niedziela, września 27, 2015

Ministerstwo Energetyki? Owszem, ale tylko z centralną pozycją OZE w strukturze ministerstwa



Utworzenie po wyborach  Ministerstwa Energetyki (Energii?) zapowiadają wszystkie kluczowe partie mające zainteresowanie gospodarką. Mówi o tym od wielu miesięcy wicepremier Piechociński (PSL) i minister Grabowski (PO), który zgłasza wątpliwości co do łączenia w jednym resorcie spraw klimatu i energii  oraz kandydaci PiS na ministrów gospodarczych, Paweł Szałamacha (przyszłe ministerstwo gospodarki?) i Piotr Naimski (przyszłe ministerstwo energetyki?). Przedmiotem sporu  jest tylko zakres kompetencji nowego ministra  jeśli chodzi o kwestie klimatyczne i nadzór właścicielski nad państwową energetyką.  Czy brak w tych zapowiedziach informacji o miejscu OZE w ew. nowej strukturze rządowej oznacza, że nie ma tu sporu politycznego, czy też że nie ma wiedzy, a może nawet świadomości wagi usytuowania problematyki OZE w nowym ministerstwie?

Ministerstwo ds. energetyki  w strukturze rządu to bardziej wschodnia koncepcja niż zachodnia. Ministerstwo ds. energetyki jest np. w Rosji, na Białorusi, było też w PRL (jako ministerstwo ds. energetyki i górnictwa lub energetyki i energii atomowej...) i  w Chinach,  itd.). Ale warto  podkreślić, że ministerstwa ds. energetyki jest obecnie w USA - słynne DoE, z tym. że jest ono niezwykle silnie nakierowane na rozwój (podlega mu cała siec instytutów gospodarczych ds. nowych koncepcji i technologii energetycznych, w tym narodowy instytut ds. OZE - NREL są w USA, współpracę międzynarodową, a nie na zarządzanie energetyką. W Indiach i kilku mniejszych krajach rozwijających, np.  Sri Lanka, Libia są ministerstwa odnawialnych źródeł energii (w Indiach słynny MNER i rządowa agencja ds. OZE), a w Australii w strukturze ministerstwo środowiska i klimatu działa rządowa agencja odnawialnych źródeł energii (ARENA). 

W UE ministerstwo ds. energetyki jest obecnie tylko na Litwie, a w Wielkiej Brytanii funkcjonuje jako odrębne ministerstwo ds. Energii i Klimatu (DECC). W pozostałych krajach energetyka (energia) to przede wszystkim domena resortów gospodarki (Rumunia, Bułgaria, Słowacja, Czechy, Chorwacja, Estonia, Łotwa, ale też Włochy i od niedawna Niemcy) lub resortu środowiska i zasobów naturalnych (np. Francja, Belgia, Holandia, Szwecja). 
 
Poza usytuowaniem w strukturach rządowych, resorty odpowiedzialne za energetykę i OZE różnią się tym, czy bardziej nastawione są na rozwój i innowacje (kraje zachodnie i rozwijające się) czy na zarządzanie państwową, tradycyjną energetyka (Europa Środkowa i Wschodnia). Polskie ministerstwo gospodarki (MG), odpowiedzialne za energetykę i OZE,  nie ma obecnie bezpośredniego nadzoru właścicielskiego nad państwową energetyką (za to za zasadniczo odpowiada ministerstwo skarbu), ale trudno jest nazwać je „ministerstwem rozwoju”, gdyż zazwyczaj koncentruje się na gaszeniu pożarów i ochronie (razem z ministerstwem skarbu) interesów rozwiniętych, a nawet tradycyjnych, czy wręcz schyłkowych   gałęzi gospodarki, w tym tradycyjnej energetyki węglowej. Nie sprawdziło się w funkcjach „prorozwojowych”,  tym jako kontynuator zlikwidowanego w 2005 roku rządowego centrum studiów strategicznych (RCSS) oraz instytucji odpowiedzialnej za rozwój energetyki odnawialnej. Politykę klimatyczną, za którą MG  nie odpowiada (przynajmniej formalnie to domena ministerstwa środowiska - MŚ)  traktuje wyłącznie jako zagrożenie (a nie szansę), ma ograniczony wpływ na kształtowanie polityki rozwoju (to rola ministerstwa infrastruktury i rozwoju -MIR) i działanie funduszy spójności i ekologicznych, które pełnią i przynajmniej do 2020 roku powinny pełnić ważną rolę w polityce innowacji i polityce rozwoju w energetyce.

Zgłaszane dotychczas przez partie propozycje usytuowania ME w strukturze rządu oraz zakresu jego kompetencji, nie eliminują ww. problemów. Zapowiadana likwidacja ministerstwa skarbu  i przeniesienie  spółek energetycznych pod nadzór ME (a innych, bardziej rentownych spółek państwowych - do przeszłego ministerstwo gospodarki), każą stawiać pytanie czy ME będzie coraz bardziej zajmować się masą upadłościową górnictwa węglowego i problemami tracącej światową konkurencyjność polskiej elektroenergetyki oraz coraz bardziej  bezskutecznymi (skazanymi z góry na porażkę) próbami  powstrzymania unijnej i światowej polityki klimatycznej, czy też rozwojem nowoczesnej, otwartej na konkurencyjne zewnętrzną energetyki. Odrzucenie koncepcji rozwoju energetyki na rzecz etatyzmu byłoby szczególnie niebezpieczne dla energetyki odnawialnej i dla innowacji - te, wbrew zapowiedziom i dotychczasowemu systemowi finansowaniu ze środków na naukę, nie powstają w tradycyjnych spółkach energetycznych, ale w MŚP nastawionych na niszowe i przełomowe technologie. To z kolei będzie miało swoje skutki  dla dalszego rozwoju kraju.

Od momentu decyzji z 2003 roku o przekazaniu przez MŚ odpowiedzialności  za OZE do MG ciężko przyjmowały się w nowym resorcie gospodarczym. Odrobinę nadziei na wypełnienie przez MG funkcji rozwojowych, choćby w zakresie OZE  stworzył dyrektor (wcześniej wicedyrektor) departamentu energetyki (DE) w latach 2005-2009 – Zbigniew Kamieński. Nieoczkiwane usunięcie go ze stanowiska cofnęło pozycję i znaczenie OZE w Polsce o kilka lat i kolejne lata były też stracone dla tworzenia trwałych i stabilnych podstaw rozwoju OZE.  Wcześniej zawiodła też koncepcja powołania w MŚ pełnomocna rządu ds. OZE.  Sytuację szerzej analizowałem już wcześniej, postulując w 2011 roku powołanie departamentu energetyki odnawialnej. Taki departament faktycznie powstał. W  2012 roku w strukturze MG, na wniosek wicepremiera Pawlaka i decyzją premiera Tuska (decyzją z 9-02-2012) powstał Departament Energii Odnawialnej (DEO).  To ten departament, pod kierunkiem dyr. Janusza Pilitowskiego, mając bezpośrednie wsparcie ministra (to było niezwykle ważne), przygotował do tej pory najlepszy projekt ustawy o OZE, z lipca 2012 roku. Utworzenie departamentu i  dobrze wykonane jego pierwsze zadanie (projekt ustawy)  wzbudziły nadzieję na rozwój OZE i nowoczesnej energetyki.  Jednak ma krótko. Może dlatego,  że projekt regulacji był spójny i zrozumiały dla wszystkich (chodziło o rozwój) i naprawdę dobry dla OZE? Projekt wspierał nie tylko promocję energii elektrycznej z OZE, rozproszonej i prosumenckiej, ale też ciepła i był przyjazny dla odbiorców energii bo dawał szansę na ewolucyjne ale prawdzie szybkie urynkowienie OZE w oparciu o potencjał krajowego innowacyjnego przemysłu

Jednak już w 2013 roku DEO i całe MG - formalnie odpowiedzialne za OZE, stało o się bezwolnym wykonawcą abstrakcyjnej koncepcji ustawy o OZE wymyślonej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM), przez osoby nie mające wówczas niestety zbyt dużego pojęcia o energetyce. To KPRM ze wsparciem - lobbingiem - Rady Gospodarczej przy premierze i  lobbingiem ze strony Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (silny, partykularny interes), rozwinął koncepcję ustawy, która z niewielkimi zmianami (poprawka prosumencka) została uchwalona w lutym br. 

