niedziela, sierpnia 02, 2009

Krajowy program rozwoju produkcji i wykorzystania biogazu czyli jak poskładać pokawałkowany świat administracji państwowej w jeden "plan działań"

Coś ciężko mi ten wpis zacząć, bo w zasadzie powinienem się cieszyć z opublikowania przez Ministerstwo Gospodarki programu rozwoju biogazu, który funkcjonuje pod niezbyt intuicyjnym (a nawet mylącym tytułem „Innowacyjna Energetyka – Rolnictwo energetyczne” (IERE). Aby choć trochę uprościć i związać nazwę programu z jego zwartością, będę go „po swojemu” nazywałbym do „Krajowym programem rozwoju produkcji i wykorzystania biogazu” ale w skrócie będę używał słowa „Program”.

Dlaczego powinienem się cieszyć a się nie cieszę? Pomimo umiarkowanego potencjału, dostrzegam wiele korzyści jakie biogaz może przynieść, czemu zresztą dałem wyraz pond rok temu w entuzjastycznym przyjęciu rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie zrównoważonego rolnictwa i biogazu i wręcz wzywałem rząd RP do aktywniej promocji biogazu, a jak już rząd zapromował to ja znowu kręcę nosem. Sam się nieraz zastanawiam czy nie przemawia przeze mnie „starcze malkontenctwo” czy też odreagowywanie porażek na innych polach :). Jak popatrzyłam na wpisy z tego roku to aż się przeraziłem, że za kilkoma wyjątkami ciągle się czegoś czepiam! Wiedząc, że może coś ze mną jest nie tak, do serca sobie wziąłem obserwację psycholog - Pani prof. Skarżyńskiej, która w Juracie na kiosku z lodami zobaczyła napis: „Narzekacze stoją w kolejce, uśmiechnięci mają upust” - :). Popieram, przemawia to do wyobraźni, obiecuję poprawę, ale jeszcze dzisiaj, przed wyjazdem na wakacje, sobie ponarzekam….

Czytając projekt Programu przyszedł mi do głowy tytułowy „pokawałkowany świat” i postaram się tę myśl rozwinąć i w tym duchu chcę przeprowadzić jego krytykę.

"Pokawałkowany świat", czyli taki rozpadający się na kawałki, w którym ludzie i organizację błądzą jak we mgle to temat dobry dla artystki takiej jak Olga Tokarczuk, która z problemem mierzyła się w książce „Prawiek o inne czasy” . Tokarczuk szukając idealnej spójności świata widzi jednak że rzeczywistość tonie w chaosie i rozpadzie. „Prawiek”, jak zauważył nie tak dawno jeden z recenzentów - to tylko wyraz tęsknoty za porządkiem. Większy dysonans w stosunku do takiego świata mają szukający idealnej konstrukcji filozofowie, ale prof. Kołakowski, na którego chce mi się ciepło wspomnieć na „odnawialnym” z takimi z pozoru niespójnymi kawałkami jakoś sobie radził. Z innej strony, np. Albert Einstein szukając spójności w wielkich systemach (zaczynając od próby unifikacji teorii grawitacji i elektromagnetyzmu) też do końca nie był z siebie zadowolonym, bo nie udało mu się znaleźć jednolitego systemu w którym, jak zauważył filozof przyrody prof. Michał Heller, byłaby jedność językowa, logiczna i historyczna.

To czemu się czepiam rzekomego braku jedności i braku spójności w tytułowym Programie, skoro jego autorami nie są artyści, uczeni, filozofowie, tylko „zwykli” urzędnicy państwowi, wsparci politykami (nie filozofami bynajmniej, o ile wiem poseł Janusz Palikot w przygotowanie Programu nie byl włączony:)?

Pewnie trochę zbyt duże oczekiwania miałem po przeczytaniu wzmiankowanej na wstępie kierunkowej rezolucji Parlamentu Europejskiego , nowej dyrektywy w sprawie promocji stosowania odnawialnych źródeł energii i bardzo dobrych moim zdaniem wytycznych Komisji Europejskiej do wdrożenia tej dyrektywy na szczeblu krajowym (Action plan) (link prowadzi także do tłumaczenia „wytycznych” na język polski), czy nawet do projektu Polityki energetycznej Polski do 2030 r. (choć niestety PEP'2030 jest ciągle projektem i ma wiele mankamentów, uważam za lepsza od wszystkich poprzednich analogicznych dokumentów). Zastanawia mnie jak można było te dokumenty pominąć w projekcie Programu i oderwać go zupełnie od „systemu”, od otoczenia oraz wyizolować z procesu tworzenia polityki i prawa. Jak można wyrwać Program z kontekstu „Pakietu klimatycznego, choć to właśnie pod tym szyldem (3 x 20%) „oddolnie” był tworzony? Bez tego, Program nie wygląda na poważne przedłożenie rządowe, ale na materiał lobbystyczny wąskiej grupy interesu mającej kłopot z artykułowaniem szerszego celu publicznego, a nie tylko celu własnego.

Program jest poddany w ustawowym trybie konsultacjom społecznym, ale nie wiem czy wyniki ich nie ograniczą się tylko do określania jaka powinna być cena łączna przychodów sprzedawców paliw i energii z biogazowni. Ostatnio licytuje się, że przychody powinny wynosić minimum 500 zł w przeliczeniu na MWh, oprócz 50% dotacji ze wspomnianych w programie 5 mld zł (być może przez analogię do 3 x 20% Program biogazowy należało nazwać "5 mld zl x 50% + 500 zl x 2 mln MWh" aby choć troche przypominal pakiet klimatyczny :). Nie sądzę aby przy tego typu przedłożeniu/projekcie nadsyłane do Ministerstwa Gospodarki uwagi mogły służyć optymalizacji wsparcia z punktu widzenia podatnika i konsumenta energii, bo program nie daje możliwości ustosunkowania się do tych kluczowych spraw. Pamiętam projekt analogicznego programu dotyczącego energetyki wiatrowej (niezręcznie mi o tym pisać, bo byłem jego współautorem) sprzed 7 lat, gdzie niezbędnym elementem było wyliczenie” m.in. wymaganej/zoptymalizowanej skali wparcia, efektów ekologicznych, wymiernych efektów społecznych oraz wpływu na budżet państwa, a także szczegółowy program działań z harmonogramem i kosztami.

Ciężko mi to pisać, ale w zasadzie chcę zaproponować wstrzymanie prac na programem, wykorzystanie jego projektu przy tworzeniu krajowego planu działań w zakresie energetyki odnawialnej do 2020 r. i uzgodnienie go w całym pakiecie w pierwszej połowie 2010 r.
Trudno bowiem tworzyć projekt programu wykonawczego dla jednego podsektora energetyki odnawialnej, a tym bardziej optymalizować jego rozwój (jak zakłada projekt programu) w oderwaniu od interakcji z innymi branżami energetyki - PEP’2030, a w szczególności w oderwaniu od przyszłego „krajowego planu działań w zakresie energetyki odnawialnej” . Przyjęcie zaproponowanego dokumentu może zatem prowadzić do kolejnej niespójności dokumentów rządowych i osłabienia ich wiarygodności oraz dezorientacji potencjalnych beneficjentów programu

W sprawach szczegółowych dodam, że w Programie chyba błędnie zidentyfikowano odbiorców. Sądzę, że adresatem i beneficjentem programu powinni być przede wszystkim inwestorzy (ew. deweloperzy) gdyż to od niech bezpośrednio zleży rozwój tego sektora i to im należy w pierwszym rzędzie usuwać ew. bariery. Dodam, że nie sądzę aby gminy w przypadku biogazowni rolniczych i rolniczo-utylizacyjnych były ważniejszym beneficjentem Programu (choć są beneficjentem działania 321 w PROW) niż prywatni inwestorzy. Wymienieni w punkcie 3 Programu np. „odbiorcy energii”, „dostawcy substratów” nie są w mojej ocenie kluczowymi adresatami Programu, będą raczej pasywnymi uczestnikami rynku niż jego kreatorami. Zastanawia zatem brak wskazanych jako kluczowych beneficjantów przedsiębiorstw z sektora rolno-spożywczego Dostrzegamy tez inne podmioty które mogłyby pełnić zadania w ramach wdrażania programu, jak choćby regionalne agencje energetyczne (zakładane w Polsce przez Województwa Samorządowe) czy wojewodzkie Ośrodków Doradztwa Rolniczego…

Niewielkie są możliwości bezpośredniego wykorzystania informacji w nim zawartych. Np. w pierwszych akapitach czytelnik może odnieść wrażenie, że Program zachęca samorządy do podjęcia ciężaru i wyzwania wsparcia biogazowni na swoim terenie. Z praktycznego punktu widzenia, przy braku szczegółów tej wizji oraz odpowiednich mechanizmów wsparcia na poziomie krajowym jest to mało realne i na obecnym etapie pozostanie prawdopodobnie tylko niezrealizowanym życzeniem, stanowiącym źródło ryzyka dla inwestorów.

