Słowo się rzekło, trzeba dalej drążyć problem niezrozumienia lub przeinaczania sensu pakietu klimatycznego UE…
Ciężko mi idzie z „odkłamywaniem” (co zresztą czujnie :) zauważył „k1001” w poprzednim komentarzu), a wtedy najlepiej wesprzeć się albo jakimś autorytetem, najlepiej uznanym klasykiem, najlpiej takim z poczuciem humoru:). Jako że pakiet najczęściej jest atakowany z pozycji „liberalnych” (ekolodzy dławią wolny rynek i duszą gospodarkę), skorzystam z klasyka myśli liberalnej, który zasłynął z wykorzystania w nauce ekonomii niezwykle trafnych historyjek podbudowanych duża dozą humoru i umiejętnością sprowadzania błędnych założeń i słabych albo nazbyt oczywistych argumentów do absurdu.
„Między złym a dobrym ekonomistą jest tylko jedna różnica; pierwszy dostrzega i bierze pod uwagę skutki widoczne i bezpośrednie, drugi przewiduje również odlegle” ( ....). Od takiej właśnie wymownej syntezy poglądów ekonomicznych XIX wiecznego klasyka ekonomi politycznej, liberała (lepiej „liberaliana”) – Fryderyka Bastiata, chciałbym zacząć szukanie bardziej ogólnej analogii pomiędzy tym co napiętnował lub nawet wyśmiewał a obecnie dominującymi w Polsce, oficjalnymi poglądami na pakiet klimatyczny UE. Ekonomista ten twierdził: „Człowiek przyciągnięty przez to co widać, nie nauczywszy się jeszcze sądzić po tym czego nie widać, oddaje się zgubnym zwyczajom nie przez słabość ale przez wyrachowanie”.
Dlatego z jego pomocą spróbuję w sposób bardziej jaskrawy zbadać skutki niektórych krytykowanych przezemnie ostatnio (starcze malkontenstwo?) poczynań przeciwstawiając temu co widać, to czego nie widać.
Jako kanwę niniejszego felietonu wybrałem jeden ze studiów przypadku opisany w 1845 roku przez Bastiata w wymownej formie PETYCJI do deputoanych od „Producentów świeczek, latarni, lichtarzy, lamp ulicznych, knotów i kapturów do gaszenia świec oraz od producentów łoju, oleju, rycyny, alkoholu i ogólnie wszystkiego, co się wiąże z oświetleniem” , opublikowanej we Francji w 1845 roku (polskie tłumaczenie Tomasz Wyszyńskiego)
Pozwolę sobie tylko na zacytowanie fragmentów tego wielce ciekawego, aczkolwiek niewielkiego dzieła.
„(..) Cierpimy z powodu rujnującej konkurencji zagranicznego rywala, który najwyraźniej pracuje w warunkach tak dalece dla produkcji światła lepszych niż nasze, że zalewa nim nasz krajowy rynek po niesłychanie niskiej cenie; od momentu, kiedy się pojawia, nasza sprzedaż zamiera, wszyscy konsumenci zwracają się do niego, a branża francuskiego przemysłu, której odgałęzienia są niezliczone, doprowadzana jest nagle do całkowitej stagnacji. Rywal ten, którym jest nie kto inny niż Słońce, prowadzi przeciw nam wojnę tak bezlitośnie (…)”.
Słońce jako wróg (zwłaszcza w swoje aktualnej, drogiej odmianie „fotowoltaicznej”) dodaje tu smaku klasykowi, ale czy rzeczywiście nie doszukamy się tu łatwo argumentów np. naszej prawdzwie przemysłowej Green Effort Group ? (więcej o tej skutecznej na naszym gruncie inicjatywie krajowej energetyki w poprzednich wpisach)Czyż niektórych nutek nie powtarza rząd na forach UE?
Albo dalej: „jeśli odetniecie tak dalece jak to tylko możliwe dostęp do światła naturalnego i tym samym stworzycie potrzebę na sztuczne światło, któraż gałąź przemysłu we Francji nie zostanie ostatecznie pobudzona?”
I tu mamy w Polsce cały peleton firm zgromadzonych też w Green Effort Group, które tylko czekają na „pobudzenie” w postaci polkiego weta na Radzie Europy?
