sobota, lipca 24, 2010

Intymne sprawy energetyki jądrowej w sezonie ogórkowym

Co może być bardziej intymnym tematem w energetyce jądrowej i o czym dżentelmeni nie rozmawiają ? Oczywiście pieniądze i koszty, chciałoby się powiedzieć – pełne koszty w rachunku ciągnionym . Ale w sytuacji gdy chodzi o pieniądze publiczne i o koszty działalności aparatu rządowego , a te w energetyce jądrowej odgrywają znaczącą rolę, o tym nie tylko wypada, ale chyba trzeba rozmawiać.

Z początkiem wakacji chyba nawet bardziej niż na „odnawialny KPD” (kilka poprzednich zagajeń na odnawialnym) czekałem na wyniki opracowania "Analiza porównawcza kosztów wytwarzania energii elektrycznej w elektrowniach jądrowych, węglowych i gazowych oraz odnawialnych źródłach energii”. Takie bowiem opracowanie na koniec czerwca 2010 roku zapowiada rządowy harmonogram działań na rzecz energetyki jądrowej z lipca 2009 i byłem przekonany że właśnie to drugie opracowanie wezmę ze sobą na nadbałtycką plażę, razem z książką Jacka Dukaja "Lód" (jak bardzo gorąco i "klimatycznie" ), Jerzego Sosnowskiego „Instalacja Idziego” (jak leniwie, coby z oddali popatrzeć na zostawioną zepsutą "warszafkę") lub Muraki Hurakami "O czym mówię jak mówię o bieganiu" (jak pogoda taka, że tylko biegać wzluż plaży i powiedzieć sobie: "sprawdzam cię stary"). Co do KPD, to od pewnego już czasu wiedziałem, że raczej nie będzie to wielkie dzieło. Tak naprawdę, to wiedziałem o tym w momencie przeczytania innego "ciężkiego" opracowania jakim jest PEP’2030, z którego wynikało że pisarz – Ministerstwo Gospodarki na opracowania i „grę wstępną” zarezerwowało 350 mln zł do 2012 roku, a na OZE max 0,2 mln zł, co zrazu, jak przystało na właściwą mi i wymaganą przez czytelników (?) „czujność rewolucyjną” oprotestowane zostało na odnawialnym.

Okazało się jednak, że Ministerstwo Gospodarki nie opublikowalo żadnego z zapowiadanych tegorocznych hitów wydawniczych na wakacje. I dalej nie wiemy czy OZE czy ATOM są bardziej opłacalne na 2020, 2030 i 2050 i dalej. Różnica jest taka, że KPD poszło do recenzji (konsultacji społecznych) i póki co nie wrócilo..., a „analiza porównawcza kosztów …” nie. Jedynie fragmenty tej wykonanej jednak analizy zostały „wykradzione przez SEP” i pojawiły się w sieci w postaci podsumowania, z której wynika że koszty wytwarzania energii elektrycznej w EJ „przewidzianej do uruchomienia około 2020 r.” wynoszą ok. 57 Euro/MWh!!! (Komisja Europejska, uwzgledniając takze zamortyzowane jądrówki szacuje te koszty rednio w calej UE na 55-90 Euro/MWh). Szkoda, że cały naród nie może powszechnie cieszyć się z tych niezwykle optymistycznych informacji i wyników na zasadzie "Polak potrafi". Czyli nici z zajmującej lektury plażowej :).

Jedyna szansa na ciekawą lekturę w tym, że jako nieświadomy kosztów i z natury sceptyczny obywatel zaraz po wakacjach stanę się tzw. grupą docelową” zapisanej też w cytowanym powyżej „rządowym harmonogramie” kampanii informacyjnej na temat energetyki jądrowej, a w zasadzie korzyści a nawet konieczności dziejowej jej rozwoju w Polsce. Celem tego działania jest bowiem "przedstawienie społeczeństwu wiarygodnej i rzetelnej informacji na temat energetyki jądrowej oraz poprzez działania edukacyjne podniesienie w społeczeństwie wiedzy w tym zakresie”. Jak twierdzi dyrektor departamentu energii jądrowej w Ministerstwie Gospodarki Mirosław Lewiński „za 22 mln zł zadba o to jedna z grup PR-owskich, które wygra przetarg za 22 mln zł do końca 2012 roku (w br. „tylko” 6 mln zł). Widać, że rządowe wydatki na energetykę jądrową są sztywną pozycją z budżecie państwa, niezależnie od kryzysów gospodarczych i deficytów budżetowych i nie wymagają uzasadnienia ekonomicznego. Dodam tylko że w założeniach do projektu KPD ministerstwo napisało, że do 2012 roku, z ww. powodów żadnych nowych instrumentów wsparcie dla OZE nie będzie. Autorzy KPD wyraźnie też napisali że OZE nie może liczyć na rządową kampanię informacyjną, wsparcie organizacyjne szkoleń dla instalatorów OZE czy jakikolwiek program badawczy.

