niedziela, marca 14, 2021

Dlaczego energetyka wiatrowa w jednych krajach się rozwija, a w innych nie

 Od 5 lat polskie prawo w sposób  spektakularny, niespotykany w innych krach  blokuje rozwój najtańszej technologii energetycznej, która mogłaby przynosić korzyści, a naraża odbiorców energii na trwały trend wzrostu jej cen. Tym samym na własne życzenie pogarszamy pozycję konkurencyjną przemysłu na wspólnym rynku, na który trafia gro eksportu.

W poprzednim artykule „Najtańsza technologia energetyczna i gospodarka od 5 lat przegrywają z dziwnym prawem” (link) wykazano jedynie skutki restrykcyjnych przepisów i  zasadność ekonomiczną ich zmiany. Trudno jednak nie zapytać dlaczego takie przepisy się pojawiły akurat w polskim prawie. Przyjmowana domyślnie odpowiedź o „przyczynach politycznych” (skoro nie gospodarczych) nie wydaje się wystarczająca. Polityka zanurzona jest w kwestiach społecznych i wprowadzanie tego typu przepisów (wymierzonych w jednej technologię) musiało mieć w nich jakieś oparcie.Nie wiadomo np. dlaczego w momencie uchwalania przepisów społeczeństwo było obojętne, a odbiorcy energii nie dali sygnału ustawodawcy, że ich skutki będą daleko idące.

Z pewnością nie było jednego czynnika który doprowadził do regulacji blokującej rozwój energetyki wiatrowej. W niniejszym artykule zidentyfikowano niektóre z nich, pomijając zawiłości polityczne, ale zwracając uwagę na porównania międzynarodowe i problem (braku) zaufania społecznego, w tym oczywiście braku zaufania do branży.

Typowe ograniczenia  potencjału i rozwoju energetyki wiatrowej wynikają z braku przestrzeni do jej ekspansji i niemożliwości oddalenia miejsc lokalizacji elektrowni wiatrowych od zabudowań. Polska jest dużym obszarowo krajem j jak na warunki UE ma stosunkowo niską gęstość zaludnienia. Czy rzeczywiście Polska przesadziła z rozwojem energetyki wiatrowej, czy ekspansja wiatraków naruszyła ogólnie przyjęte obszarowe i ludnościowe wskaźniki nasycenia elektrowni wiatrowych?

Na rysunkach poniżej, w oparciu o dane IEO z monitoringu rynku, zilustrowano miejsce Polski na tle innych krajów UE pod wglądem mocy wiatrowych na jednostkę powierzchni kraju i na tysiąc mieszkańców. 


Dane na wykresach wskazują, że nasycenie mocami wiatrowymi w Polsce jest dwukrotnie niższe niż średnio w UE, zarówno w relacji do powierzchni kraju (18,9 do 36,2 MW na tysiąc km2), jak do liczby mieszańców  (0,16 do 0,31 MW na tysiąc mieszkańców). Jednocześnie narzucona prawem minimalna odległość elektorowi wiatrowych od zabudowań w Polsce jest (dane JRC)  dwukrotnie wyższa niż w  krajach  o wyższym od średniej unijnej nasyceniu mocami wiatrowymi. Są też kraje, które w tych zestawieniach wypadają jeszcze gorzej (prawa strona wykresów) niż Polska, która w odniesieniu do mocy  wiatrowych jest na 6 miejscu od końca.

Biorąc, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie postawione na wstępie, pod uwagę z powyższego wykresu do dalszej analizy pierwsze 6 krajów (TOP-6) i 6 ostatnich (BOTTOM-6) i odrzucając na początek możliwość przypadku („wypadku przy pracy” legislacyjnej) można spróbować postawić i zweryfikować kilka hipotez w oparciu o proste statystki, np analizę ceny energii, postaw społecznych itd.

W prawdzie Polska ma najwyższe hurtowe ceny energii z, wyodrębnionych 12 krajów, ale zainstalowała jednak 6  GW mocy przed wprowadzenie restrykcyjnego prawa, które ceny energii obniżają. Analiza statystyczna dla wszystkich 12 krajów nie potwierdza istnienia istotnej korelacji pomiędzy cenami energii a mocami wiatrowymi. Trudno też korelować moce zainstalowane w poszczególnych krajach pod względem priorytetów w politykach energetycznych, gdyż te często się zmieniają (zazwyczaj na diametralnie przeciwne, np. Hiszpania) wraz ze zmianą ekip rządzących i trudno jest sprowadzić dane do tego samego "momentu historycznego".

Upolitycznienie polityki energetycznej, w tym wiatrowej, jest zazwyczaj osadzone w bardziej trwałych postawach społecznych  i instytucjach. W przypadku analiz dotyczących przyczyn wprowadzania przepisów regulujących odległości elektrowni wiatrowych od zabudowy mieszkaniowej oraz oceny stopnia zaangażowania (aktywności) inwestorów w budowę nowych mocy (limitowanych nie tylko prawem, ale i obawą o ew. protesty społeczne), kluczowe znaczenie mogą  mieć odpowiednio zaufanie społeczne (pomiędzy mieszkańcami) i zaufanie do instytucji prawa.

W tabeli zestawiono wskaźnik mocy zainstalowanej na tysiąc mieszkańców (dane przeliczne na km kw. prowadzą do podobnych obserwacji) z najnowszymi wynikami badan (Eurobarometer 10/07 - 26/08/2020) zaufania społecznego i zaufania do prawa w krajach z grup TOP-6 i BOTTOM-6.

Różnice w obu skrajnych grupach są bardzo wyraźne.Średnie zaufanie społeczne w krajach TOP6 (dysponują one 60% unijnej mocy zainstalowanej w UE) wynosi 85%, podczas gdy w krajach BOTTOM6  67% (przy ich 5% łącznej mocy zainstalowanej w UE). Jeszcze silniej obie grupy krajów odbiegają od siebie w przypadku porównania zaufania do prawa (TOP-6 – zaufanie 68%, BOTTOM-6 –zaufanie 32%). Tezę o zależność rozwoju energetyki wiatrowej w poszczególnych krajach UE od zaufania  potwierdza bardzo o wysoki współczynnik korelacji liniowej Pearsona (określający tu poziom zależności między mocą zainstalowaną a poziomami zaufania). Wynosi  on odpowiednio  0,88 przy zaufaniu do prawa 0,91 przy zaufaniu społecznym, co należy uznać za bardzo silne korelacje.

Korelacje byłaby jeszcze silniejsze gdyby pomiąć Republikę Czeską (gdzie jest stosunkowo wysokie zaufanie do prawa, pomimo niewielkich inwestycji w rozproszoną energetykę wiatrowa). Może to oznaczać, że w Czechach są jeszcze inne czynniki silnie oddziaływające na rynek energetyki wiatrowej (być może chodzi o silne poparcie dla fotowoltaiki  - technologii konkurencyjnej z którą identyfikuje się większość społeczeństwa).     

Przy silnym w Polsce poparciu społecznymi dla energetyki wiatrowej trudno racjonalnie wytłumaczyć   wprowadzenie przez ustawodawcę restrykcyjnego prawa i tak szeroki rozejście się polityków z oczekiwaniami większości i potrzebami gospodarki. Fakt wprowadzenia przepisów uderzających w prawa nabyte inwestorów jeszcze bardziej osłabił i tak niezwykle niskie zaufanie do prawa w Polsce i niesie za sobą dodatkowy efekt mrożący – całkowite zatrzymanie prac deweloperskich. Z drugiej strony takie prawo mogło stosunkowo łatwo być wprowadzone z uwagi na ogólnie niskie zaufanie społeczne (pokrzywdzone branże i grup społeczne nie mogą liczyć na solidarność). Powyższe spostrzeżenia wymagają dalszych pogłębionych analiz celem wyciągniecie konstruktywnych wniosków.

Nie wiadomo kiedy i czy zaufanie społeczne i zaufanie do prawa w Polsce wzrośnie do poziomu krajów zachodnich, a bez tego samo poluzowanie zasady „10H” może nie przynieść spodziewanych efektów. Na podstawie ww. uproszczonych analiz można jednak postawić tezę, że w Polsce dalszy rozwój generacji rozproszonej i OZE wymaga przeprowadzenia merytorycznej kampanii informacyjnej adresowanej do społeczności lokalnych oraz zawarcia porozumienia sektorowego rządu z branżą wiatrową i sojuszu branży wiatrowej z przemysłem narażonym na skutki wysokich cen energii. Jest także potrzeba powiązania rozwoju energetyki wiatrowej z rozwojem innych innowacyjnych technologii komplementarnych (fotowoltaika, wodór, hybrydy wiatrowo-fotowoltaiczne, sectors coupling, elektromobilność, smart grid), które nie mają szansy na rozwój przy drogiej  i wysokoemisyjnej energetyce.

wtorek, marca 09, 2021

Najtańsza technologia energetyczna i gospodarka od 5 lat przegrywają z dziwnym prawem

Po 5 latach od rozpoczęcia w trybie pilnym, z pomięciem rządu i trybu konsultacji, prac parlamentarnych nad wprowadzeniem ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe przyszedł czas na działania rządu. Po ponad rocznej pracy Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii nad poluzowaniem  tzw. zasady „10H” (zakazem budowania turbin wiatrowych w odległości mniejszej niż 10-krotność ich wysokości) wicepremier Jarosław Gowin oficjalnie  zapowiedział rządowy projekt zmian w ustawie. Głównym uzasadnieniem zmian w ustawie jest uznanie na najwyższym szczeblu rządowym faktu (potwierdzanego wynikami aukcji na energię z OZE), że "w polskich warunkach energia z wiatru jest najtańsza na rynku i że jej rozwój, to szansa na tańszą energię dla Polaków".

Już  czerwcu 2020 roku ówczesna wicepremier Jadwiga Emilewicz potwierdziła, że w ówczesnym ministerstwie rozwoju tworzone są założenia do korekty ustawy odległościowej, ale skupiały się one na weryfikacji zasadności najbardziej restrykcyjnej zasad odległościowej dla turbin wiatrowych w całej UE (obszarowo największe wykluczenia). Problem rosnących kosztów energii był już znanym (pierwsze rekompensaty za podwyżki cen prądu pojawiły się w 2019 r.), ale ówczesne  Ministerstwo Energii utrzymywało, że tanią energię zapewnią Polsce elektrownie węglowe, a potem jądrowe, OZE rozwijają się za szybko, a dopłaty do OZE są za wysokie.  Tymczasem podstaw ku takim tezom nie było i nie ma.

W latach 2018-2020 IEO kilkukrotnie analizował koszty wytwarzania energii w Polsce w zależności od tego ile nowych mocy wiatrowych zostanie dodanych w latach 2023-2020 w stosunku do scenariusza bazowego (KPEiK). Dodawanie nowych mocy wpływa na oszczędności wynikające z kosztów paliw i uprawnień do emisji CO2. W okresie do 2040 roku dodanie 6 GW przynosi oszczędności na poziomie 36 mld zł, a 11 GW - 50 mld zł. Scenariusz „11 GW” podnosi udziały OZE w elektroenergetyce w 2030 roku do 50% i pozwala na redukcje emisji CO2 o 35 mln ton. Z tego  wynikają zmiany w koszty generacji, co przekłada się na wysokość średnich cen hurtowych. Rysunek pokazuje niezwykle korzystny wpływ energetyki wiatrowej na ceny energii, ale też wpływ czasu reakcji ustawodawcy  na wydłużenie okresu wysokich cen energii.

 

Już w maju 2016 roku autor wykazał, przy okazji kolejnego zwiększania poziomu wsparcia energetyki węglowej wprowadzanego nowelizacjom ustawy o …OZE. Związane to było z podnoszeniem na rachunkach za prąd stawki tzw. „opłaty przejściowej”. O opłacie mocowej wówczas nie było jeszcze mowy, ale już wtedy dopłaty do węgla były wyższe niż dofinansowanie do OZE (link). Od 2015 roku autor wielokrotnie ostrzegał, że jest za mało OZE w miksie energetycznym. Dwa lata temu (marzec 2019) w innym artykule potwierdzającym że zrealizowanie przez Polskę celów OZE na 2020 rok jest niemożliwe, zwrócona została uwaga na fakt, że polityka wspierania węgla i blokowanie OZE prowadzą nie tylko do drenażu kieszeni odbiorcy energii, ale i podatnika. Chodziło o „miliardy” na kosztowne transfery statystyczne za brak realizacji celu OZE ‘2020 i problemy jakie spowolnienie rozwoju OZE może spowodować w zakresie dostępu do funduszy UE (link) i późniejszej ich absorpcji.

Świadomość tych faktów ekonomicznych i  gospodarczych narastała. Poza tym badania opinii publicznej (ostanie zostały zamówione przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska) niezmiennie pokazywały, że Polacy (poza lokalnymi epizodami, znacznie mniejszymi niż protesty wokół odkrywek, podbijanymi hałaśliwie z powodów ideologicznych,) nie obawiają się elektrowni wiatrowych. Ale lekkomyślnie wprowadzone prawo ciągle wygrywa z technologią i z gospodarką. Tak się nieraz w historii zdarzało, ale warto szybko wyciągać wnioski z błędnych decyzji. W Japonii gdy w XVII wieku władca (cesarz z dynastii Edo)  zachęcony przez szogunów wprowadził zakaz używania koła, na wzór podobny do ustawy odległościowej, aby buntujące się społeczeństwo nie komunikowało się nadmiernie i nie spiskowało.  Poszlaki historyczne wskazują, ze Cesarz walnie tym przyczynił się do zastopowania rozwoju Japonii na niemal dwa wieki, a literatura podaje to jako przykład na potwierdzenie tezy, że „prawo może wygrać z technologią”.

W Polsce „zasada 10H”już 5 lat niszcząco działa bezpośrednio przede wszystkim na gospodarkę. Dotychczas w mniejszym zakresie działała na gospodarstwa domowe (efekt taryfowania i rekompensaty), w tym na kieszenie  posłów, którzy złym prawem psuli  gospodarkę i lekceważyli zasady racjonalności ekonomicznej i  neutralności technologicznej w energetyce. To też się kończy w efekcie opłaty mocowej, wydrenowania budżetu i inflacji jaką zdaniem NBP (marcowy raport o inflacji) wywołają rosnące koszty energii. Kończą się jednak możliwości dalszego przerzucania kosztów na gospodarkę.

W sposób obrazowy wyraził to w ostatnim artykule (link) Henryk Kaliś- prezes zarządu Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii (IEPiOE). Pisze w nim dobitnie, że dla rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce nie ma technologicznej alternatywy, mając na myśli i trudne nadchodzące postcovidowe lata i całą, pełną wzywań obecną dekadę. Słusznie domaga się aby przy „luzowaniu” restrykcji 10H upraszczać procedury uzyskiwania pozwoleń na budowę i wydawania decyzji środowiskowych. Zaznacza przy tym, że nie ma racjonalnego uzasadnienia dla utrzymywania stanu prawnego, w którym tereny przemysłowe traktowane są identycznie jak tereny zabudowy mieszkalnej.

IEPiOE domaga się co najmniej istotnej modyfikacja zasady "10H" w odniesieniu do terenów przemysłowych np. poprzez zmniejszenie wymaganej odległości wiatraków od zabudowań mieszkaniowych do 500 metrów. Podobne postulaty stawiają np. rolnicy wielkotowarowi, którzy powinni mieć prawo budowania elektrowni  bez ograniczeń odległościowych, nawet obok własnych domów, wraz z brakiem konieczności odralniania swoich gruntów (wiatraki pozwalają na wielofunkcyjne wykorzystanie ziemi). To ważny głos z uwagi na rolę przemysłu w powstrzymywanie recesji (eksport) i wychodzeniu z kryzysu.

Wydaje się, że ostrożne i opieszałe naprawianie szkodliwej ustawy nie przyniesie szybko spodziewanych korzyści  gospodarczych, a obecnie o szybkie działania i efekty chodzi. Nowelizacja powinna wprowadzić jak najwięcej wyłączeń spod zasady „10H” i zostawić jak największa swobodę i samorządom i przedsiębiorcom, ale wprowadzić też daleko idące uproszczenie procedur lokalizacyjnych. Najprostszym sposobem nowelizacji byłoby dodanie w ustawie jednego nowego przepisu o 5-letnim terminie obowiązywania przepisów, które weszły w życie 2016-07-16. Przepis taki powinien być wsparty ogólnokrajową kampanią informacyjną nakierowaną na lokalne społeczności. Wtedy 17-go lipca 2021 roku wszyscy z ulgą pozbylibyśmy się odium nieprzemyślanego do końca kroku ustawodawcy sprzed kilku lat.