Nikt nie lubi marudzących, zwłaszcza w Nowy Rok, tym bardziej że dla entujzastów biznes był wtedy do zrobienia, a biznes najbardziej nie lubi pesymizmu. Narodowy bard w takich sytuacjach ogólnie wskazywał, że typowa zdroworozsądkowa (?) postawa wobec złych informacji jest taka: „po co Babcię denerwować, niech się Babcia cieszy”, a w świadomości naszej głęboko tkwi pamięć o złamanych karierach (wcześniej nawet ścinanych głowach) posłańców "złych" wiadomości (zarówno niekorzystnych dla mających władzę i jak też dla własnego środowiska, z którego się wywodzą).
Pisząc z perspektywy energetyki odnawianej, nawet teraz, bezpośrednio po przyjęciu w październiku br. drugiego już unijnego pakietu energetyczno-klimatycznego z celami na 2030 rok (tu już tak prostego wyrażenia algebraicznego jak na 2020 rok nie da się zastosować; obecnie notacja matematyczna wyglądałaby np. tak: „2x27%+40%” ), także trudno być mi optymistą, zwłaszcza jeśli chodzi o odnawialne źródła energii w Polsce.
Jak zatem złożyć życzenia Noworoczne będąc pesymistą? Tym razem, jak nawet pesymizm jest bardziej uzasadniony, to zapewne jeszcze bardziej denerwuje, bo ile można marudzić na - jakby nie było - specjalistycznym blogu? Pod koniec 2011 roku na blogu ”Odnawialnym”dałem odpór krytyce swojej postawy pesymistycznej zapowiadając, że jak Sejm uchwali ustawę o OZE, to blog „odnawialny” rozkwitnie radosną zielenią wydobywającą się z zabetonowanej, ale kruszejącej energetyki.
Od końca 2012 coraz trudniej było w tej materii o optymizm, przynajmniej jeśli chodziło o efekty działań rządu. Poprzedni rząd najpierw nieśmiało, a potem od II expose konsekwentnie odmawiał OZE prawa do rozwoju i coraz bardziej jawnie blokował, a dobra ustawa o OZE byłaby przeszkodą w realizacji planu. Obecny rząd miał szansę na zmianę podejścia, ale ostatecznie przegrał z ... kalendarzem. Negocjację pakietu klimatycznego wypadły w okresie natarczywych żądań utrzymania krajowego górnictwa, aby razem z energetyką mogło pozostać przez kolejne dekady na garnuszku podatnika, a górnictwo i energetyka to też elektorat wyborczy '2015. Nikogo już nie powinno dziwić, że tworzony w takich okolicznościach rządowy projekt ustawy o OZE to niechciana mysz rodzona przez górę z coraz większym niesmakiem.
Ale przez połowę kończącego się roku rządowy projekt był procedowany na forum całego Sejmu (pierwsze czytanie) oraz w specjalnie powołanej Podkomisji Nadzwyczajnej i Komisji Nadzwyczajnej. Posłowie, choć rzadko mają aż takie niezaorane (zachwaszczone) pole do popisu, przez pół roku nie poprawili projektu w żadnej kluczowej sprawie. Np. w projektowanym systemie aukcyjnym dalej promowane są rozwiązania odpowiadające najbardziej interesom dużych koncernów energetycznych, dalej wspierana jest technologię współspalania i utrwalana jest dominująca pozycja monopoli na rynku OZE. Sejm dotychczas nie tylko, że nie poprawił regulacji, ale - wiedząc o silnym poparciu społecznym dla idei prosumeryzmu – nie zgłaszał nawet wątpliwości, pomimo nierealności założeń dotyczących np. wsparcia dla prosumentów i pomimo tego, że proponowane rozwiązania stanowią zagrożenie ekonomiczne dla mniejszych podmiotów. Brak wrażliwości Sejmu zwłaszcza w tej ostatniej sprawie dziwi. Zastanawia wręcz mechaniczny sposób odrzucania propozycji i poprawek strony społecznej, zarówno w czasie wysłuchania publicznego jak i w trakcie prac obu komisji.
Co jest przyczyną ? Niezrozumienie materii z powodu kulawej rządowo-kancelaryjno-adwokackiej polszczyzny i nielogicznych zawijasów w projekcie regulacji, mętnej oceny skutków regulacji, czy też zwykły strach przed gniewem sektora węglowego i siłą polityczną monopoli energetycznych mogących wpłynąć na skład list w nadchodzących wyborach do Parlamentu? Nie lekceważę siły oddziaływania na posłów żadnego z powyższych argumentów. Czy można zatem mieć jeszcze nadzieję, że sytuacja zmieni się w połowie stycznia, kiedy cały skład Sejmu będzie głosował nad projektem i poprawkami, w tym prosumenckimi ? Trudno, myśląc konwencjonalnie, także i w tym przypadku być tu optymistą, ale ….
Pesymizm bynajmniej nie oznacza zdania się na łaskę losu i nie oznacza kapitulacji. Stefan Kisielewski (Kisiel) jeden ze swoich najsmutniejszych felietonów „pod choinkę” ( i na Nowy Rok) publikowanych w Tygodniku Powszechnym zaczął od jakże „bardzo polskiego”, podszytego wisielczym humorem cytatu z Gałczyńskiego:
Upiorny nonsens polskich dni
Kończy się nam o zmroku …
Tylko pesymista może mieć humor i tylko pesymista może mieć odwagę. Nie jest odważny ten co mówi „jakoś to będzie”, odważny jest ten co mówi” „Będzie źle, ale jeśli nie ma innej drogi – naprzód!
z jednej strony Wawel blisko, a z drugiej nic się nie wie i nic nie widzi :)
Dlaczego u Was w stołówce nie ma wyboru?
Jak to nie ma – jest: możecie jeść albo nie!
PS. Stefan Kisielewski też doszedł do wniosku, że nawet w czasach socjalizmu w Sejmie można coś zmienić. Trafił do Sejmu dość przypadkowo, po wyborach styczniu 1957 roku. Na spotkaniach przedwyborczych mówił, że będzie walczył o gwarancje swobód demokratycznych dla wszystkich ludzi oraz wolność słowa i myśli dla twórców. Ale też o przywrócenie właściwego miejsca prywatnemu rzemiosłu i umożliwienie rozwoju drobnego przemysłu i handlu. Działając z ramienia koła poselskiego Znak w Komisji Planu Gospodarczego, Budżetu i Finansów, zaczął nękać ministra finansów pytaniami o najrozmaitsze księżycowe rozwiązania gospodarcze... Nie wszystkie poglądy polityczne Kisiela podzielam, ale szkoda - choćby z uwagi na owe otrzeźwiające i pozbawiające złudzeń pytania do rządu - że Kisiel nie mógł zostać członkiem Komisji Nadzwyczajnej do spraw energetyki i surowców energetycznych ...
2 komentarze:
Ma Pan duży talent felietonisty, może warto byłoby pójść drogą Kisiela :) a może warto byłoby samemu znaleźć się we wspomnianej komisji?
Dziękuję :). Przejrzałem Pana blog i domyślam się ze w Pana profesji (?) analityka giełdowego pesymizm jest też zapewne źle odbierany. Tym bardziej doceniam słowa zachęty i otuchy :)
Problem wyjścia z tyranii pozytywnego myślenia przed nami. bo skutki bezwarunkowej (bezkrytycznej) kontynuacji tego trendu będą coraz bardziej dotkliwe i dla osób i branż o całego społeczeństwa. Pesymiści są tak samo potrzeby jak optymiści.
Zaczyna się trochę (nieśmiało) o tym pisać. Np. w Wyborczej pojawił się niedawno tekst oparty na wynikach badań niemieckich pt. Jasne strony pesymizmu
Tekst jest napisany zachowawczo, czasami zbyt "pod publikę". Autorka próbuje bronić pesymizmu na gruncie optymizmu, ale polecam. Przemawiać powinien argument właściwy dla tematyki tego blogu, że „optymiści nie powinni budować reaktorów jądrowych", bo wszystko wskazuje na to, że do tej krytykowanej także przeze mnie (głównie z przyczyn ekonomicznych) roboty w Polsce zabrali się wyłącznie hurraoptymiści.
Prześlij komentarz