poniedziałek, stycznia 14, 2019
Niewygodna prawda o chaosie kompetencyjnym w ME i lobbingu energetyki jądrowej w Polsce
Komentarz Instytutu Energetyki Odnawialnej
autorstwa Tomasza
Kowalaka i Grzegorza Wiśniewskiego
do
wypowiedzi Dyrektora Departamentu EJ w ME –Józefa Sobolewskiego dla Biznes Alert
15 stycznia
2019 roku upływa termin zgłaszania uwag do ogłoszonego przez ministerstwo
energii (ME) projektu Polityki Energetycznej Polski 2040 (PEP’2040), dokumentu pełnego
wątpliwych tez i postulatów wręcz całkowicie nieuprawnionych, wymagającego
odrębnej analizy, która jest
dostępna na stronie domowej Instytutu Energetyki Odnawialnej. Projekt
PEP’2040 zawiera propozycje wielu konkretnych i pilnych działań na rzecz rozwoju
energetyki jądrowej, przy braku jakikolwiek działań na rzecz OZE aż do 2030
roku. Trudno znaleźć inne powody poza
lobbingowymi, dla których właśnie teraz dyrektor Departamentu Energetyki
Jądrowej w Ministerstwie Energii, w wypowiedzi dla BiznesAlert
z 11 stycznia 2019r., zatytułowanej: „Sobolewski:
Niewygodna prawda o OZE”, postawił tezę o nieefektywności źródeł
odnawialnych, w szczególności wiatrowych i fotowoltaicznych, w procesie redukowania
emisji CO2, przeciwstawiając im, jako panaceum, energetykę jądrową
(EJ) i wsparł ją kilkoma znanymi chwytami erystycznymi.
Autor
wypowiedzi dokonał wyboru zarówno argumentów jak i sposobu prezentacji danych
statystycznych, zresztą nie najświeższych, w sposób popierający jego tezę,
pomijając fakty, które tej tezie w sposób oczywisty przeczą. Tezę tę oparł na mechanicznym
zestawieniu liczb obrazujących redukcję emisji CO2 w wybranych
krajach na przestrzeni lat 1990 – 2014 oraz na udziale energetyki wiatrowej w
KSE w wybranych dniach lipca 2018 r.
Liczby mają
to do siebie, że można je wybierać i zestawiać w sposób absolutnie dowolny i
zawsze pozostaną prawdziwe. Natomiast już nie można tego powiedzieć o
wyciąganych wnioskach. Pan Sobolewski dokonał eksperymentu myślowego w stylu
uzasadnienia dla apelu o wprowadzenie powszechnego zakazu używania samochodów,
bo „samochody zabijają ludzi” wspartego argumentem ad Hitlerum „Hitler budował
autostrady, czyli budowa autostrad jest złem”.
Absurdalność
takiego apelu jest zrozumiała dla każdego zjadacza chleba, natomiast
absurdalność tezy postawionej przez Pana Sobolewskiego już taka czytelna nie
jest, gdyż jej weryfikacja wymaga znajomości wielu kwestii szczegółowych. Zachodzi
pytanie, dlaczego urzędnik od EJ, a wierzę, że także ekspert w tym zakresie, nie
wypowiada się na temat ew. wątpliwości odnośnie wdrożenia w Polsce EJ,
natomiast zabiera głos w złożonych kwestiach energetyki odnawialnej, czyniąc to
w sposób nierzetelny, chyba jedynie obliczony na skompromitowanie OZE (znana
skądinąd, ale raczej nie stosowana przez urzędników państwowych, metoda
dowartościowania siebie przez pognębienie konkurenta)? Zdumiewa milczenie w tym
kontekście „bratniego” Departamentu Energii Odnawialnej i Rozproszonej w ME,
który chyba powinien mieć w tej kwestii więcej do powiedzenia. Chyba że obydwa
departamenty wpisują się z konieczności w logikę projektu PEP’2040, zgodnie z
którym energetyka ma być oparta na węglu z tradycyjnie już mglistą perspektywą zbudowania w kolejnej (już
szóstej z kolei) dekadzie EJ oraz minimalnym udziałem OZE, ale też w formie wielkich
instalacji o najwyższym koszcie inwestycyjnym lub zmiennym, a przez to
wystawionych na uzasadnioną krytykę i brak szans na istotny wkład w miks
energetyczny i stabilizacje systemu energetycznego.