Wygląda na to, że rząd i jednak bez szczegółowego planu i po niewczasie pragnie zachęcić instytucje finansujące (cała lista, niekoniecznie aktualnych programów jest wymieniona w dokumencie) do przeznaczania środków na biogazownie. Ale chodzi o środki do 2013 roku których sposób wydatkowanie jest w większości już zdefiniowany (rząd nie proponuje żadnych nowych środków).
W końcu proponowana docelowa, w sumie niewielka skala Programu – 1 mld m3 biometanu - niewiele więcej niż 1% w zużyciu energii finalnej brutto (tak jak w przypadku energetyki jądrowej), także nie daje silnego argumentu na rzecz tworzenia programu rządowego w tym obszarze, bardziej nadaje się na przedmiot dużego programu badawczego niż branżowego programu rządowego. Wiem nawet o takim programie (kwota pokaźna – 70 mln zł, w znacznej części na B+R w sektorze biogazu) przygotowanym w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego i zarządzanym przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Niech mi będzie wolno pochwalić Pania Minister Barbarę Kudrycką i jej adminsitrację za taki priorytet i refleks, ale znowu, o tej inicatywie w tytułowym Programie "biogazowym" ani słowa nie ma….

Co zatem się dzieje, że w sumie bardzo dobra idea nie sprawdza się przy próbie jej wdrożenia przez administrację (resort gospdoarki wsparty resortem rolnictwa) i polityków? Dlaczego polityczna góra urodziła mysz a z jednego z flagowych hasel politycznych powstal rodzaj felietonu gospodarczego?

Myślę, że wplyw na efekt pracy ma niestety jakość administracji państwowej oraz zdolność koordynacji działań na szczebli rządu i koalicji. W sytuacji gdy nie respektuje się i nie aktualizuje Strategii rozwoju energetyki odnawialnej, ani nie respektuje założeń nowego planu działań na rzecz OZE ‘2020, każdy decydent cieszy się swobodą gry do jednej bramki, czasami z „przyjaciółmi królika”.
Ale chyba nie wszystkie partykularne posunięcia można tłumaczyć egoizmem grup interesów. Chyba poważniejszy problem to właśnie wiedza i koordynacja. WNP
zastanawia się nad przyszłością OZE ‘2020 i redaktor Ciepiela po kontaktach w dwu resortach wyciąga takie wnioski: zdaniem Ministerstwa Gospodarki, spełnienie obowiązku 15 proc. udziału energii ze źródeł odnawialnych w zużyciu energii jest wykonalne, ale pod warunkiem przyśpieszonego rozwoju wykorzystywania wszystkich rodzajów odnawialnych źródeł, a w szczególności energetyki wiatrowej. Zdaniem resortu gospodarki, do roku 2020 w największym stopniu będzie się rozwijała energetyka wiatrowa, w dalszej kolejności będzie wykorzystywana biomasa, biogaz i siła spadku wód. …Inaczej widzi przyszłość Ministerstwo Środowiska, według którego największy potencjał związany jest z wykorzystywaniem biomasy, następne energii słonecznej, energii wiatrowej i zasobów geotermalnych. Dodam, ze Ministerstwo Rolnictwa stawia ciągle na biopaliwa ..., a w przypadku biogazu widzi ptencjal surowcowy 5-6 krotnie wiekszy niz ostatecznie zaproponowany w Programie (jak biogaz jest tak dobrym rozwiązaniem, to dlaczego chcemy wykorzystać tylko 15-20% potencjalu?)....

Czy to nie jest dla resortów świat nie odkryty i właśnie pokawałkowany?

Ale czy ten świat nie jest pokawałkowany także w jednym resorcie?
Prof. Michał Kulesza, twórca systemu reformy administracji publicznej z 1999 r. w wywiadzie dla Gazety Wyborczej z 31 lipca dzieli komórki organizacyjne w ministerstwach/departamenty na trzy rodzaje: a) merytoryczne/nadzorujące, b) strategiczne, w jakim w moim rozumieniu powinien być departament energetyki a w szczególności t jego część odpowiedzialna za OZE, c) obsługi/administracyjne. Program „biogazowy” sprawia wrażenie bycia przygotowywanym z departamentach „zarządczych” (nie ma tu jeszcze czym „zarządzać”) , ale z pewnością nie „strategicznych”.
Widząc rozproszone myślenie na forum administracji państwowej, Dr Paweł Świeboda- szef think tank'u demosEuropa, w weekendowym wydaniu Gazety idzie dalej, twierdzi że powinniśmy mieć ministerstwo ds. energii i klimatu, przede wszystkim do wdrożenia pakietu klimatycznego UE, ale myśli o "kręceniu lodów z węgla” (głównie z CCS).
To ostatnie dla mnie jest mało strategicznym, a i idea nowego ministerstwa jeszcze jest mało dojrzała (do każdego problemu który nas przerasta ministerstwa nie będziemy tworzyć) , ale do czego nieśmiało nawołuję to: a) zdecydowane wzmocnienie w zakresie OZE Departamentu Energetyki w Ministerstwie Gospodarki i to nawet teraz kiedy mówi sie o 10% cięciach w administracji rządowej b) poprawa koordynacji pracy resorów w zakresie OZE, np. poprzez stworzenie Międzyresortowego Zespół ds. OZE (przyznaję, kilka lat temu taka inicjatywa byla już raz podjęta, wtedy z inicjatwy Ministra Srodowiska), z dobrym rządowym koordyntorem i z udziałem zaproszonych ekspertów zewnętrznych (nie tylko dla samej wiedzy eksperckiej, ale aby nieco ukrócić ciągotki do partykularnego myślenia politycznego w sprawach ewidentnie merytorycznych).

Jeżeli tego nie będzie, to ciemno widzę w czerwcu ‘2010 krajowych plan działań na rzecz OZE ‘2020, bo pilotaż z Programem „biogazowym” nam zdecydowanie nie wyszedł.

2 komentarze:

Bogdan Szymański pisze...

Mnie zupełnie nie dziwią Pana krytyczne wpisy na odnawialnym. Patrząc na działania polskiego rządu w sprawie OZE trudno pisać inaczej jak krytycznie.

Dobrze że Pan wspomniał o kosztach polskiej przygody z biogazem. Jeżeli faktem okaże się wsparcie gwarantujące przychód na poziomie 500zł/MWh tylko się cieszyć że będzie to jedynie 1mld3. Niestety prawdą jest że nic tak łatwo się nie wydaje się jak publiczne pieniądze. Z pewnością produkcja biogazu niesie za sobą szereg korzyści ale nie sądzę aby ktoś w przypadku polskiego programu rzetelnie zbilansował korzyści i koszty a na dodatek zastanowił się czy angażując mniejszy nakład środków można uzyskać te same cele ?

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Przyznam, że bilansowanie kosztów i korzyści powinno także mnie dotyczyć, skoro chcę tworzyć etaty (koszty) w biurokracji rządowej, a w mniejszym zakresie np. w nowych technologiach czy potencjale eksportowym, gdzie wiele więcej można wybaczyć. Jak chcę coś poprawić (jak ja) czy zainicjować (jak rząd), to zasada powinna być taka jak przy głosowaniu w cywilizowanym świecie ustawy budżetowej - pomysłodawca musi wskazać źródła finansowania. Prof. Michał Kulesza zauważa, że więcej urzędników wymagają programy europejskie, gdyż są silnie zbiurokratyzowane. W ubiegłym tygodniu miałem sympatyczne spotkanie ze studentami Krajowej Szkoły Administracji Publicznej (KSAP), którzy słusznie zauważyli, że nie musimy mieć aż tylu urzędników od OZE (na razie ponoć w Departamencie Energetyki jest 8 pracowników pracujących na rzecz OZE) co w Niemczech (obecnie ok. 80 osób w analogicznym departamencie w ministerstwie środowiska i bezpieczeństwa reaktorów), dlatego że „nasz system wsparcia” nie jest aż tak jak za zachodnią granica zbiurokratyzowany i jednak skala rynku OZE (liczba podmiotów) jest minimum o rząd wielkości mniejsza. Powiem zgoda, ale Niemcy już mają system, a my musimy go tworzyć, niejako od podstaw. Jak Niemcy coś wymyślą na swoją miarę to zazwyczaj z chwilę staje się to elementem prawa UE i szczególnym źródłem kosztów po naszej stronie. Ale oszczędności na tworzeniu systemu i koordynacji (mam tu na myśli cała energetykę odnawialną, a nie tylko biogaz) są zazwyczaj pozorne, tak jak na pokaz jest cięcie na oślep etatów w administracji. Z drugiej strony, jeżeli z biogazem chcemy „pójść na całość” w kolorową certyfikację (zielona energia, kogeneracja, biometan wtłaczany do sieci…), to przy początkowo niewielkich obrotach na rynku, koszty jednostkowe utrzymania biurokracji do wszechstronnej certyfikowania i wsparcia dotacjami muszą być wysokie. Wszak kreatywny polski przedsiębiorca to nie nudny ;) biznesman zza Odry i Nysy i administracja musi mu się przyglądać z nieco większą uwagą...