sobota, kwietnia 30, 2011

O polskiej hipokryzji czyli Krzysztofowi Żmijewskiemu do sztambucha

Z mojej perspektywy, z profesorem Krzysztofem Żmijewskim można mieć tyle samo przyjemności (linki też tu i tu) co i kłopotu. Taki już widocznie jego urok jest…

Tym razem po udzielonym ze swadą wywiadzie dla WNP pt „Hipokryzja UE w polityce energetycznej” mam z nim kłopot. Tym bardziej, że sporo zrobił dla zazielenienia energetyki, a za tym wszak świadomie oręduje blog odnawialny. Chodzi mi głównie o tytuł wywiadu za co prof. Żmijewski nie odpowiada, ale tytuł jednak z czegoś wynika…

Niektóre tezy wywiadu są i ciekawe i mi bliskie, nawet jeżeli wymagają komentarza jak np.: „Wszystkie wyliczenia dotyczące emisyjności w sposób milczący przyjmują, że emisyjność liczy się z perspektywy produkcji - kto produkuje ten emituje, kto nie produkuje to nie emituje [nie wszystkie, bo cele dla OZE na 2020 UE liczy się w bilansie ZUŻYCIA energii finalnej przyp. aut]. Poziom emisyjności można liczyć także z perspektywy konsumpcji - kto konsumuje ten inicjuje emisje, a kto nie konsumuje ten oszczędza... Ale UE, w szczególności jej wiodące państwa członkowskie, nie namawiają do ograniczenia konsumpcji. Nie przestajemy czegoś używać dlatego, że się zużyło, tylko dlatego, że nam się znudziło” [opłaty za emisje CO2 wpływają na koszty energii a to wpływa na ograniczenie konsumpcji energii, czy zbędnej konsumpcji, przyp. aut]. Podoba mi się też teza Krzysztofa o większej efektywności walki z efektem cieplarnianym i zwiększoną emisyjnością poprzez instrumenty podatkowe (powszechny podatek od emisji CO2) niż systemu ETS. Tu też drobny komentarz : skoro krytykujemy UE to dlaczego Polska nie poszła drogą Szwecji i dlaczego nie proponowała tego rozwiązania w UE? Czy podatek tak samo jak ETS nie pogorszyłby konkurencyjności naszej "umęczonej" polityką klimatyczną gospodarki, co jest leit motive całości wywiadu?
Ale są takie wątki realne czy nawet domyślne (o szerszą percepcję społeczną tu chodzi), które mi nie całkowicie nie odpowiadają, choć wzbudzają powszechny poklask, nie tylko wśród komentatorów WNP, ale i na innych forach i poważnych blogach, np. Adama Dudy.

Krzysztof Żmijewski wyciąga przeciw UE, Komisji Europejskiej (KE), a w szczególności Komisarz ds. Klimatu Pani Connie Hedegaard ciężkie oskarżenia (to zresztą ostatnio standard w krajowej publicystyce gospodarczej, por. poprzedni wpis), poczynając od „antypolskiego” Pakietu klimatycznego 3 x 20 %, a kończąc na nowej, jeszcze bardziej antypolskiej strategii klimatycznej (w zasadzie bez emisyjnej) UE do 2050 roku. W wywiadzie sporo argumentów/chwytów typowych dla, znacznie mniej niż prof. Żmijewski znających temat, denialistów klimatycznych i „zatroskanych patriotów” takich jak świadome niszczenie gospodarki, tworzenie bezrobocia itd. Krzysztof Żmijewski nie jest z pewnością denialistą (zresztą sam mówi „wierzę w zmiany klimatu”?); z jednej strony krytykuje KE za doktrynerstwo klimatyczne i działania na szkodę „lekko zapóźnionych” krajów takich jak Polska, a z drugiej strony za to, że UE nie wystarczająco dokręca śruby zwłaszcza tam gdzie chodzi o efektywność energetyczną, co jest zresztą ulubionym elementem koncepcji energetycznych propagowanych przez Profesora. Daje to mu podstawę do sformułowania zarzutu, że UE - omotana przez kraje „postindustrialne” - jest hipokrytką, a zapewne uczciwa do bólu i nie odpowiadająca za to, że tylko trochę smrodzi Polska (wszak Chiny bardziej!) – niewinną ofiarą hipokryzji UE i intryg lub obsesji Pani Hedegaard (w kontekście całego wywiadu prof. Żmijewskiego to prawdziwy czarny charakter, ale z wypowiedzi nie można wykluczyć że równię dobrze może to być efekt krótkowzroczności lub kobiecej naiwności?).

Antyunijne tezy z zakresy polityki energetycznej i klimatycznej (akurat w siódmą rocznicę ślubu z UE i skonsumowania przez Pannę Młodą ponad polowę z ok. setki miliardów Euro mocno „zielonego” posagu z lat 2004-2013) stawiane przez prof. Żmijewskiego niezwykle łatwo trafiają w dzisiejsze roszczenia energetyki korporacyjnej, związków zawodowych, a tym samym polityków szukających tamże posad (np. w zarządach Kampanii Węglowej, PSE i wielu radach nadzorczych), drogich pieniędzy na wybory i taniego poklasku (wszak jedno i drugie w kampanii wyborczej jest na cenę złota). Są to bowiem tezy nie tylko wygodne w użyciu ale tak wydawałoby się oczywiste, że już dalej nie warto myśleć (po co się przemęczać?). Wygodnie jest też krytykowanie UE za błędy w polityce efektywności energetycznej, bo dobrze jest się ująć za „biedą energetyczną” wywołaną polityką UE; wszak wszyscy z definicji są za mniejszymi rachunkami i ochroną biednych. Gorzej z dowodami, ale po co dowody jak wszyscy wiedzą? Powtarzanie przez wszystkich (tak jak w przypadku krytyki polityki klimatycznej, tu wszyscy też są jednomyślni), że np. „najtańsza energia jest energia niezużyta/niewyprodukowana” nie jest szkodliwym społecznie poglądem, ale zawsze warto byłoby choć zapytać tu o koszt i opłacalność publicznego wsparcia (nie osobistych inwestycji) i porównać zasadnością publicznego wsparcia np. OZE. Czyż ustawa o efektywności energetycznej nie niesie niemałych kosztów publicznych związane z białymi certyfikatami? Krzysztof Żmijewski, na przykładzie n.b. „drogich wiatraków” mówi: „...jeśli daje się dotacje, to ten produkt drożeje”, ale jak rozumiem prawo to nie obowiązuje wtedy gdy są dotacje do efektywności energetycznej oraz (wbrew polityce UE) do sektora wydobycia węgla czy energetyki jądrowej? Przykładów takiej właśnie „tytułowej” hipokryzji jest w naszej debacie znacznie więcej, ale cały ten wpis sprowadza się do mojej niezgody na oskarżania o hipokryzję UE jako całości i będącej bez skazy Polski jako jej ofiary (nie piszę o egoizmach narodowych i żonglowaniu przez kraje członkowskie UE przedziwnymi nieraz argumentami, bo nie o niuanse tu chodzi).

Prof. Zmijewski mówi: „Budynki pochłaniają ok. 40 proc. energii, a mogą być one źródłem 60 proc. oszczędności energii [jakbym sluchal Hedegaard:)]. UE nie zrobiła jednak nic, aby to zrobić [akurat robi wiele, znacznie więcej od Polski, nawet jak skutecznosc pozostawia sporo do zyczenia, przyp. aut.] Zamiast tego wprowadzono miękkie standardy i zobowiązania, których nikt nie kontroluje. Przyjęto cele 3x20 ale dwa z nich (ograniczenie emisji CO2 i wzrost wykorzystywania energii z OZE) są obowiązkowe a trzeci - czyli zmniejszenie zużycia energii - jest nie obowiązkowy. To pokazuje sposób myślenia KE i jej hipokryzję”.

Wszak dyrektywa 2006/32/WE w sprawie efektywności końcowego wykorzystania energii czekała w Polsce 5 lat ustawę o efektywności energetycznej. Czyja to wina? Pewnie UE? Czy Polska nie jest przypadkiem dużym członkiem UE i czy nie mogłaby zgłosić choć raz konstruktywnej propozycji aby zaostrzyć dyrektywę, wprowadzić skuteczne kary za jej niewdrożenie i jeszcze wzmocnić ją podatkiem węglowym? Czy UE nie wymaga pod groźbą kary traktowej aby dyrektywa 2009/28/WE, wymagająca wprowadzenia minimalnych udzialów OZE w budynkach, była wdrożona w Polsce do grudnia 2009 roku? Kto jest winny, że ustawy wdrażającej tę dyrektywę nie będzie do 2012 a może i 2013 roku? Czy promując dyrektywami i swoimi funduszami OZE i efektywność energetyczną, polityka UE nie pomaga takim także takim krajom jak Polska modernizować energetykę i całą gospodarkę? Czy mamy w Polsce w bilansach energetycznych za dużo węgla w energetyce czy za mało, czy chcemy mieć więcej czy mniej i czy hipokryzja UE polega na tym, że sama rozwija technologie niskowęglowe a Polskę „wpuszcza w kanał” aby dalej stawiała na węgiel? Moim zdaniem nie. UE wyraźnie mówi i z wyprzedzeniem zapowiada i wprowadza regulacje aby uciekać od nieefektwności, uciekać od wysokiej emisyjności (to niezwykle ryzykowne pozostawać pod tym względem daleko w tyle) od konserwowania dotychczasowej energetyki bo wtedy właśnie definitywnie w globalnej walce przegramy z Chinami, Indiami, Brazylią itd. W zielonej gospodarce też będzie trudno, ale szanse na konkurencyjność są znacznie większe.

Nie zgadzam się ani z tezą o hipokryzji UE, ani z tezą, że mamy wszystkimi dostępnymi środkami opóźniać proces transformacji energetyki (i tak tego nie zatrzymamy, a dla dobrego samopoczucia nie warto) gdyż świat pędzi i nie będzie czakał na marudera i malkontenta oraz kunktatora z Bożej Łaski. Prof Żmijewski mówi, że to przez politykę klimatyczną bedzie Europa dwu prędkosci, a nie przez to, że Polska nadmiernie zwalnia i sama do tego prowadzi, spychajac calą UE w obszar gdzie tylko wszyscy przegrac mozemy. Leszek Balcerowicz tłumacząc się kiedys z terapii szokowej sprzed 20 lat powiedział „po co pełzać, lepiej biec”. Wtedy było trudno ale teraz możemy spokojnie biec, o ile nie będziemy ignorować polityki UE, a tym badziej czynić z tego cnoty. Bez konsekwetnej realizacji polityki UE nie wiemy dokąd biec ani nawet gdzie dryfujemy (może nawet nie chodzi o dwie prędkosci, tylko calkiem rozne kierunki ruchu, co byloby jeszcze wiekszym zagrozeniem dla Polski). Chodzi też o to, aby krajowe firmy energetyczne miały tę nieprzyjemną pewność (uznaly "niewygodną prawdę"), że zmiany są nieodwracalne, nie są kontestowane przez rządzących, bo tylko wtedy autentycznie i szybko zmienią swoje postawy i się uratują. Właśnie to hipokryzja naszego rządu i polityków, wszystkich w zasadzie maści, w zakresie polityki klimatyczno-energetycznej UE doprowadzi wprost do bankructwa tych firm, bankructwa krajowej energetyki i spycha Polskę na margines. Szkoda, że w sposób mniej lub bardziej zamierzony, swoją retoryką Krzysztof Żmijewski wspiera to co trzeba zmieniać a nie konserwować

6 komentarzy:

Adam Duda pisze...

Panie Grzegorzu
"Nie przestajemy czegoś używać dlatego, że się zużyło, tylko dlatego, że nam się znudziło” [opłaty za emisje CO2 wpływają na koszty energii a to wpływa na ograniczenie konsumpcji energii, czy zbędnej konsumpcji, przyp. aut]."

Profesorowi jak mniema chodziło o to, że jak konsumuje w Polsce na przykład laptop, to wpływam na wzrost emisji w chinach i tajwanie. Jak konsumuje laptop, a nie energię pochodzącą z produkcji krajowej czy bilansu handlowego energii.


Co do reszty wpisu, to proszę uzasadnić, dlaczego KE nie wprowadza obligatoryjnego podatku od paliw kopalnych które zostawały by w kraju (jak to jest w szwecji), a zamiast tego wprowadza pozwoloenia na emisję, które mogą być handlowane pomiędzy krajami członkowskimi.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Adamie,
Dziękuję komentarz dot. „miękkiego carbon leackage” (tak go chyba trzeba odróżnić od tego co pogarsza nastroje w przemyśle ciężkim) i pytanie dot. podatków paliwowych (to pogarsza zazwyczaj nastroje wszystkim). To tematy szerokie, zacznę zatem pozytywnie :) od tego drugiego, ale dla uproszczenia sobie roboty odwołam się do notek na odnawialnym (ten sztambuch lepiej pamiętam), a one gdzieś tam dalej są zlinkowane do źródeł.

Jeśli chodzi o podatki paliwowe to pryncypialny stosunek krajowych polityków do nich, przebijają nawet amerykanów z czasów prezydenta Busha których nawet Alan Greenspan nie popierał (por. temu poświecony wpis na odnawialnym ),a jak to się ma do generalnych kierunków w polityce ustalania podatków w UE ?
Dopiero Traktat Lizboński teoretycznie dopuszcza stosowanie pod określonymi warunkami instrumentów fiskalnych w odniesieniu do efektywności energetycznej (też był na ten temat komentarz na odnawialnym ). Ale kto wykluczał uszczuplanie wyłącznych kompetencji państw narodowych w zakresie podatków i danin energetycznych i walczył o jak najniższe w przypadku akcyzy na węgiel? Kto był nieprzejednanym wrogiem przyjęcia Traktatu ? Kto rozmydlał go a potem maksymalnie opóźniał jego przyjęcie? Czy to była może Szwecja ? I tu można zadać znowu kontrolnie pytanie, kto tu jest hipokrytą ? Oczywiście nie Pan Panie Adamie, nie ja i nie prof. Żmijewski, ale my razem, niestety tak.

Jeśli chodzi o komentarz to zaskoczył mnie Pan przykładem, który nie jest zgrany ale chyba trudny do prostej interpretacji i wymyka się z osi dotychczasowych debat w Polsce w której główną rolę odgrywał wielki, narodowy przemysł (coś co może wypłynąć, najpewniej do Chin), a nie to czego mamy za mało. Ale spróbuję. Carbon leackage to nie nowy temat do dyskusji, m.in. od trzech lat wałkowany na odnawialnym ), ale powiem że obecnie w dobrym towarzystwie biznesowym (nie mówię o politykach) coraz mniej trendy. Tradycyjne przemysły jeszcze tradycyjnie postękują, ale są wśród nich takie, które czasu nie tracą na tylko w trudnej polityce klimatycznej i atmosferze peak oil przestawiają się z tego z czego żyli (paliw kopalnych) na zupełnie inne rozwiązania, w trym właśnie EE i OZE. Tak samo jak energetyka węglowa zagrożonym przemysłem jest przemysł stoczniowy i w Polsce ten drugi podupadł szybciej niż ten pierwszy, ale jak pięknie „na zielono” (biznes w morskiej energetyce wiatrowej) się dźwiga? I to nie tylko w Polsce, proszę zerknąć na prezentację szefa europejskiej federacji przemysłu stoczniowego CESA, zwłaszcza drugą część tej prezentacji – 5MB . Ktoś kto napędzał firmy produkcyjne ropą i sprzedawał klientom statki napędzane ropą i żył z przerobu ropy upatruje w polityce klimatycznej UE największej szansy biznesowej! Polskie stocznie i porty sobie poradzą ale w tej grze polski węgiel zostanie nam w ręku jak czarny Piotruś (chyba kiedyś takiego porównania użył red Zasuń).
A komputery, wszak UE w Strategii Lizbońskiej wręcz nakazuje je produkować w UE, a Chiny w swojej strategii innowacyjności powodują że tam właśnie się ich najwięcej kupuje. Ważne jest aby były energooszczędne i poddawane recyklingowi ale jakoś nie potrafię tego przykładu wpleść w kontekst Pakietu klimatycznego i hipokryzji UE wokół tego problemu.

Jakub pisze...

Dla odmiany, chyba odrobina przyjemności o której Pan wspominał na początku tego wątku. Dość krótka ale zawsze.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Jakubie
Cała prawda, byłem nawet moderatorem tego panelu na jedynej tzw. „odnawialnej” konferencji na kongresie w Katowicach i mogę potwierdzić, że rzeczywiście polał miód na moje skołatane serce i umysł. I dodam że moje nastroje po wszystkich trzech panelach (także drugim – tu było trochę kontrowersji i trzecim ) znacznie się poprawiły, bo jak więcej niż 95% społeczeństwa ma odmienne zdanie niż ja, zaczynam się zastanawiać, czy nie najwyższy czas aby udać się do lekarza. Jak sprawdziłem prosząc uczestników tej konferencji (chodziło w niej o OZE) o głosowanie znalazłem się chyba nawet w większości. Ale liczba uczestników tej konferencji to ok. 5%, a cała reszta kongresu (czyli właśnie graniczne dla mnie 95%) jednoznacznie wyraziła swoją opinię na antypodach mojej. Chyba najlepszą ilustracją nastrojów wobec nie tylko pakietu klimatycznego, ale i całej UE są wypowiedzi prezesów krajowych korporacji energetycznych , które nie pozostawiają złudzeń…
I o to właśnie w powyższym zagajeniu mi chodziło. Profesor Żmijewski wie o co w tym chodzi i widzi konieczność zmian tu w Polsce (nie tylko w Brukseli), ale pewne wypowiedzi są przysłowiową wodą na młyn wszystkich utrwalaczy starego systemu, którzy zaczynają się coraz bardziej przyzwyczajać że jesteśmy w stanie zmienić diametralnie politykę UE, a wtedy rzeczywiście po co się przemęczać? Antyunijna retoryka Kongresu, będąca w pewnej części przedłużeniem cytowanej powyżej wypowiedzi prof. Zmijewskiego (czy czerpiąca z chwytliwej argumentacji) stanowi usprawiedliwienie dla krajowych koncernów energetycznych i wzmacnia nie tylko blokadę inwestycyjną w energetyce konwencjonalnej ale także i w odnawialnej i pod doskonale przyjmowanym przez ludzi hasłem obrony interesu narodowego wpędza nas coraz głebiej w tarapaty. Także cieszy miód, ale wokół za dużo dziegciu :).

Jakub pisze...

Łyżka miodu w beczce dziegciu? Ja chyba czytam zbyt wybiórczo prasę. Profesor Żmijewski mówi mi w niej, że nie ma opcji i na najbliższe lata tylko OZE i EE, wiceprezes PGE Adam Iwan mówi, że będą inwestować w EE oraz morskie farmy wiatrowe (no dobrze, mówiąc o tym drugim oczami wyobraźni widzę jak trochę przymyka oko), Wicedyrektor w Min. Rolnictwa Kazimierz Żmuda mówi o konieczności przyjrzenia się co zrobiliśmy do tej pory w sprawie OZE, na Żuławach buduje się spory zakład granulacji biomasy, powstaną spalarnie odpadów (choć ponoć tylko Szwedzi wiedzą jak to robić a Szwedów jak wiemy nie jest dużo), Energa zainteresowana mikrokogeneracją a IMP im w lipcu pokaże urządzenie...
Przepraszam, że bez linków ale zapewne to wszystko znane Panu lepiej niż mi fakty (i fakty medialne).

Oczywiście słyszę, co się dzieje w tle - nie możemy zabić gospodarki, budżety inwestycyjne nie są z gumy, nie możemy być tacy ambitni, pakiet klimatyczny stopuje menadżerów. No ale to wszystko wkładam do jednego worka z hasłem "Europo obudź się, pora na węgiel". Brzmi jak salowa na oddziale gastrologii.

No dobrze, ale co to było za głosowanie i czym przede wszystkim ludzie zagłosowali (tzn. jaki panel był konkurencyjny? czy może to była pora karmienia?). Bo z powyższych, abstrahując od tego, że cyniczną interpretacją dla mas jest powiedzenie, że normę stanowi ogół (no ok, zależy jeszcze o jakiej normie mówimy - statystycznej czy pożądanej), to widać jakiś cień nadziei. I chyba tylko ważne jest, żeby inaczej niż w przypadku pewnej reklamy - browarnicy tacy jak Pan właśnie ją spasteryzowali (a zaraz potem urzeczywistnili). Przy czym, żebym wyraził się jasno - nie namawiam do uspokajania sumienia narodu.

Kłopotem może być natomiast faktycznie, że słuszne poniekąd tezy prof. Żmijewskiego, że "to musi się rozwijać w sposób rozsądnie wyważony", mogą przechylać w odbiorze społecznym szalę argumentów na stronę bezkompromisowo broniącej swoich interesów konserwatywnej części biznesu. Nie znam dobrze profesora Żmijewskiego ale tym łatwiej szkicuje mi się scenariusz, że to chytry plan skupienia na sobie uwagi aby zaraz potem większą rzeszę gapiów zainteresować właściwym przekazem i szerszym spojrzeniem. Ale oczywiście zgadzam się, że strzelanie sobie przy tej okazji w stopę jest lekką przesadą.

Jak się tak w międzyczasie zastanowiłem, to ja na pewno czytam wybiórczo. Tak czy inaczej, prosiłbym aby nie marnował Pan czasu na chodzenie po lekarzach bo zrobił by Pan niezłe świństwo światu. Nie wiem czy wie Pan ale słyszano ponoć o przypadkach kiedy lekarze wyleczyli.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Jakubie, postanowił Pan dawkować "przyjemności". Bardzo dobrze się czyta te skondesnowane myśli okraszone perełkami humoru, bo czymże określić takie np. Pana hasło: .>"Europo obudź się, pora na węgiel". Brzmi jak salowa na oddziale gastrologii<<. Rzeczywiście tylko osoby w gorączce (klimatycznej) i zbiegunką (którą węglem się leczy) mogą takie wyzwania przyjąc ze zrozumieniem.
Co do pory zadania pytania, to była raczej optymalna, bo zaraz posniadaniu i przed próbą ew. nacisków czy nadużyć z mojej strony.
Jestem przekonany, że w makiawelicznym zawołąniu w celu skupienia wiekszej liczby gapiów jest sporo racjonalnego myslenia, ale nie wiem jaki cd. nastąpi.
Póki co, rząd bedzie pytał prezesów czy grozi im carbon leakage i tu, przy tak wąsko postawionym pytaniu i adresatach, wynik badania jest już z góry znany. Niestety, wnioski z badania chyba też.