sobota, marca 15, 2008

O minimalizacji kosztów pakietu eko-energetycznego czyli o koniecznej jedności polityki energetycznej i klimatycznej oraz rolnej

Chciałbym móc rozwinąć niektóre wątki wspisu pokonferencyjnego w oparciu o najnowsze doniesienia prasowe.
Od pewno czasu jesteśmy zasypywani doniesieniami o kosztach związanych z pakietem ekoenergetycznym UE 3 x 20%, w tym w szczególności kosztami związanymi z realizacją celów w zakresie energetyki odnawialnej i rzekomo grożącą nam z tego powodu powiększonym ubóstwem polskich obywateli.
Stosunkowo bez echa przebrzmiała informacja Komisji Europejskiej z 23 stycznia że koszty osiągnięcia 20% udziału energii z OZE w 2020 r. w UE oznaczają konieczność inwestycji rzędu 150-200 mld Euro http://europa.eu/rapid/pressReleasesAction.do?reference=MEMO/08/33&format=HTML&aged=0&language=EN&guiLanguage=en
Szacunki dla Polski wykonane przez Instytut Energetyki Odnawialnej (EC BREC IEO) oceniające wysokosć wymaganeych nakładówy inwestycyjnych na 60 mld zł http://energetyka.wnp.pl/potrzeba-60-mld-zl-na-zielona-energie,41537_1_0_0.html spotkały się z pomrukiem niezadowolenia typu: „Ile elektrowni jądrowych można postawić za te pieniądze?” czy też :„Za 60-tą cześć tej sumy można Polskę zrobić niezależną energetycznie i wolną od problemu zielonych papierów spekulacyjnych!!!”, a przy innej okazji: http://energetyka.wnp.pl/potrzeba-60-mld-zl-na-energie-odnawialna,42892_1_0_0.html : „Teraz nie ma za co zbudować stadionów, mamy 250 miliardów dolarów długu. Energię odnawialną możemy uzyskać gdyby w okolicach Łysej Góry, wybuchł wulkan”, itd. Generalnie można powiedzieć, że wszystkie te prognozy wyglądają, zwłaszcza dla energetyków, wielce niewiarygodnie i abstrakcyjnie (zresztą nam wszytskim trudno jest wszystkim „czuć miliardy”, zresztą o miliardach jest też dalej), a obywatele z kolei myślą, że to … podatnik krajowy za te inwestycje (fanaberie?) zapłaci w 100% i nic nie zyska. Najważniejsze jest jednak to, że w tych kilku, myślę szczerych komentarzach, realizacja „odnawialnej dwudziestki” z pakietu UE (u nas 15% udziału OZE) wydaje się być w konflikcie z innymi celami polityki energetycznej, a w szczególności z redukcją emisji CO2 i poprawą bezpieczeństwa energetycznego.
Ale jeszcze wyższe liczby wychodzą przy próbie obliczenia koszów realizacji drugiej dwidzestki - zakupienia brakujących limitów emisji CO2 (nawet bez uwzględniania mitycznych już 150 mld zł niezbędnych, zdaniem energetyki i coraz bardziej milczących banków, na modernizacje konwencjonalnych źródeł wytwarzania energii). Odwołując się ponownie do portalu Nowego Przemysłu warto zacytować Ministra Macieja Nowickiego http://energetyka.wnp.pl/prad-zdrozeje-o-70-procent,44667_1_0_0.html, który przed spotkaniem na szczycie UE w Brukseli określił roczne koszty dla energetyki (po 2012 r.) z tytułu zakupu uprawnień do emisji CO2 na 5 mld zl/rok (w innej przytoczonej wypowiedzi bylo to 5 mld Euro/rok) i konieczność wzrostu cen energii (elektrycznej) o 70%. W tej sprawie zresztą już wcześniej i ze znamienną sobie swadą ma temat nie tylko kosztów redukcji emisji CO2 w Polsce ale i niesprawiedliwego ich podziału w UE wypowiedział się na swoim blogu prof. Krzysztof Żmijewski we wpisie o robiącym wrażenie tytule „Zatrważające szczegóły nowego pakietu energetycznego" http://www.wnp.pl/blog/2_49.html . W późniejszych wypowiedziach Profesor zwraca uwagę na niebezpieczeństwo wzrostu kosztów energii elektrycznej nawet o 100%, także z powodu niedostatecznych możliwości przesyłowych (ograniczone możliwości importu energii), ale dostrzega też pewne możliwości jakie może dać coroczny, po 2012 r. wpływ do budżetu nawet do 6 mld zł z tytułu aukcji na uprawnienia do emisji CO2. Proponuje aby te środki prawie w całości (minimum 80%) przeznaczyć na podniesienie efektywności energetycznej, zwłaszcza u odbiorców końcowych energii.
Koncerny energetyczne nawet nie czekając na opinię ekspertów, a nawet stanowisko URE (tym bardziej nie czekając aż zakupią pierwszą brakującą tonę uprawnień do emisji CO2, rozumianą jako koszt uzasadniony) , podnoszą ceny prewencyjnie (!?) lub zapowiadają już na ten rok podwyżki cen węgla i energii elektrycznej o 20% i gazu o 30-40%. Ale to nie koniec złych wieści w sprawie cen i kosztów. W tym tygodniu zarówno w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej pojawiły się artykuły na temat wzrostu cen żywności ale Rzeczpospolita dodatkowo próbowała powiązać, choćby jakościowo, czekający nas wzrost cen żywności z rozwojem biopaliw i bioenergetyki http://www.rp.pl/artykul/67299,101551.html (także w komentarzach ekspertów). To poważny temat zapewnie na oddzielną analizę, ale warto dodać, że tego typu korelacje stają się już wyraźnie widoczne w skali światowej, np. analizy Lestera Brown’a z Washington's Earth Policy Institute http://www.pbs.org/journeytoplanetearth/about/expert_pdfs/brown.pdf . Jego zdaniem np. że w latach 2000-2006 zapotrzebowanie na zboża konsumpcyjne i paszowe na swiecie wzrosło o 24 mln ton, a popyt na zboża do produkcji bioetanolu tylko w USA zwiększył się w tym czasie o 2 mln ton, przez co w efekcie np. roczne skoki cen zbóż wyniosły nawet powyżej 20%, rocznie, a jeszcze bardziej spektakularne są wzrosty ceny kukurydzy ze 100 do 150 USD/t), a t to np. bardzo silnie przekłada się na wzrost cen pasz i np. ceny drobiu, itd.
Na wszelki wypadek zerknąłem do publikacji GUS, nt. wydatków gospodarstw domowych, aby nie było wątpliwości, publikacja pochodzi jeszcze sprzed unijnego pakietu eko-energetycznego http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_budzety_gospodarstw_domowych_w_2006.pdf , aby się przekonać jak to z nami było „przed nieszczęściem”. Wynika z niej, że zanim „nieszczęście przyszło z Brukseli”, na żywność z naszych wydawaliśmy 27% a na paliwa i energię 11,6% z naszych budżetów domowych. Nie ulega wątpliwości, że choć zarówno żywność jak i energia to produkty handlu światowego o niezwykle osttnio wysokiej dynamice wzrostu cen oraz że i tak przyjdzie nam za obydwa coraz rzadsze dobra coraz więcej płacić, to w krajowych warunkach wobec ew. zbyt silnego postawienia na biomasę energetyczną i biopaliwa , zapłacimy jeszcze extra w cenie żywności.
Czyli można by dojść do wniosku, że o "raporcie Sterna" (koszty zaniechania dzialań na rzecz postrzymania zmian klimatu wyższe od koztów dzialań) już nikt nie pamięta, ale jesteśmy coraz powszechniej przekonani że przez „nieodpowiedzialne pomysły Komisji Europejskiej” grozi nam powszechna drożyzna i katastrofa gospodarcza. Można by przytoczyć dalsze, prowadzące do podobnych wniosków przykłady szamotania się z niemałym zresztą problemem jaki wynika z pakietu 3 x 20% przyklady i wynikające z nich konkluzje w stylu "a’rebou" mnożyć. Ale czy przypadkiem właśnie nie ma tu odwrócenia skutków i przyczyn? Czy wobec liberalizacji (ale nie demonopolizacji) rynków koszty nie mają i tak większego znaczenia, a liczą się ceny które w przypadku takich dóbr jak energią i żywność mają praktycznie zerową elastyczność popytu. Czy wobec zjawiska wzrostu cen energii przy jednoczesniej deregulacji nie nalezaloby raczej wlaczyc nie jedynie o podywzszenie limtow, ale o demonopolizacje i decentralizcje, które Komisja Europejska może nie bez powodu lansuje? Czy nie patrzymy na wszystko z pozycji „mieszczan” z wiersza Tuwima pod jakimże tytułem, który tak o nich pisał (…) „chodzą i widzą wszystko oddzielnie, tu pies, tu krzesło tam zając (…). Dlaczego te koszty naliczamy oddzielnie dla każdego z trzech elementów pakietu eko- energetycznego? Nie wspominałem tu o "trzeciej dwudziestce" czyli o kosztach redukcji zużycia energii o 20% (w stosunku do tzw. baseline), ale czy w obecnej sytuacji, jeżeli cena energii ma pójść w górę 2-3 krotnie, mają jeszcze jakikolwiek sens białe certyfikaty zapowiedzenie w projekcie ustawy o efektywności energetycznej? Czyż nieunikniony wzrost cen energii nie jest najlepszym i całkowicie odbiurokratyzowanym białym certyfikatem i czy jest sens kierować ten instrument wlanie do przesibiorstw energetycznych, ktore "są dorosle" i powinny reagować na implsy cenowe idace z rynku? Czy musimy się obawiać że, jak twierdza krajowe grupy energetyczne, ze zamkną elektrownie i „zgasną światła” (to zresztą sugestywny temat debaty w której brałem udział w tym tygodniu, razem z prominentnymi zwolennikami energetyki jądrowej, na festiwalu nauki , i w końcu czy musimy się obawiać wzrostu (nie monopolistyczngeo, ale urealnienia) cen energii? Wszak od początku 2000 r. cena ropy wzrosła prawie 4 krotnie gospodarka sobie z tym poradziła (niekoniecznie politycy). Chyba najlepszą konkluzją tych rozważań będzie komentarz, który sobie właśnie przypomniałem, pozostawiony przez czytelnika „odnawialnego” (podpisujacego sie GDP) pod wpisem pokonferencyjnym z taką puentą: „Nie oszukujmy się - energii nam nie zabraknie. Co najwyżej czasu. Zakładając więc, że globalne ocieplenie jest faktycznie spowodowane naszą działalnością i że nam faktycznie nie służy, myślę że warto aby ceny energii wzrosły chwilowo o te 70%. W celach dydaktycznych”

Przekonany co do generalnej słuszności tej właśnie puenty, chciałbym nieśmiało zasugerować, że jeżeli wystarczająco szeroko popatrzymy na problem pakietu 3 x 20%”, to odnawialne źródła energii (rozumiane także szeroko, a nie partykularnie jako np. biomasa, a potem … długo nic) nie są w nim kosztem, ale kluczem do rozwiązania wielu innych problemów. W sumie, nie licząc glównych czynników koszto- czy cenotwórczych (CO2, deregulacja przy zachowaniu naturalnych monopoli), także z powodu rozwoju odnawialnych źródel energii ceny energii wzrosną, ale jeżlei nawet tak to ten impuls ten będzie akurat "chwilowy" i tylko dzieki "odnawialnym" (realne rozwiązanie w persepektywie zaledwie kilku, kilkunastu lat) ceny mają szansę ustabilizować się na pewnym poziomie, by już dalej nie rosnąć. I może wlasnie dlatego projekt dyrektywy o promocji wykorzystania odnawialnych źródel energii z 23 stycznia br. jest centralnym elmentem pakietu eko-energetycznego, bez którego trudno (także, a może glównie ze względu na koszty) wybrazic sobie wdrożenie pozostalych.

4 komentarze:

Bogdan Szymański pisze...

Potrafi Pan nawet w beznadziejnej sytuacji znaleźć coś pozytywnego . Prawdopodobnie światła na ulicach nie zgasną mimo tej 100% podwyżki, ale konsument, mimo że będzie płacił więcej nie otrzyma żadnych dodatkowych korzyści chociażby w postaci czystszego środowiska. Olbrzymie pieniądze będą wydawane na zakup dodatkowych limitów, CO2 zamiast te same pieniądze mogłyby być inwestowane chociażby w czystą technologię węglową, której nie popieram, ale z pewnością byłoby to lepsze rozwiązanie niż oddawanie pieniędzy za granicę. Jeżeli UE naprawdę zależałoby na redukcji, CO2 to wprowadzono by przepisy, które nakładałyby kary na przedsiębiorstwa, ale pod warunkiem przeznaczenia karnej sumy na redukcję emisji zanieczyszczeń pieniądze pozostawałyby w firmie. W ten sposób nieunikniony wzrost cen przekładałby się na redukcje emisji w przeciwieństwie do obecnego systemu gdzie elektrownie zmuszone do zakupów limitów emisji nie będą w stanie finansowo dokonywać inwestycji w redukcję emisji i koło się będzie zamykać.