Wizja
docelowego miksu energetycznego musi wynikać ze spójnej analizy trzech
składowych: poziomu nakładów na jednostkę mocy, poziomu kosztów zmiennych do
poniesienia na jednostkę energii oraz poziomu kosztów zewnętrznych funkcjonowania
określonej technologii i perspektywy zmiany wszystkich trzech w czasie. Dopiero
w ten sposób rozumiany miks powinien być optymalizowany pod kątem jego
struktury ze względu na poziom zaspokojenia potrzeb energetycznych w horyzoncie
bieżącym (bilans mocy chwilowych) oraz średnio i długoterminowym (sezonowym i rocznym)
– z uwzględnieniem wszystkich technologii i perspektyw obserwowanych zmian
kosztów z nimi związanych. Próba
bezpośredniego porównywania różnych technologii pod kątem arbitralnie wybranego kryterium i w oderwaniu od
pozostałych (technologii i kryteriów) musi prowadzić na manowce.
A teraz
konkretnie:
1. Przedstawiony w wypowiedzi dowód na tezę o
niepowodzeniu realizowanej w ramach Energiewende polityki ograniczania emisji CO2
poprzez rozwój farm wiatrowych i fotowoltaiki pomija odpowiedź na pytanie jaki
byłby poziom tej emisji w Niemczech, gdyby zrealizowanemu rozwojowi gospodarczemu
nie towarzyszyło częściowe zastąpienie dotychczasowych form generacji przez
wiatr i PV? Więcej, autor popadł w wewnętrzną sprzeczność postulując
zastosowanie EJ jako alternatywy dla OZE opierając to na wynikach emisji w
Niemczech, zapominając, że sam wspomniał o rezygnacji Niemiec z generacji w EJ.
Co w takim razie zapewniło z nadwyżką zastąpienie bezemisyjnej generacji z
wyłączanych EJ?
Na potwierdzenie swojej teorii
autor przytoczył dane publikowane przez European Environment Agency, jedynie w zawężeniu do wybranych
przez siebie krajów (Francji i Niemiec z Polska i UE-28 w tle) i tylko do 2014
roku (dane są powszechnie dostępne do 2016 r. – zaktualizowany w stosunku do
artykułu dyr. Sobolewskiego wykres przedstawia rys. 1). Sam wykres jest mylący
bo kraje zostały także wybrane arbitralnie i wnioskowanie tylko na tej
podstawie (mała, specyficznie spreparowana próbka) jest z gruntu błędne, ale
zostańmy w sposobie narracji Pana Sobolewskiego.
Rys. 1. Emisja CO2/kWh
energii elektrycznej w wybrance krajach
UE wg EEA
Analiza całego materiału pozwala
na wyprowadzenie następujących wniosków, diametralnie odmiennych od
przedstawionych przez pana Sobolewskiego:
a) Polska należy do czwórki krajów o trwale
najwyższym wskaźniku emisji CO2/kWh (w UE-28 wyższe wskaźniki mają jeszcze
Malta, Estonia i Cypr – znamienne, że dwa z tych krajów to wyspy zasilane
dotychczas głównie z elektrowni cieplnych na paliwa płynne).
b) Francja należy do szóstki krajów o trwale
najniższym wskaźniku emisji CO2/kWh (w tej grupie w UE-28 są to
jeszcze Austria, Finlandia, Litwa, Łotwa i Szwecja – we
wszystkich, w różnym stopniu, dominuje EJ i/lub OZE, głównie wodne, więc kraje
które swoją niskoemisyjną pozycję zbudowały historycznie, w oparciu o
przesłanki inne niż klimatyczne (kilkadziesiąt lat temu, zanim w ogóle stworzono
politykę klimatyczną). Znamienne jest to, że kraj o obecnie największych
ambicjach w ochronie klimatu zrezygnował z ciężaru odbudowy atomowego parku wytwórczego
(szacowanego na ponad 500 mld Euro) na rzecz OZE i już poprzedni rząd podjął decyzję
o ograniczeniu udziału energii jądrowej z dotychczasowych 80% do 50% w 2025
roku, a obecny rząd podjął decyzję o
podniesieniu udziału energii elektrycznej z OZE do 40% w 2030 roku. Zresztą
przytoczony przez dyrektora Sobolewskiego wykres EEA pokazuje, że nieelastycznymi elektrowniami
jądrowymi nie da się zejść poniżej osiągniętego przez Francję poziomu emisji (Francja
kupuje coraz więcej tańszej energii z OZE z Niemiec, ale nieelastyczne źródła
jądrowe też „wpychają” niepotrzebnie wyprodukowaną energię atomową do Niemiec).
c) Niemcy, jako największa gospodarka europejska,
opierali energetykę na paliwach kopalnych i EJ, a mimo to, rezygnując z EJ i znacznej części energetyki węglowej, w okresie 1990
– 2016 awansowali z 9 pozycji na 8 w rankingu wg wskaźnika emisji CO2/kWh.
