niedziela, października 26, 2008

Mieć albo być, czyli o męskim i damskim postrzeganiu ekologii

Ciężkie ostatnio tematy podejmuję, co może nie jest dobrym rozwiązaniem na „ciężkie czasy”. Po przejrzeniu zaprzyjaźnionych blogów (wszędzie ciężko, kosztowo i technologicznie, ale lekkosć dostrzegłem między innymi na blogu energooszczędność doszedłem do wniosku że autor – gospodarz blogu jak magnes, jako jedyny z blogowiczów, przyciąga "powabnym powiewem lekkości" piękne zapewne Panie i pozazdrościłem Panie Henryku :). Na odnawialnym kiedyś gościła czasami przemiła Pani Kinga, ale wymownie milczy od kilku miesięcy :) Czy gdzieś tam, w cyberprzestrzeni jest, jwt Pani pani Kingo?, że zawołam wykorzystując dobre i skuteczne (!) praktyki Pana Henryka? Wolam Panie też trochę na pomoc, bo w tej blogowej dyskusji nt OZE są potrzebne ze swoim bardziej dlugookresowym patrzeniem w przyszlosc i wieksza skolonnoscia do inwestowania nawet przy nizszej stopie zwrotu (IRR), gdy naprawde o sprawy ważne chodzi...

Ale chciałem (tylko trochę) poważniej. Pracują już 20 lat w energetyce odnawialnej, było różnie, przeważnie ciężko, ale kiedyś zauważyłem że środowisku w którym pracuje jest stosunkowo dużo Pań i kilka lat temu, siedząc za stołem jeden z konferencji z kilkoma Paniami z różnych krajów dałem nieśmiały wyraz zadowolenia z tego właśnie faktu. Jedna z Pań (profesor uniwersytetu w Rydze i dodatku kobieta biznesu) popatrzyła na mnie z politowaniem i powiedziała: czy wiesz dlaczego tak jest? Odpowiedziałem dyplomatycznie że pewnie mam szczęście w życiu, ona na to twardo, że powód jest jeden; różnica w zarobkach w energetyce odnawialnej i klasycznej. W ten sposób oto zostałem sprowadzony na ziemię :). Tam gdzie ja – jakby zniewieściały :), zaczynam dyskusję będącą na styku energetyki odnawialnej i klasycznej zawsze moim partnerem jest mężczyzna i już się temu nawet nie dziwię, że mężczyźni, zwłaszcza ci „prawdziwi” bronią jak lwy energetyki tradycyjnej, a tę odnawialną uważają zazwyczaj za, delikatnie mówiąc, infantylną.

Ale po weekendowym przeglądzie prasy (kobiecej oczywiście :) mam dla nich złe wieści… W „Wysokich obcasach” w wywiadzie zatytułowanym „Plemnik z temperamentem” z prof. Kupiszem z Instytutu Genetyki Człowieka, przeczytałem, że z powodu zanieczyszczenia środowiska Polacy mają spermę niskiej jakości; „od trzech do pięciu razy mniej plemników niż u Kanadyjczyka czy Fina (zielona Dania nie jest na czele, bo wiatry nawiewają tam zanieczyszczenie z niezbyt dbającej o środowisko Wielkiej Brytanii)”. Prof. Kupisz (spec od biologii rozrodu) konkluduje, że „szkód spowodowanych zanieczyszczeniem środowiska nie da się nadrobić jakością życia czy lepszym odżywianiem”. No i co na to „prawdziwi” mężczyźni od „prawdziwej” energetyki(prezenujący się zresztą szczerze jako patrioci broniący żywotnych spraw polskiej rodziny zgrożonej kosztownymi OZE; przepraszam z góry za odrobinę demagogii)? Ci zniewieściali przy okazji też ucierpią (też na dalsze odległości, niestety...), ale przynajmniej nie będą brać tego ewidentnego oslabiebia szansy na sukces tak do siebie :) i tak cierpieć. Oj osłabi to Panów, osłabi :) i przez to może jednak zachęci do trudnych dla wszystkich zresztą ponowanych wyborów, typu „mieć czy być” ?

Ale mam takie wrażenie, że „tych prawdziwych” coraz więcej przechodzi na stronę OZE. Może ja 20 lat temu za wcześnie przeszedłem? Ale czasy sie gwaltownie zmnieniaja. W dodatku do Wyborczej „Mój biznes” uradowałem się z wyników konkursu „Pomysł na firmę”. Z 12 finalistów, wybranych przez wiarygodnie jury (nie związanego bynajmniej z OZE, poza tym jedna Pani – dr Eris, a reszta niestety Panowie, ale na potrzeby mojej tezy to może nawet dobrze), aż trójka Panów (znowy woda na mlyn mojej tezy) została nagrodzona za biznesowe pomysły z zakresu OZE (dwóch dwudziestoparolatków - idzie młodość która pozwala na robienie rzeczy z pozoru niemożliwych i jeden pięćdziesięciolatek – doświadczenie wyklucza ryzykowne wybory życiowe). Nagrodzeni Panowie chcą albo sprzedawać, montować i serwisować kolektory słoneczne, albo budować (wcale nie tylko projektować albo o tym uczyć) farmy wiatrowe. Witamy zatem w klubie prawdziwych facetów dbających o plemniki swoje i innych oraz zapraszam, chyba mogę w imieniu nagrodzonych, Panie do tego biznesu i oczywiście do współpracy! Dobrze jeżeli Panie mają wybór, wszak o wolny rynek (nie tylko blogowy i nie tylko w wersji darwinowskiej) i swiadomy wybór tu chodzi :)

12 komentarzy:

Kinga Kalandyk (Kubicka) pisze...

Witam ,
Już stawiam się do raportu i odpisuję . Od momentu pierwszego „wejrzenia” na odnawialny zagościłam tu na dobre. Na bieżąco czytam blog i za każdym razem chciałabym podyskutować w zacnym gronie. Tylko jest standardowy, taki mały problemik…, że ciągle nikt nie wydłużył doby. Tym bardziej, że poruszane tematy są mi bliskie prywatnie i zawodowo. Próbuje zebrać w całość myśli które nasuwają się po przeczytaniu, między czasie zaglądam na inne blogi tematyczne i znowu pojawia się burza myśli i … brak czasu na przelanie ich na „papier”. I efekt jest jaki jest. Niestety. Ale bardzo mi miło i cieszę się niezmiernie Panie Grzegorzu, że mnie Pan wywołał do tablicy. Bo to bardzo różnie bywa z odbiorem przez grono męskie kobiet, które mają coś do powiedzenia w branży. Choć muszę przyznać ze poza granicami naszej kochanej Polski kobieta wypowiadająca się w branży energetyki, OZE (przypisywanych nie wiedzieć czemu zasadniczo do mężczyzn) jest bardzo dobrze odbierana, z nutką zaskoczenia, aczkolwiek bardzo pochlebnie.
No i właśnie chciałam, krótko zwięźle, a rozpisuję się i poruszam temat, dobry na zupełnie nowy blog .
Wracając na Ziemię. Fakt faktem jest, że jestem niepoprawną optymistką co do rozwoju OZE. I ja wiem, że w Irlandii, Danii, Szwecji (generalnie prawie wszędzie) energetyka odnawialna ma się znacznie lepiej niż u nas. Ale mieszkamy tu i narzekanie na nie wiele się zda. A lepiej robić coś niż tylko narzekać. Mój entuzjazm jest więc wielokrotnie poddawany ciężkim próbom, ale walczę (choć czasami przypomina to walkę z wiatrakami).
Tak więc, stawiam się zwarta i gotowa do podpory jako reprezentant ponoć mocniejszej płci.
Pozdrawiam,
Kinga K.

Bogdan Szymański pisze...

W mojej ocenie zbyt silnie koncentrujemy się na problemie CO2 zapominając że spalanie węgla ma silnie negatywny wpływ na zdrowie ludzi i zwierząt w ujęciu lokalnym.
Malo mówi się że wraz z CO2 podczas spalania węgla do atmosfery dostaje się cała tablica mendelejewa i chociaż stężenia toksycznych związków i pierwiastków jest mała to jednak jak w przypadku rtęci następuje ich akumulacja w rejonie gdzie w dużym stopniu grzeje się węglem.

