poniedziałek, grudnia 31, 2007

To był rok

Jeden z premierów mawiał że ważne jak się kończy, mniej ważne jak się zaczyna. Sam nie najlepiej skończył jako premier i polityk, ale powiedzenie pozostało w narodzie.

W sprawach energetyki odnawialnej odchodzącego roku nie zaczynałem ze zbytnim entuzjazmem i jak wróciłem do jednego z moich tekstów ze stycznia, to aż sam się wystraszyłem swojego ówczesnego pesymizmu (tylko dla rzeczywiście twardych charakterów i nie poddających się łatwo nastrojom podaję link do źródła: http://www.cire.pl/pdf.php?plik=/pliki/2/uboczneskutki.pdf . W centralizacji, konsolidacji, integracji pionowej, gigantomanii w energetyce, zbyt uproszczonym rozumieniu lub tendencyjnym wykorzystywaniu w bieżącej polityce pojęcia bezpieczeństwa energetycznego etc. i czasami jawnie antyeuropejskiej polityce widziałem zagrożenie dla rozwoju energetyki odnawialnej.

Ale już w marcu było lepiej. 8-9 marca Rada Europy – szefowie rządów i głowy wszystkich państw członkowskich UE przyjęli propozycje prezydencji niemieckiej (do tej pory nie wiem jak Niemcy tego dokonali i czym przekonali innych …) ustanowienia tzw. celów rozwoju energetyki zrównoważonej środowiskowo w postaci tzw. pakietu 3 x 20%, z których jedna z „dwudziestek” dotyczy 20% udziału OZE w zużyciu energii w UE w 2020 r. – więcej http://www.consilium.europa.eu/ueDocs/cms_Data/docs/pressData/en/ec/93135.pdf . Było przy tym i smutno (Minister Gospodarki i Prezydent RP jechali na szczyt z mało ambitną propozycją aby cel dla Polski na 2020 r. nie był większy niż nędzne 9%), ale było też wesoło, kiedy Prezydent RP pytany przez dziennikarza czy Polska może zdecydować się jednak na wyższy cel odpowiedział sceptycznie: „są takie kraje które mają wiatry i takie które ich nie mają...”. Wszystko to razem jednak poprawiło moje nastroje i zachęciło do kombinowania co z tym brukselskim prezentem zrobić
http://komunalny.pl/index.php?name=archive&op=show&id=7609 . Ten wątek udało mi się potem rozwinąć w kilku innych opracowaniach, ale nie o to chodzi aby zlinkować ten ostatni w tym roku wpis ze wszystkim co mi przyjdzie do głowy oglądając się do tyłu, czy też aby wszystko nudnie dokumentować (wystarczy że od pewnego czasu robi to za mnie automatyczna platforma tego blogu).

To nie jest tak, że aby ocenić kończący się rok, trzeba wyciągnąć średnią z każdego dnia, tygodnia czy miesiąca. Kończę 2007 r. w całkiem dobrym nastroju, przynajmniej jeśli chodzi o główny temat mojego blogowania i – mówiąc tak, jakby chciał były premier - to był dobry rok skoro tak się zakończył, w dodatku z dobrymi widokami na kolejny.

Ta skrótowa historia rocznego ruchu myśli i nastrojów pokazuje, że warto robić swoje. Mam nadzieję, ze także czytelnicy, chłodząc już szampana, mają dzisiaj podobne pozytywne myśli i że dzisiaj nie myślą o energetyce odnawialnej ale o sobie. Pomyślności!

czwartek, grudnia 27, 2007

Pismo „odnawialne” na Święta od sprzedawcy energii dostałem…, czyli o tym jak różnie można czytać informacje o podwyżkach cen energii w 2008 r.

Dostałem pismo od swojego dostawcy energii elektrycznej – RWE Stoen S.A., zwanego w języku Prawa energetycznego „sprzedawcą”.

Zacznę od tego, że nie narzekam na dostawy energii elektrycznej. Mieszkając w gęsto zaludnionej Warszawie gdzie jest duża i zwarta sieć odbiorców, a sieć elektroenergetyczna krótka, mam mało wyłączeń (znacznie mniej niż dopuszczalne w umowie na dostawę energii – 48 godzin/rok), płacę mniej (nie mówię że mało!) za energię elektryczną, w stosunku do tych mieszkających np. na obszarach wiejskich, nie wspominając już, że napięcie w sieci nie spada do poziomu który ograniczałby mnie w korzystaniu z domowych urządzeń elektrycznych.

Jedyną w zasadzie sprawą w korespondencji jaką dostaję od dostawcy energii może budzić moje zaniepokojenie są informacje o „nowych cenach” – czyli podwyżkach. Najprawdopodobniej z przyczyn wymienionych powyżej, tego typu informacje rzadziej docierają do mnie niż do mieszkańców innych regionów Polski i być może odkryłem coś (o czym dalej) co inni dostrzegli już znacznie wcześniej. Dopiero teraz bowiem, po dwu latach „oczekiwania”, takie właśnie pismo, informujące mnie o skali podwyżek wychodzących poza inflację i ogólnie o przyczynach (konieczności) podniesienia ceny za energię, dostałem. Uzasadnienie podwyżki brzmi: „ … w związku ze znacznym podniesieniem przez wytwórców energii cen hurtowych na 2008 r., jak również z uwagi na (…) obowiązkowe zwiększenie udziału zakupów coraz droższej energii odnawialnej oraz wytwarzanej w źródłach skojarzonych, jesteśmy zmuszeni do wprowadzenia nowych stawek w dotychczasowych taryfach …”.

Wszystko to niby prawda, ale czy proporcje we wpływie każdego z wyżej wymienionych jednym tchem trzech źródeł planowanego „drenażu” mojej kieszeni (dodam, że - dla mnie przynajmniej- jeszcze do zniesienia) są zachowane i jaki efekt tak podana informacja wywoła wśród miliona innych klientów, w tak czy inaczej „przywiązanych” kablem "na stałe" do RWE Stoen? Nie wiem jakie pisma dostali obiorcy przemysłowi i bizesowi (taryfy A, B ,C), ale przez chwilę postanowiłem "wczuć się" w rolę każdego innego indywidualnego odbiorcy energii wg taryfy "G" (chyba obecnie jedynego taryfowanego) i podjąć próbę interpretacji treści tego pisma i jego znamiennego uzasadnienia.

1 - Wzrost ceny hurtowych energii
Dalej 95% energii jest w Polsce wytwarzane w elektrowniach węglowych i to one wpływają na ceny hurtowe energii. Po rozpoczęciu dyskusji o skutkach decyzji poprzedniego prezesa URE o zniesienia taryfowania cen energii elektrycznej, media doniosły, że skala podwyżek w 2008 roku będzie wynosiła 8-10% (głównym uzasadnieniem mają być inwestycje w nowe bloki węglowe). Nie miejsce tu na rozwijanie tematu pomocy publicznej dla sektora węglowego (dotyczy to bardziej drenażu kieszeni podatnika niż konsumenta energii), ani też umów prywatyzacyjnych z nieraz nieprzyzwoicie wysokimi świadczeniami na rzecz pracowników elektrowni i spółek dystrybucyjnych, ani też skutków „renty monopolistycznej” w zmonopolizowanym sektorze wytarzania energii na ceny energii, ani też sięgających kilkunastomiliardowych kosztów likwidacji tzw. kontaktów długoterminowych (stałych, wyższych cen na zakup czarnej energii, które umożliwiły wcześniejsze inwestycje). Jedno jest pewne, wprowadzanie energetyki odnawialnej jako elementu dywersyfikacji, zmniejszać będzie wysokość tej „renty” i jej wpływu na wzrost cen energii. Póki co, nie jest prawdą, że limity emisji CO2 wpływają na ceny hurtowe energii, bo żaden jeszcze blok węglowy z tego powodu nie został wyłączony i nie ma też inwestycji w rzeczywiście kosztowne, zeroemisyjne (sekwestracja CO2). Czyli za co ja mam dodatkowo płacić już w 2008 r.?

2 - Obowiązkowe zwiększanie zakupu energii wytwarzanej w źródłach skojarzonych
Tu przyznam, że zawsze miałem pewne wątpliwości co do zasadności i wielkości wsparcia „konwencjonalnych źródeł skojarzonych”, nie podważając oczywiście niezwykle ważnego kierunku podnoszenia sprawności wykorzystania paliw kopalnych poprzez zwieszenie współczynnika kogeneracji (większego wykorzystania ciepła odpadowego w systemach ciepłowniczych powstającego w procesach generacji energii elektrycznej w elektrowniach cieplnych). Moje wątpliwości wynikają z tego, że tam gdzie mamy wolny rynek lub przynajmniej tam, gdzie działa „prawo wartości”, wytwórca energii elektrycznej, jeżeli tylko może, to stara się sprzedać jak najwięcej ciepła odpadowego, a inwestor planujący budowę nowych mocy, stara się je tak lokalizować aby było lokalne zapotrzebowanie na ciepło. Dodatkowe wsparcie „wysokosprawnej kogeneracji” ma sens tylko wtedy, gdy wyzwala „dodatkowe” w stosunku do „business as usual” (linii bazowej) działania, a nie wtedy gdy jest źródłem nadzwyczajnych tylko zysków w działaniach, które i tak byłyby podjęte (dodam, że zazwyczaj przez zmonopolizowanych i obecnie nietaryfowanych już wytwórców). Nie mając jednak pewności w tej materii, a wiedząc jedynie że jest tu jakiś potencjał większej efektywności do zagospodarowania i duże pole do optymalizacji systemu wsparcia, przyjąć muszę informację o podwyżce cen energii z tego powodu (choć gdybym był bardziej logicznie myślącym, powinienem raczej oczekiwać obniżki ceny energii elektrycznej z powodu wprowadzania kogeneracji). Wolałbym, aby trochę wątpliwy moim zdaniem extra koszt po stronie konsumenta energii był znacznie lepiej ekonomicznie uzasadniony przez RWE Stoen i przeliczony na efekty środowiskowe (np. redukcje emisji produktów spalania do atmosfery, czy choćby oszczędności w zużyciu paliw). Nie widzę tu bowiem innej „dodatkowości”, jak choćby dywersyfikacji, demonopolizacji, innowacji, tworzenia dodatkowych miejsc pracy, zwiększenia kohezji społecznej i gospodarczej zapóźnionych regionów i obszarów wiejskich i (jako konsument energii) nie dostrzegam wyraźnych powodów aby nie widząc tych korzyści za nie płacić.

3 - Obowiązkowe zwiększanie zakupu „coraz droższej” energii odnawialnej
Od początku 2007 r. obowiązuje nowa, podwyższona ostatnią zmianą (2 listopada ‘2006) rozporządzenia Ministra Gospodarki w sprawie obowiązku zakupu energii ze źródeł odnawialnych, ścieżka dojścia do uzyskania 10,4% udziału zielonej energii elektrycznej w bilansie zużycia energii elektrycznej. Nowa ścieżka oznacza, że cel na 2007 dla sprzedawców energii to nie 4,5% (poprzednie rozporządzenie) ale 5,1%., a nowy cel na 2008 to 7% (rzeczywiście, skokowy wzrost przy przejściu z jednej ścieżki na drugą, nie wchodząc już w przyczyny niezgodnej z wymogami UE tej poprzedniej). Przyjmując że zapotrzebowanie na energię elektryczną finalną w 2008 r. wyniesie 100 TWh, oznacza to, że sprzedawcy powinni dostarczyć odbiorcom końcowym 7 TWh „zielonej energii elektrycznej”. Zakładając że ta „czarna” kupowana przez sprzedawców od wytwórców będzie kosztować na rynku hurtowym 150 zł/MWh (wszak przewidywany jest znaczny wzrost cen energii „czarnej”), a ta „zielona” będzie o 180 zł/MWh (średnia cena zielonego certyfikatu) droższa, to w efekcie realizacji (skumulowanego także z poprzednich lat) obowiązku, wzrost cen energii zakupionej przez sprzedawców może wynieść ok. 8% (180 x 7/150 x 100), a ci spróbują oczywiście ten wzrost przerzucić prawie w całości na konsumentów energii. Biorąc pod uwagę, że w taryfach dla odbiorców indywidualnych koszty energii zakupionej na rynku hurtowym to nieraz tylko ok. 30% kosztów dostaw energii (reszta to koszty usług przęsłu, dystrybucji, koszty własne, podatki i marża, ale nie wiem jak ta struktura wygląda w RWE Stoen), 8% „odnawialny” składnik kosztowy, może się przełożyć na skumulowanym nawet 2,5% lub większy wzrost cen energii dla odbiorców końcowych, sumarycznie (w rachunku ciągnionym, licząc koszty od całości energii generowanej w źródłach energii odnawialnej. W praktyce, mówiąc o 2008 r. należałoby uwzględnić jedynie przyrost zobowiązań pomiędzy 2007 i 2008 rokiem czyli poniżej 30% (7-5/7). Nawet jeżeli to daje wzrost kosztów jedynie o ok. 0,7-0,8% (2,5% x 0,3) i nawet jeżeli nie znam struktury kosztów RWE Stoen i nie wczytałem się szczegółowo w taryfę spółki dystrybucyjnej i mogą być tu nieścisłości, to nie jest to jednak coś nad czym tak zwyczajnie można przejść do porządku dziennego i powiedzieć, że taki wzrost cen energii z powodu jej „zieloności” nie ma znaczenia.
Ale pozostają trzy dyskusyjne kwestie.
Pierwsza dotyczy także „dodatkowości”. Czy godzi się aby konsument energii płacił dodatkowo za zieloną energię produkowaną w zamortyzowanych dużych elektrowniach wodnych i generował nadzwyczajne zyski w przedsiębiorstwach energetycznych takie elektrownie eksploatujących? Wszak one i tak produkując energię po koszcie kilkukrotnie niższym , i nawet przy sprzedaży jej na zwykłym rynku hurtowym (pomijam extra możliwości jakie daje TPA) zarabiają krocie, a od samej wyższej ceny i większego zysku ich właścicieli i przy tej samej produkcji energii, emisja CO2 nie spada i innych korzyści społecznych nie widać. Czy godzi się aby kilkukrotne „przebicie” na cenie zielonej energii miały także elektrownie węglowe współsplające ze sprawnością netto 30% (właśnie bez kogeneracji) biomasę z węglem i uszczuplające zasoby biomasy na inne cele, np. w moim bardziej efektywnym energetycznie kominku? Dlaczego ja mam za to płacić?
Druga uwaga dotyczy sprawy trudnej do udowodnienia. Czy przypadkiem wzrost udziału energii ze źródeł odnawialnych nie ograniczy skali planowanych inwestycji (zwłaszcza tych nadmiernych) w energetyce konwencjonalnej i związanych z tym kosztów? Czy nie zdywersyfikuje na tyle źródeł zaopatrzenia w energię i nie wpłynie choć odrobinę na demonopolizacje sektora, zwiększenie konkurencji na rynku i że w efekcie impuls cenowy związany z „rentą monopolistyczną” na następne lata będzie niższy? Nie potrafię tego obliczyć, ale byłbym w stanie więcej zapłacić w 2008 r., jeżeli jest prawdopodobieństwo że w 2010 lub nawet w 2015 roku zapłacę mniej.
Trzecia uwaga dotyczy sposobu przedstawienia informacji jaką dostałem z RWE Stoen. Sucha informacja o tym, że „coraz droższa energia odnawialna” podnosi koszty po stronie sprzedawcy i ceny jakie płacę (podobnie jak coraz częściej pojawiające się informacje że „od masowej produkcji biopaliw ludzie umierają z głodu”) to zbyt mało. Interesują mnie bowiem efekty środowiskowe (redukcja emisji do atmosfery) i inne korzyści jakie dzięki temu uzyskałem, w tym perspektywy na „obniżki”, lub bardziej realistycznie pisząć – na mniejsze podwyżki. Interesuje mnie jak RWE Stoen wypełniło swoje zobowiązania w zakresie „zielonej” energii w 2006 i w 2007 r. i czy przypadkiem w dodatkowych kosztach są zawarte nie tylko ceny nabycia zielonych certyfikatów, ale wyższe koszty wniesienia przez spółkę tzw. opłaty zastępczej (dotychczas 240 zł/MWh) płaconej wtedy, gdy sprzedawca energii odbiorcom końcowym nie dość aktywnie szuka dostawców zielonej energii (zielonych certyfikatów).
Dyrektywa 2003/54/WE zobowiązała kraje członkowskie UE aby sprzedawcy taką informacje o udziałach poszczególnych „kolorów” energii w bilansie energii dostarczanej odbiorcom końcowym przedstawiali na rachunkach wraz z informacją dodatkową dotyczącą np. emisyjności źródeł. Dlaczego po ponad 4 latach od przyjęcia, tego przepisu nie udało się wdrożyć do prawa krajowego? Jestem bowiem w stanie zrozumieć że muszę płacić więcej, ale chcę wiedzieć dlaczego i jak duże są poszczególne składniki kosztów.

Kończąc te rozmyślania nad zwykłym urzędowym pismem od sprzedawcy energii, nie sposób nie zauważyć, że dla kogoś kto nie jest choć trochę zawodowo związanym z energetyką odnawialną i dla tych, dla których stan środowiska przestaje być ważnym o ile tylko więcej kosztuje (a więc gro obywateli i odbiorców energii), a w szczególności dla tych, którym z trudem przychodzi zapłacić miesięczny rachunek za energię, podana przez RWE Stoen informacja o przyczynach podwyżki cen może wywołać tylko najprostszą reakcję. Strecić ją można tak: "Energetyka odnawialna to tylko koszty po stronie odbiorców energii (to jest pewne), ale nie wiadomo w imię czego mają je ponosić". Potrzebna jest tu zatem i optymalizacja kosztów realizacji celów ilościowych dla energetyki odnawianej (bardziej przemyślane instrumenty wsparcia) jak i zdecydowanie lepsza prezentacja celu społecznego całej tej operacji. Trzeba też zwrócić uwagę, aby w społecznym odbiorze, wzrost kosztów po stronie wytarzania w energetyce konwencjonalnej, nie był ukrywany w eksponowanym wpływie energetyki odnawianej na wzrost kosztów energii końcowej, tym bardziej że ta zbyt skomplikowana dla przeciętnego odbiorcy materia ułatwia ewentualną manipulację liczbami i faktami. Mam nadzieję że w swoim uproszczonym rozumowaniu nie dokonałem zbyt daleko idących uproszczeń.

PS. Konkluzja z lektury pisma urzędowego jest taka, że od stycznia za zużytą energię elektryczną zapłacę miesięcznie w sumie ok. 10 zł więcej i praktycznie nic na to (poza zwiększeniem efektywności wykorzystania energii elektrycznej w domu – niewiele ale zawsze coś) nie mogę poradzić. Czy warto zatem analizować pisma od „jedynego” operatora i dostawcy zrazem?

sobota, grudnia 15, 2007

Odnawialne źródła energii na Barbórkę?

Ostatni tydzień był niezwykle bogaty w wydarzenia ważne dla energetyki odnawialnej. Pojawienie się pierwszego projektu dyrektywy UE o promocji wykorzystania odnawialnych źródeł energii z celami ilościowymi dla państw członkowskich na 2020 www.ieo.pl/aktualnosci.html , czy zmagania z deklaracja końcową i (oby!) uzgodnionym celem w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2020 r. na konferencji klimatycznej na Bali, to tematy na tyle ważne, że każdy z nich wymaga oddzielnego i dłuższego skupienia i zasługuje na szerszą analizę.

W tle tych europejskich newsów i światowych wydarzeń, Polska obchodziła górnicze święto Barbórkowe, uczczone jak zwykle od lat, wizytą gospodarską premiera i nowego „górniczego” ministra” Eugeniusza Postolskiego na Śląsku. Powyższe zagraniczne newsy nie są tym co „górnicy i wielcy energetycy lubią najbardziej”, a na pewno nie żyją tym na co dzień i nie miałoby sensu aby tym się martwili akurat w swoje święto. Ale, jakby na złość, w szczególności biorąc pod uwagę nie najlepszy rok dla krajowego górnictwa, dokładnie na Barbórkę, niektóre media podały informację o tym że w niemiecka wyższa izba parlamentu Bundesrat, przyjęła ustawę o ostatecznym zakończeniu u naszych zachodnich sąsiadów wydobycia węgla kamiennego i zamknięciu kopalń już do … 2018 roku!

Zapewne ma to też jakiś pośredni związek z polityką klimatyczną i limitami emisji CO2, ale zasadnicza przyczyna jest prosta - Niemców nie stać na dotowanie wydobycia (2,5 mld Euro/rok). Musiało ich być jednak stać na wyasygnowanie 28 mld Euro na odprawy dla górników i odwadnianie zamkniętych już kopalń. Pewnie dla porównania warto dodać, że w Polsce po wydaniu podobnej, astronomicznie wysokiej kwoty rzędu 20 mld zł w 2003 r. na pomoc publiczną (słynna bezzwrotna dotacja także z NFOSiGW, kiedy jeszcze Polska nie była członkiem UE i kiedy Komisja Europejska nie mogła ingerować w tego typu decyzje z pozycji zachowania zasady równej konkurencyjności) dla funkcjonujących kopalni i elektrowni, wartość udzielonej pomocy dla tego sektora węglowo-energetycznego w ostatnich latach spada, ale utrzymuje się na poziomie miliarda zł rocznie, a do tego dochodzą środki tego samego rzędu właśnie na likwidacje kopalń.

Zestawianie ze sobą takich różnych informacji, przypadkowo pojawiających się w tym samym czasie, jest zazwyczaj jakąś manipulacją, ale z drugiej strony taka prowokacja daje zawsze okazje do zadania sobie kilku pytań. Czy Niemcy są tacy głupi i czy rzeczywiście tak biedni, że nie tylko że przyjęli 8 lat temu ustawę o zamknięciu własnych elektrowni jądrowych a teraz także kopalń węgla? Czy Polska jest na tyle mądra i bogata że właśnie teraz dyskutuje jak przeznaczyć 150 mld zł na inwestycje budowlano montażowe i odtworzeniowe w nowe bloki energetyczne węglowe i jądrowe (te ostanie planowane także na 2020r.), czy też obydwa kraje są i bogate i mądre tylko inaczej? Czy nie można by inaczej zagospodarować tych prawie że magicznych (wszyscy mówią a nikt ich nie widział) 150 mld zł, albo przynajmniej części z nich? Albo np. czy jest do wyobrażenia w Polsce, aby doradcą rządu ds. energetyki był tak jak w Niemczech, szef międzynarodowego (nie niemieckiego) koncernu energetycznego, w dodatku niezwykle aktywnego propagatora działań na rzecz redukcji emisji CO2 do atmosfery (uczestnika konferencji na Bali) – mam tu na myśli Larsa Josefssona, prezesa Grupy Vattenfall? Widać na pierwszy rzut oka, że w podejściu do spraw energetycznych różnimy się trochę z naszymi sąsiadami, przynajmniej perspektywą patrzenia.

Nie chodzi mi tu jednak wcale o przeciwstawienie polskiego i niemieckiego podejścia, ani tym bardziej o przeciwstawienie krajowego węgla odnawialnym zasobom energii. Chodzi tylko i wyłącznie o refleksję pozwalającą na patrzenie szerzej i dalej.

Zresztą, myśląc przez chwilę o tym co napisałem, przypomniałem sobie (a nawet znalazłem właśnie stosowny plik na dysku twardym), że dokładnie 9 lat temu w Sejmie, na konferencji „Rozwój energetyki odnawialnej w Polsce”, n.b. konferencji która dała w efekcie uchwałę Sejmu z 1999 r. zobowiązującą rząd do opracowania „Strategii rozwoju energetyki odnawialnej”, także w nieco barbórkowym wtedy nastroju, mówiłem: „nie ma potrzeby, ani sensu, aby rozwój energetyki odnawialnej opierać na jej przeciwstawieniu sektorowi węglowemu, który stał się siłą napędową rozwoju gospodarczego Polski w XX wieku. To dzięki posiadaniu zasobów węgla mamy szansę na zbudowanie pomostu energetycznego w przyszłość i czas na systematyczny rozwój i wdrażanie technologii OZE, przy zachowaniu bezpieczeństwa energetycznego kraju. Musimy pamiętać, że proces przechodzenia z paliw kopalnych na odnawialne, będzie procesem długotrwałym, ale nie możemy wyczekiwać z ich wprowadzaniem w życie do momentu, kiedy pod wpływem zewnętrznych okoliczności będziemy musieli działać w pośpiechu, a obszar wyboru zostanie niebezpiecznie zawężony”.

Wtedy górników było prawie 400 tys., obecnie ponad 100 tys., wtedy udział odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym wynosił 3% teraz 5%. Nie wiem dokładnie ile obecnie osób „żyje” z energetyki odnawialnej (myślę, że może ok. 10 tys.), ale czasu na poważniejszą transformację mamy już znacznie mniej.

PS. Zastanowiłem się przez moment czy sektor energetyki odnawialnej będzie kiedyś miał swoją patronkę/patrona i swoje święto, i jaki święty lub zasłużony nadawałby się na patrona, i jaka data mogłaby być takim świętem i czy kiedykolwiek wytworzymy takie tradycje i taką solidarność jak górnicy? I czy kiedyś premier do nas na nasze święto przyjedzie? Ale gdzie on niby miałby wtedy jechać???

piątek, listopada 30, 2007

Po expose Premiera: co rząd musi a co chce, czyli o tym jak Prezydent Kaczyński i Minister Gilowska wsparli rozwój energetyki odnawialnej w Polsce

Dzięki posłowi Ludwikowi Dornowi, który natychmiast po tym jak nie został dopuszczony przez swój klub do zabrania głosu w debacie sejmowej nad expose premiera Tuska, umieścił treść swojego wystąpienia na swoim blogu http://dorn.blog.onet.pl (dodając znamiennie, że z tej jego mównicy nikt go nie zepchnie), expose prawie natychmiast stało się gorącym tematem "blogowym". Minął już ponad tydzień od expose i kiedy już wszystkie blogi, media, w tym te "wolniejsze" jak tygodniki, zdążyły je omówić z różnych stron i punktów widzenia, chcę wrócić na moim jeszcze "wolniejszym" blogu do badania - na bazie tego co premier był powiedział w sejmie 23-go listopada - stopnia (energetycznej) "odnawialności" nowego rządu.

Badanie tak długiego tekstu to zadanie na naukową dysertację, ale chyba choć chwilkę uwagi warto mu poświęcić. Wydaje się, że poprzednie rządy w większym stopniu opierały podstawy swojego działania na bardziej szczegółowych umowach koalicyjnych niż programie rządu zawartym w expose premierów. Pamiętam jak za czasów koalicji SLD-PSL ustawa biopaliwowa (ta pierwsza z 2003 r. z nieszczęsnymi "innymi roślinami") robiona była tylko dlatego że słowo "biopaliwa" wystąpiło w umowie koalicyjnej (coś co nie było w umowie nie istniało w politycznej agendzie, podobnie jak nie istnieje coś czego nie można znaleźć w Googlach :) ; n.b. dodam, że od dzisiaj także coraz bardziej "odnawialnych" http://energieodnawialne.pl/aktual_s.php?aid=247 . Obecna umowa koalicyjna jest bardzo ogólna i raczej tylko kierunkowa, czyli wszystkiego co konkretniejsze i merytoryczne trzeba szukać właśnie w programie rządu zawartym w expose.

Przystępując do analizy expose Tuska warto zauważyć, że w expose Kaczyńskiego "odnawialne źródła energii" nie pojawiły ani razu, energetycznym mottem było zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego państwa. Tusk w kilku punktach expose (choć pewnie mniej histerycznie) wskazuje na ważność tego problemu także dla obecnego gabinetu i widać wolę kontynuacji tej polityki, ale raczej w szerszym kontekście UE: Najważniejszym elementem bezpieczeństwa gospodarczego jest bezpieczeństwo energetyczne. I rozumiemy to bezpieczeństwo przede wszystkim jako gwarancję niezakłóconych dostaw nośników energii po akceptowalnych cenach przy równoczesnej trosce o ekologię. Politykę tę będziemy realizować w ramach strategii narodowej i współdziałając z partnerami z UE. Ale odnawialne źródła energii nie pojawiły się w expose w punkcie dotyczącym "energetyki" ani w kontekście "bezpieczeństwa energetycznego". Inaczej mówiąc, kandydat na ministra gospodarki i jego ekipa (odpowiadające także za politykę państwa w zakresie odnawialnych źródeł energii) nie uznały, ze coś co stanowi obecnie zaledwie 5% w bilansie energetycznym jest wystarczającym powodem do zajęcia się tym jako priorytetem w polityce energetycznej. Może był w tym jakiś zamysł, ale do tego postaram się jeszcze wrócić.

