2016 rok to czas paradoksów i swoistej rewolucji w energetyce realizowanej w niecodziennym stylu, znanym z
wojny domowej w Wandei ‘1793, opisanej
przez Pawła Jasienicę w „Rozważaniach o wojnie domowej”.
W Wandei ogarniętej jednocześnie rewolucją francuska i krwawą wojną domową, biedni chłopi i mieszczanie wystąpili, aby
bronić Króla i Boga, zamiast standardowo domagać się gilotyny i konfiskaty
majątków kościelnych. Ponowna lektura myśli Jasienicy doprowadziła mnie do
poniższych rozważań w poszukiwaniu sensu i logiki niezwykłej rewolucji jaka de facto w ciągu roku dokonała się w
polskiej polityce energetycznej. Rewolucji o tyle nietypowej, że sterowanej odgórnie (centralnie), bynajmniej nie robionej przez tzw. masy na rzecz biedniejszych, jak to zwyczajowo bywa i czego należałoby się spodziewać, zanim rok temu do rewolucji doszło. W obu przypadkach chodzi o rewolucje które gubią lub zdradzają swoje pierwotne ideały.
Znamiennym paradoksem samym w sobie w dobie wojny "polsko-polskiej" jest przywołany na wstępie autor "rozważań" Paweł
Jasienica – patriota polski. Żołnierz Wyklęty od majora Łupaszki, ale jednocześnie piętnowany jako domniemany "Żyd" (czyli też "wyklęty" przez środowiska narodowo-radykalne i władzę komunistyczną, a banalnym uzasadnieniem do ataków personalnych było ukrywanie przez Jasienicę prawdziwego nazwiska - Leon Lech
Beynar). Skoro z odpowiednim do doświadczania życiowego
dystansem potrafił objaśnić dramat i zamęt pojęciowy wojny domowej we
francuskiej krainie Wandei, umiał
przejść do porządku nad brakiem spójności myśli i czynów w całej Wielkiej
Rewolucji Francuskiej, to być może poradziłby sobie także z podsumowaniem 2016
roku w polskiej energetyce.
Zasadniczym paradoksem jest to, że partia która w 2015 roku
wygrała wybory w Polsce miała na sztandarach, w swoim programie
(PiS ‘2014) wypisane hasło „zapewnienie wsparcia dla tzw. energetyki
obywatelskiej (prosumpcji)”, a zadanie to - już wtedy (2014) - przypisane
zostało Ministerstwu Energii, które zostało
faktycznie utworzone dopiero po wyborach w efekcie zmiany tzw. ustawy o
działach w grudniu 2015 roku.
Pierwszą istotną zmianą ustawową ME, jeszcze w grudniu 2015
r., było uniemożliwienie wejścia w życie
przepisów ustawy o OZE z lutego 2015, które zapowiadały rozwój energetyki
prosumenckiej w oparciu o egalitarny mechanizm (sprawiedliwy i dostępny dla biednych) taryf gwarantowanych na energię z
mikroinstalacji OZE. Kolejny paradoks –
20 lutego 2015r. podczas głosowania w
Sejmie, to dzięki posłom PiS uchwalono
ustawę OZE z taryfami gwarantowanymi. A
już w czerwcu 2016 r. na wniosek ME,
Sejm RP zastąpił system wsparcia dla biedniejszych prosumentów systemem opustów
dostępnym jedynie dla bogatych hobbystów, przy czym wytknięto im, że są niczym „kolekcjonerzy
znaczków” i mają działać „pro publico bono” . I choć stracili w efekcie brutalnie przeprowadzonej zmiany prawa i tracą na
mniej lub bardziej świadomie podejmowanych inwestycjach w nowej rzeczywistości prawnej, to ani wsparcie ani szacunek im się nie należą (tak przynajmniej uważa wiceminister
ds. energii).
Jednocześnie podniesiono ceny energii dla wszystkich, a w efekcie najbardziej dla biednych
poprzez zastąpienie taniego i dopiero co
zatwierdzonego (notyfikowanego) przez KE systemu zielonych certyfikatów drogim
systemem aukcyjnym i poprzez drastyczne podniesienie tzw. opłaty przejściowej na
rzecz elektrowni węglowych (zatrudniających osoby najlepiej zarabiające) oraz zapowiedziano
wprowadzenie kolejnej pro-węglowej „opłaty mocowej” już w 2017 roku.
Wszystko to się działo w rok po opublikowaniu promowanej
przez rząd ekologicznej encykliki Papieża Franciszka, w której podkreślona jest konieczność odchodzenia od węgla w energetyce. "Technologia oparta na
spalaniu … węgla powinna być stopniowo zastąpiona (…) w oczekiwaniu na
wszechstronny rozwój odnawialnych źródeł energii, który powinien już się
zacząć) aby wesprzeć środowisko i biednych (... aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i krzyk biednych)" – pisał
Papież.
Polityka ME nie pasuje do zasadniczo nastawionej pro-socjalnie
(nakierowanej na biedniejszych) polityki obecnego rządu. Tak jak terror Rady Ocalenia Publicznego (Robespierre i inni) na bazie myślenia magicznego i prawa blankietowego nie pasował do "Powszechnej deklaracji praw człowieka i obywatela" oraz idei wielkiej rewolucji francuskiej. Przyznać
trzeba jednak, że wobec obecnie prawnie usankcjonowanej dyskryminacji niezależnych inwestorów w energetyce
odnawialnej i małych prosumentów, ME nie jest aż tak skuteczne jak rewolucyjny generał
Turreau wobec Wandejczyków. Ale trup się ściele po jednej, słabszej stronie tzw. rynku energii. Jak pisze Jasienica, ofiarami Turreau w 48% byli
chłopi, w 41% rzemieślnicy i
proletariat, w 6% mieszczanie, a „jedynie”
w 2% szlachta i kler.
Paradoksem jest też to, że opracowując w 2013 roku scenariusz [R]ewolucji energetycznej dla Polski ‘2050 byłem przekonany, że w systemie, w którym nie będzie dyskryminacji nowych graczy wygra
technologia i gospodarka oraz innowacyjność i energetyka obywatelska. U progu
2017 roku widzę, że rewolucja energetyczna w Polsce polega na tym, że prawo wygrywa
z technologią, polityka z gospodarką, bogaci z biednymi. W 2016 roku w
energetyce, zarówno w Polsce jak i za oceanem (wygrana Trumpa i miliarderów, za
którymi głosowała „biała biedota”), zamiast „czwartej rewolucji przemysłowej”
mamy kolejną rewolucję w stylu burżuazyjnym.
Poza przeoraniem tkanki społecznej i zepchnięciem
nadchodzącej wówczas rewolucji przemysłowej na dalszy plan, francuska rewolucja
burżuazyjna przeniosła niedobre skutki zewnętrzne dla samej Francji. Jak pisze Jasienica,
Francja utraciła bezpowrotnie status podówczas najsilniejszego państwa
Europy, najpierw
na rzecz Rosji, potem Anglii i Prus.
Niespójna w sensie idei, słów i czynów rewolucja przynosi
napięcia, zamęt i zawsze niesie ze sobą nieprzewidywalne skutki wewnętrzne i
zewnętrzne.
Energetyka państwowa nobilitowana (w imię poprawy
bezpieczeństwa energetycznego opartego na węglu) utworzeniem swojego wpływowego
ministerstwa może stracić bezpowrotnie
konkurencyjność wobec opartej na nowych technologiach unijnej energetyki. Wtedy Polska byłaby skazana na import energii (oczywiście tej tańszej, z OZE). Wszak, gdy Jemes Watt
wynalazł już był maszynę parową rewolucjoniści francuscy wzywali „Zburzyć wszystkie
mechaniki, jakie tylko istnieją” – cytował rewolucjonistów Jasienica. Nastrojów rewolucyjnych wśród konsumentów
energii oraz symptomów wojny domowej o prawo biednych do wytwarzania energii
jeszcze u nas nie widać, ale małe firmy dociskane są wyższymi niż w innych krajach
kosztami energii. Nowy Rok przyniesie
podwyżki i może przyniesie też poważniejsze zmiany strukturalne (nie tylko
przepowiadane od jakiegoś czasu zmiany personalne w ME).
Nie wszystko w naszej rewolucji energetycznej (realizowanej coraz bardziej na obrzeżach świata) i w polityce
wobec OZE jest oczywiście złe. Np. spójna z generalną polityką PiS i polityką obecnego rządu jest ta narracja
ME, która
dotyczy konieczności dywersyfikacji technologii i źródeł wytwarzania energii z
OZE, ale o ile cel jest dobry, to wybrane przez ME metody (instrumenty)
zdecydowanie nie. Uzdrowienie sytuacji ekonomicznej w górnictwie to też racjonalny i
ważny cel, ale uparcie powtarzany dogmat o możliwości oparcia energetyki na węglu
przez kolejne setki lat nie ma oparcia w faktach (krajowych zasobach węgla). Warto też zauważyć, że tym razem nasz krajowy rewolucyjny
zapał w tym zakresie nie przenosi się na całą UE, tak jak niektóre racjonalne elementy
rewolucji francuskiej przenosiły się na
wschód Europy.
Tak jak Jasienica nie zamierzam przyłączać się do obozu
przeciwników Wielkiej Rewolucji, ani też straszyć skutkami obecnie prowadzonej
iście rewolucyjnej polityki energetycznej. Usiłuje tylko od tego co było w
Wielkiej Rewolucji generalnie dobre (tak jak w programie PiS) oddzielić
możliwe straszne skutki ówczesnej zarozumiałej tępoty przystrojonej w kostium wizjonerstwa. Jasienica drwił z
taniego wizjonerstwa z jakim takiego niestety
też mamy czasami do czynienia w obecnej rewolucji energetycznej w Polsce. W energetyce
odnawialnej wyraża się ono np. w niezrozumiałym, pełnych pozorów języku nowomowy znowelizowanej ustawy o OZE w formie: opustów, klastrów,
nielogicznych koszyków aukcyjnych, opacznego rozumienia
„stabilności” (każdego ze źródeł energii oddzielnie) i "rynków mocy" (zbędne wsparcie dla innych niż OZE, nieelastycznych źródeł). Nieprzemyślane i wzajemnie niespójne hasła wdrażane w czyn niosą
zamęt, ale – tak jak pisał Jasienica - "każdy kto pragnie uzyskać opinię lojalnego
obywatela winien je popierać i wyrażać radość",
a to jeszcze bardziej utrudnia racjonalne działania i wyjście ze spierali samonakręcającej się rewolucji.
Jasienica przedstawił bezkompromisowy obraz ojców rewolucji
jako niezaspokojonych polityków lub trzeciorzędnych prawników z pretensjami,
którzy pozbawiali życia większe grupy ludzi pod szyldem niesienia im
szczęścia. Tylko prości ludzie
stawali w obronie zdrowego rozsądku.
Skoro politycy i prawnicy robiąc nad Wisłą rewolucję zawiedli, trzeba zacząć od krytycznego przeglądu dokonanego już bałaganu prawnego. O jakie
zmiany i autokorekty (zanim trzeba je będzie dokonywać pod wpływem okoliczności
zewnętrzach, kryzysu wewnętrznego lub logiki szafotu) w polityce energetycznej, a w szczególności
w ustawie o OZE chodzi? Chodzi o sprawy
wydawałoby się oczywiste, najprostsze, niwelujące niespójności w polityce rządu i korygujące ewidentne błędy, ale nie wymagające już kolejnej dawki rewolucyjnego zapału:
- Umożliwienie
funkcjonowania obecnym inwestorom w systemie zielonych certyfikatów poprzez
podniesienie celu (i obecnie nieakceptowalne niskiej ceny certyfikatów) i nie narażania ich na łaskę kosztownego dla
inwestorów i konsumentów energii oraz korupcjogennego mechanizmu przenoszenia do systemu aukcyjnego tylko
nielicznych ofiar rewolucji - wytwórców energii z OZE (zresztą
bez liczenia się z unijnymi zasadami konkurencyjności)
- Przywrócenie
systemu taryf gwarantowanych dla domowych
mikroinstalacji (i dzięki otwarcie prostej możliwości przeznaczania
przez rodziny części środków z 500+ na bezpieczne
inwestycje zwiększające dochody rozporządzalne stosunkowo jeszcze biednych rodzin (ale aspirujących do nowej klasy średniej), a nie
przeznaczenia ich wyłącznie i w całości na bieżącą konsumpcję; tym samym uspójnienie polityki
społecznej i polityki energetyczne obecnego rządu)
- Poszerzenie katalogu i zakresu mocy (do 500 kW) instalacji
OZE z których skorzystać mogą będący
przedsiębiorcami, nowi wytwórcy energii z OZE, w formie świadectw pochodzenia
(rozwiązanie sprawdzone i obecnie najbardziej racjonalne w stosunku do małych
instalacji OZE) oraz podwyższenie (dla źródeł do 200 kW oraz dla spółdzielni
energetycznych) średniej ceny sprzedaży energii elektrycznej z OZE o wysokość stawki dystrybucyjnej zmiennej,
właściwej dla taryfy danego przedsiębiorcy (chodzi o sprawiedliwą wycenę
wartości energii w miejscu jej
wprowadzenia do sieci zgodnie z realnym
kosztem dla systemu energetycznego i wysokością strat na dostawie)
- Wprowadzenie podstawowej logiki technologicznej i jednoznaczności dla inwestorów w
strukturze koszyków systemu aukcyjnego wraz z wpisaną do ustawy perspektywą oczekiwanej
wielkości wolumenów aukcyjnych na co najmniej 3 lata do przodu (perspektywa
dewelopera dobrych projektów inwestycyjnych i gwarancja zdrowej konkurencji w
aukcjach)
Tylko tyle - z życzeniami Noworocznymi AD 2017 - i aż tyle, aby zminimalizować skutki dziwnej rewolucji energetycznej realizowanej w Polsce w stylu wandejskiej wojny domowej prowadzonej z OZE, które całkowicie niesłusznie zostały uznane za wroga węglowej tradycji i spóźnionej rewolucji w energetyce. I aby dobrze odczytać i zrozumieć ostatnie zdanie - największy paradoks "rozważań" Jasienicy: to tekst o takich, co zbytnio miłując własne wizje zdradzili program reformatorski oraz o takich co napiętnowani jako wstecznicy i zbrodniarze byli mu właśnie wierni.
2 komentarze:
PS.
Tekst wzbudził kontrowersje na innych portalach, które były na tyle uprzejme, że dokonały przedruku. Przyznaje ze użyta przeze mnie w artykule analogia historyczna to ostateczność aby w ewidentnie trudnej do zrozumienia (może nawet celowo komplikowanej, zwłaszcza od strony prawnej i zamazywanej od strony politycznej), z pominięciem detali móc spróbować skomunikować się z tymi którzy coraz więcej płacą z myślą o czymś innym niż dostają i niekoniecznie mają tego świadomość. Analogia historyczna kierowana jest jednak zasadniczo do polityków i dziennikarzy i to oni (a nie eksperci w danej dziedzinie) powinni się w nią posługiwać do objaśniania sytuacjach trudnych (a nie historycznymi chwytami retorycznymi w sytuacjach konfliktowych)
W przesłaniach noworocznych w celu lepszej komunikacji analogią historyczną wsparł się wicepremier Morawiecki , odwołując się do innej książki historycznej „Bolesława Chrobrego” Antoniego Gołubiewa i uzasadniając otoczeniem zewnętrznym istotę spójnej polityki gospodarczej i społecznej rządu w taki sposób: „ważne jest, aby wzrost gospodarczy był inkluzywny, włączający i obejmujący jak najszersze grupy społeczne. Dziś jest to naszym celem, wręcz aksjomatem rozwoju gospodarczego”. Wicepremier posługuje się analogia historyczną, ale wnosi też o „wyrwanie z (prostej) imitacji przeszłości”.
Słusznie Morawiecki pisze, że czas zmian i zawirowań w świecie pokazał, że musimy patrzeć na gospodarkę i społeczeństwo łącznie. W tej koncepcji wsparcie dla wsparcie dla górników to element polityki społecznej, ale szans na inwestycje rozwój trzeba szukać w zupełnie innych obszarach, o ile nie zależy nam na wzmacnianiu oligarchii energetycznej i powiększaniu obszarów niespójności społeczno-gospodarczej.
Interesuje się tu ktoś z czytelników bloga spawaniem albo zajmuje sie tym zawodowo? Szukam aktualnie do domowego garazu i wstępnie interesuje mnie ten model spawarki https://migomat.com.pl/migomat-spawarki-mig-mag/migomat-sherman-mig-200m.html
Prześlij komentarz