niedziela, sierpnia 21, 2011

Morski wiatr kontra atom [po 132 zł/MWh?]



Na końcu poprzedniego wpisu zapowiedziałem że powrócę do wyników raportu nt. porównania kosztów energii jądrowej i wiatrowej, w szerszym kontekście bazowania na znajomości kosztów w energetyce (zarówno trendów, stanu obecnego i prognoz) a przynajmniej staranności i badania i usiłowań w tym zakresie oraz otwartej dyskusji na ten temat i badania i uwzględniania ekonomicznych skutków decyzji. Uznałem ten problem za szczególnie ważny dla Polski gdzie już od dawna koszty przestałyby wyznacznikiem decyzji w energetyce, a to kryterium zastąpiono np. spekulatywnym, niezdefiniowanym i ponoć ważniejszym (bezcennym?) kryterium bezpieczeństwa energetycznego lub kryterium wyborczym ew. wobec braku danych – kryterium „kto lepiej lobbuje”.

W ostatnim czasie zaskoczyła mnie tylko (na zasadzie wyjątku?) ekonomiczna argumentacja Polski przeciw strategii budowy w UE gospodarki niskoemisyjnej do roku 2050, zgodnie z kontestowanym w Polsce projektem dokumentu "Energy Roadmap 2050 and investment needs in sustainable energy technologies”. Prof. Andrzej Kraszewski, minister środowiska, stwierdził bowiem, że „ambicje UE, w tym mapa drogowa 2050, nie jest poparta dogłębnymi analizami ekonomicznymi" i stawia pytanie w imieniu rządu polskiego: „Unio, czy policzyłaś koszty realizacji tych propozycji?”. Bardzo mi się taka postawa podoba, szkoda tylko że przyjmowana jest na wyjątkowe okazje i że społeczeństwo polskie nie dowiaduje się z ośrodków rządowych jakie są dokładne wyliczenia w tym zakresie i gdzie i jak się różnią od wyliczeń KE i jak blędne (nie po to aby krytykowac, ale sie uczyc) byly kalkulacje rządowe z 20087/2008 r. (negocjacje Pakietu 3 x 20).

A że to wyjątkowe -jak na standardy krajowe - oświadczenie wystarczy przeczytać wypowiedź posła Andrzeja Czerwińskiego, przewodniczącego p,odkomisji stałej do spraw energetyki Komisji Gospodarki, który w odpowiedzi na postanowienia dyrektywy 2009/72/WE, która mówi, że wdrożenie inteligentnych systemów pomiarowych może być uzależnione od ekonomicznej oceny wszystkich długoterminowych kosztów i korzyści dla rynku oraz indywidualnego konsumenta lub od oceny, która forma inteligentnego pomiaru jest uzasadniona z ekonomicznego punktu widzenia i najbardziej opłacalna, stwierdza, że „teraz wykonywanie samej analizy jest jakby musztardą po obiedzie, bo jesteśmy o ten krok do przodu , że wiemy , że to jest potrzebne i nie trzeba środków i czasu przeznaczać na tworzenie papierów, że to jest dobre”. Rozumiem Pana Posła, że chce aby ustawa o inteligentnych sieciach była jak najszybciej uchwalona (trzymam kciuki) ale dlaczego taka analiza (choćby wstępna) nie była wykona wcześniej ?

Moim zdaniem brak takich informacji, niechęć do poznawania i pogłębiania ekonomicznej oraz brak weryfikacji przyszłej konkurencyjności różnych technologii oraz brak poważniejszej i szerszej refleksji kosztowej nad zintegrowanym wdrażaniem Pakietu klimatycznego UE stały się przyczyną zagalopowania się polityków w sprawie energetyki jądrowej w Polsce i realizowanego „wbrew faktom/kosztom” programu PPEJ. Wyniki raportu „Morski wiatr konta atom”, do którego teraz chcę nawiązać miały się stać bazą do szerszej i pogłębionej dyskusji i dzisiaj planowałem odnieść się do najciekawszych wątków z różnych forów gdzie raport był dyskutowany. Przyznam, że troche mi brakowało szerszej reakcji środowisk reprezentujących energetykę jądrową (zazwyczaj aktywnie zwalczających inne poglądy, co jest zjawiskiem pozytywnym), ale w związku z tym, że dopiero niedawno pojawił się oficjalny materiał polemiczny wobec raportu w Gazecie Wyborczej, w którym jest też trochę zgryźliwości wobec blogu „odnawialnego” i jego autora :),a jednocześnie powijała się argumentacja „kosztowa”, pozwolę sobie właśnie na blogu na odpowiedź na polemiką”.

Chodzi artykuł p. Jerzego Pirsztela ze Stowarzyszenia Elektryków Polskich wydaniu Gazety Wyborczej-Trójmiasto z dn. 8 sierpnia pod tym samym tytułem co sam raport "Morski wiatr kontra atom" (artykul nie jest dostepny w sieci, dlatego publikuje go na blogu wyżej "jako dowód" w postaci obrazu). Treść artykułu wskazuje, że jego autor raportu nie zna i kosztów nie liczy, ale nie przeszkadza mu to w sążnistej jego krytyce.

Pozamerytoryczne wątki, których nie brakuje w artykule Pana Jerzego Pirsztela, w tym jarmarczne dyskredytowanie autorów raportu i mało eleganckie, nie poparte ani jednym faktem zarzucanie im (nam) stronniczości, zostały pominięte w niniejszym wpisie. Ale fakt, że autor artykułu przywołuje selektywnie (zresztą niestarannie) dane i opracowania zwolenników EJ, które są ewidentnie stronnicze i wprowadzają decydentów i opinię publiczną w błąd, zwłaszcza jeśli chodzi o koszty, wymaga przynajmniej komenatrza i sprostowania.

Wobec pominięcia przez Pana Jerzego Pirsztela spraw merytorycznych, do których w swoim eseju się odnosi, wypada przypomnieć, że jednym z ważniejszych wniosków z raportu „Morski wiatr kontra atom” jest stwierdzenie, że klaster MFW pozwala na uzyskanie energii elektrycznej o koszcie równym 104 EUR/MWh (w EUR z 2011 r.), czyli o kilka procent niższym w stosunku do energii z EJ. Po stronie EJ istnieje dodatkowo bardzo duże ryzyko dalszego wzrostu kosztów, natomiast po stronie MFW silne przesłanki, że cena energii będzie niższa od obliczonej. Dyskusja uzyskanych wyników i ich zestawienie z danymi literaturowymi potwierdzają obliczony poziom kosztów energii z MFW, oraz wskazują na znaczne, niemalże dwukrotne, zaniżenie kosztów produkcji energii z EJ podanych w Polskim Programie Energetyki Jądrowej ( PPEJ), czyli 57 EUR/MWh.

Autor artykułu stawia następujące zarzuty:

•Wykorzystanie w analizach porównawczych modelu ekonomicznego opracowanego w amerykańskim MIT, „którego opracowania nie mogą być brane pod uwagę dla polskich warunków”. Dziwny to zarzut bo wyniki z tego modelu (co prawda wybiórczo) są przywoływane w oficjalnym dokumencie rządowym Prognoza Oddziaływania na Środowisko PPEJ, jak również przez prof. Andrzeja Strupczewskiego w rozdziale poświęconym ekonomice (unikalne w literaturze krajowej podjęcie tego zagadnienia przez zwolennika energetyki jądrowej) w jego najnowszej książce „Nie bójmy się energetyki jądrowej”, Warszawa, 2010. Powstaje też pytanie z jakiego modelu można w Polsce skorzystać, skoro nikt tak zaawansowanych analiz ekonomicznych jak MIT dla EJ nie robi, ani tym bardziej nikt, co podkreśla też prof. Strupczewski, nie potrafił pokonać do tej pory problemów merytorycznych przy porównaniu ekonomiki EJ i innych technologii energetycznych. Autor artykułu nie wyjaśnia skąd, jak nie z doświadczeń zagranicznych i prognoz pozyskać informacje o kosztach budowy EJ i ich strukturze.

•Brak założeń wyjściowych. Zarzut ten jest bezpodstawny, gdyż raport niemalże 20% tekstu poświęca prezentacji założeń, oraz zawiera precyzyjne odwołania bibliograficzne (w znacznej mierze jest to publicznie dostępny raport MIT).

•Na „dowód”, że autorzy raportu się mylą, przytaczane są arbitralnie pełne błędów i uproszczeń osobiste przemyślenia co do kosztów EJ i MFW. Choć raport wyraźnie wymienia koszty na 2020 r., autor przyjmując „lekko” nakłady na budowę EJ w wysokości 3 mln Euro, posługuje się danymi z ubiegłej dekady, nie zauważając co się działo z kosztami do czasu katastrofy w Fukushimie i co się dzieje po katastrofie. Nie zastanawia się nawet czy te koszty nie mogą wzrosnąć (choćby część tzw. owner’s cost) w kraju który obecnie, jako jedyny na świecie, po raz pierwszy taką elektrownię chce budować, nie mając w tym zakresie doświadczenia.

Nie wiadomo na jakiej podstawie autor „po swojemu” szacuje parametry kosztowe MFW. Przyjmuje np. współczynnik wykorzystania mocy 30%, podczas gdy dla wybudowanych MFW na Bałtyku wynosi on powyżej 40% i rośnie przy budowie kolejnych (wiele miejsca temu zagadnieniu poświęcono w samym raporcie). Planowana do realizacji w ciągu najbliższych 2 lat farma wiatrowa Baltic II zakłada współczynnik wykorzystania mocy na poziomie 48%. Podjęto także próbę odwołania się do wyobraźni czytelnika, epatując koniecznością posadowienia 5000 wiatraków. Cóż, jako że „znamy się na energetyce odnawialnej” (co był łaskaw zauważyć nasz oponent), wiemy także doskonale jaka jest moc pojedynczego wiatraka… Wiemy też, że do roku 2020 (a więc w założonym przez nas horyzoncie czasowym), zgodnie z przedłożonymi Komisji Europejskiej Krajowymi Planami Działania na rzecz OZE w Europie Północnej Wielka Brytania planuje instalację prawie 13 000 MW, Niemcy 10 000 MW, a Francja 6 000 MW. Realizacja tych ambitnych scenariuszy rozwoju morskiej energetyki wiatrowej będzie wymagała instalacji tysięcy turbin, co jest truizmem dla każdego specjalisty i ogromnym wyzwaniem dla europejskiego przemysłu energetyki wiatrowej. Przyjęte w raporcie koszty (zarówno inwestycyjne jak i eksploatacyjne) morskiej energetyki wiatrowej fakt ten uwzględniają. Z drugiej strony duża ilość turbin (co, w raporcie zostało to uwzględnione w rachunku kosztów, także przyłączenia do sieci) jest jedną z przyczyn, dla których należy spodziewać się intensywnego rozwoju rynku usług i dostaw dla morskiej energetyki wiatrowej oraz wzrostu zapotrzebowania na wykwalifikowany personel. Należy jednak wspomnieć, że turbin może być nieco mniej, niż wyobrażają to sobie laicy. Już obecnie standardem przy nowych projektach są turbiny o mocach powyżej 3 MW, a w ciągu 2 lat większość liczących się producentów zapowiada wprowadzenie do obrotu rynkowego maszyn o mocach 5-7 MW (takie turbiny są już obecnie instalowane na morzu lub znajdują się w fazie testów polowych). Z kronikarskiego obowiązku trzeba nadmienić, że trwają też prace nad turbinami o mocach powyżej 10 MW. Stąd, o ile nasza hipotetyczna inwestycja realizowana byłaby po 2015 roku, turbin byłoby zapewne około 1000. Jest to ilość, która w energetyce wiatrowej nikogo nie szokuje, a na naszych wodach, co potwierdza Instytut Morski w Gdańsku, znaleźć możemy miejsce na o wiele więcej (ponad 3500 km2). Nie wiadomo zresztą, dlaczego autor artykułu podaje oderwane od rzeczywistości koszty jednostkowe dla MFW budowanych 25 km od brzegu. W obecnej sytuacji prawnej i przy założeniu wykluczenia z rozwoju morskiej energetyki wiatrowej obszarów objętych ochroną obszarową, morskie farmy wiatrowe powstać mogą w Polsce w odległości ponad 40 km od brzegu i taki scenariusz rozważano w raporcie.
Zaniżając niemalże dwukrotnie koszty budowy EJ prognozowane w raporcie i literaturze przedmiotu na 2020 oraz w niemalże podobnej proporcji zaniżając współczynniki wykorzystania mocy MFW planowanych do realizacji w 2020 roku, autor dochodzi po paru operacjach arytmetycznych do wniosku, że EJ są niemalże dwukrotnie tańsze inwestycyjnie od MFW. Taka sytuacja mogła mieć miejsce w ubiegłym stuleciu, jednakże już kilka lat temu nastąpiło przecięcie krzywych kosztów obu technologii, a więc wyniki, do jakich doszedł autor artykułu (na bazie błędnych założeń) są nie do wyobrażenia za 10 lat.

