czwartek, listopada 27, 2008

Czy z powodu pakietu klimatycznego grozi nam „carbon leakage” do Chin i okolic?

Mam szczęście w życiu bo rozmawiam z ciekawymi ludźmi z przemysłu, oczywiście to wszystko przez te debaty klimatyczne :). Parę tygodni w Sejmie miałem przyjemność słuchać Andrzeja
Werkowskiego a dzisiaj na debacie organizowanej przez Procesy Inwestycyjne i tygodnik Polityka z Tomaszem Chruszczowem, obydwaj z Forum CO2. Dzięki temu wsłuchuje się w glos racjonalnego przemysłu który wysuwa argumenty, że pakiet klimatyczny trzeba zawetować, bo inaczej nam przemysł cały wyemigruje do Chin (i okolic), które za CO2 nie płaca (faktycznie środowisko, n.b. prace ludzi też, traktują jako dobro totalnie wolne, a darmowe zwiększanie w nim koncentracji CO2, to tylko jeden i to nie najważniejszy element).

Forum CO2 rożni się w argumentacji za wetem klimatycznym od energetyki, bo ta cieszy się w Polsce pozycją monopolistyczną i nie wyemigruje z Polski z powodu wysokich kosztów CO2, ale zostanie z powodu ... wysokich cen energii jakie tak czy siak, niezależnie od pakietu będziemy płacić za duże ilości energii jakie konsumujemy.
Trochę o problemie "leakages" już pisałem czy komentowałem , ale warto głębiej zastanowić się nad zasadnością obawy o emigrację przemysłu do krajów azjatyckich jako formy „carbon leakage" i innych zagrożeń: „job leakage” czy “welfare leakage”…. Czy to rzeczywiście jest ucieczka przemysłu do eldorado, gdzie nie do tej pory nie trzeba płacić praktycznie za żadne koszty zewnętrzne (externalities)? jest tak atrakcyjna ? Czy rzeczywiście jest to miejsce dla przemsylu w rodzaj raju podatkowego i prosperity gospodarczej na tle aktywnie walczacej z zanieczyszczeniami UE?

Zawsze miałem wątpliwości. Główny powód był taki, że budując co tydzień nową elektrownię węglową i nie będąc w stanie tak, jak ma to miejsce w UE czy USA, oddzielić emisji CO2 od SO2, NOx, pyłów i dioksyn itp. Chiny i inne coraz mniej ryczące pierwsze azjatyckie tygrysy gospodarcze (dlaczego?) muszą się liczyć z takim zanieczyszczeniem atmosfery, które jest nie tylko groźne dla naturalnego środowiska przyrodniczego ale i dla człowieka. Pamiętamy obrazki z olimpiady w Pekinie, a niektórzy z nas mogli sami doświadczyć smogu na chińskich ulicach i innych metropolii, gdzie dotarli np. w celach biznesowych, w ślad za carbon leakkage…. Ale indywidualne doświadczenie nie zawsze wszystkich przekonuje. Europejczyk wychowany w kulcie nauki szuka szerszego uzasadnienia.

Tak się składa, że opublikowano właśnie najnowszy raport UNEP/ONZ nt „tajemniczej” chmury brudy jaka zacienia Azję i powoduje wiele zjawisk wtórnych uwidaczniających ww. zjawisko nadmiernej emisji zanieczyszczeń i pokazujących jego skomplikowany związek z efektem cieplarnianym. Rzeczywiście wygląda na to, że Chińczycy mogą się zatruć i chcąc zarobić na carbon leakage mogą znacznie więcej stracić.

Czy to nie jest tak, że z tego właśnie powodu Chiny, pomimo budowy na potęgę elektrowni węglowych, ogłaszają pakiet reform ekologicznych całkiem podobny do pakietu klimatycznego stawiający na efektywność energetyczną i odnawialne zródła energii, z programie rządowym opiewającym na podobną kwotę jak UE USA (150 mld USD) oraz 15% celem na 2015 rok? To wszak oznacza też koszty.

Czy może bardziej możemy obawiać się że Chińczycy w poszukiwaniu promyka slonca i powietrza do oddychania do nas przyjdą, a niekoniecznie ich (póki co) tanie produkty?
Czy UE, mając duży rynek zbytu i wysokie standarty jakosci i czystosci srodowiskowej nie ma skuteczych instrumentów (np. cla, wymogi certyfikacji obciązajace tych co sa podejrzani o "smordzenie") aby spowodowac ze Chiny musza sie zazielenic i poniesc koszty? Czy europejskie firmy nie moge stososowac zasady "fair trade" i promowac produkty wyprodukowane zgodnie za zasada poszanowania srodowiska?

A jeżeli tak, to czy mamy się az tak bardzo obawiać carbon leakage?

6 komentarzy:

Bogdan Szymański pisze...

Odkąd chiny są w światowej organizacji handlu ograniczenia importu są bardzo ograniczone. Dodatkowo nie sądzę aby unia w ogóle nawet hipotetycznie rozważała wojnę celną z Chinami.

Niezależnie od carbon leakage Indie i chiny to razem 2 mld ludzi którzy są w stanie pracować znacznie poniżej europejskich stawek dlatego emigracji części przemysłu i tak nie zatrzymamy. Polska powinna iść wzorem Niemiec które nastawiają swoją gospodarkę na nowe technologie wymagające wysokich kwalifikacji pracowników - taki przemysł nie wyemigruje szybko do chin. Niemcy chociaż maja znacznie wyższe koszty pracy i ceny energii w porównaniu do Polski ciągle maja dodatni bilans handlowy (Polska ma ujemny).

W mojej ocenie jedyna szansa dla polskiej gospodarki to nastawianie się na nowe technologie powinniśmy skorzystać z faktu że UE i USA będą szły w kierunku zielonej energii - to ogromy rynek zbytu dla innowacyjnej energetyki. Przestańmy starać robić z polski chiny europy, spróbujmy zrobić Japonię i wszelkie "leakages" przestaną mieć znaczenie

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Rzeczywiście wprowadzenie barier celnych w handlu z Chinami nie maiłoby, nie tylko z p. widzenia polityki klimatycznej, sensu. Ale ustalenie podwyżaszanie ceł na wybrane, szczególnie "brudne" podrukty wobec wszystkich państw poza UE jest możliwe, podobnie jak wymaganie specjalnych "ekologicznych" certyfikatów, jakie np. Holandia wprowadziła przy imporcie oleju palmowego.

Ma Pan rację, ze ściagać z Chinami musimy sie "innowacyjnoscią", a nawet tylko zwyczajną "jakością" bo przez jakiś jeszcze czas nie mozna liczyć na konkurencję cenową. Ale jak spowodować aby przemysł europejski, a zwłaszcza polski takie wyzwania podjął?

Jego interesy bieżace są dobrze chronione przez rządy (brak obciążania produkcji pełnymi kosztami zewnętrznymi), a jeżeli jakieś wieksze przedsiębiorstwo wyda za dużo na innowacje pro-ekologiczne i efektów nie uzyska zbyt szybko, zostanie szybko wyeliminowany z gry (nikt się też nie przejmie upadkiem małej firmy zaloóznej wokół przełomowej innowacji, przez to że jej poencjalny nabywca zainteresoany jest ekspoloatacją do końca jego obencgeo bizesu).

Zwłaszcza wielkie sektory i korporacje tradycyjnych przemysłow jak stalowego, cementowego, metali kolorowych ani myślą o bardziej radyklanej zmianie zasad i mówią jako "wybrane branże" o koniecznosci tzw. "sektorowego" podejścią. Chodzi to to to aby branże te mogły więcej emitować.

Własnie zakończył się w Warszawie zorganizoany przez Ministerstwo Gospdoarki szczyt "Summit on sectoral cooperation" http://www.mg.gov.pl/Wiadomosci/Strona+glowna/Summit+on+Sectoral+Cooperation+podsumowanie+szczytu.htm ; pisze o nim też Rzeczpospolita http://www.rp.pl/artykul/172423,225847_Cel__zmniejszyc_emisje_.html .

Szczyt ten zwany tez przez organizacje ekologiczne "anty-szczytem klimatycznym" stał sie rzecywiście wyrazem dążeń wielkiego przemysłu do wymknięcia sie spod "siekiery klimatycznej" w postaci zasady "kazdy płaci za swoje emisje CO2".
Nawet ze strony Japonii przemysł zyskal poparcie do "sektorowe podejście do kwestii redukcji emisji gazów cieplarnianych iuwzględnienie specyfiki takich branż jak metalurgia czy energetyka – zarówno w zakresie celów, jak i metod ograniczenia emisji".

Każdy by tak chciał, ale moim zdaniem z tego innowacji nie będzie, bo presja bedzie za mała, a ryzyko za duże aby oplacało sie przemysłowi ryzykowac w eko-innowacje.

Bogdan Szymański pisze...

Tak naprawdę niezelżenie od ustaleń w sprawie CO2 wiele sektorów upadnie. Niestety została nam spuścizna nie rynkowej gospodarki która w czasach globalizacji nie będzie miała racji bytu.

Tak dla przykładu produkujemy stal importując rudy żelaza(własnych rud nie opłaca się eksploatować). Czy KGHM ma najwyższe koszty produkcji miedzi na świecie. Dziś w obliczu globalizacji gdy ceny ustala się w New York na NYMEX - polski sektor ciężki będzie nie rentowny gdyż nie liczą się lokalne ceny lecz globalne A tu nawet bez limitów CO2 jesteśmy nie konkurencyjni.

Oczywiście jeżeli ktoś zainwestuje w innowacje i chciałby produkować stal nie emitując CO2 nie ma szans powodzenia. Jednak można zrezygnować z produkcji stali i zająć się jedynie przetwarzaniem jej półfabrykatów. To już nie XIX czy XX wiek kiedy przemysł ciężki był motorem gospodarki dziś można być bogatym krajem jedynie z lekkim przemysłem i usługami. "czystych" sektorów, branż jest naprawdę wiele w które mogli byśmy zainwestować trzeba tylko zmienić ludzką mentalność i nie bać się zmian. Próba "czyszczenia" przemysłu ciężkiego z pewnością nie wyjdzie gospodarce na dobre.

pozdrawiam

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Bogdanie, widzę że podziela Pan "klimatyczne" obawy krajowego przemysłu, choć niezależnie od tych obaw i tak Pan nie widzi jego wielkiej przyszłości w Polsce. Przyszłość widzi Pan raczej w usługach i przemyśle lekkim.

Obawy mogą byc dwojakiego rodzaju. Po pierwsze przemysł ciezki (takze pod wplywem polityki klimatycznej UE) dalej będzie podupadać, złe na jgo miejsce nie powstanie nowoczesny przemysł ani nie stworzone zostaną nowe usługi. Byłby to niedobry scanriusz dla Polski i tu oprócz pakietu klimatynzego kłania sie strategia lizbońska, też w Polsce nie lubiana.

Druga obawa dotyczy tego, że jednak w krotkim okresie przemysł ciezki, tak czy siak bedzie sie przenosił do "Chin i okolic" i szybko z tego powodu globalna emisja CO2 rzeczwiście nie spadanie (wszak to cel UE).

Wydaje mi się, że jednak o przemysł trzeba walczyć, ale nie tyle przez weta i tworzyć dzurawe parasole polityczne, ile poprzez wsaprcie go w modernizacji. W produkcji cementu i stali wysoki poziom CO2 jest nie do unikięcia, ale zawsze mozna starać sie wprowdzać bardziej energoszczędne rozwiąznia. Nie zastąpimy w całości stali i cementu tworzywami sztucznymi (i to z recyklingu) ale dzialajc konsekwnetnie i krok po kroku oszczędzajac każdy GJ czy każda MWh energii możemy czynić przemysł bardziej konkurencyjnym. Tu także i pakiet klimatyczny i strategia lizbońską wzajemie sie wspierają.

Niektóre kraje w UE, wspierają swóje przemysły poprzez profesjonlne audyty anergetyczne (o wiele bardziej skomplikowane niż znane w Polsce i dyskutowane audtyty eneretyczne budynków) i aktywne właczanie instytucji badawczych pracujących na rzecz przemysłu np. Austria w ramach projektu EINSTAIN http://www.joanneum.at/?id=1190&L=0.

Bogdan Szymański pisze...

Nie możemy wrzucać całego przemysłu ciężkiego do jednego koszyka. Tam gdzie można podnosić energooszczędność i tym utrzymać konkurencyjność powinno jak najbardziej się to robić jednak są branże które nigdy w polsce nie będą miały szans na wolnym rynku. Pytanie czy lepiej z nich zrezygnować czy je sztucznie osłaniać/dotować.

Najlepszym chyba przykładem jest przemysł metalurgiczny np huty aluminium które w polsce nigdy nie będą tanie. Procesy technologicznie użyte przy produkcji aluminium są energochłonne i pole manewru jest tu małe. Huty aluminium które powstają na Islandii wraz z elektrowniami wodnymi będą poza zasięgiem cenowym i "ekologicznym". W mojej ocenie polska muszą znaleźć swoją niszę gdzie możemy być konkurencyjni na na tym skierować nasze wysiłki.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Bogdanie,
jest w tym co Pan napisał i smutek i realizm globalizacji oraz wyzwanie optymalizacji wykorzystania zasobów osiaganej w duzej skali bez niszczenia tego co loklane, w sensie gospdoarczym, ale pewnie tez kulturowym.

Ale czy idac tym sposobem rozumowania i rzeczywiscie majac porównywalnie do liderów małe zasoby energetyki wodnej i duże (aczkolwiek też szybko wyczerpujące się) zasoby wegla nie powinnismy stawiać na jego dalszą eksploatację?

Z pakietem klimatycznym zbiegają się wysztskie trzy cele polityki energetycznej: konkurencyjnosć, ochrona środowiska i bezpieństwo energetyczne i o ile akceptujemy te cele na poziomie ogolnym (tylko słowa) to chyba przestajemy je rozumieć przechodząc do szczegłów (rzeczywisty podział interesów).

Pakiet klimatyczny zmusza nas do ponazywania w szybkim tempie tego co do tej pory funkcjonowało bez desygnatu i było tylko zwykłym sloganem - tłumaczniem z systemu prawno-polityczego UE. Dlatego mamy awanture karczemną a nie merytoryczną debatę.