poniedziałek, września 29, 2014

„Miś” bis w realiach rynkowych: legalny, drogi i nikomu niepotrzebny – kopalnie węgla kamiennego będą fedrować dalej?


Pierwsza akcja nowego rządu – wynegocjowane porozumienie z kopalnią  Kazimierz Juliusz (KKJ)  i Katowickim Holdingiem Węglowym (KHW)  - zakończyła się w niedzielę rano zapowiedzią  zwiększenia wydatków na sektor węglowy w stylu iście socjalistycznym. Jest to efekt pracy tzw. Międzyresortowego Zespołu ds. Funkcjonowania Górnictwa Węgla Kamiennego, którego członkowie w zdecydowanej większości znani są z głoszenia liberalnych i prorynkowych poglądów. 

Według treści porozumienia, już w zasadzie trwale  nierentowna kopalnia KKJ będzie fedrowała dalej pomimo narastających strat finansowych, wyczerpania się ekonomicznych pokładów węgla i braku szans na spadek kosztów. Zakład zostanie przejęty przez Spółkę Restrukturyzacji Kopalń, a to będzie poprzedzone ekspresową (zaledwie w ciągu kilka tygodni!) nowelizacją ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego (chodzi o przedłużenie okresu, w którym spółki mogą korzystać z dobrodziejstw ustawy, termin ten bowiem kończył się w 2007 r.). Wejście w życie zmian w ustawie umożliwi dofinansowanie bankruta na ok. 100 mln zł. Górnicy mają otrzymać zaległe pensje i zagwarantowane mieszkania pracownicze.

Red. Karolina Baca-Pogorzelska, osoba którą zdecydowanie trudno posądzić o niezrozumienie sytuacji w górnictwie, ani tym bardziej na Śląsku, albo przypisywać  jej złe intencje w stosunku do górnictwa węgla kamiennego, dowiedziawszy się o porozumieniu pisze na swoim blogu, że KKJ to "dopiero początek". Trudno się z tym nie zgodzić, wystarczy tylko uświadomić sobie, że znacznie większa od KHW, największa z grup górniczych KW ma tylko 3 rentowne kopalnie spośród posiadanych 14.   Red. Baca-Pogorzelska pyta najpierw o to co będzie z kolejnymi długami, skoro KKJ wciąż generuje straty i – przewidując że to tylko początek „reformy” górnictwa w formie „narodowej (wielomiliardowej) ściepy”  - rozważa przebranżowienie i "naukę uprawy truskawek lub hodowli jenotów". Chciałoby się powiedzieć „witamy w klubie”, bo w branży OZE też o tym dyskutujemy - o zmianach zawodów, tyle tylko że ze zgoła odmiennych powodów. W obu przypadkach  trudno tylko przecenić wpływ rządu na te dramatyczne osobiste decyzje, w tym także wpływ przedstawicieli administracji państwowej, którzy musieli i inaczej negocjowali z górnikami, a inaczej rozmawiają z tymi którzy nie dysponują odpowiednią siłą polityczną. 

Paradoksalnie główny ciężar w podpisaniu porozumienia z górnikami wziął na siebie nie Autor koncepcji tworzenia narodowych monopoli i dbania o przychylność dużych grup interesów – premier Bielecki, ale  wiceminister gospodarki prof. Pietrewicz. Dodam, że minister Pietrewicz – jako zwolennik gospodarki rynkowej (tu nie ma sprzeczności) - pełni funkcję Pełnomocnika Rządu ds. deregulacji gospodarczych oraz nadzoruje Departament Energii Odnawialnej w MG oraz od półtora roku nadzorował  prace rządu nad „rynkową” (przygotowywaną kilka lat, a nie tygodni)  wersją ustawy o OZE i w tej sprawie reprezentuje rząd  w Sejmie. Choć to mnie martwi, na razie pomijam wątek czy minister rzucony na front walki o górnictwo (lub z górnikami) będzie miał jeszcze chwilę czasu i odwagi aby aktywnie wspierać  OZE. Zwłaszcza teraz, gdy będąca w Sejmie ustawa o OZE wymaga pilnych poprawek, po to aby OZE mogły ewolucyjne zastępować węglową masę upadłościową i tworzyć strategiczną alternatywę przed naciskiem politycznym i szantażem energetycznym. Tropiciele polityczno-personalnych zagadek mogą się też zastanawiać  dlaczego na miejscu ministra Pietrewicza  nie znalazł się minister Tomczykiewicz, który w MG realizuje zadania związane z energetyką („z wyłączeniem spraw dotyczących OZE” jak czytamy w zarządzeniu, które przynależą do … ministra Pietrewicza”)  i nadzoruje zadania prowadzone  m.in.  przez:  Departament Energetyki i właśnie Departament Górnictwa.

Warto zająć się jednak podstawą merytoryczną negocjacji rządu z górnikami i retoryką używana na użytek polityki.  Podstawy merytoryczne są zaiste wątpliwe, bo widać jak na dłoni że jest problem ekonomiczny branży, ale inne mają znacznie gorsze warunki funkcjonowania, a pomimo tego po raz pierwszy od dawna rząd zwalnia prezesa spółki (tu KHW) i daje się natychmiast po rozpoczęciu protestu wciągnąć w niebezpieczną grę o dalszych skutkach trudnych do przewidzenia.

Informacja o sytuacji, a nawet retoryka też się niestety nie broni.  To co minister Pietrewicz powiedział do mediów po podpisaniu porozumienia (o ile opieram się na wiernym przekazie):  "Zwyciężyła ekonomiczna racjonalność i społeczna wrażliwość"  można usprawiedliwić tylko wyczerpującymi kilkudniowymi rozmowami i wielogodzinnymi stresującymi negocjacjami pod presją . Porozumienie nie ma bowiem nic wspólnego z ekonomiczną racjonalnością i wrażliwością społeczną,a  tym bardziej sprawiedliwością jeśli chodzi o zatrudnienie i place. Udział płac w kosztach produkcji węgla wzrasta i przekracza już 50%,w największej KW wynosi aż  65%!), podczas gdy generalny udział płac w PKB jest wyjątkowo niski i wynosi zaledwie 36%. Co ma wspólnego ze społeczną wrażliwością to, że pracownica hipermarketu spolegliwie pracuje za 1600 zł bez wyciągania środków na etaty związkowców, bez wcześniejszych emerytur i dodatków górniczych, a górnik zarabiający średnio (nie chcę epatować kwotami i pomijam dyskusję o średniej  bo w tym zestawianiu nie ma ona znaczenia)  8  tys. zł, mając często już zabezpieczoną emeryturę i alternatywę zatrudnienia z nieco mniejszymi przywilejami stawia na nogi całe państwo? Stawiał na baczność przed wyborami do Parlamentu Europejskiego (kolejne odroczenia i umorzenia składek ZUS od pensji górniczych),  przed wyborami samorządowymi (walka na granicy prawa z importem węgla), będzie pewnie szantażował przed wyborami do Sejmu i Senatu) i określał i będzie określał politykę każdego rządu jeszcze zanim ten zacznie urzędowanie. Czy tu można mówić o „wrażliwości społecznej” rządu?

Ostatnie rządy, niezależnie od tego czy podkreślały liberalne przekonania,  prowadziły etatystyczną politykę wobec  górnictwa i energetyki i blokującą  politykę wobec rozwoju OZE, choć te ostatnie  są jedyną ekonomicznie sensowną  szansą na ewolucyjne zastępowanie takich ekonomicznych trupów jak KKJ i wyrwaniu się z groźby szantażu branży górnictwa i energetyki węglowej.  Sprawa porozumienia rządu z KKJ i KHW, będąc niestety oczywistym finałem pewnego etapu polityki chowania głowy w piasek nie jest sukcesem negocjacyjnym. Jest wstydliwą i przykrą dla rządu wtopą, i groźnym dla gospodarki i społeczeństwa precedensem.  Próbując wyrazić zdumienie, że zgodnie z wczoraj wynegocjowanym przez-  jakby nie patrzeć  - rządowych liberałów porozumieniem, trwale nierentowne kopalnie węgla kamiennego będą fedrowały dalej drogi węgiel, który będzie zalegał ma hałdach,  trzeba uciec w surrealizm. Zawarte porozumienie - ustawowe zalegalizowanie drogiej dopłaty do czegoś niepotrzebnego -  trąci czystym  socjalizmem, ale bynajmniej nie tym skandynawskim, tylko tym  swojskim wschodnim utrwalonym w niedoścignionej karykaturze Barei – kultowym i zapewne doskonale znanym także rządowym negocjatorom filmie Miś   [Skrócona scena 76: Hochwander  i Miś rozmawiają w biurze Misia]

Miś:…. Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości… i nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny.… Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach.
Hochwander: Pieniądz jest pieniądz! Kilkaset tysięcy, za niepewne kilkaset dolarów i to jak ciotka będzie miała gest. I to według Ciebie jest w porządku!
Miś: Janek, nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych. Nie bądźmy Pewex`ami. Dostajemy za tego misia, jako konsultanci 20% ogólnej sumy kosztów i już. Więc im on jest droższy, ten miś tym... no?


No właśnie… Przynajmniej w górnictwie i w energetyce kapitalizm nam się zdecydowanie nie udał. Nie tylko budujemy wielkie socjalistyczne inwestycje, które w UE szybko przestają być potrzebne (będą za drogie), ale też potrafimy te wcześniejsze utrzymywać długo po tym jak już są za drogie i nie są potrzebne. Wydaje się wręcz niewiarygodne, że w kraju w którym konstytucja wspomina o „społecznej gospodarce rynkowej”, a w którym rządzi kapitalizm w czasami skrajnej wersji anglosaskiej, naprawę społeczeństwa i gospodarki zaczyna się od transferów finansowych z biedniejszej części prywatnych przedsiębiorców do bogatej części sektora państwowego.
Czy konieczny powrót do większej równowagi pomiędzy kapitałem, a płacą ma polegać na tym, że niewielka część dotychczasowych, głównych  beneficjentów polityki energetycznej przerzuca kolejne swoje koszty na podatników i konsumentów energii, a ukryte koszty ochrony środowiska i koszty leczenia na wszystkich współobywateli? Czy można wytłumaczyć fakt, że zgodnie z rządowym projektem ustawy  o OZE obywatele skazani na utrzymywanie nieefektywności w górnictwie muszą jeszcze jako prosumenci dofinansowywać także węglowe koncerny elektroenergetyczne? Czy w tej sytuacji można mówić o jakiejkolwiek rozsądnej,  ekonomicznie i społecznie uzasadnionej  polityce energetycznej? Ile czasu rządzić może polityczny  „short-termism” podszyty cynizmem? 

Sprawy zaszły tak daleko, że nie mam niestety prostej recepty i może sam za dużego heroizmu oczekuję w stosunku do rządu i wystraszonych polityków? Jeżeli tak, to chciałbym prosić tylko o jedno; aby  nawet kapitulujący w negocjacjach  rząd  miał na tyle odwagi, aby podjąć próbę wyjaśnienia społeczeństwu na czym w istocie (bez uciekania się jedynie do naciąganej retoryki antyunijnej i tej wyjątkowo dzisiaj łatwej dla polityków –antyrosyjskiej) polega problem w górnictwie i rysujący się dramat wychodzący daleko poza górnictwo.

4 komentarze:

Przemysław Kowalski pisze...

Aż się nie chce wierzyć, że dokonuje się aż taki zwrot w kierunku, od którego przez lat 25 wydawało się całkiem skutecznie odchodziliśmy. Być może to jakiś generalny trend, który wieje od wschodu - tam też ktoś bardzo tęskni za minionymi czasami.
Ludzie kształtujący naszą energetykę są zużyci, skorumpowani, bez wizji, stosujący leczenie objawowe a nie przyczynowe. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że "grid parity" ostatecznie podkopie fundamenty państwowych oligopoli, a połączenie górnictwa i energetyki dokona zarażenie tej ostatniej cholerą strajków i szantaży. I wtedy, kiedy strajk zagrozi wyłączeniem elektrowni, może ktoś pomyśli, że to jednak trzeba w drugą stronę...

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Drogi Przemysławie, "grid parity" dla dla tych koncernów energetycznych, które chcą w nieskonczoność realizować dotychczasowe modele biznesowe to prawdziwa i opisywana w literaturze "spirala śmierci". Z tego się nie wychodzi jeżeli stosuje się permanentną blokadę. Koncerny energetyczne w UE straciły na wartości (mierzył to The Economist) 50% w ciągu ostaniach 5 lat (500 mld Euro!). To właśnie wywołuje tak duże frustracje w grupach energetycznych, bo banki komercyjne nie dadzą już pieniędzy na kontynuowanie radosnych inwestycji. Budżet państwa i fundusze para-budżetowe mogą jakiś czas jeszcze dopłacać, podobnie jak regulacje mogą przerzucać nadmierne koszty na odbiorców energii, ale to się szybko skończy.
Grid parity pojawi się zarówno na poziomie wysokiego napięcia jak i w gniazdku (tzw. socket parity). Dla przykładu podam link do jednego z bardziej realistycznych scenariuszy RMI
Kraje nie muszą mieć 100% OZE, wystarczy zagrożenie grid parity i/lub możliwość odłączenia się od sieci tych niezadowolonych i zagrożenie strajkami/celowymi wyłączeniami elektrowni przestanie być problemem :)
Pozdrawiam

Chris pisze...

W Polsce jak widac panuje przekonanie, ze jest to w naszym interesie narodowym by w daszym ciagu z powodu zanieczyszczenia powietrza przedwczesnie umieralo u nas 45 tys osob rocznie. Mamy praktycznie najbardziej zanieczyszczone powietrze w Unii a mimo to zdecydowalismy nie przeznaczac srodkow unijnych na lata 2014-2020 na wsparcie termomodernizacji domow jednorodzinnych, i blokowac OZE jakby to one a nie wegiel byly naszym cichym zabojca. Polska wyrobila sobie marke najbardziej zagorzalego przeciwnika OZE na swiecie. Chyba kazdy kto czyta zagraniczne materialy w tej tematyce sie ze mna zgodzi. Moglibysmy stworzyc setki tysiacy miejsc pracy w tym nowoczesnym sektorze, zredukowac import paliw co w obecnej sytuacji za wschodnia granica byloby w Polsce bardzo dobrze przyjete ale po komu innowacja jak mozna pozmiatac problemy pod dywan? Ale tak jak pan pisze grid parity zbliza sie i do nas wielkimi krokami. Wszedzie tam gdzie dotrze przed nami wypierajac weglowodory bedzie wplywac na obnizenie na swiatowych rynkach cen tych surowcow powiekszajac straty naszych kopalni. Jesli inwestowalibysmy w OZE w tym samym czasie i z takim rozmachem jak reszta Europy to czesc produkcji turbin czy paneli ulokowano by u nas jesli natomiast zaczniemy gdy inne rynki zaczna sie nasycac to te firmy majac juz wolne moce produkcyjne beda je nam dostarczac zza granicy bo nie bedziemy mieli ani technologi ani doswiadczenia. Gornicy, ktorzy mogliby sie przekwalifikowac i pracowac w OZE beda mieli znacznie trudniejsza sytuacje na rynku pracy jesli przespimy ta rewolucje w energetyce jaka ma teraz miejsce.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Dawno już Pana nie czytałem w polskiej blogosferze. Jak widzę dalej wiele spraw w Polsce Pana dziwi.

Rzeczywiście, aż trudno uwierzyć, że stereotypy gospodarcze i polityczne tak długo mogą w Polsce trwać, wbrew postępowi technologicznemu i zmianach ma rynkach światowych.

Taki mamy "klimat" pasuje jak ulał do polskiej specyfiki.

Specyfika polega też na tym, że górnicy ani myślą się przekwalifikować.

Ma razie zamiast rewolucji mamy silną kontrrewolucję.