Autor artykułu nie szacuje kosztów energii z EJ i MFW, zaznacza tylko, że są zaniżone na rynku z powodu 250-300% dopłaty do ceny energii. Tym samym nawet w obecnie funkcjonującym systemie wsparcia zawyża dwukrotnie dopłaty w postaci tzw. świadectw pochodzenia zielonej energii. Najważniejsze jest jednak to, że raport w analizie kosztów nie uwzględniał ŻADNEGO systemu wsparcia ani dla MFW ani dla EJ i koszty MFW okazały się niższe. Warto jednak pamiętać, że ani obliczone w raporcie koszty energii z MFW oraz EJ nie są niskie, bo są tzw. kosztami „krańcowymi”, czyli z nowych (najdroższych) źródeł w systemie energetycznym.

Kontynuując wątek kosztów energii z nowych źródeł, autor zacytował jako najbardziej wiarygodne wyniki analiz „firmy Energomontaż” (takie opracowanie nie jest znane autorom raportu, choć domyślają się, że prawdopodobnie chodzi autorowi o opracowanie Energoprojekt Katowice sprzed 4 lat), z których wynika, że koszt energii z nowych EJ na 2020 będą wynosić 132 zł/MWh (ok. 33 euro/MWh), czyli znacznie mniej niż obecna cena energii na rynku (ze zamortyzowanych i nie obciążonych kosztami CO2 elektrowni węglowych). Jest to koszt niespotykany w całej światowej literaturze przedmiotu, a nawet w innych optymistycznych źródłach polskich (zaniżony minimum 2-4 krotnie) i tu już trudno o polemikę. Wypada tylko pogratulować autorowi bezstronności, wiedzy ekonomicznej i życiowego optymizmu. Ciekawe czy w tych trudnych czasach, z widmem kryzysu za oknem, banki też będą chcialy podzielic ten optymizm wokół konkurencyjnoci budowy EJ Żarnowiec, bo jesli chodzi o egzekwowanie wiedzy ekonomicznej niezbędnej do pokonania odpornosci rządu na niekorzystne wyniki analiz ekonomicznych dot. kosztów energii z EJ, to chyba tylko banki mogą powiedzieć "sprawdzam" i w końcu to nazbyt -jak na okolicznosci- dobre samopoczucie przerwać.

7 komentarzy:

Bogdan Szymański pisze...

Debata na temat budowy polskiej elektrowni atomowej jest w Polsce bardzo nie merytoryczna oparta o fobie i mit taniej energii jądrowej. Dlatego trudno będzie panu wywołać kogoś decyzyjnego do poważnej rozmowy. Decyzja o budowie jest wyłącznie polityczna oparta o zupełny brak kalkulacji. Proszę zauważyć że w większości politycy choć oficjalnie popierają różuj oze nie wierzą w słuszność ich rozwoju.

Jakub pisze...