DEO, nawet szerzej – MG, został wmanewrowany w cudzą koncepcję polegającą nie tyle na wspieraniu rozwoju OZE, ile na hamowaniu rozwoju. Jedyny w MG w obszarze energii departament ds. rozwoju nowoczesnego i przyszłościowego segmentu energetyki (w MG są departamenty odpowiedzialne za węgiel, ropę i gaz i resztę energetyki)  w odbiorze społecznym stał się głównym hamulcowym dla OZE i marionetką w rękach polityków. DEO wykonywał zadania wbrew swojej misji, broniąc lojalnie koncepcji ustawy wg KPRM, na etapie prac rządowych i parlamentarnych nad ustawą o OZE. Był zmuszany do poświadczania nieprawdziwych  tez (tracąc autorytet) na etapie batalii o poprawkę prosumencką  w Sejmie, w Senacie. KPRM, MG  oraz politycy odpowiedzialni w imieniu rządu za procedowanie ustawy o OZE tuż po uchwaleniu ustawy (marcu br., zaledwie parę tygodni po tym fakcie), na konferencji w Sejmie, wykorzystali DEO do ataku na taryfy  gwarantowane dla najmniejszych prosumentów. Czyli na tę część ustawy o OZE, która zyskała największe, autentyczne  poparcie społeczne i która jest najbardziej wartościowym dorobkiem prac na ustawą o OZE. Poprawka wprost nawiązuje do projektu ustawy o OZE autorstwa DEO z 2012 roku. Z rozbitego DEO odchodzą wartościowi pracownicy, departament pozbawiony finansowania (musi prosić o „bezpłatną pomoc”, co uzależnia i ułatwia lobbing silnym grupom wpływu)  i autentycznego wsparcia ze strony kierownictwa resortu, staje się coraz bardziej posłusznym, cichym wykonawcą zadań narzuconych z góry. Lojalność urzędnicza to sprawa niezwykle ważna, ale równie ważna jest zdolność do proponowania dalekosiężnych rozwiązań systemowych i argumentowania przeciw niemądrym propozycjom idącym z góry. Pozbawiany zasobów, zaplecza eksperckiego, pozycji w polityce energetycznej, nie pracuje systemowo na rzecz rozwoju OZE ani polskiej energetyki. Żadna inna instytucja państwa go też tej kluczowej funkcji nie zastępuje i nie wspiera, bo nie ma ani państwowej agencji odnawialnych źródeł energii (postulowanej już w 2000 roku), ani sieci wyspecjalizowanych  w branży OZE instytutów naukowych ukierunkowanych na gospodarkę, ani struktur rządowych (np. zespołu  międzyresortowego)  umożliwiających koordynację pracy na rzecz rozwoju OZE. Sektor OZE, pozbawiony koordynacji i  szerszej idei jako podstawy rozwoju, zaczyna bezwładnie dryfować. 

Pociąg z politykami odpowiedzialnymi za błędną koncepcję  i zasadnicze wady ustawy OZE (sprawcami) odjechał lub odjeżdża,  nie ma odpowiedzialnych i nie będzie winnych. Teraz DEO, bez odpowiedniego wsparcie instytucjonalnego, politycznego i społecznego  odpowiada za wdrożenie nieswojej i wysoce problematycznej ustawy o OZE, która co prawda uzasadnia istnienie departamentu, ale DEO został zostawiony sam - nie przymierzając jak porzucony samotny rodzic z przygarniętym dzieckiem na ręku na Dworcu Centralnym. Mało to budująca perspektywa na przyszłość

A problemów będzie przybywało, a nie ubywało. Ustawa o OZE nie była notyfikowana w Komisji Europejskiej, a powinna być (olbrzymim błędem była zmian decyzji rządu w tej sprawie w 2013 roku), Bruksela toczy postepowanie w sprawie braku notyfikacji dotychczasowego systemu wsparcie w postaci zielonych certyfikatów i nadmiarowości wsparcia dla współspalania i dużej energetyce wodnej, tylko Polska (z Węgrami) zeszła w ostatnich dwu latach  ze ścieżki realizacji celu unijnego w zakresie OZE na 2020 rok, za co została już upominana i za co grożą kary i kosztowne transfery statyczne. Ustawa o OZE jest do poprawki. Aby działała i nie zdeformowała rynku, będzie musiała przejść wiele nowelizacji. Krajowy Plan Działań w zakresie OZE nadaje się tylko do pilnej aktualizacji, a potrzebny jest już nowy do 2030 roku, itd.  Niedostrzeganie tych wyzwań, wręcz oczywistych problemów i jedynie mechaniczne wtłoczenie DEO (lub tego co zostanie po DEO) do przyszłego ministerstwa energetyki, w którym codziennym problem będzie agonia sektora węglowego, zwielokrotni tylko problemy w całej energetyce.

