O samym raporcie przyjętym przez IPCC zaprezentowanym publicznie w dniu 1 listopada br., a także wkrótce potem na warszawskiej konferencji PAN na temat poinformowała PAP, gdzie pojawił się pełen rezygnacji komentarz prof. Kundzewicza, że „polskie partie (nie było stanowiska rządu przyp. aut.) mają ogólnie negatywne zdania nt. polityki klimatycznej”, z pozanaukową (nie da się inaczej) próbą uzasadnienia takiej postawy. Czy kraj (nie wspominając nawet o samej nauce), który stawia wybitnych naukowców-patriotów w sytuacji rozdarcia pomiędzy wiedzą naukową a poprawnością polityczną nie zamyka sobie drogi do rozwoju, to pytanie na inny artykuł z większą liczbą przykładów.
Informacja o oficjalnym stanowisku samego rządu i państwowych instytutów wobec raportu IPCC nie pojawiła się jeszcze w ogóle w polskich mediach i do końca nie wiadomo na czym polegały te wstępne ustalenia w sprawie konsensusu na ostatnim październikowym spotkaniu stron (Bruksela/Kopenhaga). W Polsce nie ma szerszej informacji publicznej związanej z działaniami IPCC i przyjmowaniem raportów przez grupy robocze i strony Konwencji Klimatycznej. Z cytowanego powyżej artykułu w The Guardian wynika, że Polska nie tylko, że zajęła sama negatywne stanowisko, ale udało się jej dodatkowo (to ostatnio już rzadkość) już nie tylko na bazie krajów Grupy Wyszehradzkiej zmontować szerszą koalicję blokującą (poza Czechami także z Bułgaria i Łotwą) i doprowadzić do odrzucenia raportu (został “categorically rejected”). Dlaczego taki „sukces” (?) nowego rządu RP, który podobnie jak poprzednie nie pomija żadnej okazji do pokazania jak dzielnie chroni polski węgiel jako strategiczne paliwo i dotychczasowy model energetyki, i jak walczy z wszelkimi działaniami społeczności międzynarodowej na rzecz powstrzymania globalnego ocieplenia, przeszedłby nieoczekiwanie bez echa w krajowych mediach?
Dlaczego takie stanowisko nie zostało podane do wiadomości opinii publicznej jak dotychczas przez rząd? Być może ze zwykłego wstydu przed środowiskami naukowymi (rząd to jednak przede wszystkim osoby wykształcone) i obawą ew.ryzyka prowadzenia polemiki z tymi środowiskami, bo raport IPCC ma jednak przede wszystkim charakter naukowy. Co prawda Polska Akademia Nauk zasłynęła z tego, że bodajże jako ostatnia narodowa instytucja naukowa na świecie uznała antropogeniczne zmiany klimatu i z pewnością akademia nie będzie rwała się do popierania tez IPCC, to sam fakt, że teoria klimatyczna w Polsce trudniej się przebija do oficjalnego obiegu naukowego niż onegdaj teoria kopernikańska, jest już swego rodzaju wstydliwą i - nomen-omen - „niewygodną prawdą”.
Ale tym razem trudno uzasadnić politycznie (tzn. zwykłym, ale racjonalnie postawionym interesem kraju) wyrażoną w formie kolejnego weta klimatycznego, tym razem nie na forum UE, ale na globalnym (IPCC działa pod auspicjami ONZ). Wszak raport rysuje niezwykle ostrożną ścieżkę redukcji emisji gazów cieplarnianych i nie wyklucza węgla jako paliwa nawet po 2100 roku, o ile będzie to spalanie połączone (zazwyczaj) z wychwytem i magazynowaniem CO2 (CCS). A do tego czasu węgla w Polsce nie będzie już ani w sensie ekonomicznym (już teraz praktycznie zasoby ekonomiczne/konkurencyjne kosztów są niewielkie), ani tez w sensie technicznym. Dla ogólnej tylko ilustracji przytoczę opracowane nie tak dawno przez IEO w postaci tabeli dane Państwowego Instytutu Geologicznego o krajowych zasobach technicznych kopalin, po których przy obecnym zużyciu już za max 60 lat nie będzie śladu (w sensie ekonomicznym staną się bezużyteczne znacznie wcześniej). Tabela (klinij aby powiększyć):
Można postawić tezę, że rząd RP działa prewencyjnie i dmucha na zimne (tu akurat podnosi i temperaturę dyskusji i wzmacnia globalne ocieplenie), aby problem wszelkimi sposobami przesuwać na barki przyszłych rządów. Ale raczej wygrało przeświadczenie, że społeczeństwo polskie zostało już tak zindoktrynowane klimatycznie (solidarnie przez rząd i opozycję - więcej na blogu "Odnawialnym" ), że teraz chodzi już tylko o niedrażnienie zdezinformowanych obywateli przed nadchodzącymi wyborami, na poniżającej ich zasadzie -że użyję tekstu Wojciecha Młynarskiego - "po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy". A to oznaczałoby, że rząd podjął decyzję (i razem z mediami?) zdecydował o milczeniu bez względu na obowiązek informowania, prowadzenia dialogu społecznego i uczciwej debaty, bez baczenia na prawdę naukową, ale też bez wysyłania sygnałów (ze szkodą) dla własnego przemysłu aby się dostosowywał do globalnych warunków konkurencji, narażając przy tym kraj na coraz poważniejsze konsekwencje ostracyzmu w polityce międzynarodowej. Można mieć wątpliwości czy warto tak działać.
"Amerykanie potrzebują telefonu, ale my nie, bo mamy mnóstwo chłopców kurierów” (autor złośliwego komentarza zastanawia się, czy Polska ma też dużo chłopców, kurierów-denialistów, którzy naszą świadomość ochronią i przed faktami klimatycznymi i presją całej reszty rozwiniętego świata, no może poza ”matką” Rosją do której Polska ... ciąży historycznie" - jak konkluduje inny komentator).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz