Do bieżących i narastających problemów jakie mieliśmy z energetyką odnawialną przed wyborami, doszły obecnie nowe związane z dalszym opóźnieniem we wdrożeniu dyrektywy 2009/28/WE (ryzyko regulacyjne ciąglego braku ustawy i stosownej informacji) wzmacnianym dodatkowo przez niepewność polityczną (ostateczny skład koalicji i przesądzenia personalne jeśli chodzi o obsadę kluczowych dla OZE resortów) i enigmatyczną zapowiedź zmian instytucjonalnych wokół sektora OZE. Tylko w tej ostatniej sprawie są rozważane cztery rozwiązania zgłaszane przez (dotychczasowych) koalicjantów i środowiska pozarządowe.
1- Przyłączenie ministerstwa środowiska do resortu gospodarki (stworzenie mega ministerstwa/imperium)
2- Utworzenie nowego ministerstwa ds. energii i klimatu poprzez „wyjęcie” (np. na wzór Danii, Wielkiej Brytanii) odpowiednich kompetencji z dwu ww. ministerstw
3- Powołanie pełnomocnika rządu ds. OZE
4- Utworzenie w ministerstwie gospodarki (MG) departamentu energetyki odnawialnej
W przypadku dwu pierwszych z ww. koncepcji chodzi w znacznej mierze o rozwiązania polityczne (nowe rozdanie wpływów i stanowisk/łupów po wyborach) ale oficjalnie, zresztą nie bez podstaw, mowa jest o potrzebie poprawy koordynacji i wzmocnenia działań rządu w zakresie energii i środowiska. Jeżeli chodziłoby tylko o OZE to tej koordynacji (nie mówiac już o chęci działania) rzeczywiście brakuje. Wystarczy przyjrzeć się obecnej strukturze kompetencji wobec OZE, analizowanej niedawno przez Instytut Energetyki Odnawialnej na potrzeby Banku Światowego, aby bez trudu stwierdzić, że nawet jeżeli na schemacie poniższym nie ma wszystkich mających znaczenie dla OZE instytucji (ARiMR, NCBiR, GUS, PKN, województwa samorządowe, itd.) to i tak skalę problemu widać.
Do tego dochodzi brak praktycznej współpracy czy rywalizacja o wpływy i środki pomiędzy instytucjami nadzorowanymi nawet przez tego samego koalicjanta. Ale jeżeli pominiemy ww. rozwiązania nr 1 i 2 - gdzie decyduje czysta polityka i swoista dla niej logika (ministerstwo ds. energii i klimatu powinno byc powolane razem z pakietem klimatycznym UE jakies 3-4 lata temu, a nie teraz gdy na proaktywne dzialanie jest za późno i inicjatorom raczej chodzi o podzial srodkow z aukcji uprawnien do emisji CO2) i skupimy się na rozwiązaniach nr 3 i 4 których wprowadzenie w zasadzie nie wymaga poważniejszych zmian kompetencyjnych (ustawowych) to powstają dylematy czy lepszy jest „pełnomocnik” czy "departament", czy potrzebne jest jednocześnie i jedno i drugie.
Dochodzą opinie że pełnomocnik ds. OZE ulokowany w MG jest niezbędny aby zrównoważyć pełnomocnika ds. energetyki jądrowej, który dodatkowo marginalizuje OZE wzmacniając „atom”. Zgadzam się z tym, ale nie sądzę aby to był silny argument o ile wcześniej nie ma sformułowanego konkretnego zakresu zadań i kompetencji, które powinny wynikać z krytycznej oceny dotychczasowych efektów pracy rządu i przyszłych wyzwań dla cegło sektora. Jest bowiem obawa stworzenia fasadowego stanowiska bez kompetencji („Jan bez Ziemi”) i pełnomocnika który nic nie będzie mógł, a da dodatkowe alibi innym do „nic nie robienia” lub nawet blokowania jego poczynań i ośmieszenia domagających się pełnomocnika środowisk związanych z OZE na zasadzie sfomulowanej przez Gałczyńskiego „…chcieliście Polski no to ją macie, skumbrie w tomacie….”. Z tym rozwiązaniem wiąże się też duże ryzyko personalne, z uwagi na polityczne (pozamerytoryczne) kryteria wyboru osoby na stanowisko w ramach doraźnego dzialenia łupów wyborczych. Biorąc też pod uwagę niezbyt udane doświadczenia z efektami działania poprzedniego pełnomocnika rządu ds. alternatywnych źródeł energii powołanego jeszcze w 2006 r. za czasów rządów PIS, skłaniałbym się ku domaganiu się przede wszystkim i najpierw decyzji o utworzenia w MG silnego organizacyjnie i kadrowo departamentu ds. OZE (stanowiska z konkursu), uzupełnionego pełnomocnikiem ds OZE lub nadzorowanego przez podsekretarza stanu odpowiedzialnego za sprawy OZE wraz np. z kwestiami zielonej gospodarki, innowacji. Jeżeli nadzór nad nowym departementem miałby sprawowować podeskretarz stanu odpowiedzialny (tak jak dotychczas) za węgiel lub nawet atom, to efekt byłby jak do tej pory, czyli taki jakby wilkowi owieczki pilnować kazano...
Wobec toczących się w kuluarach i na korytarzach ministerstw rozmów „jak tu się ustawić; z wiatrem czy pod wiatr”) wypada mi poprzeć to co już na „odnawialnym” zostało powiedziane ponad 2 lata temu, we wpisie „Pokawałkowany świat”. Chodzi o departament mający prestiż spoleczny i polityczny i z tego wynikającą ochronę polityczną, silny merytoryczne i zdolny do formułowania i wdrażania strategii, mający oparcie w organizacjach ze srodowiska OZE, nastawiony na działania na zewnątrz i rozliczanego z efektów, a nie departament typu „administracyjnego” ubezwłasnowolniony biurokracją rządową, rozliczany ze spełnienia procedur i premiowany na postawy zachowawcze.
Nie niedoceniałbym faktu że obecnie jest jeszcze skromny, młody „zasób kadrowy” w departamencie energetyki w MG na którym można jeszcze spróbować coś większego zbudować. To muszą być bowiem osoby z przygotowaniem administracyjnym ale mlode, z poczuciem misji, ktorego nie zniweczą blokady polityczne. Postępujący bowiem rozkład instytucjonalny sektora OZE (praktyczny brak zaplecza naukowego, think tanków, wyspecjalizowanych merytorycznie agencji itd.) powoduje że nie ma na czym budować. Taki departament nie może jednak siedzieć w kącie ministerstwa i grzecznie czekać na uwolnienie możliwosci działania, aż zasobami regulacynymi pożywią się więksi, ciągle nienasyceni "amatorzy dziobania" rodem z węgla, gazu i atomu. Przyznam że pomimo dobrej woli nie rozumiem do dzisiaj dlaczego projekt ustawy dot. OZE (będąc pilnym i już gotowym do konsultacji) musi czekać aż "nowelizacje prawa energetycznego i gazowego bedą gotowe" (oficjalny powód opoźnień), podczas gdy ustawy jądrowe przygotowane w potężnnym obecnie i wysokobudżetowym departamencie nie będąc pilnymi ani wymaganymi przez UE nie musialy czekać...
Wzmocnienie departamentu i znaczenia OZE w MG powinno opierać się także na aktywnym i ciągłym włączeniu w jego prace instytucji i organów zewnętrznych, bo to da mu konieczną silę. Przywrócić trzeba przede wszystkim praktyczny wpływ ministerstwa środowiska na OZE, gdyż w dobie wdrażania pakietu klimatycznego to naturalny sojusznik szerszego myslenia, a tymczasem ministerstwo „używane” jest głównie do załatwiania w imieniu MG i korporacji energetycznych spraw ETS, które przytłaczają problemy OZE i inne prorozwojowe na forum rządowym. Tak jak proponowane bylo parę lat temu na odnawialnym, ważniejsze od samego pełnomocnika wydaje mi się powołanie przez premiera międzyresortowego zespołu ds. OZE (kilka lat temu taka inicjatywa była podjęta przez Ministra Środowiska). Taki zespół może znacznie szybciej wprowadzić OZE do agendy i priorytetów prac rady ministrów niż osamotniowny pełnomocnik. Ale wlasnie przy takiej koncepcji tworzenia odpowiednich struktur i kompetencji stanowisko pełnomocnika jako koordynatora zaczyna mieć sens, inaczej jest to - nieprzymierzając i nie starając się o poprawność polityczną i językową - dobieranie „konia do bata”.
Z informacji jakie mam o projekcie ustawy o OZE przygotowanym w MG nie wynika jednak aby kwestie niedowładu organizacyjnego i potrzeby wzmacniania merytorycznego organów rządowych i ministerialnych w zakresie OZE były dostrzeżone, a właśnie w ustawie, wraz z zadaniami i instrumentami wdrożenia takie kwestie powinny być ujęte. Pozostawienie spraw w gestii wewnętrznych zarządzeń (pozaustawowych i nie poddających sie zewnętrznej kontroli) będzie dalej źródłem instytucjonalnej degradacji OZE i narażeniem nie tylko na marginalizację branży ale też wystawieniem na agresywny lobbing i szarpanie sukna ze strony silniejszych, „z dojściami”. Pelnomocnik bez departamentu i struktur temu niestety moglby własnie słuzyć.
sobota, października 29, 2011
Pełnomocnik rządu ds. OZE czy departament energetyki odnawialnej?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
yes. i agree with u. This is One of The Best Post
unlimited web hosting
Prześlij komentarz