Sprawa biopaliw to temat na szeroką dyskusję. Zwrócę uwagę na jedną sprawę żywność to dobro pierwszej potrzeby a w Polsce w dalszym ciągu są ludzie, którzy cierpią głód, co - jest skandalem, ale jak w takiej sytuacji promować produkcję paliwa z żywności skoro taniej można robić to z odpadków organicznych? Dla przykładu podam, Irlandię gdzie szeroko się mówi o konieczności produkcji biopaliw drugiej generacji po 2020 większość biopaliwa w Irlandii będzie pochodzić z nie żywnościowych źródeł.

Chris pisze...

Myślę, że warto wspomnieć kilka pozytywnych propozycji jakie ostatnio dyskutowane są w różnych kołach Unii. Pierwsza pochodzi od szefa Union of European Railway Industries, który proponuje by zwolnić z podatku VAT firmy kolejowe i przez obniżenie kosztów zachęcić podróżnych do korzystania z kolei zamiast tanich linii lotniczych. Ten problem niedotyczy Polski aż tak bardzo jednak w Wielkiej Brytanii i innych zachodnich panstwach podróż samolotem choć nie zawsze szybsza (biorąc pod uwagę odprawę) często bywa tańsza. http://www.reuters.com/article/environmentNews/idUSL1750043220080317?rpc=28

Druga propozycja (pochodzi od premierów Francji i Wielkiej Brytanii) to zredukowanie stawki VAT na produkty energooszczędne: http://www.guardian.co.uk/world/2008/mar/14/eu.greenpolitics Myslę, że przy wciąż rosnących cenach ta odrobina 'marchewki' byłaby miłym gestem ze strony Brukseli.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Dziękuję zal inki do anglojęzycznych serwisów. To ciekawe inijcatywy "podatkowe" poszerzające perspektywę myslenia o kosztach energii (zwłaszcza elektrycznej) w kategoriach li tylko ceny zakupu uprawnień do emisji CO2.

Ne tak dawno w "European Business" (bodajrze nr 1-2'2008) w artykule "The new climate change debate" zapoznałem się z taką opnią przedstawiciela Institute for Policy Studies, którą mozna streścić tak: ETS - europejski system handlu emisjiami powoduje tylko wzrost zysków koncernów energetycnych, zwłaszcza tych majacych elektrownie jądrowe, ale nie przekłada sie na ani na inwestcyje w odnawialne źrodła energii ani nawet na redukcję CO2 w skali UE.
Pomysł "cap and trade" przyszedl do UE z USA( chodziło na poczatku bardziej o SO2) ale tez nie jestem pwien czy w UE to przyniesie efekty w zakresie CO2, a instrumenty w postaci ulg podatkowych wydają sie byc w tym zakresie zbyt mało wykorzystane.
Aktualny zatem pozostaje znany z literatury podobny dylemat "to tax or not to tax" :) C02.

Dwa przytoczone przyklady (za Reuter i Guardian) dotyczą podatku VAT. To niezwykle silny instrument ale i rzeczywiscie powszechna w UE danina, ale własnie może dlatego trudno przy niej "majstrować" Sam Barroso na inijcatwyę Browna w tym zakresi (cytat za linkiem z guardian) odpowiedział trochę sceptycznie tak: "VAT is harmonised across the EU, and countries cannot cut rates unilaterally".
Wydaje mi się, że przynajmniej w Polsce łatwiej może pojść z akcyzą, gdyz mamy ja bardzo niską w stosunku do UE (i przez to nie działa, tak jak niektórzy oczekiwali, ulga w akcyzie na bioplaiwa), ale mamy też bardzo wysoką stawkę akcyzy na energię elektryczną (20 zł/MWh), ktorej nb. nie placą wytwórcy zielonej energii. W tym ostatnim przypadku jest jeszcze jedna okoliczność wskazująca na możliwości pewnej "reformy" w duchu zmnejszania obciążeń z powodu kosztów CO2 - akcyzę płacą u nas generlanie wytwórcy energii a nie sprzedawcy tak jak w UE.
Zresztą pamietam wypowiedzi przedstawicieli obencnego rzadu (ministersta gospodarki) którzy zapowiadali aktywniejsze wykorzystanie tego instrumentu podatkowego do złagodzenia skutkow wzrostu cen uprawnien do emisji CO2i cen energii.

Dodam na koniec ze zarówno koncepcje przedstawione w ww. serwisach jak i nie poruszane tu mozliwosci ulg podatkowych jakie daja i CIT i PIT wydają się bardzo atrakcyjne w reagowaniu na problem zmian klimatu i ograniczania emisji. Być może znowu wrócimy to zapomianej juz w Polsce a rozwijanej w kilku osrodkach "ekologicznej reformy podatkowej" (teoche wzorowanej na Skandyanwii, a troche na pomyslach zza oceanu), ktora obejmować miała nie tylko sektor energetyki ale też transportu i odpadów.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Po pobieżnym przeglądzie prasy wypada mi dodać Post Scriptum do wpisu. W Gazecie Prawnej z 25 marca http://www.gazetaprawna.pl/?action=showNews&dok=2181.218.0.39.6.1.0.1.htm pojawił się artykuł pt. „Unijny pakiet klimatyczny pochłonie 100 mld Euro”. Artykuł zresztą ciekawy, po raz pierwszy podejmuje temat kosztów pakietu 3 x 20% kompleksowo i to w znacznie poważniejszym medium niż niniejsza „odnawialna gazetka” , ale analiza została zatrzymana właśnie w pół drogi. Powtórzona została kalkulacja cząstkowych kosztów pakietu przytoczonych we wpisie (odpowiednio 60, 20 i 20 mld zł), a następnie, też niestety zgodnie z obawą wyrażona we wpisie, koszty zostały zsumowane w sposób mechaniczny i stad mamy tytułowe 100 mld zł. Trudno się cieszyć ze takie zagrożenie uproszczonej interpretacji kosztów pakietu udaje się przewidzieć. Tym bardziej zresztą, że przywoływany jestem jako jeden z trzech ekspertów i można nawet założyć, że każdy z nas trzech m rację, ale suma tych racji zbyt wysoko kosztuje i może zamieszać w głowach. Nie udało się w przekazie medialnym pokazanie problemu w aspekcie „kosztów alternatywnych” i znamienne jest też to, że dyrektor Kamieński, który jest najbardziej naturalnym „integratorem” tego pakietu w Polsce w swoim komentarzu, każdą z „dwudziestek” także w sensie i kosztów i podejścia potraktował także odrębnie. Trzeba nad tym koniecznie dalej pracować, ale jestem ciekaw czy jest jakieś forum czy gremium w Polsce, gdzie tego typu problemy mogłyby się doczekać dyskusji prowadzącej do inteligentniejszej syntezy niż suma arytmetyczna kosztów?
Wypada mi na koniec przytoczyć jeszcze jedno Post Scriptum, tym razem do powyższego komentarza. Cytowany artykuł został też w wersji skróconej umieszczony na portalu Nowego Przemysłu http://energetyka.wnp.pl/unijny-pakiet-klimatyczny-pochlonie-ponad-100-mld-zl,45891_1_0_0.html . Tekst został urwany w miejscu gdzie autor artykułu przywołał moje nazwisko, że twierdzę, że 15 % jest możliwe. W efekcie tego czujny internauta trafnie i nad wyraz (jak na internetowe standardy ) uprzejmie skomentował to tak: "dla Pana profesora wszystko jest możliwe, ... kosztem innych"  . Wydaje mi się że nie tyle w moim wpisie i nie tyle w artykule ale w tym właśnie komentarzu a najwyraźniej widać skalę problemu, gdyż czytając wprost tekst czytelnik zrozumiał, że OZE to tylko „dodatkowy” w pakiecie koszt, który obciąży zwykłych obywateli, a nie instrument przeniesienia tych samych kosztów w miejsce prorozwojowe, dla obywateli, a nie przeciw im.