Pojawiły się za to symptomatyczne odwołania do odnawialnych źródeł energii w tych punktach expose, które dotyczyły polityki rolnej i ekologicznej.

Zdaniem premiera Tuska, jednym z pięciu (dokładnie czwartym) filarem programu rządu w sprawach wsi i rolnictwa będzie wykorzystanie potencjału i możliwości rolnictwa do poprawy bilansu energetycznego Polski. Uprawa roślin energetycznych, wykorzystanie odpadów komunalnych i w produkcji rolniczej do wytwarzania bioenergii, biogazu czy biopaliw – to działania, które chroniąc naturalne środowiska, wypełniają zalecenia Komisji Europejskiej w sprawie zwiększania produkcji energii ze źródeł odnawialnych i tworzą kolejne, tak bardzo potrzebne, miejsca pracy. Budujące jest nie tylko to, że była mowa o roślinach energetycznych (tego można było, a nawet należało się spodziewać), ale to, że w części rolnej expose pojawiły się cele całego państwa w zakresie energetyki odnawialnej na 2020r. i to, że tam gdzie mowa o biomasie, nie chodzi tylko o biopaliwa (te transportowe, jak to miało miejsce w ww. umowie koalicyjnej SLD-PSL) ale szerzej o bioenergii, a w szczególności o biogazie, który jakoś nie mógł przebić się przez tyle lat do Ministerstwa Rolnictwa. Cieszy też powrót do idei rolnictwa ekologicznego (filar trzeci) coraz większego znaczenia nabiera produkcja żywności w zgodzie ze środowiskiem naturalnym. Ta służebna rola rolnictwa wobec środowiska naturalnego będzie brana pod uwagę nie tylko w ramach polityki krajowej ale także przy kształtowaniu wspólnej polityki rolnej. Czy dla samych tych stwierdzeń nie warto było przewertować treść expose?

Rola odnawialnych źródeł energii została także wyraźnie zaakcentowana we fragmencie expose poświęconemu ochronie środowiska, a ujmując sprawę bardziej konkretnie – planowanym inwestycjom w tym zakresie. Premier mówił: …w najbliższym czasie udział ten zwiększy się ze względu na wielomiliardową pomoc funduszu Unii Europejskiej (…). Dzięki temu nie tylko poprawi się stan środowiska, nastąpi także wzrost dochodu narodowego i powstaną tysiące nowych miejsc pracy. Większość projektów dotyczy utylizacji odpadów czy oczyszczalni ścieków, ale nie mniej istotne są przedsięwzięcia służące oszczędności energii i promocji źródeł odnawialnych.
Jeszcze bardziej dobitnie sprawa odnawialnych źródeł energii pojawiła się w kontekście UE: ...aby usprawnić wykorzystanie źródeł i mechanizmów finansowania ochrony środowiska (…) podejmiemy działania na rzecz zwiększenia produkcji energii ze źródeł odnawialnych.
Mówiąc o potrzebie dobrych negocjacji z Komisją Europejską w zakresie inwestycji w infrastrukturę drogowa i ochrony środowiska, premier wyróżnił (jako jedynego z ministrów – prof. Nowickiego mówiąc że To był jeden z głównych powodów, dla których w moim gabinecie tą dziedziną zajmie się wybitny specjalista i człowiek, który takie negocjacje i zaufanie Unii Europejskiej do naszych rozwiązań będzie potrafił zbudować. Miłe, prawda?

I jeszcze jedna, tym razem bardziej ambiwalentna refleksja. Argumenty użyte na rzecz energetyki odnawialnej, zarówno w przypadku polityki rolnej, jak i polityki ekologicznej, bazują na dwu kluczowych przesłankach: 1) zobowiązaniach wobec UE (kij) i 2) pieniądzach UE (marchewka). Nie wiadomo czy bez tych stymulatorów rząd, "tak od serca", sam i z pełnym przekonaniem wsparłby energetykę odnawialną. Nie wiadomo też czy ze względów politycznych i pragmatycznych nie jest rządowi jako całości wygodniej mówić społeczeństwu, a zwłaszcza przedsiębiorstwom energetycznym i wydobywczym/kopaniom w stylu "widzicie, my tu nic nie możemy zrobić, bo to UE nam narzuca te wysokie zobowiązania w zakresie odnawialnych źródeł energii i tylko na to daje pieniądze". Zresztą minister Marek Sawicki w wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej tuż po expose podsunął już, z właściwym sobie poczuciem humoru, taką interpretację: trzeba zrobić wszystko, by spełnić zobowiązania złożone na Radzie Europy w marcu przez Prezydenta Kaczyńskiego i ministra finansów Zytę Gilowską, którzy zaakceptowali wspólny cel, że w 2020r. w Polsce i UE aż 20% w bilansie energetycznym będzie stanowiła energia odnawialna . Nie sądziłem nigdy, że ww. para polityków stanie się kiedykolwiek symbolem walki o odnawialne źródła energii w Polsce :), choć wiem, że polityka rządzi się swoimi, czasami cynicznymi prawami. Nie mam natomiast wątpliwości, że prezydent i jego brat nie zostawili nowemu rządowi wyboru (no, może wielkie dziury geotermanle i mniejsze budżetowe z tegoż powodu - więcej w innym wpisie), jeśli chodzi o konieczność wyeksponowania w polityce energetycznej kwestii bezpieczeństwa energetycznego i że nie zdołaliśmy, jako środowisko energetyki odnawialnej, przekonać polityków, że odnawialne zasoby energetyczne to sedno tego bezpieczeństwa. Czyli, można przyjąć najbardziej bezpieczną tezę, że zarówno wobec wydatkowania pieniędzy UE, jak i realizacji zobowiązań, jak i też postawienia na krajowy węgiel, premier Tusk "i chce i musi".

Choć nie wiadomo co premier bardziej chce a co bardziej musi - jako w spadku po poprzednim - robić i nie wchodząc głębiej w motywacje rządu, wszystkim, którym zależy na energetyce odnawialnej, expose daje po raz pierwszy instrument, wędkę i zachętę do działań, zwłaszcza dlatego, że razem z otwarciem na energetykę odnawialną, rząd otwiera się, zwiększenie roli samorządów terytorialnych, szczersze włączenie w rządzenie krajem organizacji pozarządowych oraz partnerstwo z prywatnymi przedsiębiorcami. Są to środowiska z zasady przyjazne energetyce odnawialnej, a dzięki ogólnemu parciu na decentralizację, ww. elementy polityki nowego rządu stanowią dodatkowe dźwignię którymi możemy wzmocnić to, co Tusk powiedział o odnawialnych źródłach energii. Powiedział nie mało, najwięcej w historii wszystkich innych premierowskich expose w RP; do dzieła zatem niewidzialni-odnawialni, póki expose nie przebrzmi.

poniedziałek, listopada 26, 2007

POLEKO: co było pokazane i powiedziane, a co nie i trzeba się domyślać

W ubiegłym tygodniu, w tle formowania nowego rządu i wielkiej polityki na Wiejskiej, odbyły się w Poznaniu kolejne targi POLEKO – jedna ze sztandarowych imprez (obok salonów poświęconych energetyce na targach POLAGRA, czy Innowacje- Technologie- Maszyny) organizowanych przez Międzynarodowe Targi Poznańskie, które tradycyjnie przyciągają wystawców z sektora energetyki odnawialnej. Od kilku lat szereg innych imprez targowych w kraju otwiera się coraz szerzej na energetykę odnawialną (targi kieleckie – ENEX, szczecińskie, bydgoskie, łódzkie a w przyszłym roku po raz pierwszy także warszawskie) ale POLEKO pozostaje dalej pewnym barometrem nastrojów w energetyce odnawialnej.

Byłem, widziałem a nawet „sam się wystawiałem” (Instytut Energetyki Odnawialnej dzielił stoisko z portalem EnergieOdnawialne.pl, naprzeciwko stoiska rosnącego w siłę/członków PIGEO, na organizowanym od kilku lat Salonie Czystej Energii) i pewnie wypada krótko zebrać myśli, póki jeszcze świeże i podsumować dla porządku, aby za rok lub na okoliczność innych wcześniejszych targów był już gotowy punkt odniesienia.
Wg katalogu targowego, w tym roku wystawiało się ponad 100 firm (na 1000 wszystkich wystawców) z sektora energetyki odnawialnej, w tym 20 „słonecznych”, 18 związanych z energetycznym wykorzystaniem biomasy, 14 działających na rzecz wykorzystania biogazu oraz po kilka firm z sektorów energetyki wiatrowej, wodnej i geotermalnej). Nie jest to „odnawialny” rekord na POLEKO (w ubiegłorocznej edycji było trochę lepiej), bo i ostatni rok nie był najlepszy (skromniejsze środki funduszy ekologicznych, brak środków UE, a i wsparcia politycznego było też jak na lekarstwo), ale mimo wszystko cieszy oferta firm „słonecznych, biogazowych i biomasowych”.
Zwraca uwagę że w tej grupie było 14 firm z Niemiec, łącznie z okazałym stoiskiem niemieckiego ministerstwa ds. środowiska) i instytucjami na rzecz badań i transferu innowacji. Może przyniesie to, razem równoległą zmianą rządu, jakieś nowe otwarcie na Niemcy – największy rynek energetyki odnawialnej w UE i kuźnię nowych technologii. Niestety sfera innowacji i badań była zaniedbana przez krajowych wystawców, ale krajowe firmy produkcyjne z których szefami miałem okazję porozmawiać, coraz mocniej wiążą swoje plany rozwojowe z możliwościami eksportu do Niemiec. Mam nadzieję, że udadzą się z rewizytą (zresztą rodzi się tu pewna szersza koncepcja) już w przyszłym roku na analogiczne targi i Niemczech.

Przytaczając ww. dane o wystawcach, w sposób naturalny chcę się odwołać do jednej z najnowszych ekspertyz mojego instytutu nt. oceny stanu produkcji urządzeń dla energetyki odnawialnej: synteza: www.ieo.pl/downloads/Synteza%20ekspertyzy.pdf , pełna wersja: www.mos.gov.pl/oze/ekspertyzy/Ekspert_nt_przemyslu_urzadzen_OZE_raport_koncowy_190907.pdf Próbowaliśmy w tej pracy zmapować firmy działające w sposób ciągły i aktywny w sektorze energetyki odnawialnej jako zasadniczym obszarze działania. Z 347 zgromadzonych na potrzeby pracy i poddanych analizie firm produkcyjnych i usługowych, wyodrębniliśmy firmy produkcyjne wytwarzające tzw. urządzenia zasadnicze dla danej podgrupy, w tym 166 krajowych producentów i 137 przedstawicieli i dystrybutorów zagranicznych firm produkcyjnych. Pozytywne jest to, że tak duży odsetek firm się wystawia na targach, ale ogólna ilość firm „nie powala” i pozostaje pytanie o bilans zaspokojenia przez krajowych producentów i dostawców technologii potrzeb inwestorów, jak też pytanie o bilans eksport/import urządzeń i usług. Słusznie zatem zauważył nowym minister środowiska na otwarciu krajowych targów POLEKO mówiąc, że jego marzeniem byłoby aby zwiększyć aktywność polskich firm za granicą.
Profesor Nowicki wykorzystał zresztą okazję otwierania i bycia na POLEKO do ponownego podkreślenia, że „odnawialne źródła energii są najważniejszymi inwestycjami w ochronie atmosfery”. Jednocześnie zadeklarował, że chciałby aby powstał Narodowy Program Oszczędności Energii, bo istnieje ogromna niegospodarność w tym zakresie. Pamiętam jak jeszcze w 1991r. Nowicki, jako także ówczesny minister środowiska, wsparł na forum rządu i w sejmie ideę stworzenia takiego programu i krajowej agencji poszanowania energii (co się szybko stało faktem w postaci utworzenia KAPE) i w pełni rozumiem potrzebę aktywnego działania w tym zakresie, ale trochę pozazdrościłem kolegom od efektywności energetycznej, że pomimo istnienia (wspomnianego już przeze mnie w jednym z poprzednich wpisów na blogu, i fakt - trochę kulawego) krajowego programu działań dotyczącego poprawy efektywności energetycznej i wobec braku jakiegokolwiek spójnego i całościowego programu na rzecz odnawialnych źródeł energii, ten drugi program pozostał „niewypowiedziany”. Może następnym razem, na kolejnej konferencji prasowej minister dopowie?

Będąc przez chwilę na tradycyjnym jak na POLEKO spotkaniu ministra z funduszami ekologicznymi, dodam, że jedna istotna kwestia została w pełni dopowiedziana. Prof. Nowicki jednoznacznie potwierdził, że zatrzymana zostanie tendencja poprzedniego rządu do centralizacji finansowania ochrony środowiska w Polsce i wojewódzkie fundusze ochrony środowiska mogą od tego momentu normalnie działać, a nie czekać bez końca na … likwidację. To dobra informacja dla funduszy i efektywności wykorzystania środków którymi dysponują, ale i dla energetyki odnawialnej. Na centralizacji dystrybucji środków bowiem energetyka odnawialna nigdy nie zyskała i nie zyska.
Na targach jak zwykle przyznano szereg medali i wyróżnień, ale laureatem ogólnego konkursu na zgłoszone nowości targowe jest tylko jeden przedstawiciel sektora energetyki odnawialnej – firma ASKET z brykieciarką BIOMASSER znalazła się w gronie laureatów (choć „odnawialnych” nowości było zgłoszonych znacznie więcej). Sektor energetyki odnawialnej jednak sam zadbał o dodatkową nagrodę. Na gali otwarcia targów, statuetkę Promotora Energetyki Odnawialnej ‘2007 dostała Bałtycka Agencja Poszanowania Energii, którą odebrał niezmordowany Prezes Edmund Wach. Gratulacje dla obydwu laureatów, tym bardziej że na inwestycyjnych targach ekologicznych trudno wygrywać w Polsce z przemysłem za którym od wielu lat stoją olbrzymie potrzeby w zakresie dostosowania norm środowiskowych do UE i krajowe priorytety i rządowe programy budowy oczyszczalni ścieków czy zagospodarowania odpadów.

czwartek, listopada 22, 2007

Rozmyślania przy ocenie wielkości odnawialnych zasobów energii w Polsce

Morduję się, nie po raz pierwszy zresztą, z szacowaniem wielkości odnawialnych zasobów energii i ich potencjału, i mam okazję wrócić do roboty, którą wykonałem 8 lat temu przy okazji przygotowywania Strategii rozwoju energetyki odnawialnej. Wtedy wydawało mi się, że to już będzie raz ostatni raz kiedy z poziomu kraju taki bilans zasobów jest wykonywany, a pozostało tylko doprecyzowanie ich wielkości na szczeblu lokalnym/regionalnym. Uważałem bowiem, że po wcześniejszych akademickich analizach potencjałów odnawialnych zasobów energii , należało przestać gadać o „możliwościach ich wykorzystania”, ale zwyczajnie zacząć je wykorzystywać. Myślałem też, że potencjały techniczne tych zasobów są ówcześnie na tyle dobrze określone (choćby przez analogie do skali udokumentowania zasobów paliw kopalnych) i stabilne (nie zmniejszające się przynajmniej w takim zakresie jak zasoby geologiczne paliw kopalnych), że nie będzie uzasadnienia do ich szybkiej weryfikacji. Myliłem się zarówno co do jakości oceny statystycznej jak i dynamiki zmian wielkości realnie dostępnych odnawialnych zasobów energii.

Niektóre z rozbieżności z rzeczywistością są mi sympatyczne, w takim sensie ze nawet cieszę się, że się myliłem. Cieszę się np. z tego, że potencjał biogazu rolniczego jest większy niż nawet myślałem. Już wtedy w Niemczech pojawiały się pierwsze biogazownie czysto rolnicze (w przeciwieństwie do różnych „utylizacyjnych”) na substraty w postaci kiszonek z upraw rolniczych, ale nie mogłem uwierzyć, że w sytuacji gdy jest tyle niewykorzystanych mokrych odpadów organicznych (możliwych do pozyskania po „”ujemnym” koszcie), komukolwiek na dłuższą metę i bez specjalnego wsparcia będzie się opłacało jako hodować specjalne rośliny jako substytut tego co może być dostępne za darmo. Przeceniałem wielkość podaży biomasy z lasów a nie doceniałem (z różnych powodów zresztą) możliwości rolnictwa. Największym problemem metodycznym było sprowadzenie do wspólnego mianownika oceny różnych rodzajów odnawialnych zasobów energii, a w szczególności tych odnawialnych w cyklu rocznym z tymi o charakterze długookresowym i zakumulowanych jakimi są zasoby geotermalne. Ten problem zresztą nie jest rozwiązany do dzisiaj i jest źródłem wielu kontrowersji, nieporozumień i dysproporcji w priorytetach i promocji wykorzystania poszczególnych zasobów. Największym moim przeoczeniem, było chyba jednak niedocenianie możliwych ograniczeń przestrzennych i środowiskowych. Sądziłem, że dostęp do potencjału odnawialnych zasobów energii nie jest barierą a przeszkód w wykorzystaniu tego bezkresnego oceanu energii upatrywałem tylko w kosztach technologii i ich wtedy niższych niż obecnie sprawnościach. Okazuje się że koszty technologii nie tylko że się obniżyły, ale stały się europejskie a nawet światowe i nie ma konieczności ich głębokiego badania w Polsce, ale zasoby trzeba policzyć od nowa.

Myliłem się też w ocenie możliwości wykorzystania zasobów do 2010r. Co prawda udziały energii ze źródeł odnawialnych jakie przewidywałem na 2010r. zarówno w produkcji energii pierwotnej (7,5%) jak i w produkcji energii elektrycznej (też 7,5%) oraz to, że biomasa zapewni prawie 95% ww. udziałów nie będą znacząco odbiegały od stanu jaki prawdopodobnie będzie miał miejsce za 2-3 lata, ale w innych miejscach prognozy rozbieżności ze stanem faktycznym będą znaczące. Nie chciało mi się wierzyć, że komukolwiek przyjdzie do głowy współspalać biomasę z węglem w elektrowniach i wykorzystywać jedynie 30% (lub mniej) jej wartości energetycznej. Nie sądziłem, że z jeszcze niższą efektywnością biomasa (rzepak) w znacznie większym zakresie będzie wykorzystywana do produkcji biodiesla i że to wpłynie na osłabienie wykorzystania dużo większego potencjału surowcowego i gospodarczego bioetanolu.

Z dużo większą zatem ostrożnością muszę teraz podchodzić do oceny zasobów i zakresu ich wykorzystania w drugiej dekadzie XXI wieku. Wiem, że część z moich ówczesnych niedopatrzeń wynikła z mało zoptymalizowanego systemu pomocy publicznej i instrumentów wsparcia, które wypaczyły racjonalne proporcje. Sądzę że system ten się zmieni, a w raz z wykorzystaniem tych najprostszych rezerw odnawialnych zasobów energii zwycięzcami przyszłej dekady stanie się właśnie biogaz rolniczy i rolniczo-utylizacyjny (wykorzystany do produkcji energii elektrycznej ciepła i jako paliwo w transporcie) oraz energia słoneczna termiczna. Czyli ostatni będą pierwszymi? Z przyczyn środowiskowych i efektywnościowych „nie lubię” biodiesla. Zaczynam jednak też wątpić w teoretycznie znacznie efektywniejsze biopaliwa drugiej generacji. Sporo dała mi do myślenia krótka synteza wstępnych wyników oceny LCA (w całym cyklu życia) biopaliw drugiej, uzyskana od Pani Ewy Gańko – osoby biorącej bezpośredni udział w ww. badaniach ramach projektu UE RENEW. Okazuje się że znane mi osobiście z początkowego etapu projektu entuzjastyczne tezy dotyczące rzekomo znikomego wpływu biopaliw drugiej generacji na środowisko niekoniecznie znajdują potwierdzenie i konieczna jest kolejna korekta moich wcześniejszych przemyśleń. Będzie to zapewne ostatnia dekada boomu na energetykę wiatrową, kiedy niezwykle rozwinięta technologia będzie się starała skompensować coraz trudniejszy w sensie przestrzennym dostęp do zasobów energii wiatru.

Czy jednak ktoś kto tak często się myli jak ja może prognozować? Może czasami warto się mylić? W jednym z poprzednich postów pisałem, że dotacja NFOSiGW na wiercenia geotermalne w Wyższej Szkole Medialnej w Toruniu stanie się nie odblokowaniem finansowania, ale antypromocją geotermii. Nie dalej jak dzisiaj usłyszałem dowcip: „obecny premier pyta poprzednią wicepremier dlaczego zostawiła tak dużą dziurę budżetową; wicepremier odpowiada: to nie dziura, to odwierty geotermalne”. Miałem rację? Pewnie tak, ale jakoś tak całkiem wesoło z tego powodu mi nie jest. Pamiętam też jak poprzedni premier mówił o poprzednim prezesie banku centralnego, że „to osoba która zawsze się myliła”. Ale ja przynajmniej bardziej wierzyłem temu co się mylił i robił swoje niż temu nieomylnemu, który przez okres mojej poprzedniej nieprecyzyjnej prognozy niewiele robił tylko krytykował. Analogicznie w biznesie; jest taka niepisana (choć nie zawsze stosowana w praktyce) zasada, że warto przyjmować do pracy managerów którzy popełnili poważne błędy w innej firmie, nawet doprowadzili ją do bankructwa, bo będą ostrożniejsi i wzbogaceni już praktyczną nauką w tej nowej.

A może jakaś rozmowa czy szansa na szerszą wymianę poglądów ze specjalistami, których te wieczorne dywagacje zainteresują zmniejszy nie tylko mój ból głowy, ale i pozwoli na wypracowanie lepiej wyważonego poglądu na kwestie ocen zasobów i realnych możliwości ich wykorzystania do 2020r? Zapraszam zatem i do narażenia się na krytykę i nie bania się popełnienia błędów, przynajmniej na etapie teoretycznej analizy.

niedziela, listopada 18, 2007

Małe jest piękne ale liczy się tylko duże, czyli o zbieraniu i porównywaniu danych nt. rozwoju energetyki odnawialnej w państwach członkowskich UE

Nie tylko wtajemniczeni wiedzą, że odnawialne źródła energii burzą rutynę i spokój statystyków energetyki, a w szczególności tej tradycyjnej, gdzie przynajmniej od strony podaży energii zbieranie danych jest względnie prostym zadaniem. Pomny jednak np. sprawy, sprzed kilku lat, z trudem wykrytego fikcyjnego zaraportowania wydobycia w jednej z krajowych kopalń kilkudziesięciu tysięcy ton węgla (bagatela) tylko po to aby uzyskać stosowane wtedy dopłaty do jednej tony, wiem że nawet jak dane już są to jest jeszcze problem ich wiarygodności. Statystyka energetyki odnawialnej to zdecydowanie trudniejsza sprawa; małe, rozproszone i trudne do monitorowania instalacje (w szczególności w przypadku produkcji zielonego ciepła), coraz powszechniejsze wspieranie produkcji zielonej energii i związana z tym pokusa nadużyć w szczególności w przypadku współspalania biomasy z węglem i produkcji biopaliw, brak kadr, struktur i środków na ciągłe badania statyczne w tym sektorze…. Są kraje które mimo trudności radzą sobie ze statystyką energetyki odnawianej, a za wzorcowe uchodzą statystyki energetyki odnawialnej w Austrii (oparte na zbieranych 2-4 razy rocznie kwestionariuszach zbieranych od dużych próbek indywidualnych i małych respondentów), czy w Niemczech (dzięki włączeniu przez rząd federalny, regionów/landów, instytutów naukowych oraz stowarzyszeń przemysłowych energetyki odnawialnej.

Zdecydowanie gorzej jest w nowych krajach członkowskich UE. Jeszcze przed poszerzeniem UE o kraje Europy Środkowo-Wschodniej, Komisja Europejska powołała specjalną grupę do weryfikowania statystyk energetyki odnawialnej ( w tym raportów rządowych) pod nazwą „Scientific Reference System for Renewable Energy and Energy End Use Efficiency”, której stałem się członkiem. Praca grupy jest koordynowana przez Wspólne Centrum Badawcze Komisji Europejskiej (JRC) w Isprze. Jedną ze stałych form działania JRC jest organizowanie co roku (jesienią, kiedy już zazwyczaj są znane wyniki statystyki energetyki za ubiegły rok) specjalnego spotkania statystyków i niezależnych ekspertów z nowych krajów członkowskich UE. Biorę udział w tych spotkaniach, bo po pierwsze statystyka energetyki odnawialnej jest nie tylko potrzebna, ale też nie musi być nudna, zwłaszcza wtedy gdy jest związana z monitorowaniem dobrze pomyślanych programów…. Aby jesienią zapewnić „dobry klimat”, JRC trafnie wybiera też miejsca kilkudniowych spotkań (nazywanych „renewable energy data gathering workshops”); zazwyczaj są ciekawe miasta w basenie Morza Śródziemnego…. Z tego tytułu w ubiegłym tygodniu kilka dni spędziłem w Stambule. Długo by można o Stambule (12 milionowe miasto) i o Turcji. Jest to kraj o jednym z największych potencjałów odnawialnych zasobów energii, w szczególności energii wiatrowej, wodnej i geotermalnej i jeden ze światowych liderów w wykorzystaniu kolektorów słonecznych, który mógłby to wnieść do UE, ale z „dobrodziejstwem inwentarza”; z ponad 70 milionami obywateli i tradycyjnym islamem, nawet jeśli silnie scentralizowana władza państwa (co właściwe dla wszystkich krajów azjatyckich) jest zorganizowana w sposób świecki. Jeśli chodzi o statystykę OZE, to jednak mnie jednak najbardziej ciekawiła sytuacja nie tyle w potencjalnych przyszłych krajach członkowskich, w szczególności w krajach bałkańskich i Turcji (w przypadku Turcji „potencjalne” to jak na dzisiaj, zbyt wiele powiedziane), ile w nowych krajach członkowskich UE.

Słuchając doniesień (country reports) nie trudno mi było poczynić dwie zasadnicze obserwacje:
a) istnieje olbrzymi rozziew pomiędzy rozwojem energetyki odnawialnej w nowych krajach członkowskich UE i w krajach stowarzyszonych, co ewidentnie dowodzi silnego wpływu całej UE i Komisji Europejskiej, bo jeszcze nie tak dawno obie grupy były na podobnym poziomie rozwoju i w ten sam sposób patrzyły na ten problem czy możliwości zwiane z OZE (przykrą i być może zbyt krzywdzącą konstatacją byłoby stwierdzenie, że gdyby nie bat UE, to nasze rządy nic w tej sprawie by nie robiły, ale takie myśl też przychodzą niestety),
b) nowe kraje członkowskie sporo robią w tym zakresie, ale częściej raczej kombinują „jak koń pod górę”: jak to zmniejszyć mniej lub bardziej rzekome obciążenia z tytułu rozwoju OZE niż jak wykorzystać to jako szansę (stare kraje UE częściej myślą o OZE w sposób pozytywny, choć i tu są oportuniści).
Ale jest też coraz więcej pozytywów w naszym regionie. Zdecydowanie najlepiej radzą sobie zarówno ze statystyką, jak i prawem oraz programami i strategiami na 2020r. małe kraje, takie jak Malta, Cypr (mają oddzielne strategie i konkretne programy rozwoju OZE), z tych trochę większych - Słowenia. W tych większych szwankuje koordynacja i brak spójności działań w odniesieniu do różnych podsektorów. Poprawiają się jednak statystyki jeżeli chodzi o energetyczne wykorzystanie biomasy (np. w krajach bałtyckich, czy na Słowacji). Zresztą kilka krajów ( w tym właśnie Słowacja) przygotowały w swoje plany działań w zakresie energetycznego wykorzystania biomasy ( w odpowiedzi na unijny „Biomass action plan” z 2005r.).

Ciekawe wieści dotarły z Bułgarii gdzie w czerwcu parlament przyjął kompleksową ustawę o odnawialnych źródłach energii (na wzór tej jaką mój zespól opracował dla polskiego rządu już w 2003 r., łącznie z ustawowo uregulowanym systemem zbierania danych statystycznych z tego sektora) oraz z Węgier, gdzie w marcu została przyjęta narodowa strategia rozwoju energetyki odnawialnej (na wzór tej polskiej z 2000r., niestety nie zaktualizowanej do dzisiaj), w której przewidziano też cel dla OZE na 2020r. w wysokości 15% (obecnie 4%), oraz z Rumunii, gdzie rząd zakontraktował opracowanie analogicznej strategii dla energetyki odnawialnej. Ciekawie i zupełnie inaczej niż w Polsce wyglądają też plany wykorzystania funduszy spójności UE na OZE. Wszystkie kraje wprowadziły na poziomie krajowych programów operacyjnych priorytety/działania związane z finansowaniem energetyki odnawialnej, ale jedynie Polska ograniczyła możliwość wsparcia minimalnym progiem/skalą pojedynczej inwestycji (przypominam, że krajowej administracji, aby nie mieć roboty z obsługą projektów, chodzi o minimum 5 mln Euro, podczas gdy w innych krajach ustanowiona jest górna granica i to zazwyczaj znacznie poniżej 5 mln Euro!). Pewnie warto się temu „wielkiemu” jakim jest Polska uczyć od tych małych, ale chyba bardziej pracowitych i roztropniejszych …

Wyzwaniem „statystycznym” na dalsze lata dla tej grupy ale i dla nowych krajów członkowskich UE, będzie dopracowanie się lepszego systemu zbierania danych o produkcji zielonego ciepła, a w szczególności jego wykorzystania, bo przyjęcie nowych celów rozwoju energetyki UE na 2020 zmusi rządy do raportowania już od 2010r. udziału wszystkich nośników energii (w tym właśnie głównie ciepła) w końcowym zużyciu energii. Podejrzewam, że przy naszej megalomanii łatwiej nam będzie zbudować elektrownię jądrową i kilkadziesiąt nowych bloków węglowych oraz kilka nowych rurociągów gazowych, a nawet tych kilka tych zbudowanych w ramach funduszy spójności UE wielkich parków wiatrowych, dużych elektrowni wodnych i wielkoskalowych instalacji produkcji biodiesla pierwszej generacji, niż doliczyć się tysięcy tych małych „zielonych” obiektów, zbudowanych przez zwyczajnych ludzi źródeł. To trochę tak jakby rząd nie wierzył w obywateli i małych przedsiębiorców, a jedynie ufał sobie i sam chciał „ręcznie” ojczyznę naszą uszczęśliwić, albo uchronić przed inwestycjami nieświadomych obywateli. Ot taka nasza, w dalszym ciągu trochę azjatycka natura, bo po co liczyć małe i liczyć na małe, jak liczy się tylko duże i łatwiej to policzyć i skontrolować?

poniedziałek, listopada 12, 2007

Leciutki powiew (z Brukseli) decentralizacji i regionalizacji w energetyce

W ubiegłym tygodniu, w Brukseli przewodniczyłem posiedzeniu grupy doradczej Komisji Europejskiej ManagEnergy Reflection Group (MERG), z udziałem przedstawicieli wszystkich krajów członkowskich UE, reprezentujących środowiska związane z promocją czystej energetyki lokalnej i regionalnej (stowarzyszeń samorządów terytorialnych i agencji energetycznych). Było o tym, czego nam ostatnio bardzo brakowało – o decentralizacji energetyki i o tym co rządy państw członkowskich UE robią w celu promocji nowego modelu energetyki.


Obecni przedstawiciele Komisje Energetycznej (Dyrekcji Generalnej ds. Transportu i Energii – DG TREN) referowali m.in. postępy we wdrażaniu pakietu energetycznego UE z początku 2007r, obejmującego implementacje szeregu dyrektyw promujących efektywność energetyczną i odnawialne źródła energii i prace nad nowymi dyrektywami.


Przed spotkaniem DG TREN dokonało zestawienia stanu wdrożenia ww. dyrektyw. Prace trwają, rządy coś robią, ale sprawy te nie są zazwyczaj priorytetem. Chyba najbardziej wyczerpująco udokumentowana jest kwestia realizacji przez państwa członkowskie pierwszego zobowiązania wynikającego z dyrektyw 2006/32/WE z 5 kwietnia 2006r w sprawie efektywności końcowego wykorzystania energii i usług energetycznych – przyjęcia „Krajowego Programu Działań dotyczącego Efektywności Energetycznej. Z przedstawionego raportu, zresztą w oparciu o dane dostępne na stronie internetowej http://ec.europa.eu/energy/demand/legislation/end_use_en.htm, wynika, że rządowe “plany działań” docierają do Brukseli z dużym opóźnieniem (powinny być przesłane w czerwcu, a dalej kilka krajów członkowskich w tej sprawie nie zrobiło jeszcze nic konkretnego), przed wysłaniem nie są one konsultowane z przedstawicielami samorządów terytorialnych i środowisk lokalnych do których są w większości adresowane. Polski Plan Działań, przelany przez Ministerstwo Gospodarki sprawia wrażenie profesjonalnego, ale nietrudno zauważyć ze brakuje w nim konkretnych instrumentów wdrożenia. Czyli formalnie pierwsze zobowiązanie jest wypełnione, ale co z niego wyniknie w praktyce, trudno przewidzieć. Podobnie jest niestety z wdrażaniem innych dyrektyw dotyczącej efektywności energetycznej.


Jest tez problem opóźnienia opublikowania przez Komisja Europejką projektu tzw. „dyrektywy ramowej” z celami dla odnawianych źródeł energii do 2020r. Projekt miał być ogłoszony 5 grudnia, ale termin został przesunięty na styczeń. Z informacji DG TREN wynika, ze spotkania konsultacje z rządami krajów członkowskich UE niewiele dały, a propozycje celów zgłaszane przez rządu bynajmniej w żaden sposób nie sumują się na wymagane uchwała Rady Europy 20%. Chyba jedynym rozwiązaniem będzie odgórne ustalenie celów na zasadzie: udział odnawianych źródeł energii w danym kraju w bilansie zużycia energii końcowej w 2006r plus 13%, z ew. uwzględnieniem korekty z uwagi na wysokość PKB i z umożliwieniem handlu ew. nadwyżkami udziałów. Jak widać sprawy idą jak po grudzie i nie ma dla nich entuzjazmu rządów; żyją one dalej problemami z poprzedniego wieku, w tym głównie budową nowych rur gazowych i nowych mocy w elektrowniach konwencjonalnych i jądrowych.


MERG podjął chwale w sprawie ciągłego monitoringu działań rządów w obu ww. obszarach i przynajmniej napiętnowania tych opornych i choć wątpię aby metoda blame and shame przyniosła radykalną zmianę postaw, ale nawet metodą kropa po kropli można próbować beton kruszyć?


Na szczęście, są też pozytywy – np. budzenie się aktywności środowisk lokalnych w sprawach energetyki. Jak poinformowało DG TREN, na ostatni konkurs programu Inteligentna Energia dla Europy (promującego energetykę zrównoważoną środowiskowo) wpłynęło 425 wniosków z całej UE (60% więcej niż na poprzedni konkurs). Znamiennym jest fakt, ze na jeden z priorytetów programu – wsparcie tworzenie lokalnych agencji energetycznych , z Polski - n.b. kraju unitarnego i ostatnio niezwykle scentralizowanego – wpłynęło aż 7 (na 61) wniosków, w tym z tak różnych regionów jak Mazowsze, Warmia i Mazury, Pomorze Zachodnie i Wielkopolska. Brawo regiony, brawo samorządy, życzę sukcesów w aplikacjach po środki na lokalne priorytety i więcej swobody i odwagi w planowaniu i realizacji idei regionalizacji, decentralizacji i ekologizacji energetyki.

sobota, listopada 10, 2007

Profesor Nowicki w trójkącie z PSL

Kiedy kończyłem poprzedni wpis blogowy z nadzieją, że nowy Minister Środowiska lepiej zacznie z promocją odnawialnych źródeł energii niż skończył ten poprzedni, nie wiedziałem kto tym nowym będzie. Pewności jeszcze nie ma, ale najpewniejszym dzisiaj, po zatwierdzeniu umowy koalicyjnej PO-PSL, kandydatem na to stanowisko jest prof. Maciej Nowicki. Trudo o lepszą kandydaturę dla energetyki odnawialnej!

Prof. Nowicki to „systemowiec” i zajmował się różnymi sprawami ochrony środowiska, ale od co najmniej 15-20 lat, odnawialne źródła energii stawały się jednym z najważniejszych obszarów aktywności Profesora. Przypomniałem sobie, że dokładnie 3 lata temu (11 listopada ‘2004), przygotowując swoje uzasadnienie wniosku na przyznanie mu tytułu „Promotora Energetyki Odnawialnej”, pisałem „odnawialny” życiorys Macieja Nowickiego, który w znacznej części stał się elementem oficjalnej laudacji, która (jak przed chwilą sprawdziłem) jest ciągle dostępna w internecie http://abrys.pl/pk/index.php?r=artykuly&id=4417 . Tak więc, pomyślałem sobie, dodam, że nie bez pewnej satysfakcji…, że zanim dziennikarze przygotują ogólne notki biograficzne o nowych ministrach, na blogu „odnawialnym” będzie można wcześniej zapoznać się z ‘odnawialnym życiorysem” coraz bardziej „odnawialnego” (ale nie dlatego, że pełnił tę funkcję już za rządów premierów Mazowieckiego i Bieleckiego…), nowego Ministra Środowiska.