W tej sytuacji nie jest też możliwe aby DEO dobrze wywiązywał się ze swoich zadań. Nawet tych obecnie mu przypisanych, a w szczególności  w zakresie proponowania zmian instytucjonalnych i prawnych, współpracy z innymi organami państw członkowskich UE czy działaniami na rzecz  promocji wykorzystywania OZE. A gdzie miejsce na: autentyczny  dialog społeczny, ciągłą współpracę z samorządami terytorialnymi (to konieczne w przypadku OZE), działania na rzecz innowacji i produkcji urządzeń dla OZE oraz wspieranie ich eksportu (bez tego spada silne uzasadnienie gospodarcze dla rozwoju OZE), wsparcie rozwoju ciepła z OZE (pominiętego w ustawie o OZE), programowanie i szczegółowe prace prognostyczne przynajmniej do 2030 roku itd. Jak DEO przy obecnych zasobach ma wdrożyć (do tej pory nieistniejący) i utrzymać (na bieżąco aktualizować) wymagany dyrektywą już od 2010 roku (art. 14) oraz ustawą o OZE od br. (art. 131-134) centralny system informacyjny o OZE, wypełnić obowiązki w zakresie informacji publicznej, zapewnić bieżący monitoring (nie można rozwijać OZE i nie da się wypełniać celów unijnych, mając niepełne dane statystyczne sprzed 2 lat,  a jedynie  takimi danymi DEO teraz dysponuje)  i inne obowiązki wynikające z dyrektywy o promocji OZE oraz innych dyrektyw związanych z budownictwem  czy zapewnieniem jakość urządzeń OZE?

Wdrożenie dyrektywy o OZE, nowego pakietu klimatycznego w zakresie OZE, dopiero co uchwalonej nowej ustawy (nowelizacje, rozporządzenia, wdrożenie)  i obsługa sektora OZE w Polsce  musi kosztować. DEO ma pełne prawo w nowych warunkach oczekiwać wzmocnienia zarówno personalnego jak i merytorycznego, oraz funduszy na realizację nowych zadań, oczywiście po przedstawieniu odpowiedniego uzasadnienia.

Jest rzeczą oczywistą,  że dalej tak być nie może, ale czy politycy, tak ochoczo wypowiadający się o wybranych tylko funkcjach  nowego ministerstwa energetyki i dbający jedynie o to aby były w nim spółki skarbu państwa,  biorą pod uwagę ogrom zadań związanych z OZE? W branży OZE, w przeciwieństwie  do spółek energetycznych skarbu państwa, nie ma  miejsca w radach nadzorczych do obsadzenia, ale jest wielka praca do wykonania. Zarządzenie i koordynowanie rozwojem rozproszonych OZE (w tym prosumenckich) wymaga innych metod i struktur,  innego prawa (bliższego wolnemu rynkowi i prawu konsumenckiemu) oraz innych  kompetencji społecznych niż zarządzanie monopolem energetycznym, gdzie dominuje etatyzm. Jak zatem będzie wyglądać struktura organizacyjna nowego ministerstwa, gdzie będzie usytuowana odpowiedzialność  za OZE, czy będą na ten cel odpowiednie zasoby, kompetencje  i wiedza? Żaden z polityków do tej pory na  ten temat się nie zająknął. 

Nowego Ministra Energetyki, który o tym wszystkim co opisano powyżej  zapomni już na wstępie lub zignoruje, dopadną olbrzymie problemy znacznie wcześniej niż można sobie dzisiaj wyobrazić.  OZE powinny być w centrum kompetencji nowego ministerstwa nakierowanego przede wszystkim na rozwój, aby było jakiekolwiek sensowne, merytoryczne  uzasadnienie dla jego utworzenia.

Brak komentarzy: