Chciałbym podzielić się z czytelnikami tekstem który powstał w
Instytucie Energetyki Odnawialnej, w ramach wigilijnej dyskusji nad istotą
energetyki prokonsumenckiej, w kontekście przebiegu prac Rządu RP i Sejmu nad
projektem ustawy o OZE oraz w kontekście stosunku ustawodawcy do energetyki
obywatelskiej, który najdobitniej ujawnił się w sposobie podejścia rządu i
posłów do poprawki prosumenckiej posła Artura Bramory.
Instytut zwraca się do Sejmu aby nie odrzucać mechanicznie
poprawki, tak jak to miało miejsce w dotychczasowym przebiegu procesu
legislacyjnego i aby wykorzystać drugie
czytanie projektu ustawy w Sejmie do poprawienia regulacji w kierunku
pro-obywatelskim. Zwraca uwagę, że regulacja uchwalona w obecnym kształcie - bez poprawki prosumenckiej, może
wolnych obywateli uczynić bezwolnymi petentami przedsiębiorstw
energetycznych.
Od siebie dodam, że takie zagrożenie jest o tyle groźne, że nie
chodzi tu o zwykły błąd legislacyjny, ale błąd o poważnych i nieodwracalnych konsekwencjach
Trudno będzie bowiem przekonać ludzi do ponownej aktywności obywatelskiej w
obszarze energii, także wtedy, gdy już wszyscy będą przekonani o takiej konieczności.
Uchwalenie obecnej wersji projektu ustawy o OZE bez poprawki prosumenckiej, spowoduje
że aktywni (jeszcze) obywatele pozostaną „bezwolnymi petentami przedsiębiorstw energetycznych” na
zawsze, no może za smutnym wyjątkiem, gdy swoje domy jednorodzinne – potencjalne
zielone elektrownie - zamienią na lokum
w domu pomocy społecznej.
Szanowni Posłowie, źle
zrobicie jeżeli w tej sprawie będziecie działać mechanicznie, bez wykazania wrażliwości
na kwestie fundamentalne.
W dniu 16 grudnia, na posiedzeniu Komisji Nadzwyczajnej do
spraw rozpatrzenia rządowego projektu ustawy o OZE, jej członkowie zdecydowaną
większością głosów odrzucili poprawkę dotyczącą wprowadzenia po raz pierwszy w
Polsce systemu taryf gwarantowanych (FiT) dla najmniejszych wytwórców energii z
OZE - mikroprosumentów. Wcześniej Podkomisja Nadzwyczajna w ogóle nie uwzględniła
tej poprawki w swoim sprawozdaniu przekazanym Komisji. W efekcie, autor poprawki
- poseł Artur Bramora - musiał od nowa zgłaszać poprawkę na posiedzeniu
Komisji. Poprawkę negatywnie zaopiniował rząd. Wiceminister gospodarki Jerzy Pietrewicz, ocenił, że oznacza ona rozszerzenie katalogu prosumentów, a to
"element większej dyskusji". Jednak wcześniej prezydium Podkomisji
wraz ze stroną rządową do takiej dyskusji nie dopuściło. Poseł Bramora zapowiedział, że poprawkę zgłosi jeszcze raz w trakcie drugiego czytania projektu
ustawy w Sejmie, jako tzw. wniosek mniejszości. Nie można jednak wykluczyć, że
pojawią się inne, nieznane jeszcze obecnie przeszkody, które uniemożliwią
dyskusję także na forum Sejmu.
Poprawka ta, spośród katalogu kilkudziesięciu innych
zgłoszonych i rozpatrywanych najpierw przez Podkomisję, a potem przez Komisję,
wzbudzała zdecydowanie największe zainteresowanie mediów, poparło ją
kilkadziesiąt poważnych organizacji, obywatele podpisują petycję w tej sprawie.
Przedstawiciele komisji powołanych do rozpatrzenia projektu ustawy nie chcą
nawet na ten temat rozmawiać. Dlaczego? Czy poprawka jest niemądra? Czy
propozycja zawiera jakieś groźne treści? A jeżeli stwarza zagrożenie, to dla
kogo?
Poprawka daje obywatelom możliwość wyboru. Po 25 latach
wolności chodzi o realną, a nie pozorną (taką oferuje obecny kształt projektu
ustawy) możliwość wyboru pomiędzy kupowaniem energii od dostawcy, sprzedażą
własnej energii z domowej mikroinstalacji do sieci lub produkcję na własne
potrzeby. Poprawka wraz z uzasadnieniem jest sformułowana w sposób przejrzysty.
Nie wydaje się być bluźnierstwem, które akurat w Sejmie wypada okładać klauzulą
milczenia lub ignorować bez zapoznania się z jej istotą.
Problemu nie można zrozumieć bez kontekstu, w jakim projekt
regulacji powstał. Czteroletni okres prac rządowo-parlamentarnych na projektem
regulacji to zapis ociosywania wolnego obywatela, zwodzenia wyborcy i tworzenia
z nich petentów korporacyjno-urzędniczej machiny oraz płatników utrzymujących
tę machinę. Pierwsze wersje projektu ustawy autorstwa Ministerstwa Gospodarki z
lat 2011-2012 kształtowane były z myślą o aktywnym obywatelu jako podmiocie
regulacji. Kolejne wersje projektu ustawy z lat 2013-2014 to historia
sprowadzenia obywatela do roli jednowymiarowego „odbiorcy energii”. Jest to żargon
z Prawa energetycznego, który ma oznaczać konsumenta. Zdegradowana forma
nieświadomego klienta ponoszącego opłaty, o którego mają zadbać fachowcy:
energetycy i urzędnicy. Rząd zamiast dbać o tworzenie przejrzystego i prostego
prawa, ostatecznie zaproponował projekt ustawy, którego zapisy są niezrozumiałe
i niejasne dla obywatela. Posługuje się
językiem przedsiębiorstwa energetycznego i jest napisany w jego interesie, a
dotychczasowe prace sejmowe nie doprowadziły do poprawy regulacji.
Ustawa o OZE miała pierwotnie uczynić z odbiorcy energii
aktywnego konsumenta, czyli prosumenta, a uczyniła płatnikiem, nieświadomym
sponsorem swojego dostawcy energii, któremu prosument za bezcen ma oddawać
nadwyżki energii oraz urzędnika, który zainkasuje podatek pośredni z
deficytowej (niejako z mocy ustawy) działalności prosumenckiej. Łatwo tę tezę
potwierdzić odwołując się do znowelizowanego Prawa energetycznego, które od
2013 roku stało się kanwą prac nad projektem ustawy o OZE. Prosument może
sprzedawać energię do sieci po cenie 0,14 zł/kWh, która stanowi zaledwie 43% ceny,
po jakiej zmuszony jest kupować energię z sieci. Różnica (0,19 zł/kWh) jest w
2/3 dofinansowaniem dostawców energii i w 1/3 przychodem budżetu państwa. Proponowane
w projekcie ustawy o OZE rozwiązania w postaci podniesienia ceny sprzedaży
nadwyżek z 14 do 18 zł/kWh i nowych zasad rozliczania półrocznego praktycznie
nie poprawiają sytuacji najmniejszych „mikroprosumentów”.
Komu zabiera prawa i korzyści, kogo naraża na straty i kogo najbardziej
krzywdzi obecny projekt ustawy o OZE, w wersji bez poprawki prosumenckiej? Z
danych Eurostatu wynika, że chodzi o
53,7 proc. Polaków mieszkających w domach jednorodzinnych, bo oni
najłatwiej i najszybciej mogliby się stać prosumentami mającymi możliwość
wyboru różnych mikroinstalacji. Ich domy stałyby się zielonymi elektrowniami i
zielonymi ciepłowniami. Obywateli, których pozbawia się realnego prawa wyboru
ciągle przybywa. Już obecnie stanowią oni większość społeczeństwa, a liczba osób
przeprowadzających się corocznie z centrów miast do domów jednorodzinnych na wieś
i obszary podmiejskie to 40-50 tysięcy. Wszystkie budynki jednorodzinne to
ponad 46% budynków mieszkalnych. Autorzy „Strategii modernizacji budynków: mapy drogowej 2050” wskazują na konieczność termomodernizacji tych budynków z
wykorzystaniem mikroinstalacji OZE i podkreślają, że nasze państwo tej grupie
właścicieli budynków w ich modernizacji nigdy nie pomogło.
Bard wolności, Jacek Kaczmarski śpiewał „Słowa palą, więc pali
się słowa: nikt o treści popiołów nie pyta”. I pouczał nas wszystkich: „Lecz
niech czyta, kto umie, niech nauczy się czytać!”. Komisja sejmowa nie powinna
bać się słów i nie ma prawa spalić poprawki prosumenckiej, a posłowie powinni
ją przeczytać w trakcie drugiego czytania projektu ustawy i choćby w segmencie
energetyki prosumenckiej poprawić regulację w duchu obywatelskim. Reprezentują
bowiem wolnych, świadomych obywateli, którzy w efekcie stanowienia złego prawa stać
się mogą bezterminowo bezwolnymi petentami przedsiębiorstw energetycznych.
Instytut Energetyki
Odnawialnej, 18 grudnia 2014 roku
1 komentarz:
dziękuje za przytoczenie tego tekstu tutaj. jak zwykle można się tu dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, których nawet nie ma co szukać w ogólnodostępnych mediach.
Prześlij komentarz