niedziela, czerwca 01, 2008

Pomysły opozycji na energetykę- dotacje i podatki, czyli jak innym zaszkodzić z troską o nich

Kontynuując podjęte w poprzednim „sejmowym” wpisie wątki polityczne w energetyce, chciałbym zwrócić uwagę na pomysły opozycji na energetykę opozycji. Ma swoje prawa i swoje tematy i jednocześnie jak mogą próbują uprzykrzyć życie koalicji. Święte to prawo opozycji, tym bardziej że póki co konkretów ani nawet kierunków rozwoju energetyki rząd jak dotychczas nie przedstawił i z pewnością choćby za to (nie pisząc o braku konkretów w dzialaniach) zasługuje na krytykę. Ale w takim razie jakie pomysły ma opozycja?

Zacznę od tej „radiomaryjnej”, także dlatego, że jeden z współautorów „odnawialnego” poinformowali właśnie, z właściwym sobie przekąsem („troską”) w ostatnim komentarzu do wpisu nt. pakietu 3 x 20% dla Polski (15% udział OZE ’2020) , że media Ojca Rydzyka przypuściły atak na rząd z powodu wymówienia przez NFOŚiGW umowy dotacyjnej na kogeneracyjny system geotermalny w Toruniu. Głównym argumentem jest to, że jak pisze GDP (…) „no teraz to juz raczej nie ma szansy na 15%... ;) oraz że grożą Polsce niebotyczne kary (ponoć ponad 1 mld Euro!, sam jestem ciekaw metodyki obliczeń) za brak w bilansie wymaganej przez UE „zielonej” energii elektrycznej (tu chyba w 2010 r., bo na 2020 r. nie ma sub-celu na zieloną energię elektryczną, tylko „na całość” ). W ślad za tym, detektywistycznym tropem (zresztą sprawa byla juz dyskutowana na odnawialnym i mam wprawę:) zerknąłem na pierwsze strony weekendowego Naszego Dziennika i rzeczywiście zaniemówiłem wobec siły argumentów wypowiadających się tam profesorów, oczywiście tych związanych z geotermalnym przedsięwzięciem O. Rydzyka. To już nie tylko chodzi tylko o „odnawialne” procenty i miliardowe kary w Euro za brak milionowej dotacji, ale też np. o to że „Polacy przebywający obecnie na emigracji nie będą mogli do ojczyny wrócić” bo … nie będzie dla nich miejsc pracy. Jest też krytyka, że rozwija się energetyka wiatrowa „polegająca na imporcie starej aparatury prądotwórczej” (nie ma oczywiście mowy o tym, że system w Toruniu, gdyby powstał, oparty byłby na jednakowoż importowanych rurach i importowanym systemie ORC) oraz że NFOSiGW nie wydatkuje środków na OZE w tempie wymaganym (to akurat wydaje się być zarzutem trafionym i coś z tym trzeba zrobić) a jak pies ogrodnika nie daje na geotermię (oczywiście, tylko tę jedną, „prawdziwą i słuszną”, ale autorzy publikacji w Naszym Dzienniku czujnie obawiają się, ze środki dostanie „za łapówki” geotermia z kapitałem zagranicznym).
Szkoda pewnie czasu na dalszą analizę jednak na wskroś (nawet jak na opozycję) demagogicznych tekstów, ale jeszcze bardziej szkoda że geotermia w Polsce ma tak partykularnie i bez szerszej i rzeczowej perspektywy ekonomicznej myślących ekspertów i tak niewiarygodnych lobbystów. W jednej z prac z ubiegłego roku w której uczestniczyłem, doliczyliśmy się w zespole ponad 40 istniejących przedsiębiorstw ciepłowniczych zlokalizowanych lepiej niż planowana inwestycja toruńska, gdzie jeśli chodzi o geotermię głęboką, natychmiast i całkiem realnie (z pełnym wykorzystaniem mocy przez cały rok i bez konieczności budowy sieci ciepłowniczej od podstaw) można byłoby bez specjalnego zadęcia zainstalować 160 MW mocy cieplnej geotermalnej, nie wspominając tu nawet o geotermii plytkiej.

Wydaje się, ze niewiele mniej demagogiczna w myśleniu o energetyce jest szerzej potraktowana opozycja parlamentarna. PiS, po tym jak podniósł w czasie ubiegłej kadencji stawkę podatku akcyzowego na paliwa transportowe („dostosowując ja do wymogów UE”) teraz domaga się jego drastycznego obniżenia akcyzy i grozi wystąpieniem z wnioskiem od odwołanie ministra finansów. Nie jest to zresztą jedynie polski pomysł, bo w tym samym duchu wypowiada się np. prezydent Francji, mówić o konieczności obniżenia VAT). Ale pomijając zmianę punktu widzenia ze zmianą punktu siedzenia, to czy to w ogóle ma sens ? Sądzę, że nie i nie myślę tu tylko o problemie „zjedzenia” ulgi w podatku przez sektor naftowy bez wyraźnej i odczuwalnej obniżki cen, o czym mówi atakowany minister finansów. Sądzę, że są inne, dużo ważniejsze powody, dla których lepiej takich doraźnych i obliczonych na bieżące potrzeby polityczne (prezydencki minister- p. Kamiński dzisiaj w radio mówił, ze trzeba akcyzę obniżyć aby ludzie mogli tanio pojechać na wakacje…) działań nie podejmować i nie podkopywać krzywej uczenia systemów gospodarczych i działania sił rynkowych. Siły te bowiem (jak pisał kiedyś szef Rezerwy Federalnej Alan Greenspan) odgrywają kluczową rolę w oszczędzaniu rzadkich źródeł energii, tak by zużywano je w najbardziej wartościowy sposób. W obecnej sytuacji, paradoksalnie rozważać należałoby raczej wprowadzenie „podatku paliwowego” i aby nie dawać gospodarce i przedsiębiorcom sygnałów sprzecznych z obecną polityką eko-energetyczną i deregulacyjną UE. Niewielki podatek paliwowy, a nawet widok na takowy, wsparłby politykę „oszczędzania” i przyspieszył dostosowanie firm do nowego stanu równowagi na rynkach paliwowych, a obecnie wysokie wpływy budżetowe mogłyby pozwolić na ulgi w podatku dochodowym i ew. wsparcie grup najbardziej zagrożonych wyższą cena paliw oraz wygenerować większe środki na badania i rozwój oraz smielsze wdrażanie nowych technologii w tym zakresie. Czy jest jakiś polityk – prawdziwy mąż stanu, który odważnie tego typu (niekoniecznie ściśle tak jak napisałem, bo nie mam np. szczegółowej wiedzy nt. sytuacji budżetu państwa) uwarunkowania może przekazać obywatelom i wyborcom? Czy oni naprawdę będą na kogoś głosować tylko dlatego że taniej dojadą (najdalej) nad Bałtyk czy w Tatry, bo trudno sobie wyobrazić aby pakowali do bagażnika kanister z tanim polskim paliwem jadąc na Riwierę? Czy niska akcyza na dobro rzadkie i jednoczesnie importowane jakim jest paliwo ma być uosobieniem „bezpieczeństwa energetycznego” o którym PiS tak dużo mówiło (i chcialo duzo z kasy państwowej za taki komfort placić) czy raczej jest jego zaprzeczeniem? Czy mamy tak rozregulować gospodarkę i jej zdolnosci dostosowawcze oraz „zdemoralizować” wyborców, że za jakiś czas, gdy już obniżka akcyzy nic nie pomoże, firmy i obywateli będzie stać tylko (w kolejce po reglamentowane paliwo?) na modlenie się na stacji benzynowej o niższe ceny, tak jak to obecnie zaczynają robić zdemoralizowani przez wiele lat tanią ropą Amerykanie (prayer at the pump), których ciężarówki zużywają rocznie tyle samo ropy co energii całe Niemcy?

11 komentarzy:

p81 pisze...

Od dłuższego czasu można zauważyć tendencję traktowania samochodu/ciężarówki/motocykla jako czegoś co może mieć każdy (względnie tani import) i na co stać każdego niezależnie niemal od wieku i dochodów.
Podobnie jak tania (nawet "darmowa") telekomunikacja tak tanie przemieszczanie się po Świecie jest czymś co jednoznacznie mogę zapisać w kolumnie "rzeczy dobre". Bez wcześniejszego zastanowienia się...
Po zastanowieniu można sobie przypomnieć jakieś komunikaty nt ilości pojazdów, które transportują jedna tylko osobę oraz inne mówiące o pożytkach wynikających z transportu publicznego/zbiorowego...
Czy naprawdę każdy może mieć swój środek transportu?
I pytanie ważniejsze - czy każdy powinien?

Bogdan Szymański pisze...

Co do polityki to zauważalny jest jeden wyraźny trend że partie polityczne mają "dobre" pomysły jedynie jak są w opozycji! Europejski problem cen paliw polega na tym że bardziej niż my obywatele przyzwyczailiśmy sie do wygody i podróżowania wszędzie autem tak Państwo przyzwyczaiło sie do podatku akcyzowego z paliwa który stanowi lwią cześć dochodów Państwa Mimo że ok 60% ceny paliwa stanowią podatki a zaledwie 2% to podatek drogowy! Wystarczy zajrzeć do budżetu aby zobaczyć że nawet promil pieniędzy z dziesiątek miliardów złotych zebranych z akcyzy nie jest przeznaczana na barania, innowacje, wdrażanie nowych technologii a jedynie na łatanie budżetu Państwa. To jest taka Unijna przypadłość. Wystarczy porównać ceny paliw na świecie, UE jest niekwestionowanym liderem. Mimo że dużo mówi sie o konieczności ograniczania zużycia paliw, szukania alternatywy mało się w tym kierunku robi. Nawet najwięksi wizjonerzy nie są w stanie sobie wyobrazić krajów unii bez wpływów z paliwowej akcyzy. Brzmi to może jak teoria spisku jednak w mojej ocenie często wykorzystuje sie ochronę środowiska , czy coraz częściej ochronę klimatu jako sposób na wdrożenie nowych podatków a w rzeczywistości podjęte działania mało mają wspólnego z ochroną czegokolwiek.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

„To tax or not to tax” , to dopiero dylemat (!), ale w zasadzie tylko pozorny. Nie potrafimy bowiem zorganizować naszych społeczeństw bez podatków i generalnie sformułowany dylemat upraszcza się do: jak wysoko i co opodatkować? Myślę, że każdy odpowie że podatki powinny być jak najniższe i ja też. Ale o tym co opodatkujemy warto dyskutować. Nie przyjęła się na świecie (może za wyjątkiem jej niektórych elementów w Skandynawii), a w szczególności w Polsce koncepcja tzw. „ekologicznej reformy podatkowej” właśnie dlatego, że kojarzona była z ogólnym wzrostem obciążeń podatkowych, a nie tylko inną ich lepszą dla ogółu alokacją. Ale, w danych uwarunkowaniach gospodarczych, społecznych i też historycznych (m.in. z powodu przyzwyczajania się rządów – każdy do wygód szybko się przyzwyczaja - do czerpania z określonego źródełka, o czym pisze p. Bogdan), mamy dwie zasadnicze możliwości: albo bardziej obciążamy koszty pracy, albo nieodnawialne zasoby i chęć życia kosztem przyszłości. Osobiście problem Polski dalej dostrzegam w nadmiernym obciążeniu narzutami kosztów pracy, a zbyt niskim obciążeniu fiskalnym zużywających się dóbr wspólnych. Praca bowiem oznacza korzyść na przyszłość i podnoszenie konkurencyjności, a zbyt lekkomyślna eksploatacja rzadkich zasobów rosnące koszty w przyszłości i spadek konkurencyjności (oczywiście nikt rozsądny nie będzie tu mówił o kosztach jakie mogą się pojawić w skali millenium, ale np. dekady).
Nawet w dobie kryzysu energetycznego nie słyszałem np. o tym aby ktokolwiek emigrował, albo przenosił działalność gospodarczą tam, gdzie energia jest tańsza, ale wiem że takie migracje ludzi i kapitału występują tam, gdzie są niższe koszty pracy. Ponadto praca oznacza też innowacyjność a niskie koszty energii są obecnie jej zaprzeczeniem. Czy gdyby energia była tania mielibyśmy tak cenne inicjatywy poprawiające spójność społeczną jak wsparta przez Komisje Europejską kampania Europejskie Stowarzyszenie Przemysłu Naftowego http://www.rp.pl/artykul/142287.html z 11 radami dla zmotoryzowanych? Czy zmotoryzowani by się takimi radami przejęli? Czy w Polsce pojawiłaby się kampania na zwór zachodnich „cars shearing” pod nazwą :zabieram” http://zabieram.pl ? Nie każdy musi mieć ciężarówkę (jak zauważa p81) ani palącego 30 l/100 km amerykańskiego Hummera. Co wyzwoliłoby takie pokłady innowacyjności i solidarności? Wobec tego wszystkie rządowe biurokratyczne ustawy o wspieraniu efektywności energetycznej bledną i w jakiejś mierze stają się zbędnym kosztem.
PS. Nie tak dawno rozmawiając z przemiłym i patrzącym trochę z większym dystansem na politykę UE i na sytuację w Polsce przybyszem Ukrainy – p. Bolesławem usłyszałem takie stwierdzenie: po co edukować ludzi na okoliczność czegoś co jest dobre; nie słyszałem aby ktoś uczył ludzi że lepiej zarobić więcej niż mniej ani że lepiej kupić taniej niż drożej :). Czy to nie jest aby argument za nie obniżaniem podatków na paliwa energię, właśnie wtedy gdy drożeją?

p81 pisze...

Nawiązując do kwestii p Szymanskiego, że politycy najlepsze pomysły mają zawsze będąc w opozycji mogę tylko dodać, że słyszałem kiedyś teorię mówiącą, że Państwo jest narzędziem ucisku społeczeństwa i chyba coś w tym jest bo zamiast za "dobrowolne" opodatkowanie mieć "wikt i opierunek" oraz ogólnie rozumiane bezpieczeństwo mamy... to co mamy czyli - mówiąc nieelegancko - chęć "utrzymania wszystkiego w kupie" za wszelką cenę - także podatków, akcyz itp - ale bez specjalnego przemęczania się.
Patrząc z trochę innej strony na działania mające na celu ograniczenie emisji z transportu nie mogę przestać myśleć o udziale tegoż transportu w całkowitej emisji antropogenicznej... Nie chcę tutaj w pełni zawierzyć mojej pamięci, ale zdaje się, że samochodom trochę jeszcze brakuje do osiągnięcia 30% udziału.
Czy więc akcje ekologiczne, samochody hybrydowe itp nie mają na celu wywołania "oddolnej" reakcji społeczeństw? Zamiast reakcji rządów co do przemysłu, produkcji energii itp.
PS Zawsze zostają także różnego rodzaju teorie spiskowe, tutaj - paradoksalnie - uspokajające bo przecież jest jakiś wielki brat, który wszystko wie i nie pozwoli na samozagładę... Poczekamy, zobaczymy.

Mopic pisze...

Z ogolna teza o przenoszeniu obciazen podatkowych z pracy na konsumpcje (nie tylko energii) sie zgadzam, ale jednak nalezy zauwazyc, ze przenoszenie produkcji w obliczu drozszej energii ma miejsce. To ma miejsce w sektorach gdzie energia stanowi duza czesc kosztow - cementownie, huty, ciezki przemysl. Wszedzie tutaj przeniesienie produkcji do kraju gdzie pewnych obciazen np zwiazanych z emisja CO2 brak, jest oplacalne. Inna sprawa, ze importujac pozniej wytworzone w innych panstwach dobra jednoczesnie eksportujemy koszty zewnetrzne zwiazane ze spalaniem paliw kopalnych.

Bogdan Szymański pisze...

tu się oczywiście zgodzę że europejskie gospodarki należy poddać odwykowi od paliw kopalnych jednak z drugiej strony uważam że opodatkowywane jest najmniej skuteczną drogą. Tak jak akcyza na alkohol nie zmniejsza jego zużycia tak wzrost podatków na paliwa nie zmniejszy uzależnienia gospodarek od paliw kopalnych. A każde zwiększanie podatków sprawia że mamy odczucie jako obywatele że Państwo jest narzędziem ucisku społeczeństwa jak pisze p81. Jeżeli już coś mamy opodatkowywać jak np . paliwa to niech te pieniądze idą na odpowiedni cel czyli badania i wdrażanie alternatywnych paliw, środków transportu w innym wypadku będzie to kolejny podatek a o alternatywie dla ropy będziemy mogli zapomnieć na kolejne dziesięciolecia.

p81 pisze...

Dodam jedno zdanie tylko - jakiś czas temu ktoś wpadł na samobójczy pomysł aby akcyzę na alkohol - wbrew "logice" - obniżyć. I bardzo szybko okazało się, że wpływy do budżetu wzrosły. Zdaje się, że władza do tej pory tego nie przetrawiła, a w każdym razie z pewnością nie wyciągnęła żadnych wniosków. Oczywiście paliwo i alkohol (też poniekąd paliwo) to sprawy dość odległe od siebie jeżeli chodzi o możliwość ich produkcji w warunkach domowych lecz bardzo bliskie pod względem akcyzowym - kiedyś w związku z tym usłyszałem bardzo proste i trochę chyba straszne stwierdzenie: "Gdyby skasować wpływy z paliwa i wódki to Polska przestaje istnieć". I chyba coś w tym jest...

Mopic pisze...

Ostatnio rzecz do jakiej zachecalbym Polakow to do wzrostu zuzycia ropopochodnych. Negatywny wplyw na bilans platniczy i w dlugiej perspektywie samobojstwo biorac pod uwage przylszosc produkcji ropy. Wysoka akcyza to dawanie odpowiednich sygnalow cenowych, ktore pozwola gospodarce przestawic sie na redukcje zuzycia paliw ropopochodnych.

Bogdan Szymański pisze...

tu sie zgodzę że należy sie uniezależniać od ropopochodnych jak również od węgla ale Panowie Akcyza to najgorszy sposób jaki można sobie wyobrazić. Proszę zauważyć co sie dzieje obecnie w europie z powodu drogiej ropy i tylko nieznacznie zmniejszonego zużycia tego surowca wiele krajów europejskich niemożne wypełnić planów budżetowych.

Dopóki podatki z paliwa nie będą szły na konkretne cele - rozwój alternatywnych źródeł energii nigdy nie przestaniemy być uzależnieni od ropy gdyż Państwa nie będzie na to stać. Z jednej strony mówi sie o konieczności rozwoju alternatywnych paliw a z drugiej Państwo robi wszystko aby ten rozwój nie nastąpił. Chociażby rynek CNG oczywiście to nie jest paliwo odnawialne ale w stosunku do ropy tańsze i czystsze. I co zrobił polski rząd aby wesprzeć CNG - zapowiedział wzrost akcyzy na ten rodzaj paliwa do poziomu który pozbawi to paliwo konkurencyjności.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Widze, że dyskusja sprzyja doprecyzowaniu stwierdzen i poglady nasze sie zblizaja, ale w sprawach zasadniczych - wysokosci akcyzy na paliwa mineralne - chyba utrzymuje sie remis 2:2 :).

Sam jednak powoli skłaniam sie do przejscia na pozycje bardziej umiarkowane, nie z przekonania, ale z uznania realnych okolicznosci.

Wiem bowiem, że prawdziwa, a nie blogowa, demokracja (zwłaszcza w takim przypadku, bo wszak wszyscy znamy sie na podatkach i wszyscy chemy aby byly nizsze) zmieniłaby proporcje w ocenie sytacji diametralnie i a ich rozkład bylby zdecydowanie bardziej wyrazisty. Z tych względow nie wykluczam, ze Polska bedzie jednak miała jednak najnizsza akcyze w UE.

Takze ze wzgledow politycznych, jezeli tak sie stanie, to zyska na tym olej napedowy i benzyna (Orlen i Lotos), a nie - i tu zmartwie pewnie Pana Bogdana- CNG, z powodow oczywistych; wiecej wyborców jeździ na tradycyjnch paliwach, ale też nie stoja za tym duży i wplywowy kapitał. Nota bene, po takiej reformie podatkowej, konkurencyjnsć CNG jeszcze bardziej moze sie pogorszyc, a srodkow (tych z poatkow, jak i tych prywatnych trzeźwo oceniająych ryzyko) na badania nad czystymi paliwami bedzie jeszcze mniej....

Czyli moze juz lepiej przy tym nie majstrować?

Bogdan Szymański pisze...

osobiście również nie widzę perspektyw do rozwoju CNG w PL i to nie tylko z powodów akcyzy.

Dodam że rynek Paliw płynnych to chyba najtrudniejszy obszar wdrażania odnawialnych źródeł i trudno nawet wytypować jakąś technologię która w najbliższych kilkunastu latach mogłaby poważnie zagrozić paliwom płynnym=kopalnym i to chyba jest najgorsze w mojej ocenie tak naprawdę nie mamy dobrej alternatywy.