Panie Bogdanie, mam podobne jak Pan odczucia ale osobiście jestem bardzo ciekawy, jaka jest prawda lub przynajmniej jej okolica. A ponieważ znam jeszcze kilka takich osób to mimo iż Panu Grzegorzowi w pojedynkę może być faktycznie trudno wywołać osoby decyzyjne do dyskusji, to społeczeństwu może już by było trochę łatwiej? Natomiast do tego społeczeństwu potrzebny jest jak zawsze zaczyn czyli takie ścieranie się poglądów, jak powyżej.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

dziękuję za oba komentarze bedące i pomysłem na diagnozę i terapię, w szczególności wobec braku debaty nie tyle na temat raportu, ile samego problemu.
Widząc skromną reakcję na raport, mogę megalomańsko przywołać Ghandiego, który opisywał problem pionierów i rewolucjonistów tak: "najpierw cię ignorują, potem wyśmiewają, potem zwalczają, a potem wygrywasz"; czyli pewnie obecnie musiałbym zabiegać aby mnie ktoś chciał wyśmiać :)?
Możliwa jest też teza, że niszowy raport uszedł uwadze wielkich energetyków jądrowych, którzy nie mają czasu na czytanie innych niż własnych opracowań i opracowań kolegów po fachu. Tu jednak są słabe dowody, że ktoś z fachowców raport zauważył, gdyż jest wzmianka na ten temat na jednym z poważniejszych portali pod patronatem Ministerstwa Gospodarki, gdzie przytoczony jest krytyczny komentarz nt. raportu autorstwa Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej Środowiskowo, a więcej jakby kogoś ze środowiska z jakim powinienem się utożsamiać... Pewnie powinienem się nad tym zastanowić…

Ale, po publicznej prezentacji raportu na konf. prasowej w Gdańsku w dn. 13 lipca br., jest jednak szansa na debatę tamże w połowie września, niemalże 3 lata od historycznego małego szczytu UE tamże, na którym wg mojej wiedzy idea „Polski atomowej” została uzgodniona z prezydentem Sarkozym. Zadania organizacji debaty podjęło się Forum Dialogu i Współpracy . Choć czasu brakuje, nie odmówię udziału o ile dojdzie do debaty (mam nadzieję, że rzeczowej i uczciwej) w tym ważnym miejscu dla EJ i dla MFW (gdański przemysł stoczniowy i przemysł morski, etc.) dojdzie. Zainteresowanie raportem wyraził też Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego, który przygotowując w 2009 r. program rozwoju energetyki dla Pomorza do 2025 roku uznał EJ Żarnowiec za b. dobre rozwiązanie, a MFW za dopuszczalne.

Czyli, przynajmniej teoretycznie jest szansa nie tylko na debatę merytoryczną ale może i na praktyczne wykorzystanie wyników raportu? Zobaczymy.

Jakub pisze...

Również się chętnie przyjrzę takiej debacie.

Tymczasem ukazał się... chciało by się powiedzieć "raport" ale nigdzie do źródła niestety nie mogę dotrzeć, więc należy stwierdzić "opinia" firmy Delloite pod hasłem "Rozwój energetyki gazowej, jądrowej, OZE i tzw. inteligentnych sieci przesyłowych - najważniejsze wyzwania dla polskiej energetyki w nadchodzących latach." I o ile sam tytuł nie wywarł na mnie większego wrażenia bo brzmi jak porada "najlepiej to być zdrowym, pięknym, młodym i bogatym" o tyle nie do końca rozumiem dwie tezy, obie zresztą postawione na raz, w jednym zdaniu:

"... rozwój źródeł odnawialnych w dotychczasowym tempie będzie niemożliwy bez dogłębnej transformacji infrastruktury sieciowej i budowy tzw. inteligentnych sieci (smart grids)."

I rozumiem, że trudno jest oczekiwać wiążącej odpowiedzi światłych osób, co osoba trzecia miała na myśli, zwłaszcza gdy brak dostępu do źródeł ale może mógłbym nakłonić chociaż do spekulacji.

1. Czy ja czegoś nie wiem (co jest oczywiście przecież możliwe), czy też tempo rozwoju OZE zaczyna przerastać możliwości zarządzania wytworzonymi ilościami energii?

2. Czy jakże modne i przyznam, że w pierwotnej koncepcji słuszne i logiczne idee smart-grid, choć trochę wypaczone i potraktowane chyba mocno pobieżnie jako tylko smart-metering a właściwie to nawet tylko remote-metering, są niezbędne dla wykorzystania potencjału OZE w najbliższych latach nawet zakładając odpowiednio stromą, w stosunku do założonych planów, ścieżkę wzrostu?

3. Czy OZE to tylko wiatraki bo to chyba tylko tu (ew. jeszcze en. solarna)jest największa nieprzewidywalność produkcji? (choć rozumiem, że smart-grids to nie tylko rozwiązanie dla podaży ale i popytu.) Czy też zakłada się, że wiatraki to gros przewidywanej wytworzonej energii z OZE.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

@Jakub
Rzeczywiście inteligentne sieci, a w szczególności mikrosieci i lokalne grupy bilansujące energię, w szczególności z niestabilnych źródeł odnawialnych to druga strona takich źródeł OZE reprezentowanych przez takie źródła jak morskie farmy wiatrowe MFW, duża energetyka wodna i duże elektrownie na biomasę. I nawet można sobie wyobrazić raport „zielone mikrosieci kontra atom”, ale w związku z tym, że inteligente sieci (choć się tyle o nich mówi – jak o potworze z Loch Ness - jeszcze nikt ich w Polsce nie widział) nie należą do tej samej ligi co MFW (waga ciężka), trudno było je wystawić na ringu do walki z EJ Żarnowiec. Chodzi tu o trudność metodologiczną postawienia problemu relacji z EJ w sensie ekonomicznym, bo co w praktyce mogą zrobić roje mrówek lub komarów podstarzałym słoniom można sobie łatwo wyobrazić…
Jeżeli chodzi o treść zacytowanego zdania z opracowania Delloite , rzeczywiście efektownego choć słabo udokumentowanego, to zmieniłbym w nim przynajmniej to, że nie chodzi o „tempo” rozwoju OZE ale „udział” energii z OZE. Bo np. jeżeli mamy mieć średnio 20% (ambitny scenariusz) energii elektrycznej z OZE w bilansie zużycia energii, to w domach mieszkalnych powinno być znacznie więcej (25-30%, w systemach inteligentnych sieci, bo inaczej przy takich udziałach się nie da) niż w wielkim przemyśle gdzie udziały sięgną 10, może 15% i pokryte będą m.in. energią z MFW. Czyli tam gdzie pytamy o „przekroczenie” udziałów OZE niebezpieczne dla bilansowania (na razie nam to nie grozi), trzeba patrzeć i na całość i indywidualnie na segmenty rynku. Powszechnie uważa się że odział energii z niestabilnych OZE takich jak elektrownie wiatrowe poniżej 20% nie wpływa istotnie na system energetyczny (taki jaki mamy na dzisiaj), a powyżej 50% staje się to problematyczne.
W takich rozważaniach liczy się nie tylko to jak inteligenta i elastyczna jest przyszła sieć, ale też to jaki mamy miks energetyczny i tu akurat EJ i MFW słabo - przynajmniej po przekroczeniu ww. 20% udziału energii z niestabilnych OZE – do siebie pasują i jedna z technologii ogranicza na swój sposób drugą. Przyjacielem jednych i drugich jest gaz, który jako paliwo przejściowe może odegrać role i ruchu w kontynentalnych sieciach jak i mikrosiciach.

Chris pisze...

Jest zasadnicza różnica pomiędzy rządem Niemiec, który po wypadku w Fukushimie postanowił nie opoźniać zamykania reaktorów a krajami, które wciąż flirtują z myślą o dlaszym wykorzystywaniu EJ. Różnica polegała nie tylko na opiniach ekspertów ale również kwalifikacjach samych decydentów i tu akurat Niemcy mieli dużo szczęscia. Tak się składa, że Angela Merkel ma doktorat z fizyki. Ta odważna i przełomowa decyzja została podjęta (przy lampce wina jak podaje NYT) po długiej dyskusji z mężem - nota bene profesorem wykładającym fizykę na jednym uniwersytetów.
Co do samych kosztów EJ to te jak Pan sam zresztą pisze ciągle rosną i są notorycznie zaniżane przez zainteresowane strony. Wzrost kosztów bierze się nie tylko z coraz wyższych cen materiałów budowalnych jak cement i stal ale również z wypadków które wymuszają wprowadzanie coraz to nowszych i droższych zabezpieczeń. Po ataku na WTC zaczęto projektować reaktory, które oparły by się atakom z powietrza. Po Fukuszimie pojawią sie pewnie dodatki zabezpieczające przed tsunami a po kolejnym nieprzewidzianym dziś wydarzeniu trzeba pewnie będzie dodawać kolejne. Tymczasem OZE w miarę upływu czasu staje się coraz tańsza i bardziej wydajna. Polecam poniższe artykuły:
'How Merkel Decided to End Nuclear Power' http://www.nytimes.com/2011/08/13/world/europe/13iht-germany.html?_r=3, 'Why George Monbiot is completely wrong on nuclear power' http://www.jonathonporritt.com/blog/why-george-monbiot-completely-wrong-nuclear-power oraz dość intrygujący artykuł z filmem nt przełomu w energetyce wiatrowej: 'Japanese breakthrough will make wind power cheaper than nuclear'
http://www.mnn.com/green-tech/research-innovations/blogs/japanese-breakthrough-will-make-wind-power-cheaper-than-nuclea

Grzegorz Wiśniewski pisze...

@ Chris
Z przyjemnością witam na blogu po długiej (2-3 lata?) przerwie i dziekuję za komentarz i jak zwykle bardzo ciekawe linki zagraniczne (anglojęzyczne).

Przesłanki jakie legły pod decyzją Niemiec o wycofaniu sie z energetyki jądrowej i postawieniu na energię wiatru i słońca były już szerzej omawiane na "odnawialnym" - na jednym z poprzednich wpisów. Sama postać Kanclerz Merkel i jej rola w rozwijaniu współpracy z Polską (wykazała się wobec polski gestem, o którym niewiele osób już pamięta) też była przedmiotem innego wpisu . Tym bardziej to dziwne że koncepcje niemieckie w zakresie energii i klimatu, w tym energetyk jądrowej i wiatrowej są w Polsce tak bezrefleksyjnie odrzucane, jakby było to odreagowaniem potężnych kompleksów a nie efektem rzeczowej analizy.

Co do roli Kanclerz tworzeniu polityki Niemiec w tym zakresie, to nie wykluczone, że NYT ma rację (nawet jak trochę upraszcza i wyolbrzymia) pisząc o kulisach odejścia Niemiec od energetyki jądrowej, ale było w tym trochę dramatycznych zwrotów (najpierw decyzja o wydłużeniu pracy EJ, potem (po Fukushimie) o skróceniu i zakończeniu na zawsze flirtu Niemiec z atomem. Manewr był jednak tak przeprowadzony, że nie wszyscy zauważyli chwiejność i ziemność w tym względzie. Inaczej nie unikałby losy tracącego właśnie swoją funkcje premiera Japonii Naoto Kana, ktorego Fukushima (100 mld $, jak twierdzi RP - 2 razy wiecej niż wszystkie tamże zainstalowane reaktory) to samo oczyszczenie skażonego terenu o pow. 4 tys. km2).

To co mnie pozytywnie zaskoczyło, to twarda postawa Kanclerz wobec niemieckiego (tradycyjnie wspieranego przez rząd) przemysłu energetycznego (EON, RWE itd). Decyzji wokół odejscia Niemiec od atomu i dbania o to aby (pomimo pełzającego kryzysu) uprawnienia do emisji CO2 nie były za ... niskie, bo to ma wymusić aktywność i innowacyjność niemieckich firm energetycznych i firm zielonej gospodarki.

PS. Ciekawe są pozostałe linki, postaram sie jeszcze nawiązać gdyż temat wpisu jeszcze jakiś czas pozostanie w Polsce aktualny, niestety...