niedziela, listopada 30, 2014

Poprawka prosumencka do ustawy o OZE posła Bramory – test na uczciwość i normalność



Gdy wsłuchuję się w przebieg dyskusji nad projektem ustawy o OZE, mam wrażenie, że posłowie ulegają presji partyjnej i pomimo wątpliwości przyjmują wersję forsowaną przez rząd. Boją się także zarzutu ulegania „lobbystom”. Jednakże jedyny akceptowany oraz skuteczny lobbing „korporacyjny” miał  miejsce wcześniej, na wiosnę 2012 r. w KPRM, a teraz jest dopuszczalny w granicach ustalonych wcześniej i prowadzony przez grupy mające już ustaloną pozycję. Zakładam, że posłowie nie działają w złej wierze, wszakże rząd oznajmia wszem i wobec, że działa w zamiarze zredukowania kosztów daniny dla złej czarownicy Unii, tzn. zobowiązań w zakresie ochrony klimatu, które wszystkie państwa członkowskie, w tym Polska, uzgodniły i zaakceptowały. O karecie i szklanych pantofelkach, znaczy o tym co uzyskaliśmy w zamian za tę akceptację nikt nie wspomina, zapewne znikną o północy  31 grudnia 2020 roku. A, nie uuups, u Kopciuszka  to była matka chrzestna, a zła czarownica to nie ta bajka.

A teraz poważnie. Obserwując przebieg prac sejmowej podkomisji rozpatrującej rządowy projekt ustawy o OZE można formułować zarzuty, ale nie można deprecjonować pracy posłów. Sądzę, że chcą wspierać  swoich wyborców, w szczególności wtedy, gdy jest mowa przepisach adresowanych do obywateli i przedsiębiorców. Warunki zmuszają ich jednak do działania na zasadzie maszynki do głosowania zatwierdzającej (koalicja) lub odrzucającej (opozycja) przedłożenie rządowe. Zarzut można czynić tylko z braku wystarczającej dociekliwości (mało pytań do strony rządowej) jeśli chodzi o uzasadnienie propozycji regulacyjnych i ich możliwe skutki (zasada przezorności), zwłaszcza w odniesieniu do najsłabszych adresatów regulacji.
Źle pomyślane, niejasne  przepisy zaadresowane do firm, samorządów, organów państwa itd.  nie są bowiem tak groźne, jak te adresowane do zwykłych ludzi, takich jak prosumenci. Nie dysponują oni jeszcze ani osobistym ani zbiorowym doświadczeniem, a gdyby w efekcie uchwalenia obecnego  przedłożenia rządowego zainwestowali,  przyszłoby  im działać w niezwykle skomplikowanym i niosącym ryzyko ekonomiczne otoczeniu prawnym.
Zgłaszane dotychczas podczas posiedzeń podkomisji poprawki w zasadzie nic w projekcie ustawy nie zmieniają w kwestiach dotyczących prosumentów. Rząd negatywnie opiniuje (bez analizy i próby szerszego uzasadnienia) każdą dalej idąca poprawkę w tym zakresie, a następnie bezradne prezydium podkomisji odrzuca bez dyskusji każdą taką propozycję. Argumentem działającym na zasadzie dogmatu jest „wzrost kosztów”, oczywiście rozumiany w kontekście „kosztów” podanych przez rząd w ocenie skutków regulacji. Z polskiego na nasze (zainteresowanych odsyłam do analizy OSR rządowego projektu ustawy o OZE)  zdaniem rządu, obecnie:
  • koszty wdrożenia celów na 2020=ilość MWh do wyprodukowania x (opłata zastępcza + średnia cena energii na ryku konkurencyjnym).
  • mamy jako obywatele uwierzyć, że wszystko co spowoduje wirtualnie spadek powyższej kwoty to zysk obywatela i „obniżenie kosztów wdrożenia pakietu klimatycznego”.

Pomijając sensowność takiego podejścia, zdaniem rządu w nowym systemie koszty te zmniejszymy w całości systemu, tzn. statystycznie. Dla kogo to są koszty? Oczywiście dla wszystkich obywateli, tak czy inaczej płaci odbiorca końcowy. A jak wygląda kwestia korzyści?  Bo wygląda na to, że rząd zakłada, iż z definicji wyborem dla obywateli i przedsiębiorców może być tylko to, czy chcą płacić za energię mniej czy więcej. Aktywnie zarobić w proponowanym systemie będą mogli tylko (delikatnie mówiąc) nieliczni. I nie dotyczy to wyłącznie sektora wytwarzania energii, ale również produkcji urządzeń, ich instalacji i eksploatacji, a więc tych obszarów, w których w krajach będących liderami rozwoju OZE obywatele i przedsiębiorcy odnoszą największe korzyści z wdrażania zaakceptowanych na szczeblu unijnym zobowiązań.

Media zalewane są tanimi prorządowymi, chwytami PR-owskimi opłacanymi przez korporacje typu „Wspieranie źródeł odnawialnych zostanie przerzucone na konsumentów, którzy mają mieć doliczoną do rachunku „opłatę OZE", która w 2015 r. ma wynieść 2,27 zł za każdą zużytą megawatogodzinę”.  A ile MWh zużywa rocznie przeciętna rodzina w Polsce i ile będzie musiała dopłacić? No cóż,  4-6 zł na rok, a i tak, gdyby to nie były dotychczasowe certyfikaty czy aukcje na nieprzygotowanym rynku, tylko np. obywatelskie stałe taryfy to do każdej kWh dopłacalibyśmy mniej. Poza tym beneficjentów tego wsparcia  i korzyści społecznych byłoby znacznie więcej. Nikt też nie przelicza na cenę kWh nawisów płacowych w  energetyce w skutek upaństwowienia i zabijania rynku, pomocy dla górnictwa  (nawet jak w części jest rzeczywiście społecznie uzasadniona) itd. 

W takich warunkach projektu regulacji nie sposób poprawić. Jedynie rząd wprowadza własne autopoprawki, zasadniczo o charakterze kosmetycznym, sugerowane przez prawników. Ale wśród ponad trzydziestu poprawek zaakceptowanych przez rząd i prezydium podkomisji sejmowej do dalszego procedowania, są też takie, które wcale nie służą budowaniu rynku OZE i tzw. neutralności technologicznej, do czego nawiązuje oficjalna retoryka rządu i co niestety często nie znajduje odbicia w praktyce– por. ocenę na blogu odnawialnym.

Także i na obecnym  etapie prac negatywnie należy  ocenić procedowaną poprawkę do ar. 2 pkt. 13 uniemożliwiającą traktowanie (i rozwój)  hybryd składających się z kilku źródeł OZE jako jednego elementu przyłączenia do sieci, bo to podniesie koszty bilansowania, czy poprawkę do art. 8 p.8 promującą jedyną technologię współspalania wielopaliwowego (odpadów z paliwami kopalnymi), czy w art. 44 ust.1 podnoszącą koszty w efekcie łączenia certyfikatów zielonych i kogeneracyjnych, bez wykazania zasadności w ocenie skutków regulacji.  

Wobec dalszego przesuwania, priorytetów regulacji na mało innowacyjne procesy spalania/współspalania (w praktyce do wykorzystania tylko przez największych obecnych już na rynku graczy) kosztem wsparcia małoskalowych technologii OZE i energetyki obywatelskiej, w najtrudniejszej pozycji są posłowie koalicji.  Muszą pozostać lojalni, nawet wtedy gdy rząd błądzi i momentami zaprzecza sam sobie, a tzw. oczekiwania społeczne są zupełnie inne niż oczekiwania tzw. społeczności korporacyjnej (pracownicy, udziałowcy i politycznie powoływani przez rząd członkowie rad nadzorczych spółek energetycznych, setki tysięcy wpływowych i dobrze zarabiających akcjonariuszy starej energetyki).

Prace podkomisji zbliżają się do końca i aż do ostatniego posiedzenia podkomisji w dniu 27/11 miały dość jednostajny przebieg. Jednak w czasie ostatniego posiedzenia pojawiła się  odważna i mądrze sformułowana poprawka prosumencka.  Będąc posłem koalicji, sekretarzem klubu poselskiego PSL i jego przedstawicielem  w podkomisji, pan poseł Artur Bramora podjął wysiłek przekonywania innych posłów i po 30-tu niewiele wnoszących  zgłosił konkretną  poprawkę, która mogłaby doprowadzić do realnej poprawy projektu regulacji, ale z uszanowaniem systemu, w którym projekt się ukształtował.

Poseł, bazując na propozycji IEO zgłoszonej w trakcie publicznego wysłuchania w sprawie Ustawy OZE, zaproponował skuteczne (sprawdzone w wielu krajach), najprostsze, najtańsze w skutkach i i odbiurokratyzowane wsparcie energetyki prosumenckiej w postaci stałych taryf typu FiT na energię z mikroinstalacji. Ważny jest jednak sposób, w jaki poseł Bramora chce wdrożyć ten system w Polsce. Zrezygnował ze wsparcia wszystkich prosumentów, czyli właścicieli mikroinstalacji o mocy do 40 kW.  Niezwykle prospołeczne rozwiązanie jakimi są taryfy FiT zaproponował tylko w przypadku  najmniejszych mikroinstalacji do 10 kW (zdecydowana większość indywidualnych odbiorców energii elektrycznej ma takie moce przyłączeniowe), a nieco większe wsparcie (uzasadniane nieco wyższymi kosztami jednostkowymi) zaoferował dla mikroźródeł o mocy poniżej 3 kW. Dzięki czemu, poza efektem wynikającym z powszechności rozwiązania i  demokracji energetycznej ("nikt nie musi, ale każdy może") oraz  wrażliwości i sprawiedliwości społecznej, uzyskał też znaczący, korzystny efekt dla systemu energetycznego.

Choć w ramach przepisów tzw. „małego trójpaku” zbudowano tylko 320 mikroinstalacji, to wśród przyłączonych  dotychczas do sieci, dotowanych (rozwiązanie dla wybranych) inwestycji,  budowane są mikroinstalacje coraz większe (najszybciej przybywa  instalacji o mocach 10-40 kW) oraz - zgodnie z danym URE i analizami IEO - spada wskaźnik autokonsumpcji (z 37% w 2013 roku do 29% w 2014). Proponowane w projekcie ustawy rozwiązanie w postaci "net metering" (rozliczeń energii netto w okrasach 6-miesiecznych, pomiędzy "zakładem energetycznym" i prosumentem, tzn. z pominięciem części kosztów bilansowania) w zakresie do 40 kW pogłębi ten niekorzystny trend. Ale warto też dodać, że sam net metering tylko  nieznacznie poprawi opłacalność, bo przy typowym profilu w gospodarstwie domowym o zużyciu energii wynoszącym 3000 kWh na rok i przy zoptymalizowanej wielkości mikroinstalacji (3 kW) okres zwrotu nakładów wynosi 27-37 lat bez net meteringu i spada do 22-27 lat z net meteringiem, w zależności od sposobu finansowania. Rozwiązanie posła Bramory wspierające źródła o mocy poniżej 3 kW  gwarantuje minimalną opłacalność i zmniejsza ryzyko utraty rozporządzalnych dochodów w gospodarstwach domowych. Równocześnie zapewnia w prosty sposób większy współczynnik autokonsumpcji (zmniejszanie kosztów bilansowania) niż net metering wsparty dotacjami,  który jest rozwiązaniem dla najbogatszych.

Mądrość poprawki polega też na tym, że tylko powszechność i  masowość może zapewnić rozwój krajowych firm sektora mikroinstalacji w Polsce i spadek kosztów oraz komercjalizację rozwiązań. Dzięki poprawce posła Bramory do 2020 roku funkcjonowałoby 145 tys. „mikro-prosumentów” w segmencie do 3 kW i niemalże 60 tys. w segmencie 3-10 kW. Poprawka zapewnia też to, żeby w okresie spadku kosztów nie złożyły się one na nadmierny koszt wsparcia, gdyż ogranicza moce zainstalowane do 300 MW w segmencie do 3 kW oraz do 500 MW w segmencie do 10 kW oraz daje Ministrowi Gospodarki możliwość regulowania taryf wraz ze spadkiem kosztów i zbliżaniem się do ww. poziomów mocy zainstalowanej. Propozycja nie zwiększa kosztów wdrożenia regulacji, przesunie tylko niewielką cześć strumienia środków z systemu aukcyjnego dla dużych instalacji do obszaru  energetyki obywatelskiej  i w perspektywie 2020/2030 da za te same środki więcej prawdziwie zielonej energii.

Dzięki poprawce posła Bramory zyskujemy szansę na rozwinięcie rynku mikroinstalacji i obniżenie kosztów technologii oraz wzrost autokonsumpcji energii.. W systemie net meteringu pozostać mogą instalacje 10-40 kW, którym jedna z poprawek podnosi cenę sprzedaży energii do sieci z 80% do 100% (większym instalacjom ta poprawka w pewnym zakresie służy). Ponadto będą one mogły korzystać z dotacji (więksi inwestorzy łatwiej pokonują koszty transakcyjne związane z pozyskaniem dotacji i ułatwiają ich dystrybucję instytucjom pośredniczącym). Prosumenci do których swoją  poprawkę adresuje poseł Bramora i inni którzy ją poparli, będą mogli na normalnych zasadach zaciągać kredyty bankowe, bez konieczności mętnego łączenia różnych instrumentów wsparcia.

Poprawka posła Bramory to rozwiązanie uczciwe, mądre i sprawiedliwe. I choć sam nie mogę niczym cennym czy prestiżowym, takim jak medal „Sapere auso”,  Pana obdarować to wierzę, że Pana inicjatywa zostanie zauważona przez wielu innych przyznających medale, doceniona i wprowadzona w życie.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Niestety w Małopolsce gdzie mieszkam nie będzie dofinansowania w ramach programu "Prosument" dla osób fizycznych. Dobrze, powiedzmy że jestem zapalonym zwolennikiem rozwiązań odnawialnych źródeł energii. Jeśli sam sfinansuje swoją mikroinstalację jaką mam gwarację że zmieszczę się w tych pierwszych 300 lub 500MW?