Tym samym – rozwijając właśnie fotowoltaikę i energetykę wiatrową dokonali istotnej
poprawy swojego wskaźnika emisyjności. Jest to wniosek obnażający fałsz tytułowej
tezy postawionej w omawianej wypowiedzi. Przeciwstawienie Niemcom „sukcesów”
Polski na tym polu to tradycyjnie od lat powtarzany w dyskusjach o CO2 argument, mocny, tyle tylko, że nieprawdziwy. Ograniczenie emisji CO2
w Polsce, zwłaszcza jego skok w latach 90-tych, wynikło ze zmiany struktury wytwarzania
polegającej na odstawieniu najstarszych jednostek wytwórczych węglowych o
skandalicznie niskich sprawnościach (ok. 30%), było to więc zdyskontowanie prostej
renty zacofania wymuszonej ekonomicznie, a nie przejaw przemyślanej strategii. W
tym kontekście zestawienie kwot wydatkowanych w Polsce i w Niemczech na rozwój
OZE i osiągniętych rezultatów jest
całkowicie nieuprawnione. Co więcej, w
okresie 2000 – 2016, kiedy światowa polityka klimatyczna zaczęła być
realizowana w praktyce, dynamika poprawy wskaźnika emisyjności dla Polski
spadła względem okresu 1990 – 2000.
2. Problem domniemanej „nieprzydatności OZE
wiatrowych w kontekście emisji CO2” został przewrotnie podmieniony
na inny – problem zrównoważenia bieżącego bilansu mocy w okresach
bezwietrznych. Dyrektor Sobolewski
dokonał nie tylko manipulacji
intelektualnej w mało wyszukanym stylu „a w Ameryce biją Murzynów”, ale
zechciał zapomnieć, że opisany przez niego krytyczny deficyt mocy latem 2018 r. nie wynikał z braku wiatru, tylko z braku zdolności wytwórczych z
fotowoltaiki. Jest to zresztą kolejny przykład, że za pomocą odpowiedniego doboru argumentów można w polskiej energetyce udowodnić dowolną tezę - dlaczego np. Dyrektor Sobolewski nie odnosi się do faktów, jak wprowadzenie rzeczywistych ograniczeń w 2015 roku w Polsce, spowodowanych m.in.problemami z chłodzeniem elektrowni cieplnych w sytuacji ekstremalnych upałów i niedoborów wody oraz faktycznym wyłączaniem bloków jądrowych we Francji latem 2018 roku i w latach poprzednich? Jeżeli OZE chce się oceniać w kategoriach prostej substytucji
tradycyjnych źródeł cieplnych to oczywiście dochodzi się do absurdu, ale wynika on nie
z nieprzydatności tych źródeł, tylko
nieadekwatności zastosowanego rozumowania.
Ten punkt warto rozwinąć. Walorem OZE
wiatrowych i fotowoltaicznych jest niemal zerowy koszt zmienny, oczywistą wadą
zależność poziomu generacji nie od
bieżącego zapotrzebowania tylko od
warunków meteorologicznych. Wymagają więc buforowania, ale nie w takim stopniu jak to się usiłuje przedstawiać:
równoważnej mocy cieplnej „pod parą”. W znacznym stopniu uzupełniają się
wzajemnie, jakkolwiek zachodzi też konieczność uzupełnienia zasobu mocy osiągalnej o jednostki rezerwowe, np. gazowe
oraz magazynowe. Ale okresowe uruchamianie rezerwowych jednostek cieplnych nie
zwiększa depozytu CO2 ponad poziom kreowany przez jednostki takie pracujące jako wyłączne. Zwłaszcza
jeżeli do tej roli zostaną wykorzystane
jednostki opalane gazem a nie węglem.
Obraz ten całkowicie się zmieni z rozpowszechnieniem magazynów energii, co może
pozwolić nawet na rezygnację z gazowego „kroku pośredniego”. Natomiast
nakład inwestycyjny na dodatkowe aktywa jest amortyzowany przez oszczędność na
kosztach zmiennych, którymi fotowoltaika i wiatr nie są obciążone, oraz
kosztach zewnętrznych. Dlatego w docelowym rozrachunku, nie tylko cena
energii oparta na koszcie zmiennym, ale
całkowity koszt zaopatrzenia w
energię elektryczną z OZE maleje
poniżej kosztu tej energii z paliw
kopalnych.
Wypowiedź Pana
Sobolewskiego wpisuje się dokładnie w logikę PEP’2040, szkodliwą dla
rozumianego kompleksowo bezpieczeństwa energetycznego Polski. Pozostając na
gruncie takiego doboru informacji z powodzeniem można by np. obronić tezę, że
do wozu strażackiego nie wolno lać oleju napędowego, bo nim się ognia nie
ugasi. Jest natomiast znamienne, że na cenzurowanym znalazły się technologie
najbardziej przydatne zarówno w perspektywie realizacji celów emisyjnych jak i
szeroko rozumianego bezpieczeństwa energetycznego. Technologie, które już dziś
stanowiące realną konkurencję dla energetyki tradycyjnej, opartej na węglu, a w
perspektywie także EJ. Pokazały to wyniki
ostatniej aukcji OZE, że średnimi cenami rzędu 200-250 zł/MWh i przy
komercyjnym, drogim ich finansowaniu. Zapewne celowo zostały one zignorowane w
PEP’2040. Zresztą, nieunikniony wzrost kosztów zaopatrzenia w energię
elektryczną z paliw kopalnych (z KSE utrzymywanego w status quo, który nie jest
w stanie tej dynamiki wzrostu kosztów obniżyć, a realizując postulaty zawarte w
PEP 2040 jedynie ją zwiększy) sukcesywnie obniża barierę upowszechnienia na
rynku technologii alternatywnych, których koszty własne także dynamicznie spadają.
Artykuł urzędnika
ministerialnego nic nie wnosi, poza zamętem intelektualnym, pogłębianiem chaosu
i niestety dalszym osłabieniem reputacji ME jako sternika całej energetyki. Kończy
się „dowodem anegdotycznym”, pozorowanym na naukowy, że 10-tego stycznia udział
energii słonecznej we Francji spadł do 3%, a w Polsce udział energii wiatrowej
do 2%. Anegdotyczność polega na tym, że wystarczy zdrowy rozsądek i nie trzeba
być dyrektorem departamentu, aby wiedzieć, że o północy udział energii
słonecznej wynosi zero, a przy wyżu pogodowym wiatr słabnie. Można wskazać sytuację, kiedy OZE i to w jednym kraju dostarczały większość zużywanej energii, ale nie chodzi tu o wojnę na anegdoty. Jednakże dyrektor
departamentu w Ministerstwie powinien wiedzieć jak sprawnie ambitne klimatycznie kraje rozwiązują
problemy techniczne, gdy już przekroczyły 40% udział energii z OZE w bilansie
energetycznym (Niemcy) i analizować rozwiązania jakie zamiera wprowadzić rząd francuski idąc
szybko w kierunku 40% udziałem energii z OZE (mając nadmiar nieelastycznych elektrowni
jądrowych, których wydajność spada w czasie letnich szczytów).
Po tym jak na
samym początku wypowiedzi dyrektor Sobolewski, „ustawiając” przeciwnika (awersja urzędnika wobec OZE nie ustępuje niestety innym znanym lobbystom jądrowym; ostatnio nawet w Pałacu Prezydenckim przy dyskusji i polskiej strategii energetycznej jeden z nich nie mówił o atomie, ale wyłącznie o OZE, niemal z identycznym agresywnym przekazem), odważnie
stwierdził, że „OZE jest przede wszystkim sposobem na robienie bardzo
zyskownego biznesu”, zastrzegając się, że chodzi mu o najtańsze, wielkoskalową energetykę wiatrową i farmy fotowoltaiczne. Jest to dziwne, jako, że największym producentem energii elektrycznej z OZE jest Grupa Kapitałowa
PGE, nad którą nadzór właścicielski sprawuje ME, a co więcej- ta sama grupa planuje (wcześniej niż budowę EJ) inwestycje w morską energetykę wiatrową. Czyżby zdaniem Pana Dyrektora Sobolewskiego powinna ona zacząć przynosić straty? Oczywiście przy śledczym umyśle Pana Dyrektora, uważać powinni także (łaskawie akceptowani) prosumenci - zyski z OZE to grzech śmiertelny, a EJ będziemy rozwijać charytatywnie. Na samym końcu skwitował: „Jeśli
w rozwoju OZE nie chodzi o klimat, to o co?” No właśnie, uprzejmie odpowiadamy
Panie Dyrektorze: - o to aby energia w Polsce była czysta i tania, jednocześnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz