niedziela, kwietnia 05, 2020

Organizowane często, szybko i z długoletnią perspektywą aukcje na energię elektryczną i ciepło z OZE sposobem na trwałe podtrzymanie inwestycji i odbicie gospodarki


Rząd niemiecki, oskarżany jest o to, że nie docenił problemów branży OZE związanych z pandemią COVID-19 i wywołanych nią problemów z terminową realizacją dostaw urządzeń m.in. z Chin. Nie zgodził się bowiem na poparcie inicjatywy legislacyjnej Bundesrat, mającej na celu przedłużenie 30-miesięcznego obowiązku zwycięzców aukcji na rozpoczęcie dostaw energii z OZE.

Rząd RP poinformował Komisję Europejską o woli ochrony wytwórców energii z OZE. W niedawno uchwalonej ustawie o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, dał możliwość uniknięcia kar i wydłużył  terminy dostarczenia po raz pierwszy energii z aukcji rozstrzygniętych w grudniu 2018 roku, w tym  inwestorów w farmy PV, którzy musieliby zrealizować swoje inwestycje do listopada br., o 12 miesięcy. Terminy te, zanim epidemia wybuchła, już przy okazji poprzedniej nowelizacji ustawy o OZE zostały wydłużone (problemy z dotrzymaniem terminów wynikały i dalej wynikają m.in. z nadmiaru biurokratycznych procedur) i wynoszą od 24 miesięcy dla farm fotowoltaicznych, poprzez 33 miesiące dla farm wiatrowych do 48 miesięcy dla elektrowni biomasowych i wodnych.

Przedsiębiorcom trudno się nie oburzać na rząd niemiecki (czyni to wymownie branża OZE) i nie docenić gestu rządu RP, który dostrzegł problem uzależnienia Polski (i UE) od dostaw technologii z Chin. Ale warto popatrzeć też na szersze konsekwencje przyjęcia określonego sposobu postępowania wobec inwestycji w energetyce i zadać pytanie, czy i co wypełni ew. lukę inwestycyjną, która z powodu szerszych i naglących  przesłanek gospodarczych i społecznych nie powinna się powiększać.

Nasz rząd w piśmie do komisarza ds. klimatu i wiceprzewodniczącego Komisji Fransa Timmermansa uzasadnił, że firmy OZE nie będą miały wystarczających środków i ukończenie niektórych projektów może zostać opóźnione lub nawet zawieszone i że w wyniku epidemii zabraknąć może pieniędzy na wszystko, a tym na wdrażanie Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ). Minister Środowiska stwierdził wprost, że EZŁ jest nie do utrzymania w ramach tej propozycji, którą przedłożył  Timmermans. Daleko idącą propozycję rozmontowania nie tylko EZŁ, ale też dotychczasowego unijnego filaru  polityki klimatycznej UE - wyłączenia Polski z unijnego systemu handlu emisjami CO2  przedstawił  w rozmowie z BiznesAlert.pl wiceminister aktywów państwowych.

Jakie recepty są proponowane?

W dobie walki z epidemią, ale też o środki i instrumenty na walkę o gospodarkę,  w tym w szczególności  inwestycje w energetyce,  dyskusja w Polsce idzie w zupełnie innym kierunku, niż w UE i na świecie. Komisja i Rada UE w ostatnich 2 tygodniach potwierdziły kilkukrotnie (najbardziej ogólne są konkluzje z 26 marca)  plan przygotowywania środków niezbędnych do przywrócenia normalnego funkcjonowania gospodarek i do powrotu na ścieżkę zrównoważonego wzrostu, z uwzględnieniem transformacji ekologicznej. W marcu spadały indeksy giełdowe wszystkich firm (S&P 500 o 20%), ale indeksy firm naftowych aż o 40-60%. Na świecie co najmniej w tym samym tempie co wcześniej wyłącza się bloki węglowe i wstrzymuje się rozpoczęte inwestycje węglowe.

W Polsce najbardziej skrajny pomysł zastąpienia EZŁ i przyśpieszenia inwestycji w energetyce, który technologicznie i ideowo przypomina plan sześcioletni Hilarego Minca zgłosił prof. Władysław Mielczarski. Zapowiedział, że potrzebujemy 14 nowych  bloków węglowych klasy 900 MW, na które powinniśmy znaleźć 82 mld zł oraz że produkcja energii z tych źródeł jako tzw. Strategiczny Zasób Energetyczny Państwa byłaby dotowana z budżetu państwa. W pewnym sensie ta koncepcja  zaczęła być realizowana przez Agencję Rezerw Materiałowych, która niedawno uznała skup nadprodukcji węgla za priorytet. Energetyka węglowa ma problemy z zasobami, które już eksploatuje. Pomimo spadku cen węgla i cen uprawnień do emisji (po ok. 20% r/r) największych państwowe koncerny energetyczne proszą  URE o podwyżki cen energii dla odbiorców indywidualnych w grupie „G” (ustawa zamroziła ja na poziomie z ub. roku i mają pozostać bez zmian do końca br.). Czy w tej sytuacji uzasadnione jest podtrzymywanie nadziei na powrót do energetyki węglowej?

Obserwowany w sumie niewielki spadek zapotrzebowania na  energię w I kw. br. rzędu 2% r/r (w marcu 3,5% m/m) niesie za sobą znacznie większe spadki cen energii (iRDN spadł o 19% kw/kw) i w jeszcze większym stopniu zwiększa udziały produkcji energii z OZE, która coraz bardziej wypierać będzie z rynku energię ze źródeł węglowych i pogarszać rentowności energetyki węglowej. Przemawiają za tym wysokie koszty stałe wielkoskalowej energetyki węglowej (w jeszcze większym stopniu jądrowej) i jej ciągle wysokie koszty zmienne, przez co niewielki spadek wielkości produkcji i przychodów silnie pogarsza rentowność. Natomiast bardzo niskie koszty krańcowe wchodzących na rynek OZE znacząco obniżają poziom hurtowych cen energii elektrycznej. W rezultacie ratowanie rentowności produkcji energii ze źródeł konwencjonalnych przez podnoszenie jej cen - na przykład za pomocą rynku mocy - w istocie powoduje poprawienie konkurencyjności OZE, a w efekcie jeszcze szybszy ich rozwój jak zauważa prof. Andrzej Szablewski z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN.

W dobie Covid-19 OZE sprawdziły się i sprawdzą w jeszcze innych aspektach. Pracując bezobsługowo i w rozproszeniu stały się odporne na spowodowane walką ze skutkami pandemii ograniczenia w poruszaniu się pracowników i pracy w większych grupach (wręcz skupiskach, jak to ma miejsce w kopalniach). Tu gdzie chodzi o szybkie inwestycje, cykle inwestycyjne w rozproszonej energetyce słonecznej (nie wspominając nawet o prosumentach, którzy realizują całość przedsięwzięcia w 3 miesiące) i wiatrowej realizowanej na lądzie (które także można skrócić do 2 lat) są  kilkukrotnie krótsze, niż inwestycje w technologie oparte na paliwach kopalnych.

Dlatego m.in. nie wolno dopuścić do roztrwonienia na nieprzemyślane inwestycje zapowiedzianego przez rząd Funduszu Inwestycji Publicznych o wartości 30 mld zł, którego celem jest pobudzenie gospodarki poprzez inwestycje publiczne m.in. w  energetykę (o tym w poprzednim artykule). W szczególności,  w obecnej sytuacji nie można nie wykorzystać instrumentu, jakim są aukcje na energię z OZE do podtrzymania impetu inwestycyjnego w obszarach, które najbardziej rokują i gdzie są już zaawansowane projekty, które mogą szybko być zrealizowane.

Wstrzymywanie  ich ogłaszania i mechaniczne odsuwanie terminów realizacji projektów, bez analizy rzeczywistej sytuacji i możliwości działań naprawczych po stronie inwestora i administracji nie jest dobrym rozwiązaniem, nawet jeśli stwierdzenie to będzie w sektorze niepopularne. Trzeba zwiększyć częstotliwość ogłaszania aukcji z planem co najmniej do 2025 roku, zmniejszyć biurokrację i poszerzyć o wsparcie dla inwestycji w ciepło z OZE (tym bardziej, że sektor ciepłownictwa może służyć jako magazyn dla technologii pogodowo-zależnych).  Równocześnie, może wreszcie zacząć nazywać te „aukcje” po imieniu – w obecnej formie, przy braku możliwości korekty raz złożonej oferty nie jest aukcja, tylko przetarg i nie wiedzieć czemu obudowany dość złożonym biurokratycznie i nieelastycznym systemem. Będąc w istocie  zwyczajnym przetargiem, system aukcyjny odpowiada jednak zielonym zamówieniom publicznym, które były już podstawą stimulusów gospodarczych w kryzysie finansowym dekadę temu.

Co należy zrobić?

Nie ma żadnych przeszkód, aby aukcję tegoroczną ogłosić jeszcze w II kw. br., bez tradycyjnego  czekania na IV kw. Prowadzone przez IEO bazy danych  projektów inwestycyjnych (na różnych etapach rozwoju) pokazują, że jest już wystarczająca liczba gotowych projektów fotowoltaicznych i wiatrowych łącznie, aby wypełnić odpowiednie koszyki aukcyjne. Nie ma też przeszkód, aby w III kw. ogłosić aukcję dodatkową.

Pilnie potrzebne są zmiany systemowe w duchu intensywnej stymulacji gospodarki. Ustawa o OZE powinna być znacznie bardziej zmieniona, niż sama możliwość wydłużenia czasu na realizacje projektów, co miało ostatnio miejsce w ub. tygodniu. Ustawa o COVID będzie jednak nowelizowana, bo przepisy są niewystarczające w stosunku do rozmiarów kryzysu. Konieczność  zmian przepisów w zakresie OZE wynika też   z obowiązku wdrożenia dyrektywy o OZE (REDII). Pandemia nie zwalnia zwłaszcza ustawodawcy z wdrożenia przepisów, ani nie umożliwia wdrożenia ich w kwietniu (wszyscy mamy też czas na konsultacje przedłożeń rządowych).  Konieczna jest zatem pilna nowelizacja uOZE obejmująca:
1.   Przedłużenie systemu aukcyjnego do 2025 roku (w przyszłym roku kończą się prawne możliwości ogłaszania aukcji), wraz ze zobowiązaniem rządu do organizacji (nawet niewielkich wolumenowo aukcji) co najmniej raz na kwartał w br. i raz na miesiąc od początku 2021 roku.
2.  Poszerzenie aukcji od 1 stycznia 2021r.  o zamawiane wolumeny ciepła z OZE (obowiązkowo z magazynami ciepła i możliwością zaoferowania poniżej obniżonej ceny referencyjnej zielonego elektroogrzewnictwa) i gwarantowaną na 15 lat dla odbiorców ceną ciepła nie wyższą od obecnej. System aukcyjny już istnieje i jego koszty stałe nie wzrosną, a koszty zmienne zostaną rozłożone na  większą liczbę usług publicznych.  Stosowne, kompleksowe  analizy ekonomiczne tej koncepcji zostały rok temu przekazane do NFOŚiGW przez IEO,  czyli istnieją  rekomendacje do prostego wykorzystania
3. Odejście od corocznych korowodów (przykład bizantyjskiej biurokracji) z wydawanym przy każdej aukcji rozporządzeniem całej Rady Ministrów i wolumenami oraz cenami referencyjnymi  energii do zakupienia z podziałem na ponad 20 (!) technologii. Zapewni to jednorazowe ustalenie w ustawie minimalnego (nie maksymalnego, zwiększyć można kolejną nowelizacją) wolumenu ogółem energii elektrycznej oraz  ciepła jaka powinna być zaoferowana do zakupienia w każdym roku, aż do 2025r. (sterowanie aukcjami odbywałoby się w cyklu miesięcznym przez URE)
4. Całkowita rezygnacja z obowiązku uzyskania koncesji przez wszystkie OZE o mocy do 50 MW (tak jak to ma miejsce w przypadku elektrowni konwencjonalnych), przy jednoczesnym ograniczeniu możliwości korzystania z systemów wsparcia (wszystkich, w tym z systemu aukcyjnego) dla źródeł o mocy większej niż 50 MW. Budowa tego typu źródeł nie sprzyja  rozwojowi generacji rozproszonej, utrudnia konkurencję mniejszym, lokalnym inwestorom, rodzi określone problemy lokalizacyjne, w tym problemy we współpracy z siecią oraz  ułatwia wycieki kapitału  (badania niemieckie pokazują, że w przypadku farmy wiatrowej 7x3 MW 7 milionów euro wróciłoby do społeczności, gdyby projekt został opracowany przez międzynarodowego gracza, w porównaniu do 58 milionów, gdyby deweloper był lokalny, ale w Polsce z droższą energią niż w Niemczech można też stworzyć warunki do zakupu przez sąsiadów tańszej energii „spod wiatraka”).
5. Odejście od zasady „10H” czyli prawnej blokady możliwości stosowania najbardziej nowoczesnych technologii OZE o najniższych kosztach produkcji, także w celu zapewnienie w systemie aukcyjnym niezakłóconej konkurencji  pomiędzy projektami słonecznymi i wiatrowymi i tworzenia bardziej wyrównanego profilu produkcji energii z OZE
6. Całkowita, po odbiurokratyzowaniu administracji centralnej, rezygnacja z procedur administracyjnych opartych na dokumentach papierowych w systemie aukcyjnym (a od przyszłego roku  w systemie dotacji na wzór programu Mój Prąd). OSD  pomimo przepisów ustawy o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne żądają  przesyłania  wniosków o warunki przyłączenia w formie papierowej korespondencyjnie. UOZE dalej wymaga, aby gwarancję pochodzenia wydawać na pisemny wniosek wytwórcy energii elektrycznej wytworzonej z OZE itd.
Kryzys wywołany przez pandemię pokazuje, że skupianie się wyłącznie na energetyce, bez patrzenia na kwestie ekologiczne i klimatyczne i dążenia do lokalnej produkcji energii, to droga donikąd.  Z szykującego się kryzysu gospodarczego (tak jak w przypadku wychodzących z etatystycznej gospodarki wojennej Niemiec) wyprowadzić nas mogą małe i średnie firmy, które nie mogą jednak w wojnie z wirusem stracić pracowników i zachowają aktywność na najbardziej przyszłościowych rynkach. Dzisiaj deweloperzy i inwestorzy nie wiedzą, czy będą aukcje w przyszłym roku, nie znają też kierunku w jakim polska energetyka podąży. Z braku strategii i przepisów rośnie ryzyko i przedsiębiorcy mogą zaprzestać pracy deweloperskiej, przez co zagrożone są też firmy instalacyjne. Powyższe rozwiązania odciążyłyby krajowe fundusze, które mogłyby dalej wspierać prosumentów, wesprzeć najmniejszych inwestorów i najmniejsze firmy instalacyjne. Inwestorzy w dostosowanym do potrzeby chwili systemie aukcyjnym z łatwością uzyskaliby na swoje projekty finansowanie z największej światowej instytucji finansującej  – Europejskiego Banku Inwestycyjnego, gdyż mieliby dobre projekty, mieszczące się w pro-klimatycznej strategii EBI.  

Przewidywalny i działający w sposób ciągły system aukcyjny zachęciłby producentów urządzeń i komponentów OZE, także w regionach powęglowych (Polska nie musi być uzależniona od dostaw zielonych technologii z Chin -tu więcej) oraz dałby możliwość utrzymania stanu zatrudnienia w lokalnych firmach instalacyjnych. Efekt gospodarczy byłby szybki (firmy są w pędzie deweloperskim), a olbrzymia wartość dodana  mogłaby zostać odnotowana w całym kraju. Przedsiębiorcy, w okresie zawirowań, braku nowego planu długookresowego i ograniczoności zasobów finansowych państwa, poza środkami na przetrwanie oczekują na jasny sygnał, w jakim kierunku idzie polska energetyka i polska gospodarka oraz na odblokowanie możliwości szybkiego działania po stronie inwestycji. Podważanie kierunku w jakim w energetyce idą świat i UE oraz roztaczanie iluzji lub przepastnych potrzeb w obszarach schyłkowych jest działaniem szkodzącym polskiej gospodarce i zamykają szanse na wyjście z kryzysu całej branży energetycznej i obszarów górniczych.