Ale czy przypadkiem Bastiat nie dokłada też obecnym (tym sprzed pakietu klimatycznego, a z czasów słynnej pierwszej ustawy biopaliowej) lobbystom i kompeksowi agroprzemysłowemu proroczo wyprzedzając naturalnie słusznie wyglądajace argumenty sprzed 5 lat: „Jeśli Francja będzie konsumować więcej łoju, będzie musiało być więcej bydła i owiec, i wskutek tego będziemy świadkami wzrostu ilości nawozu, podstawy wszelkiej zamożności w rolnictwie. Jeśli Francja będzie konsumować więcej oleju, będziemy świadkami rozwoju upraw maku, oliwki i rzepaku. Te pożywne rośliny pojawią się dokładnie w odpowiednim czasie, aby umożliwić nam zyskowne wykorzystanie zwiększonej urodzajności, którą hodowla bydła przydała ziemi”.
Przechodząc jednak do spraw bliższych energetykom i ich szczerze umotywowanego parcia na zmniejszenie kosztów akcjoningu uprawnień do CO2 (bez jednoczesnego zmniejszania ceny energii elektrycznej dla odbiorców końcowych) warto zacytować taki fragment petycji: „Nie ma żadnego potrzebującego zbieracza rycyny na szczytach jego wydm piaskowych, żadnego biednego górnika w głębiach jego czarnego dołu, którzy nie otrzymają wyższych wypłat i nie będą cieszyć się zwiększonym dobrobytem” (...), „nie ma ani jednego Francuza, od bogatego akcjonariusza Anzin Company do najskromniejszego sprzedawcy zapałek, którego warunki nie poprawiłyby się poprzez powodzenie naszej petycji”.
Pomimo sprowadzania sprawy do absurdu, Baitiat w najśmielszej i bogatej zarazem wyobraźni nie przewidział czym petycja producentów lichtarzy i knotów do deputowanych może różnić się od „petycji krajowej energetyki do rządu”. Pisał bowiem "Już nie macie prawa odwoływać się do interesu konsumenta poświęcacie go zawsze, kiedy tylko odkrywacie, że przeciwny jest interesowi producenta. Robicie tak, by pobudzić przemysł i zwiększyć zatrudnienie. Z tego samego powodu powinniście zrobić tak i tym razem”. Tego że nasza wrażliwa na niedole Kowalskiego energetyka i konsekwentna w wywracaniu pakietu klimatycznego UE stanie murem za konsumentem („groźba wzrostu kosztów energii w rodzinach emeryckich do 20%”) nikt nie mógł przewidzieć, nawet jeżeli wg Eurostat tylko w latach „sprzed klimatycznej zarazy” (2001-2007) cena energii elektrycznej dla Kowalskiego wzrosła o prawie 70%. Jako nie pamiętam ówczesnego głosu zatroskanej energetyki...
Dalej już jednak petycja Bastiata jest już zgodna z tezami energetyków (i wygląda na to, że ją znali wczeniej): „Jeśli przemysłowiec zyskuje na ochronie, uczyni on rolnika bogatym. I na odwrót, jeśli rolnictwo jest bogate, otworzy rynki dla produktów przemysłowych (..) Jeśli przyznacie nam monopol w produkcji światła w dzień, przede wszystkim kupować będziemy wielkie ilości łoju, węgla drzewnego, oleju, rycyny, wosku, alkoholu, srebra, żelaza, brązu i kryształów, by zaopatrzyć naszą gałąź przemysłu; a co więcej – my i nasi dostawcy, stanąwszy się bogatymi, będziemy konsumować wiele i rozprzestrzeniać dobrobyt na wszystkie dziedziny krajowego przemysłu”.
Przemysł od zawsze pisał petycje, takie jego prawo, ale rząd powinien wiedzieć nie tylko co zyska jak petycję przyjemnie i zamieni ją w akt prawny, ale o co straci w sensie możliwości rozwoju kraju i co straci cicha większość, która tak przekonujących petycji nie potrafi pisać? Jakie będą koszty zaniechania poboru opłat z aukcji, jeżeli z tego powodu szanse na niższe ceny energii są iluzoryczne? Czy jest możliwe wtedy wdrożenie części „odnawialnej” pakietu klimatycznego? Kto zapłaci za brak wypełnienia "odnawialnych" zobowiązań? Dwa razy konsument? Czy wtedy będzie miał jeszcze pieniądze aby zainwestować w poprawę efektywności energetycznej?
Dlatego, korzystając z przestrogi i zarazem przepowiedni klasyka, warto dokładniej niż do tej pory badać skutki ekonomicznych poczynań przeciwstawiając temu co wszyscy widzą (dodając cenę zakupu aukcji do ceny energii elektrycznej) to czego nie widać.
poniedziałek, listopada 10, 2008
Petycja krajowych producentów energii elektrycznej do rządu RP w sprawie zawetowania pakietu klimatycznego UE z powodu troski monopolisty o klienta
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz