sobota, stycznia 12, 2008

Lokalne prawo na rzecz energetyki słonecznej w kraju scentralizowanym?

Tak jak romantyzm przeplata się z pozytywizmem tak też tendencje do centralizacji i decentralizacji mają swój czas i granice. Azja raczej kojarzy nam się z centralna dyktaturą, a Europa z bardziej z demokracją lokalną, ale także w Europie są kraje bardziej unitarne i bardziej federalne. Polska, będąc krajem unitarnym, przeszła przez ostatnie dwa lata przez okres dodatkowej centralizacji pod hasłem budowy „silnego państwa”. Cudem udało się np. zatrzymać przedłożenie rządowe z końca 2006 r. w sprawie skuteczności weta wojewody (rządu) w sprawie decyzji o przyznaniu przez władze samorządowe województw decyzji o przyznaniu dotacji z funduszy strukturalnych UE, ale już np. w sprawach związanych z energetyką, zwyciężyła idea konsolidacji i tworzenia wielkich grup energetycznych – quasi państwowych monopoli, które rzekomo dzięki temu mogłyby łatwiej pozyskać środki na … tradycyjne, gigantyczne inwestycje w konwencjonalne bloki energetyczne. Pomijam już ogromne ryzyko i skutki ew. błędów inwestycyjnych podejmowanych na taką skalę w szybkozmiennym otoczeniu gospodarczym, ale z pewnością trudniej w tej sytuacji będzie rozwijać samorządowe inicjatywy w tym zakresie, jak np. rozwój „multiutilities”, dobrze funkcjonujących w gospodarce rynkowej np. w Danii, czy w niemieckich (tzw. „statwerke”). Myślę, że konsekwencje podjętych wcześniej decyzji o tworzeniu monopoli energetycznych będą długofalowe i kosztowne, nawet jeżeli teraz wahadło polityczne wraca w kierunku decentralizacji, gdyż oś wahadła nie jest w pozycji neutralnej.

Jak daleko może się wychylić to wahadło w kierunku decentralizacji, a przy okazji na rzecz lokalnej energetyki odnawialnej? Chyba najbardziej zdecentralizowanym odnawialnym źródłem energii są kolektory słoneczne do przygotowania ciepłej wody użytkowej i wspomagania ogrzewania pomieszczeń. Są to bardzo ekologiczne rozwiązania, realizowane bezpośrednio przez i na ryzyko właścicieli domów, które ograniczają zużycie energii i paliw kopalnych po stronie odbiorców końcowych i godne są atencji i wsparcia przez rządy i samorządy. Ale jak do tej pory rządom lepiej, nie tylko w Polsce, wychodzi wsparcie dla technologii, gdzie (prawnie) zobowiązanymi podmiotami stały przedsiębiorstwa energetyczne (biopaliwa, zielona energia elektryczna), niż wsparcie dla rozproszonej energetyki słonecznej wykorzystanej bezpośrednio przez obywateli. Prawdopodobnie nowa dyrektywa ramowa UE, zmusi rząd także do dodatkowego wsparcia zielonego ciepła (pewnie przez dotacje lub ulgi podatkowe), ale już dzisiaj chciałbym zwrócić uwagę na to jak samorządy terytorialne w krajach UE wspierają wykorzystanie kolektorów słonecznych na swoim terenie poprzez stanowienie lokalnego prawa, zwanego „solar by law” lub solar obligation”, co możnaby nazwać „obowiązkiem korzystania z energii promieniowania słonecznego” (obiecuję specjalną nagrodę dla osoby, która potrafi nazwać takie prawo w języku polskim zgrabnie i krótko :). Najbardziej aktualną analizą europejskich 10 letnich doświadczeń w tym zakresie można znaleźć na stronie internetowej europejskiego stowarzyszenia energetyki słonecznej ESTIF http://www.estif.org./fileadmin/downloads/STAP/Best_practice_solar_regulations.pdf .

Nie chcę wchodzić w szczegóły, można powiedzieć że to „nienazwane” jeszcze po polsku prawo polega na tym, że władze lokalne nie wydają pozwolenia na budowę nowego domu, jeżeli w jego projekcie nie ma przewidzianej instalacji solarnej zapewniającej pokrycie potrzeb na ciepłą wodę w określonym odsetku (zazwyczaj 50-80%) lub nawet szerzej – instalacji wykorzystujących odnawiane źródła energii, które zapewniają pokrycie minimum 20-50% całkowitych potrzeb energetycznych budynku. Ale aby takie prawo szczegółowe mogło być lokalnie wprowadzone, samorządy terytorialne muszą mieć prawo do jego stanowienia, wychodząc z ustawy o samorządzie terytorialnym a nawet z konstytucji. Z cytowanego opracowania wynika, że najlepsze efekty i największy zasięg „nienazwane” u nas prawo przyniosło w krajach zdecentralizowanych i federalnych: Portugalia i Hiszpania (miasta i gminy), Włochy, landy niemieckie, Belgia (Walonia), ale też takich jak Irlandia, która jest bardziej scentralizowanym krajem niż te poprzednie, ale swoboda zostawiona tamtejszym powiatom pozwoliła na tego typu działania.
A w Polsce? Mamy już przykłady uchwał i próby stanowienia idącego nieco dalej prawa lokalnego, które szły w kierunku proekologicznym, jak np. uchwała Rady Miasta Łodzi w sprawie zakazu rozdawania przez sklepy jednorazowych torebek plastikowych do pakowania zakupów na rzecz toreb wielokrotnego użytku, jednak to akurat prawo zostało uchylone przez wojewodę jako niezgodne z konstytucją. Z wielkim szacunkiem należy podejść do tych lokalnych inicjatyw gmin i powiatów, które oferują mieszkańcom wsparcie finansowe do inwestycji związanych z budową kolektorów słonecznych na domach, jak choćby program „Słoneczny Kolektorek” w Powiecie Dzierżoniowskim http://www.eo.org.pl/index.php?page=prezentacja&type=p&id=2&pid=967#p967
(do 5000 zł na inwestycję) oraz analogiczne programy oferowane przez takie miasta i gminy jak Słupsk (nagrodzonego zresztą z tego tytułu w konkursach Lider Polskiej Ekologii i Green Apple Award) z rekomendacji ministra środowiska), Bielawa, Gdańsk i inne. To głównie dzięki wsparciu finansowemu ze strony lokalnych i wojewódzkich funduszy ekologicznych i fundacji Ekofundusz, mamy obecnie 160 tys. m2 kolektorów słonecznych do podgrzewania wody. To niezwykle cenne wsparcie, ważne momencie budowy świadomości mieszkańców. Jednak wraz z rozwojem skali inwestycji środków jakimi dysponują samorządy nie starczy dla wszystkich lub koszty będą zbyt wysokie, a wparcie okazyjne nie przełoży się na rozwój przemysłu, usług i wielki spadek kosztów.

Budownictwo mieszkaniowe w Polsce przeżywa boom. Rocznie oddawanych jest do użytku ponad 100 000 mieszkań, ale budując je nie zastanawiamy się czy od razu nie można by przewidzieć na ich dachach i ścianach miejsca na kolektory słoneczne. Wartość tych mieszkań na rynku będzie zależała silnie od zapotrzebowania na energię, a już od 2009 r. owe zapotrzebowanie będzie musiało być potwierdzone stosownym certyfikatem efektywności energetycznej. Dlaczego powalamy aby możliwości jakie daje energetyka słoneczna nie były od razu wykorzystywane? Czy możliwe jest wprowadzenie nie tylko budowlanych „paszportów” energetycznych z minimalna izolacyjnością termiczną przegród, ale także pójście o krok dalej, aby za 5-10 lat nie ponosić dodatkowych kosztów instalowania systemu solarnego na istniejącym już obiekcie? Myślę, że temat ten wart jest analizy i rozmów pomiędzy organizacjami mieszańców, deweloperami, samorządami terytorialnymi i rządem, bo dla samego rządu temat jest zbyt trudnym (zdecydowanie trudniejszym niż np. decyzja o konsolidacji w energetyce). Obowiązek, także ekologiczny, nie boli wtedy go rozumiemy i wiemy że służy nam i jednocześnie realizacji celów publicznych, a najbardziej go rozumiemy, jeżeli wprowadzany jest lokalnie i interesie mieszkańców i lokalnych przedsiębiorców. Nie czekając zatem na nieznane obecnie decyzje rządu w sprawie sposobu wsparcie energetyki słonecznej w Polsce w ramach nowej dyrektywy ramowej UE, byłoby dobrze, gdyby jeden z samorządów terytorialnych ze wsparciem organizacji samorządowych, zdecydował się na próbę wprowadzenia w sposób przemyślany i zbadany od strony prawnej (może też jakoś mógłbym spróbować w tym pomóc) takiego właśnie „nienazwanego” jeszcze prawa. Gdyby zaczęło bowiem działać (nawet gdyby miało przejść całą procedurę odwoławczą, do NSA włącznie), na zasadzie precedensu otworzyło drogę innym tak jak 10-letnie już „solar by law” w Barcelonie - pięknym architektonicznie mieście Gaudiego.

12 komentarzy:

Romuald Bartkowicz pisze...

Panie Grzegorzu,
Tym bardzo ciekawym postem (a raczej artykułem :) sprowokował mnie Pan do zabrania głosu. Chciałbym się odnieść do fragmentu mówiącego o tym "jak samorządy terytorialne w krajach UE wspierają wykorzystanie kolektorów słonecznych na swoim terenie poprzez stanowienie lokalnego prawa, zwanego „solar by law” lub solar obligation”. Powinienem zacząć od próby wzięcia udziału w "konkursie" na nazwanie takiego prawa w języku polskim (zgrabnie i krótko, jak Pan powiada :), ale tego chyba nie da się zrobić skutecznie przy skromnej (jak wiemy) wiedzy przeciętnego obywatela o energetyce odnawialnej i jej proekologicznych źródłach...
Najlepiej byłoby użyć określenia "solarne prawo" lub "solarny obowiązek", lecz nie każdy jeszcze kojarzy słowo "solar" lub "solarny" z tym co należy... Niestety, gdy spróbujemy nazw "słoneczne prawo" lub "słoneczny obowiązek" okaże się, że skojarzenie słońca z prawem lub jakimkolwiek obowiązkiem póki co nie wygląda najlepiej... Wydaje mi się, że najpierw w potocznym słownictwie musi na dobre zagościć słowo "solarny". Nie stanie się tak, jeśli w większości samorządów nie zakiełkuje świadomość o możliwościach jakie daje energetyka słoneczna. Także jeśli każdy z nas nie zrozumie, że ograniczając w ten sposób zużycie energii i paliw kopalnych chronimy klimat, a więc hamujemy globalne ocieplenie.
W pełni podpisuję się pod Pana apelem o próbę wprowadzenia - tytułem próby - przez któryś z samorządów tego nie nazwanego jeszcze prawa. Uważam, że warto zrobić wokół tego więcej "szumu medialnego", aby przybliżyć temat gminom i powiatom.

Pozdrawiam

Romuald Bartkowicz

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Romualdzie,
nie sposób mi sie z Panem nie zgodzić. Nawet sobie przypomialem,że w książce w 1999 r. pt "Przetwarzanie i wykorzystanie energii promieniowania słonecznego", probowalem nawet ujednolicić nazewnictwo w tym zakresie i konsekwentnie stosowalem terminy typu "technologie solarne", ale to sie jakoś nie przyjęlo. Potem zresztą miałem podobny przypadek, gdy z kolei nie ze względów praktycznych, ale purytańskich dowodziłem, że nie ma "odnawialnych źrodeł energii" (mogą być tylko odnwialne zasoby), ale poddałem sie całkiem jak ten nieprawidlowy termin stał sie nie tylko powszechnym ale i usankcjonowanym prawnie (w Prawie energetycznym). Teraz do tej nieprawidlowosci sie nawet przyzwyczaiłem... Ale wracajac do slowa "solarny", wydaje mi sie ze cały problem z jego upowszechnieniem w naszym kraju bierze sie stąd, że np. w jezyku angielskim (to stamtąd przyszła modą na "energię słoneczną)są dwa tej samej rangi słowa: "sun" i "solar", a w polskim obydwa powyższe znaczenia zwyczajowo pokrywane są jednym słowem "słoneczny". Wtedy, w niektorych okolicznosciach wychodzi śmiesznie, a w innych znowu niejasno, a wtedy trzeba długo i zawile. Myśle zatem ze nie pozostaje mi osobiście nic innego jak Panską propozycję "solarną" przyjać, tym bardziej, że także w zwstawieniu z "solarnym obowiązkiem" brzmi dobrze i krótko, a z tym mialem problemy. Teraz doszedł jeszcze jeden problem, tak łatwo obiecana nagroda:). Chcialbym zaoferować znacznie więcej, ale niewiele mam. Nagroda jest zatem skromne, choć sklada sie z trzech części: 1)zwyczajne moje podziękowanie, ale za to ze "słonecznymi" ("solarne" tu by głupio brzmiały) pozdrowieniami, 2) moje zobowiązanie do konsekwentnego stosowania zaproponowanego terminu "solarnego obowiązku" (wtedy może inni dołaczą?), 3) zaproszenie Pana na lampkę wina (też dar od słońca, ktory bardzo sobie cenię) zaraz potem, gdy w Polsce lub choćby w jednej naszej gminie nastanie "solarny obowiazek" i podkreślanie gdzie tylko sie da, że jest Pan autorem tego terminu.
Z uszanowniem
Grzegorz Wisniewski

Dariusz Głowacki pisze...

Moim zdaniem nawoływanie do tworzenia nowych prawnych obowiązków dla lokalnych społeczności prowadzi do przerzucania obowiązków ochrony środowiska na barki zwykłych ludzi. Ciepło z kolektorów słonecznych chociaż ekologiczne, jest niestety drogie, wliczając amortyzację instalacji. Polacy nie są zamożnym narodem i wprowadzanie następnych obowiązków zuboży tylko ich jeszcze bardziej. Przeciętnego obywatela bardzo rozczula ochrona środowiska lecz myśli codziennie co jutro do "garnka włoży".
Trzeba raczej myśleć o pomocy dla użytkowników pomieszczeń, niż nad nowym obowiązkiem powodującym drenaż jego kieszeni.
Bardzo pozytywnym działaniem, chociaż w skali kraju marginalnym, są dotacje gmin do instalacji solarnych.
Co do dotacji krajowych czy funduszy ekologicznych, nie słyszałem o takich przeznaczonych dla inwestorów prywatnych. Trudno przecież zaliczyć do nich dotacje ekofunduszu do instalacji kolektorów ponad 50m2. W programach unijnych beneficjentem nie może być osoba fizyczna nie prowadząca działalności gospodarczej, więc też odpada. Pozostałe fundusze, w tym ostatnia inicjatywa Ministerstwa Gospodarki w postaci pomocy poprzez kredyty preferencyjne, też przeznaczona jest dla ludzi którzy mają zdolność kredytową, a takich w naszym kraju zaczyna już brakować.
Mój wniosek.
Energetyka solarna jest dla bogatych, a tych jest pewnie z 1% w skali kraju. Każdy obowiązek lokalny czy państwowy będzie godził w biednych, którzy zużywają najwięcej energii (w masie i przez niski standard energetyczny budynku).
Może ma Pan jakieś inne pomysły na wdrażanie czegoś dobrego, myślę tu o OZE, którego w skali kraju będzie więcej niż 0,1% (produkcja ciepła z solarów w stosunku do zużycia energii), bo zamiast wzrostu będzie to skansen.
Pozdrawiam
Dariusz Głowacki

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Kilka uwag do komentarza Pana Darka.
Po pierwsze dostałem konkretne pytanie "czy mam jakiś lepszy pomysł na OZE"? W pytaniu chodzi zwlaszcza na takie moje pomysly, które będą odpowiadać możliwościom większosci (a nie tylko 1%) społczenstwa i znaczyć bedą w skali kaju więcej niż 0.1%.
Zaczne od tego, ze "solarny obowiązek", chyba najbardzej pomógłby tym biedniejszym, bo jak już zbuduja dom (n.b. czy biedniejsi budują domy?) i nie zainstalują sobie od razu (taniej) systemu solarnego do przygotowania cwu (z jakąś tam szansą na dofinanswoanie), to potem czeka ich już tylko płacenie za coraz większych rachunków za energię elektryczną lub gaz(bez nadziej na dofinansowanie), bo na kolektor sloneczny ich juz nie bedzie stać. Wydaje mi sie, że biedniejszy powinien nawet wcześniej myśleć o tym niż bogatszy. Zaobserwowałem, jak na początku łatwo wejść na złą sciezkę (i jak później sie trudno z niej wycofac) na przykładzie (bogatszej)Francji. Jezeli 70% nowych mieszkan wyposażonych jest tam w boilery elekryczne i elektryczne pompy ciepła, to taki kraj nie ma możliwości odejścia od energetyki jadrowej, ani od płacenia coraz wiekszych kosztów za energię, co nawet bogatszych może wyprowadzić na ulicę i zmusza rząd do brnięcia w ślepą uliczkę. Czyli sądzę, ze lepiej dobrze zaczac, bo wtedy sa więsze szanse ze dobrze skonczymy.

Druga sprawa to negatyene konotacje "nakladania nowych obowiązkow prwanych na barki" i tak umęczonego społeczeństwa. Rzeczywiście, trzeba to robić z rozwagą, a w szczegolnosci sprwdzić, czy sam rynek sprawy nie rozwiąże i czy interwencje podejmujmy na wlasciwym szczeblu (zasada subsydiarności). Sądze ze w przypadku "solarnego obowiazku" oba kryteria interwencji są spełnione.
Wreszcie samo pytanie, ktore przytoczylem na wstępie. Sądze że, stan zasobow finansowych naszego spoleczenstwa nie jest az tak zły jak Pan opisal i mysle ze znacznie wiecej niz 1% obywateli inweststuje i chodzi o to, aby własnie inwestować dla przyszlych (nawet w dłuzszym okresie dopiero widocznch) zysków, a nie bezrefleksyjnie płacić comiesięczny haracz. W sensie spolecznym to tez ma uzasadnienie, bo ci bogatsi pozwalają na uzyskanie efektu skali i spadku kosztow technologii energetyki slonecznej, czy tez szerzej - "odnawialnej", ktora juz latwiej bedzie dostępna dla tych trochę biedniejszych. Jeżeli chodzi o efekt wiekszy niż 0,1%, to jak wszytsko pójdzie dobrze, już w 2020 r. (a zwlaszcza jak silnie propagowana bedzie energooszczednosc), energia sloneczna ma szanse nie tylko przekroczyć 0,1% w bilansie zuzycia ciepła, ale zblizyc sie do 1% w energii koncowej w ogole. Czyli nie mowimy o czyms marginalnym, tym bardziej ze ten 1% nie jest oczywiscie górna granicą. Wtedy już pewnie będzie tak, że "solarny obowiazek" nie bedzie musiał dalej dzialać, bo nikt by sie już nad tym nie zastanawiał, tak jak nad tym, czy obecnie pojechać samochodem bez kalalizotora czy z katalizatorem. A swoją drogą, to ładnie bysmy teraz wygladali, gdyby "katalizatorowy obowiązek" nie był wprowadzony prawie dekadę temu, choć spoleczeństwo było zancznie bidniejsze niż obecnie.
Serdecznie pozdrawiam

Dariusz Głowacki pisze...

Bardzo ostrożnie traktuje Pan pojęcie subsydiarności, przeniesienie decyzyjności na niższy szczebel samorządowy to nadal decyzje na poziomie "władz". Niestety w naszym kraju takie podejście zmierza właśnie do nałożenia nowych obowiązków a nie pomocy członkom lokalnej społeczności. W sytuacji gdy lokalna władza nie będzie powiązana politycznie a będzie przedstawicielami lokalnych społeczności (słowo samorząd) to może się to zmieni. Przykłady, które wcześniej Pan podawał odnośnie kilku gmin w Polsce są naprawdę godne naśladowania, ale niestety nie stanowią one nawet 0,1% całości. Troska o środowisko naturalne nie może przesłaniać opieki jaką samorząd powinien oferować ludziom.
Może jest to jakieś rozwiązanie, taki przymus, bo ludzie po prostu nie mają świadomości do czego służy ta energia odnawialna. Nie wiem czy Pan zauważył, ale takie blogi (sam nawet jedne popełniłem) czy strony o podobnej tematyce są umieszczane najczęściej w katalogach w pozycjach "hobby". To przerażające, bo widać, że ani organizacje finansujące (np. BOŚ czy WFOŚiGW) ani decydenci każdego szczebla nie mają pojęcia jak sie do tego zabrać.
Proszę przeczytać "Program Możliwości Rozwoju Odnawialnych Źródeł Energii" dla woj. Mazowieckiego. Jedynym wnioskiem jest "Będziemy wskazywać inwestorom miejsca inwestycji w małą energetykę wodną". Tam nie ma miejsca na e.słoneczną, czy wiatrową. Trochę biomasy jako pokazówka w obiektach publicznych, bo przecież kto rozsądny będzie inwestował w takie ogrzewanie w swoim domu i wszystko.
Dlatego zadałem pytanie czy ma Pan jakiś dobry pomysł.
Pozdrowienia
Dariusz Głowacki

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Darku,
dociska mnie Pan do ściany, ale ma Pan wiecej praw na tym blogu niz ja, bo jest Pan Gosciem i z przyjemnoscia odpowiadam. Odpowiadam tez dlatego, ze idea kora podjałem jest w Polsce nowa i niezbyt dostosowana do naszego pojmowania spraw publicznych, i przed jakąkolwiek próbą szerszego wprowadzenia w zycie wymaga, czasami nawet trudnej dyskusji, tak abysmy nie popełniali błędów, a Pan nam w tym pomaga.

Ale teraz juz tylko konkretnie. Dostrzegam trzy wątki w Pana komentarzu: 1) przekonanie o wiekszej skutecznosci wsparcia dotacjami ze szczebla centralnego niż wykorzystaniem wsparcia ze szczebla loklanego, a w szczegolnosci niż obowiazkami wprowadzanymi przez obieralne wladze loklane 2) zbyt niska swiadomosc potencjalnych inwestorow, ktorzy nawet dostepnych funduszy ekologicznych nie moga na cele energetyki slonecznej spozytkowac, a fundusze te z kolei nie potrafia "sprzedac" swoich produktow, 3) problemy ze zrozumieniem potrzeb obywatali w zakresie energetyki slonecznej przez wladze regionalne (szczebel wyzszy niz gminy i miasta, w tym te na prawach powiatow), ktore wczesniej rozważałem jako podmioty wprowadzajace "solarny obowiazek".

Spraw duzo, zatem do rzeczy.

1) Ma Pan racje, że w kraju w ktorym centrum sciaga wiekszosc podatkow, pomoc z "Warszawy" moze byc wieksza niz z nawet ze wszstkich gmin razem wzieta. W "Warszawie" mysli sie jednak w podobnym duchu jak Pan użył "0,1%" w swoim komentarzu: "to co obecnie stanowi ponizej 0,1%, nie jest tematem wartym naszego zainteresowania". To wlasnie takie myślenie powoduje ze pomoc dla OZE z najwiekszego przezanczonego na te cele w latach 2007-2013 Programu Operacyjnego "Infrastruktura i Środowisko" bedzie dostepna tylko dla projektow o koszcie powyzej 20 mln zl, czyli żaden projekt "solarny" z tej "warszawskiej" pomocy nie bedzie mógł skorzystać. Piszac o subsydiarności, nie mam na mysli, aby gminy swoimi działaniami zastapiły "warszawę", ale aby wzbogacily to wsparcie o nowy element (poza dodtacjami, ktore same juz daja i na zasadzie ze "nikt nie musi, ale kazdy moze"). Z moich doswiadczen wynika tez, że wladze lokalne lepiej potrafia w takich sprawach oddac potrzeby i mozliwosci obywateli. Wszak instalowane na nowych (remontowanych) domach kolektorow słoneczch w nadchodzacej dobie "certyfikatow energetycznych", oznacza nie tylko spadek kosztow ogrzewania, ale tez zwiększenie wartosci (ceny) domow w gminie (korzysc dla obwateli), mniejsze zanieczyszczenie środowiska (kolejna korzysc dla obywateli) czy rozwoj lokalnych firm instacyjnych (aktywnosc spoleczno-gospodarcza i wiekszy popyt na rynku wewntrznym ) placacych gminie podatki (z tych podatkow gmina moze inne spolecznie cenne dobra fiansowac). Uwazam ze w systemie demokracji lokalnej, niezwykle rzadko sie zdarza ze gmina zrobi swoim mieszkancom krzywde. Znam jednak analogiczne przypadki, gdzie rzad chcac pomóc, zrobil krzywde i gminom i obywatelom. Pod koniec lat 90-tych rzad silnie promowal dotacjami zamiane wegla na olej opaloway w loklanych kotlowniach stosujac przejsciowo niska akcyze na olej w czasie gdy jego ceny byly wzglednie niskie. Na poczatku tego wieku, kiedy ceny oleju poszly w gore, inwestorzy, ktorzy wczesniej skorzytali z dotacji i obciazyli sie czasami uzupelniajcymi kredytami, nie tylko nie mieli srodkow na splate tych ostanich, ale nawet na zakup oleju opalowego na zime. Czasmi wracali do wegla, jezeli przy okazji mdernizacji kotłowni nie pozbyli starego kotla. Dodam, ze w tym czasie kotly olejowe, w zdecydowanej wiekszosci pochodziły z importu.
Nie sadze ze na szczbelu loklanym wszystko jest zalatwiane lepiej, ale sadze ze - w takich sprawach o jakich piszemy - wiekszosc.

Rozpisalem sie za mocno, zatem w dwu kolejnych sprawach, tym razem, bardzo krotko.

Pisze Pan że "blogi (...) czy strony o podobnej tematyce są umieszczane najczęściej w katalogach w pozycjach hobby". Po 20 latach dzialania w energetyce odnawialnej, powiem, że cieszyłbym sie gdyby to co pisze, a w szczegolnosci to co jest na tym blogu bylo dodane przez jego czytelnika (ciagle nie wiem czy ktos ten blog naprawde czyta :) do katalogu "hobby". I to nie tylko dlatego, ze ciagle naiwnie wierze ze "zrob to sam" (DIY) to moze byc sposob na energetyke odnawialna, ale dlatego, że z takiego ziarna jak "hobby" moze cos poważniejszego wykiełkować.

I ostatnia sprawa, programu mozliwosci wykorzystania rozwoju odnawianych źródeł energii w woj mazowieckim, ktory rzeczwiscie mniej eksponuje energetyke sloneczna (podobnie wiatrowa) niz np. wodna czy biomase. Warto jednak pamietac, ze Mazowsze to wielki region (ok. 5 mln mieszkancow) i moze zgodnia z Pana (?) teorią "0,1%", nie chcial sie energie sloneczna zajmowac? Drugi problem to przyjete zalozenia przy tworzeniu progamu. Wydaje mi sie że wladzom regionu bardziej zalezalo na obszarach wiejskich niz np. na "bogatej" Warszawie. Gdyby chodzilo o Warszawe, tu dominowalaby energia sloneczna i geotermalna, obszary wiejskie to energetyka wodna (tez jako zrodlo malej retencji wodnej) i wiatrowa, ale niestety na Mazowszu warunki wiatrowe nie sa az tak dobre. Trzecia przyczyna takiego potraktowania energetyki slonecznej wynikac moze z wybranego wykonawcy. To profesjonalna instytucja i nawet to ich opracowanie mi sie generanie podoba, ale akurat w energetyce slonecznej maja znacznie mniejsze kompetencje niz np we wiatrowej i wodnej. Dla pocieszenia podam, ze inne regiony (np. Warminsko-Mazurskie, Lubelskie) troche lepiej potraktowaly energetyke sloneczna.
Podalem domiemane powody takiego a nie innego potraktownia energetyki słonecznej w mazowieckim programie rozwoju OZE, aby wykazac, ze przy ocenie tego typu prac warto oddzielac ocene idei od sposobu ich realizacji. Sporo sie jeszcze musimy nauczyc aby dobre idee byly dobrze realizowane, ale warto sie cieszyc ze proces uczenia postepuje.

Wracajac do Pana osteniego pytania (mantry?), odpowiem znowy nieco wymijajco. W zwiazku z tym, że jeszcze w praktyce nie sprawdzilismy (nie mielismy mozliwosci) jak działa u nas "solarny obowiazek" w calym systemie, daleki bylbym od stwierdzenia, ze to najlepszy z mozliwych instrumentow, ale twierdze z przekonaniem, ze ma on u nas szanse powodzenia i ze warto sporobowac.
Pozdrawiam

Dariusz Głowacki pisze...

Witam ponownie,
nie jestem przeciwnikiem wykorzystania energii słonecznej w mieszkalnictwie. Mamy nieco inny pogląd na sposób jej wykorzystania, ale to może przy innym temacie. Generalnie jestem niezadowolony z przyjętych programów pomocowych, ponieważ nikt nie dał sobie rady z masowym zastosowaniem OZE. To nie w budynkach publicznych, nie u przedsiębiorców tylko w zwykłych 11 milionach polskich domów i mieszkań potrzeba jest OZE.
Myślę, że Pana nie uraziłem tym 0,1%, chodziło mi wyłącznie o to, że energetyka słoneczna jest w Polsce niedoceniana i to na każdym szczeblu.
Patrząc na zupełny brak OZE (bo i tak większość procentową istniejącej energii odnawialnej stanowią hydroelektrownie), każdy sposób propagowania godny jest poświęcenia uwagi.

Romuald Bartkowicz pisze...

"Masowe zastosowanie OZE" - to jest dopiero znakomity tytuł działu w forum dyskusyjnym! Parę lat temu w moim vortalu EnergieOdnawialne.pl próbowało funkcjonować takie forum ale - niestety - z braku dyskutantów przestało... Drodzy Panowie, mam propozycję, aby je wskrzesić i kontynuować tam wątki rozpoczęte w "odnawialnym" blogu p. Grzegorza. Obserwowanie dyskusji Panów to czysta przyjemność, lecz wadą systemu blogowego jest pewna ulotność wypowiedzi w formie komentarzy. Zarchiwizowane posty kryją w sobie po kilka zarchiwizowanych głosów w dyskusji i właściwie ktoś kto tutaj wejdzie po raz pierwszy lub po dłuższej nieobecności nie ma większych szans na poznanie ich bez przekopywania się przez gąszcz wypowiedzi. Oczywiście nie uważam, żeby należało zrezygnować z dyskusji na "Odnawialnym"! Po prostu uważam, ze niektóre z poruszanych przez Pana Grzegorza tematów wywołują na tyle duże zainteresowanie czytelników (jest ich całkiem sporo, Panie Grzegorzu :), że szkoda aby ulegały zapomnieniu. Oprogramowanie forum dyskusyjnego pozwala na wygodne przeglądanie tematów dyskusji i łatwe włączanie się w ich tok. Zresztą nie upieram się przy umieszczeniu Forum na vortalu - równie dobrze można nim zainaugurować powstanie nowego projektu (uchylę tu rąbek tajemnicy: "renewables.pl" :)

Co Panowie o tym sądzicie?

Pozdrawiam

Romuald Bartkowicz

Proeko.blogspot.com

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Romualdzie,
dziękuję za propozycje, oczywiście z przyjemnością skorzystam z oferty aby sprawdzić czy tym razem inicjatywa utworzenia forum się powiedzie. Temat rozwijany wokół wpisu, jaki Pan wybrał, nie jest najczęściej czytanym na „odnawialnym blogu” – zajmuje 5 miejsce na 17 wszystkich wpisów. Tak przy okazji, odnosząc się do Pańskiego stwierdzenia (mało udokumentowanego  zresztą) , że pomimo moich wątpliwości, „z czytelnictwem >odnawialnego< nie jest aż tak źle” , to uzyskałem w końcu jakiś punkt odniesienia. W dzisiejszej Gazecie Wyborczej ukazał się tekst pod dla mnie abstrakcyjnie brzmiącym tytułem „Blogerzy chcą zarabiać” http://www.gazetawyborcza.pl/1,82244,4913116.html , ale z całkiem zrozumiała nawet dla mnie statystyką, że tylko 9% blogów w Polsce ma ponad 1000 czytelników. Powiem że choć z odnawialnym nie jest całkiem źle , to forum na tak „seksownie” nazwanym przez Pana portalu „renewables.pl” może mieć i potencjalnie i rzeczywiście znacznie większe możliwości oddziaływania.
Ale wracając do Pańskiego wyboru, „solarny obowiązek” nie jest też najłatwiejszym tematem, z którym obeznała się już większa grupa osób (potencjalnych uczestników forum) w Polsce, ale może dlatego jest właśnie tematem wymagającym dyskusji i zebrania dzięki idei „forum” grona osób/instytucji/samorządów nim zainteresowanych. Dopiero z większa „masą krytyczną” zainteresowanych (przepraszam za żargon) coś z w „tym temacie” (j.w.) można będzie praktycznie zarobić. Mówiąc o grupie zainteresowanych, mam na myśli przede wszystkim samorządy terytorialne oraz ich energetycznych i ekologicznie zorientowanych polityków, urzędników i ekspertów (tu np. specjalistów ds. eko-energetycznych Związku Powiatów Polskich zamieszczonych na stronie http://www.eo.org.pl/index.php?page=eowpolsce&sub=3 oraz niezależnych konsultantów, działaczy samorządowych i propagatorów demokracji lokalnej oraz prawników (z tymi pewnie będzie najtrudniej, bo są najmniej idealistycznie nastawieni , ale trzeba koniecznie tę tezę zweryfikować ). Mam nadzieję, że do tych środowisk uda nam się dotrzeć.
Czyli, żeby za dużo nie pisać, oddaję temat w Pana dobre ręce Panie Romualdzie i będę czekał na pojawienie się domeny „renewables.pl” z testowym forum dyskusyjnym nt. możliwości wprowadzenia w Polsce „solarnego obowiązku”. Zapraszam też serdecznie do udziału w nim w pierwszym rzędzie Pana Dariusza, który konsekwentnie zmuszał mnie do myślenia i wszystkich tych, którzy dyskretnie wcześniej odwiedzili ten wpis i przeczytali komentarze. Pomóżmy nie tylko Panu Romualdowi, którego zapewne do działania zmotywowała wcześniej pod głównym wpisem obiecana nagroda (za wymyślenie nazwy „obowiązku”) w postaci lampki wina , która ma być dopiero po wdrożeniu idei zrealizowana jako „success fee”, ale też samorządom, aby mogły być (po spełnieniu szeregu wymogów) czasami odrobinę bardziej ekologiczne niż rząd w Warszawie.

Dariusz Głowacki pisze...

Mogę pomóc w tworzeniu portalu. Proszę o info. Temat ten, i tematy powiązane, bez masowej informacji nie mają sensu bytu. Ludzie boją się pisać na forum, bo niewiele wiedzą na ten temat. Proszę uruchamiać.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Z przyjemnością informuję, że teraz już w praktyce temat "solarnego obowiązku" został, dzieki uprzejmości i konsekwencji Pana Romualda, przeniesiony jako nowy (pierwszy :) wątek do Forum Dyskusyjnego OZE na domenie www.renewables.pl, pod adresem http://www.renewables.pl/index.php?topic=2.0 . Tamże zdążyłem już na dobry początek umieścić nowy komentarz- zagajenie. Dziękuję także Panu Darkowi za wyrażoną powyżej gotowosć "przeprowadzaki" i wszystkim czytelnikom za dotychczasowe odwiedzanie na "odnawialnym" blogu tego wpisu i dotychczasowych komentarzy.

sasa pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.