Wiadomość dotarła właśnie teraz, gdy ważyły się losy Fundacji Ekofundusz i jej Zarządu oraz losy dalszej pracy zawodowej Pana Profesora i sądzę że nikt tak szybko jak Pan nie znalazł sobie „nowej roboty” (i to cały paradoks, bo Pan właśnie pracy nie szukał i myślał pewnie bardziej o odpoczynku…). Paradoksem i dla mnie niezwykle miłym zbiegiem okoliczności jest też to, że z nowego miejsca pracy, będzie Pan też miał sposobność pełnego odblokowania możliwości działania poprzedniego pracodawcy - Ekofunduszu, bo to jest dalej niezwykle ważna, wręcz sztandarowa instytucja dla energetyki odnawialnej w Polsce. Gratuluję Panie Profesorze wstępnej nominacji (!) i cieszę się z tak nieoczekiwanego obrotu sytuacji (choć jeszcze wszystko się jeszcze może zmienić, jak to w polityce).

Paradoksów i niespodzianek, dotyczących odnawialnych źródeł energii wynikających z umowy koalicyjnej PO-PSL jest znacznie więcej. Zaskakuje i ma moim zdaniem duże znacznie dla energetyki odnawialnej nieoczekiwana (lub dla bardziej wprowadzonych w temat rozmów koalicyjnych- nietypowa i nigdy wcześniej nie spotykana) zmiana miejsc; środowisko dla PO (z ministrem Nowickim), a gospodarka dla PSL (z wicepremierem Pawlakiem)! Oznaczać to może nową koncepcję priorytetów dla energetyki odnawialnej, tym bardziej że na trzecim wierzchołku trójkąta tych co to za odnawialne sprawy odpowiadają w państwie będzie minister rolnictwa z rekomendacji PSL - Marek Sawicki, wielki i konsekwentny orędownik rozwoju biopaliw. Choć dużo w tym jeszcze niewiadomych (w tym też obawy czy różne rodzaje OZE będą traktowane w ten sam sposób i bynajmniej wcale nie mam na myśli tego że jednakowo), to wygląda na to, że polityczne gwiazdy nad energetyką odnawialną zaczynają się układać w interesujący i raczej optymistyczny trójkąt, z jasno świecącym wierzchołkiem z PO i silną podstawą na podbudowie z PSL.

środa, listopada 07, 2007

Jak Pan Plebanowi, czyli o decyzjach politycznych w sprawach technicznych

Jak doniosły gazety Rada Nadzorcza NFOSiGW dorzuciła kolejne 15 mln zł Fundacji Lux Veritatis O. Rydzyka na robienie odwiertów geotermalnych pod jego Wyższą Szkołą Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Co o tym myślę, a w szczególności o skutkach dla dalszej promocji geotermii, pisałem kilka dni temu, ale pomimo nader w tej sprawie oczywistych wątpliwości, wiem jak nieuchronne jest wprowadzanie w życie „decyzji politycznych” (zwłaszcza ustępującej władzy) i takiego finału sprawy się niestety spodziewałem. Już po potwierdzeniu tej tezy, przychodzi czas na bardziej ogólne refleksje.

Pewnie i Pan i Pleban świętują teraz swój wspólny sukces, jak to sprytni byli. Ale
przekornie myślę sobie, że będą to trudne i kosztowne pieniądze dla beneficjenta takiej pomocy „last minute”. Jeżeli tylko znajdzie czas na głębsza refleksję, to może szybko dojść wniosku, że przekorne życie każde mu samemu udowodnić, czy jest tak jak pisał we wniosku do NFOŚiGW, że „geotermia (głęboka i w tej niewielkiej skali na rzecz jednego odbiorcy) to tania energetyka”. Szkoły odwiertami nawet z włókna szklanego z dotacją 27 mln zł nie da się ogrzać, a szybko okaże się, że odwierty to raczej studnia bez dna. Dobrze aby pozostali darczyńcy O. Rydzyka i wierni wspierający Radio Maryja mieli już teraz świadomość skali przyszłych potrzeb.

Druga refleksja dotyczy Pana. Nie ulega wątpliwości że Fundację decyzją stricte polityczną obdarował Minister Środowiska, mający większość swoich szabli w Radzie Nadzorczej NFOSiGW. Nikt, kto nie wie gdzie mieści się Szkoła o. Rydzyka i choć trochę zna rozmieszczenie podziemnych zasobów geotermalnych w Polsce i
mapę nadziemnych sieci ciepłowniczych które pozwoliłoby odebrać wydobyte na powierzchnie ciepło, nigdy nie wskazałby akurat tego miejsca do wykonania odwiertów. Polityka nadaje trzeci wymiar, ale przy całkowitym prymacie polityki nad zdrowym rozsądkiem, łatwo można znaleźć się w przestrzeni czterowymiarowej, w czarnej dziurze. Takich pułapek można by uniknąć gdyby kierować się pewnymi racjonalnymi ramami (priorytety), zobowiązaniami państwa, w tym wobec UE (dotyczą one jak na razie zielonej energii elektrycznej i biopaliw, a nie ciepła geotermalnego) i prostymi obliczeniami pokazującymi koszty o korzyści rozwiązań alternatywnych. Wiem, że politycy lubią mieć swobodę i niechętnie poddają się dyktatowi dokumentów strategicznych (np. takich jak niestety już zdezaktualizowana – właśnie na życzenie polityków- Strategia rozwoju energetyki odnawialnej), ale niedobrze jest jak ta swoboda dotyczy decyzji politycznych w sprawach stricte technicznych. Wtedy niestety znacznie też łatwiej o korupcję polityczną, z którą to ustępujący rząd tak (medialnie) walczył, a z podejrzeniem o takową (przynajmniej w tym przypadku) zakończył swoją posługę.

Wypada czekać z nadzieję na nowego Ministra Środowiska i na to, że kiedyś nie będzie się opłacało używać władzy politycznej do wiercenia dziur.

niedziela, listopada 04, 2007

Między Panem a Plebanem

Jak już zacząć w niedzielę, urywając jej kilka minut, to naturalnym wydaje się odreagowanie po przejrzeniu weekendowych wydań dzienników. Najbardziej „odnawialny” i kontrowersyjny jednocześnie tekst pojawił się właśnie w dzienniku „Dziennik” i jakby wychodząc naprzeciw niedzielnym nastrojom dotyczył on spraw związanych z kościołem. Kościół, z uwagi na duży kredyt zaufania swoich wiernych i olbrzymią siłę oddziaływania wydaje się być doskonałym propagatorem energetyki odnawialnej i tak się dzieje w wielu krajach protestanckich i katolickich (n.b. w meczetach i cerkwiach pewnie łatwiej byłoby promować olej opałowy lub gaz). Z moich skromnych doświadczeń wynika, że w kościołach i związkach wyznaniowych w Polsce szczególnie łatwo promować energetykę słoneczną, ale nawet w Polsce kilku proboszczów skutecznie wykorzystało energię wiatru i wody na potrzeby kościoła. Zapowiada się jednak przełom i sięganie nie po podniebne odnawialne zasoby, ale te gorące zalegające w głębi ziemi. Jak donosi „Dziennik”, do sięgnięcia po geotermię przymierzył się O. Tadeusz Rydzyk http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=148&ShowArticleId=66307 Idea pewnie jest dobra aby wykonać odwierty tam gdzie ciepła geotermalnego można się spodziewać i gdzie jest na nie lokalne zapotrzebowanie, ale jej realizacja zaczyna się wiązać z wcześniejszym głębokim drenażem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Nie wiem jak sprawa się zakończy (mam nadzieje, że dobrze dla Narodowego Funduszu, bo ten coś nie miał i chyba nie ma szczęścia do geotermii), ale nie mogę się oprzeć spostrzeżeniu, że jedynym (tyleż konkretnym co kontrowersyjnym) efektem procedowania w dwu ostatnich kadencjach Sejmie poselskiego projektu ustawy LPR o odnawialnych źródłach energii (faktycznie, pomimo szerokiej nazwy, chodziło w niej właśnie o geotermię), która miała doprowadzić do przekazania samorządom gminnym prawa do użytkowania odwiertów, jest właśnie wniosek fundacji O. Rydzyka do Narodowego Funduszu. Trudno mi jednak napisać, że o to od początku chodziło (może to tak miało wyglądać?), bo w tym projekcie ustawy ważny miał być Wójt, a tu raczej chodzi o szybkie rozmowy pomiędzy ustępującym po wyborach Panem i przygotowującym się na czekanie na lepsze czasy Plebanem. A jak nie ma Wójta (najlepszego moim zdaniem potencjalnego wnioskodawcy), który pomógłby rozłożyć niemiłosiernie wysokie koszty odwiertów (i drenaży kieszeni podatników) na większą grupę odbiorców i beneficjentów pomocy publicznej, to trudno byłoby takie przedsięwzięcie uzasadnić jakąkolwiek wyższą ideą i mam nadzieję, że nie zostanie po tym tylko kosztowna i całkiem przyziemna praktyka i antypromocja promocji energii geotermalnej.