Niektórzy specjaliści łączom tą sytuację (grzanie węglem)z wysypem przypadków zachorowań na raka i innych chorób. Wiele krajów nie z powodów emisji CO2 lecz właśnie z powodu emisji innych znacznie bardziej szkodliwych związków zabroniło używać węgla w gospodarstwach domowych. Niestety u nas tego problemu się nie podnosi.

Chris pisze...

Ostatnio czytałem, że w Pekinie najczęstszą przyczyną śmierci jest teraz rak płuc.

Kinga Kalandyk (Kubicka) pisze...

Z drugiej strony nie ma co łapać wszystkich srok za ogon. Dobrze będzie jak przynajmniej skoncentrujemy się właściwie na problemie CO2 i zostaną podjęte konkretne działania w tym celu to i przyjdzie czas na resztę tablicy Mendelejewa. Jak zaczniemy ludziom „tłuc” do głowy o toksycznych związkach, pierwiastkach to znowu staniemy w miejscu i będzie chaos. W tym momencie przynajmniej jest już kojarzony CO2 jako przyczyna niekorzystnych zmian. Zwiększyła się świadomość ludzi w tym temacie. I na tym powinniśmy bazować.

Bogdan Szymański pisze...

Kingo właśnie takie myślenie jest problemem - koncentrujemy się na małym problemie w ujęciu lokalnym a nic nie robimy z dużym problemem emisja toksycznych związków.

Gwarantuje ci że jeżeli gminy zrobiłyby coś w sprawie edukacji i dotarły do ludzi z informacja o rzeczywistej szkodliwości spalania węgla nie tylko koncentrując się na CO2 który dla ludzi nie jest szkodliwy odniosłyby sukces.

Klimatem mało kto się przejmuje za to własnym zdrowiem każdy.

Kiedyś nawet pytałem moich irlandzkich znajomych dlaczego nikt nie grzeje tu węglem choć jest tani - i co mnie zdziwiło zdecydowana większość twierdziła że jest to szkodliwe dla ich zdrowia i część twierdziła że to jest porostu zabronione za to nikt nie podniósł problemu CO2.

Kinga Kalandyk (Kubicka) pisze...

Drogi Bogdanie. Nieco zaprzeczasz sam sobie. Najpierw zarzucasz myślenie w ujęciu lokalnym, a potem sugerujesz ze gdyby Gminy zabrały się edukacji to byłoby inaczej. Przecież Gmina to najmniejsza jednostka samorządu terytorialnego o zasięgu lokalnym. I właśnie od tych małych „komórek” należy zacząć. Małymi krokami do większego celu! Czy próbowałeś zadziałać z czymkolwiek zaczynając od najwyższego szczebla? Bądźmy realistami.
W moim sporym już doświadczeniu (choć może nie strasznie długim w horyzoncie czasowym) przeprowadzałam bardzo różne inicjatywy w ujęciach lokalnych, regionalnych itp. I akurat w tym temacie jak najbardziej wskazane są działania od poziomu lokalnego. A chęć działania Gmin w tym aspekcie jest …nieco mała (za krótko trwa kadencja samorządu, chyba). Ale przeprowadzane inicjatywy edukacyjne z tego zakresu na poziomach gmin w większości województwa przynoszą dobry efekt w podniesieniu świadomości w społeczeństwie.
Niestety trzeba się uzbroić w cierpliwość! I etapami budować nowe myślenie. W Irlandii zaczęto o tym myśleć nie od wczoraj i stąd taki efekt. Ale w Polsce jest inaczej, musimy nad tym popracować. Przecież do tej pory ludzie mają azbest nad głowami… choć wiedzą jakie to zagrożenie. Problem jest o wiele bardziej złożony niż się wydaje.
Pozdrawiam.

Bogdan Szymański pisze...

Rzeczywiście myślałem o czymś innym a napisałem coś innego. :)

Tu się zgodzimy że problem jest złożony lecz kluczem do jego rozwiązania jest poznanie jego przyczyn.

Działania powinny być dostosowane do zawsze środków jakie mamy natychmiastowe nakazanie rezygnacji z węgla byłoby herezją jednak ponoszenie świadomości społecznej nie jest kosztowne a stopniowo będzie przynosić efekty o czym wspomniałaś.

Tyle że wraz z informacją muszą pojawiać się propozycje rozwiązań dostosowane do możliwości finansowych społeczeństwa. Wiele ciekawych inicjatyw jak popularyzacja pasywnego budownictwa nie jest traktowanych w Polsce poważnie - a to przecież klucz do zmiany systemów ogrzewania na bardziej ekologiczne. Zawsze należy walczyć z przyczynami a nie skutkami problemu. Zapominając o tym wiele dobrych inicjatyw staje się nie skutecznych.

Taki przykład z Krakowa gdzie gmina dopłacała do wymiany piecy węglowych na kotły gazowe lub olejowe. Działanie okazało się zupełnie nie skuteczne gdyż wysokie koszty gazu i oleju sprawiły że ludzie i tak palili węglem a gmina wydała pieniądze w błoto. W mojej ocenie jeżeli zamiast dotować zmienię systemu ogrzewania przeznaczono by te fundusze na docieplenie i wymianę okien efekt był by lepszy a zmniejszone zużycie energii samo pchnęłoby mieszkańców w inne bardziej czyste źródło ogrzewania.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Radość wielka i szczera przepełniła serce moje :) jak zobaczyłem że Pani Kinga wróciła na „odnawialny”, pomimo wyraźnego braku czasu. Oj, jak ja to doskonale rozumiem Pani Kingo!!! Ale głupio mi, że dopiero teraz, po paru dniach, reaguje, choć mam drobne usprawiedliwienie. Byłem mianowicie na targach POLEKO gdzie między innymi prowadziłem bardzo ciekawe seminarium Polsko-Skandynawskie nt technologii OZE i związanych pro-środowiskowych i konkretnych rozwiązań i doświadczeń w Norwegii Danii i Szwecji, i w pełni mogę potwierdzić to co Pani napisała, że właśnie tam „energetyka odnawialna ma się znacznie lepiej niż u nas” . Nie wiedziałem o dyskusji na „odnawialnym” ale podsumowałem prawie Pani słowami, że w tych krajach „zaczęto o tym myśleć nie od wczoraj i stąd taki efekt, a w Polsce musimy nad tym popracować, uzbrajając się w cierpliwość i etapami budować nowe myślenie”. Już całkiem od siebie dodałem, że tam gdzie my widzimy problemy i koszty (CO2, odpady), Skandynawowie widzą korzyści (substraty do produkcji biogazu) i innowacje (w wyniku nadania priorytety redukcji emisji CO2). Prezentowane Poznaniu rozwiązania skandynawskie poparte były 10-15 letnimi doświadczeniami (bynajmniej nie niesprawdzone nowinki) i ciągłym doskonaleniem dzięki stabilnej politycznej i dużej świadomości ekologicznej mieszkańców. Innowacje przyszły w ślad za tym.
Dodam że nie było ani jeden Pani z Danii i Szwecji, ale, że o tym wszystkim (raczej nie o węglu:) mówili wyłącznie Panowie. Ci, którzy dzięki właśnie inwestycjom w ekologię, zdaniem prof. Kupisza (wpis powyższy) mają generalnie większe szanse na zostawienie materiału genetycznego (kto wie?, może w Polsce :), na złość naszym energetykom:))) ?

Wracając w ten sposób do spraw koniecznej równowagi pomiędzy udziałem Pań i Panów w debacie nt. OZE podam jeszcze jedną, już ostatnią (bo sprawa jest poważna) anegdotkę, która dotyczy nie tyle ochrony środowiska, ale innowacji do których nawet w powyższych wpisach odwołuję się Pan Bogdan. W UE innowacje są finansowane z tzw. programów ramowych, a wśród kryteriów oceny wniosków na projekty badawcze (przyznam, że nie najważniejszych) są tzw. „gender issues”, czyli czy koordynator projektu i konsorcjum zaproponowali znaczący udział Pań w projektach (bez nich byśmy tylko bez końca zgazowywali węgiel albo zatłaczali CO2 z tej „czarnej” roboty" pod ziemię:). Będąc recenzentem takich wniosków zawsze śmieję się jak zazwyczaj męscy koordynatorzy takich propozycji projektów męczą się z tym „problemem”, ale najbardziej ubawił mnie jeden z polskich profesorów, który składając wniosek dot. „czystego węgla”, gdzie chciał zatrudnić w nich samych Panów jako głównych wykonawców, chcąc nie stracić na wrażeniu ewaliatorów w punkcie oceny jego wniosku dot. „gender issues” napisał że on (jako proponowany koordynator) …. w młodości organizował w szkole „dzień dziewcząt” :))))). Nie chcę aby „odnawialny” stał się mekką feministów i feministek, ale sądzę, że źle jest dla debaty w tak trudnej sprawie jak OZE i innowacje , jeżeli minimum 50% potencjału intelektualnego jakiejś grupy w danym kraju byłoby niewykorzystane z powodów nazwijmy to historycznych czy kulturowych.

Poruszyliście Państwo jeszcze kilka spraw które wymagają zachowania iście taoistycznej równowagi i bardziej kompleksowego patrzenia na sprawy. Jedna dotyczy równego traktowania tzw. niskiej emisji (pyły i CO)- do rozwiązania na szczeku lokalnym, problemu kwaśnych deszczy (NOx, SO2)- do rozwiązania na szczeblu regionu i inter-regionalnym i problem zmian klimatu – problem globalny. Najłatwiej nam idzie (lokalne i dokuczliwe smrody) z pyłami, sadzą i smogami i tu dobrze sobie radzą lokalne samorządy i lokalne społeczności, w tym Panie, które zawsze dbają o zdrowie swoich rodzin. Najlepszy program ograniczania niskiej emisji w Polsce ma właśnie Śląsk, ale jednocześnie z wiadomych względów nie jest liderem w ograniczaniu emisji SO2,NOx a zwłaszcza CO2 bo to się daje łatwo wyeksortować przy pomocy wysokich kominów. Najgorzej nam idzie z CO2 z którym nie radzą sobie rządy i „globalna” (czyli żadna) społeczność. Może tu na przeszkodzie najbardziej stoi właśnie duża ambitnych i lekko spoconych Panów, ale pewnie szczerych patriotów oraz opiekuńczych i zapobiegliwych mężów, którzy chcą zaimponować inaczej swoim Paniom :? Paradoks goni paradoks, ale kończę zanim mnie ktoś wyzwie od „feministów” i jakichs social-liberałów” :). Pozdrawiam współblogowiczki i współbologowiczów (tu mam ciągle problem z „genderami”, ale zakladam, że ciekawe, jak te powyżej, komentarze Panów przyciągną więcej Pań …) oraz czytelniczki i czytelników (tu może jest lepiej ), kto wie?).

Kinga Kalandyk (Kubicka) pisze...

Bogdanie, problem jest złożony, ale już przyczyny nie są już taką ścisłą tajemnicą. Znamy już pewne przyczyny takiego stanu. Wydaje mi się, ze nawet poznanie wszystkich przyczyn nie pomoże. Bo najgorzej nam wychodzi eliminowanie przyczyn, problemów choć mamy dostęp do pewnych narzędzi. To tak jak z chorobami. Znane są przyczyny groźnych chorób, znane są metody uniknięcia choroby (szczepionki itd.). I co z tego jak nie dla wszystkich są dostępne, albo są „inne” powody. Energetyka konwencjonalna będzie stać murem przed OZE. Bo za tym stoją ludzie.

Podczas naszych działań edukacyjnych nie tylko przekazujemy informację, ale metody i propozycję rozwiązań wraz z ewentualnymi mechanizmami finansowymi.
Programy niskiej emisji to bardzo dobry pomysł. Ale, zgadzam się należy najpierw przemyśleć specyfikę danej gminy i dopiero wdrażać.

Panie Grzegorzu, niestety nam się nie udało pojechać na POLEKO. Mamy teraz na głowie RPO WP. Zgadzam się z Panem ze tam gdzie my widzimy problemy i koszty (CO2, odpady), inni widzą korzyści. Niepojęte dla mnie jest ze do tej pory nikt „nie chce” wykorzystać odpadów z różnych gałęzi przemysłu, śmieci, które zalegają na składowiskach. Przecież to doskonały substrat na biogaz wykorzystywany np. jako paliwo do napędzania pojazdów. Tańsze paliwo, brak problemu ze śmieciami czego chcieć więcej. Przeciez wystraczy brać dobre przykłady od sąsiadów. W południowej Anglii firma produkująca biogaz odbiera od ludzi odpadki organiczne, produkuje biogaz. A ludzie jeżdżą na tańszym, czystym paliwie. A my resztki po jedzeniu wyrzucamy…. Taki potencjał i biznes się marnuje : / Długo by dyskutować na ten temat. Nie potrafimy czerpać dobry przykładów.
Zgadza się, poruszamy tylko „skrawek” problemów.

Cieszę się również za miłe spotkanie na blogu i mam nadzieje ze piękniejsza płeć zaznaczy się w procesie rozwoju energetyki odnawialnej (nie tylko wirtualnie) : )
Pozdrawiam.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Cieszę się że ekologiczne wątki damsko-meskie zostały skutecznie poruszone i w znaczący sposób rozwiniete. Choć czasu ani miejsca na dokladniejsze badanie tego zjawiska tu nie ma, to jednak trudno bedzie teraz zaprzeczyć, że ekologia jest rodzaju żeńskiego a do odnawialnych źrodeł energi "trzeba co najmniej dwojga", aby problem właściwie ująć. Niech to będzie skromna konkluzją z dyskusji w tym zakresie.

W dyskusji widzę dwa wątki dodatkowe warte rozwinięcia: niska emisja i POLEKO.

Co do niskiej emisji to widzę drobny problem jaki niesie ze sobą technika i postep techniczny. Gdybysmy nie zrobili takiego postępu w redukcji niskiej emisji (walki z loklanie uciążliwymi smrodami), byłoby nam latwiej walczyć z CO2. W takich Chinach spalających w sposób mało finezyjny wegiel, wbrew niechęci reżimu komunistycznego tamże panującego do walki z globalnym ociepleniem i tak to choćby pośrednio będą musieli robić, bo inaczej zatrują doszczętnie naród i ekosystemy wziewami NOx, SO2, pyłu, sadzy, rtęci, CO i różnych innych skladników smogu i kwaśnych deszczy. Jak zaczną walczyć z lokalnymi smrodami to i klimat na tym zyska.
Kidyś w rozmowie z moją koleżanką meterologiem, trafiłem na jeszcze jeden paradoks. Mianowicie, gdy nie było skutecznych systemów odpylania, na Ślasku łatwiej bylo utrzymac parki krajobrazowe, bo pyły mają odczyn zasadowy, a gazy spalinowe sa kwaśne (jak deszcze z nich powstałe). Zapewnie tradycyjnie wykształcony inżynier projektujący coraz bardziej sprawne elektrofiltry o takich złożonych konsekwencjach wprowadzania najlepszej dostępnej (i jakże potrzebnej) techniki w energetyce nie myśli, a z kolei systemowiec niekoniecznie potrafi projektować elektrofiltry. Czyli muszą rozmawiać, a rózne think tanki muszą starać się antycypować niezbyt oczywiste konsekencje naszych dziaałań i zawczasu alarmować, bo nawet najlepsze rozwiązania techniczne mają swoje skutki uboczne.

Co do POLEKO, to tylko w punktach:
1) Minister Nowicki w tym roku stanowczo wsparł OZE i potwierdził mołżiwość osiąniecia 15% energii z OZE w 2020 r http://www.wnp.pl/wiadomosci/63766.html (w roku ubieglym udzielił wspacia efektwynosci energetycznej, o czym zreszta było na odnawialnym http://odnawialny.blogspot.com/2007/11/poleko-co-byo-pokazane-i-powiedziane-co.html). Dzieki temu równowaga i synergia w przyrodzie i narodzie zostały przywrócone i odiągniete...
2) Nagrode/tytuł Promotora Energetyki Odnawialnej '2008 otrzymało stowarzyszenie Energie Cite
3) "złote medale" zostały przyznane dwu "odnawialnym" wystawcom: firmie SUNEX na kolektor sloneczny i Hores Energia za biogazowy agregat kogeneracyjny.
4) nagrode Pracy Organiczej w Ochronie Środowiska dostał dr Andrzej Kassenberg z Instytytu na rzecz Ekorozowju
Gratulacje dla nagrodzonych.

Najwiekszym newsem dla "odnawialnych" na targach POLEKO jest to, ze moga sie spotkać juz za pól roku i nie widomo czy spotkaja sie za rok... MTP zdecydowały sie na wyjście poza formułę jedynie Salonu Czystej Energii na POLEKO i na zorganizowanie we wspołpracy z PIGEO samodzielnych targow GreenPower poswieconych tylko i wylacznie OZE. Targi odbędą się 19-21 maja '2009 http://greenpower.mtp.pl i nie waidomo, czy sektor energetyki odnawialnej jeszcze raz spotka sie na POLEKO jesienią (po żniwach) czy będzie sie spotykał wiosną (czyli używając praktycznego języka chłopów - na przednówku).
dlatego życzyc trzeba aby kienci byli też odnawialni a żniwa trawały cały rok, coby mozna się wystawiac i jesienią i wiosną :).

Anonimowy pisze...

"Bo za tym stoją ludzie." - nie pomylę się chyba jeżeli dodam ze to stwierdzenie na literke "Y", a pod "Z" leży parę spraw które przemawiają do kazdej jednostki (na różny sposób i w stopniu oczywiście ;) ) - to m.in. optymizm właścicieli ziemskich w strefie I i II na mapach prof. Lorenc ;)

Pani Kingo, również w Polsce nadchodzi wielkimi krokami era wykorzystywania odpadów do produkcji E. Chociaz osobiście ( tak jak nie mam większych wątpliwości w przypadku wykorzystywania elektrowni wiatrowych, fotowoltaiki, kolektorów czy fuzji jądrowej + mix) tak w przypadku odpadów już jest ich więcej. Niektóre argumenty przeciw są po cześci podobne do tych dotyczących upraw energetycznych. Mianowicie czy potrafimy w pełni zamknąć cykl obiegu materii w przyrodzie? Jakby nie było - organika nie powraca w naturalny sposób do ekosystemu tylko idzie w przysłowiowy komin - czy to za pośrednictwem biogazu czy bezpośrednio. A zabierana jest nie skądinąd tylko z ziemi. Dodatkowo dochodzą inne kwestie jak stosowanie nawozów mineralnych i pozyskanie słodkiej wody(+monokultury, pestycydy, głód etc.). No ale mozna o tym pisać długo - chętnie przeczytałbym opracowanie traktujące kompleksowo dane zagadnienie. Wiem, że instytucja Pana Grzegorza wspiera rozwój biogazowni - może mógłby Pan polecić jakieś opracowania?

A odnośnie głównego wątku wpisu - bycie w kręgu Pań to raczej zachęta dla działania w OZE - niech konwencjonalni energetycy zazdroszczą ;)

Pozdrawiam!

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Jakoś się nie mogłem powstrzymać aby pod ekologiczno-gentycznymi rozważaniami w środowisku damsko-męskim (...) dodać dla swojej pamięci i informacji szanownych dyskutantów jeszcze jedną informację, która niejako wraca do tytułu dyskusji "mieć czy być".

Powodem tego sa dwie Panie (a jakże:), to te Panie od "być"), Pani Alberta Velimirow i Pani Claudia Binter jako główne autorki badan i studium na temat dlugookresowego karmiania mysz gentycznie modyfikowaną kukurydzą stwierdziły, że karmienie myszy genetycznie modyfikowaną kukurydzą firmy Monsanto doprowadziło do niższej płodności i mniejszej masy ciała, ale też, że myszy karmione tradycyjnym zbożem rozmnażały się w bardziej efektywny sposób... W raporcie z badań finansowanym i firmowanym przez Austriackie Federalne Ministerstwo Zdrowia, Rodziny i Młodzieży http://www.seedsofdeception.com/DocumentFiles/190.pdf, statystycznie istotna wielkość miotów i spadki wagi szczeniąt zostały udokumentowane w trzecich i czwartych miotach myszy żywionych kukurydzą GM.

Pewnie wokół tego bedzie sporo dyskusji naukowej i politycznej, ale widać, że dylemat "mieć czy być" dotyczy nie tylko tego czym oddychamy ale też tego czym sie odżywiamy i to czym sie odżywiamy zależy od tego m.in. jaki areał pól wyłaczymy z upraw żwyności na rzecz produkcji energii, na ile musimy podnieść wielkość plonowania, itd.