potwierdzałyby jakąkolwiek nadmiarowość  wsparcia.  Aby wdrożyć ustawę o OZE Ministerstwo Gospodarki musi dysponować bieżącymi analizami kosztowymi dla wszystkich rodzajów OZE i technologii i dla różnych  zakresów mocy (również dla systemu aukcyjnego), a to jest znaczne trudniejsze niż polityczne oświadczenia. Musi też zbudować system monitorowania rozwoju OZE, a także informowania obywateli o postępach we wdrażaniu ustawy, w tym o ryzyku inwestycyjnym związanym z ew. przekroczeniem założonego poziomu mocy zainstalowanej.  Taka jest rola Ministerstwa Gospodarki w systemie ustawy i moim skromnym zdaniem na tym teraz powinno  się ono skupić, a nie na budowaniu fantastycznych teorii i narzekaniu.

Wracając do przejaskrawionego w wywiadzie problemu kontroli i monitoringu rynku, nie sposób nie zauważyć, że inwestorzy (podmioty regulacji) mogliby postawić znacznie więcej poważniejszych wątpliwości co do przepisów ustawy. Znamienne jest to, że stawiane są absolutnie drugorzędne zarzuty, takie, które dotyczą wyłącznie możliwego zakłócenia spokojnego bytowania  administracji państwowe .  Ministerstwo Gospodarki  (i do pewnego stopnia URE) utknęło bowiem w iście gogolowskim schemacie biurokratycznym jeśli chodzi o zbieranie  informacji z rynku i udostępnianie informacji publicznej. System zbierania  informacji (półrocznie czy kwartalnie) w formie papierowej jest archaiczny, przy obecnej technice informatycznej można być ona dostępna wręcz na bieżąco „on-line” (chociaż osobiście zatrudniłbym jednak inną firmę niż tą, która robiła system dla PKW :).  
Zamiast oczekiwanej konstruktywnej propozycji DEO jak (nie tylko ten) problem można byłoby rozwiązać i wystąpienia o odpowiednie zasoby mamy do czynienia z kolejnym urzędniczym „niedasię”. Zwracam uwagę na problem zasobów – budowa i obsługa systemu musi kosztować i zdajemy sobie z tego sprawę. DEO ma pełne prawo w nowych warunkach oczekiwać wzmocnienia zarówno personalnego jak i merytorycznego, oraz funduszy na realizację nowych zadań, oczywiście po przedstawieniu odpowiedniego uzasadnienia i koncepcji wdrożenia ustawy OZE. To zadziwiające, że tej kwestii akurat Pan Dyrektor Pilitowski  (który powinien być tym osobiście zainteresowany) nie podnosi. Bez energetyki prosumenckiej nie będzie innowacji, nowego przemysłu i rozwoju (także pracowników DEO).W efekcie resort  gospodarki przestanie się odróżniać do resortu skarbu i zamiast nowego ministerstwa energetyki (i klimatu)  będziemy mieli de facto ministerstwo skarbu (i energetyki), czyli masę upadłościową.

Z wypowiedzi Pana Dyrektora wynika, że DEO  nie docenia, a może nawet nie rozumie swojej olbrzymiej roli we wdrożeniu przepisów prosumenckich. W dotychczasowych regulacjach w energetyce jednym z kluczowych argumentów było „odbiurokratyzowanie”, które polegało na tym, że administracja przerzucała coraz więcej obowiązków na przedsiębiorców, a najłatwiej daje się to realizować, jeżeli mamy do czynienia z kilkoma dużymi podmiotami państwowymi. W pewnym momencie duże podmioty przejmują rolę administracji (także w sensie tzw. „ekspertyzy”,  a nawet w zakresie zdolności do tworzenia projektów przepisów prawa) i w tej zgodnej symbiozie dochodzimy do czystego monopolu i niezwykle silnych związków administracji, polityki i biznesu. Energetyka prosumencka, rozsiana, obywatelska wymaga innego podejścia. To państwo, rząd, administracja muszą wykonać pewną pracę za setki tysięcy ludzi, bo to się zwyczajnie w sensie gospodarczym i społecznym opłaca i bez tego system nie będzie działać prawidłowo. Niejasne przepisy i spychologia urzędnicza w wielkoskalowej energetyce powodują rozkwit sektora doradztwa prawnego i konsultingu oraz koszty sądowe, a koszty (setki milionów rocznie) są  oczywiście  wrzucane w koszy energii dla odbiorców końcowych. Ten chory mechanizm całkowicie zawiedzie przy energetyce prosumenckiej. 

Ogólnie ustawa o OZE to eldorado dla konsultantów, bo nic w tej regulacji nie jest jasne. I naprawdę wprowadzona w ostatniej chwili „poprawka prosumencka” nie odbiega jakością i poziomem przejrzystości od innych zapisów dyskutowanych od ponad roku. Ale  akurat w przypadku pojedynczych prosumentów (właścicieli najmniejszych mikroinstalacji) wielcy konsultanci nie zarobią, a więc tym razem nie zastąpią państwa.Rząd, MG, DEO  muszą wykonać pracę za tysiące obywateli, aby energetyka prosumencka w ich wydaniu mogła być konkurencyjna i tania oraz bezpieczna. Obchodziliśmy właśnie dzień konsumenta. Prosument w sensie pozycji na rynku jest znacznie bliżej konsumenta niż korporacji i tak też trzeba go traktować. Prezydent Kennedy formułując w 1962 roku  podstawowe prawa konsumentów w pierwszej ustawie, która ich dotyczyła, zwrócił uwagę m.in. na prawo do informacji, wyboru i bezpieczeństwa. Ustawa daje każdemu obywatelowi RP możliwość wybrania systemu taryf gwarantowanych, ale to DEO/MG i URE muszą zapewnić informację i w ramach ustawy zadbać o możliwie najbardziej bezpieczne warunki do inwestowania. Niespójność rządowej wersji ustawy o OZE i poprawki prosumenckiej polega m.in. na tym, że MG (w przeciwieństwie do np. URE) uznało, że energetyki prosumenckiej nie będzie, a więc dodatkowe etaty i inne koszty administracyjne są zbędne. No fakt, mają problem, ale czekamy na konstruktywne propozycje jak ten problem rozwiązać. Mam niejakie wrażenie, że także środowiska wspierające rozwiązania sprzyjające energetyce obywatelskiej w kampanii na rzecz wprowadzenia poprawki prosumenckiej byłyby w stanie  wesprzeć DEO i całe MG, gdyby wykazało wolę wdrożenia tego, co zaakceptował ustawodawca.

Słabe DEO to większe prerogatywy do swobodnych, niczym nie skrępowanych, bieżących i krótkowzrocznych decyzji politycznych. Warto byłoby wzmocnić organizacyjnie, kadrowo, budżetowo  i politycznie DEO aby mogło podołać nowym zdaniom i aby te zadania były realizowane terminowo i profesjonalnie. Ale warunkiem koniecznym jest tu działanie na rzecz właścicieli mikroinstalacji i wdrożenia ustawy o OZE, zgodnie z intencją zapisów do niej wprowadzonych.

Wiara mniejszych  inwestorów, a w szczególności prosumentów w MG topnieje w oczach. Także mój entuzjazm dla DEO sprzed 3 lat – od momentu powołania  wyrażony we wpisie blogowym   (blog "Odnawialny", marzec 2013) oraz kredyt zaufania całkowicie stopniał w ciągu ostatniego roku, ale to nie znaczy, że nic z tym nie można zrobić. Moim zdaniem, o ile Pan dyrektor Pilitowski jest dobrym urzędnikiem państwowym, zasługującym na zaufanie obywateli, powinien wystąpić do Ministra Gospodarki z listą konkretnych zadań do wykonania i związanych z nimi potrzeb. Dotyczy to zwłaszcza przepisów prosumenckich, które mają wejść w życie od stycznia 2016 roku.  Konieczne byłoby zatem pilne i znaczące wzmocnienie DEO jeszcze w tym roku, bo najbliższe miesiące okażą się kluczowe. Poprawka prosumencka nie jest doskonała, ale jaki przepis jest, w szczególności w nowej ustawie OZE? Poprawka jest zwyczajnie mądra, a ustawodawcy zrobili co mogli, teraz musimy przepisy skutecznie wdrożyć.

Witamy DEO na prawdziwym rynku energetyki odnawialnej, tej niekoncernowej i nie organizującej luksusowych konferencji z kawiorem, czasem mocno kłopotliwej, ale innowacyjnej, wartej uwagi i zachodu. Trzymamy kciuki, żebyście dali radę – naprawdę, da się :).