Kończąc z sarkazmem, wszak letnia kanikuła wymaga więcej optymizmu i pozytywnego myślenia, chciałbym krótko odnieść się krótko wlasnie do budżetów na badania naukowe (B+R) w energetyce jądrowej. Tego typu środków, co do zasady, należy zawsze bronić. Wypada tylko patrzeć na sensowność ich wydatkowania. W ww. rządowym harmonogramie jest przewidziane ciekawie pomyślanie (prowadzone ponoć od 2009 roku) działanie na rzecz rozwoju zaplecza naukowo-badawczego, które przewiduj utworzenie Narodowego Laboratorium Badań Jądrowych, „stanowiącego strukturę organizacyjną dla instytutów wyspecjalizowanych w dziedzinach badań i zastosowań jądrowych”, które byłoby finansowane przez dotacje na wspólną infrastrukturę. Niestety, nie wiadomo tu nic nt. kosztów, na które jednak musimy być przygotowani i które (tu słusznie?) nie powinny obciążać (przynajmniej w całości biznes planu na pierwszą polską elektrownię jądrową. Pytanie tylko, czy są to wydatki sztywne i na jakie cele badawcze zostaną przeznaczone. Odwołam się tu do budżetów UE na badania w zakresie energii.
Obecnie środki na B+R w UE są w kwocie 53,2 mld Euro na lata 2007-2013 zgromadzone na koncie tzw. 7 Programu Ramowego. W tym 2,35 mld Euro przeznaczone jest na energetykę (w tym OZE) oraz w oddzielnej linii i na razie tylko do 2011 roku - 2,75 mld Euro w ramach Eurotom, w tym na badania w zakresie fuzji jądrowej (o czym dalej) 1,95 mld euro, tzw. program ITER. Widać, że na poziomie UE budżety B+R na Atom trzymają się dobrze, ale są jednak porównywalne z OZE. Pełniejszy przegląd struktury tych kosztów w ostatnich latach jest tutaj. Jak widać, są to środki niebagatelne, ale okazuje się, że nie wszystkie.

Ostatni The Economist w ciekawym artykule o chwytliwym tytule „Expensive ITERation” odsłania kulisy finansowania prac nad fuzją (syntezą) termojądrową. Dla mniej zorientowanych i dla porządku dodam, że w Polsce planowana jest oczywiście „tradycyjna elektrownia jądrowa bazująca na procesie rozszczepienia a nie syntezy jąder atomowych. Ale poruszony temat jest bardzo ciekawy, nawet jak cześć zawartych w nim informacji jest powszechnie znana. Naukowcy od lat 50-tych ubiegłego wieku w sposób ciągły obiecują że za 20-30 lat uda się opanować i wdrożyć technologię fuzji termojądrowej do produkcji energii elektrycznej i trochę na zasadzie „never solve a good problem” nabijają swoje budżety na badania w tym zakresie. W tej chwili mówią, że jeżeli badania te w sposób ciągły i intensywny będą finansowane to może ok. 2050 roku cel zostanie osiągnięty. Obecnie badania te są prowadzone w ramach programu ITER. UE ponosi ok. 45% tych kosztów i jest tzw. „większościowym sponsorem”; inni donatorzy to: USA, Chiny, Indie Japonia, Rosja, Korea Płd. Ale cierpliwość podatnika europejskiego i instytucji UE (Parlamentu i Komisji -KE) powoli ulega wyczerpaniu. Szacunki kosztów ITER z 2006 r. opiewające na kwotę 10 mld Euro (w tym 5 mld na etapie budowy), zostały już na etapie bodowy 3-krotnie przekroczone. KE zwróciła się do krajów członkowskich o wysupłanie 1,4 mld Euro z własnych kieszeni na ten cel do 2013 roku, a te entuzjazmu nie wykazaly. Pod wpływem już poniesionych kosztów, KE proponuje aby środki na kontynuacje programu zabrać ze wspólnej polityki rolnej (CAP). Jestem ciekaw co na to rząd RP? Koalicją to pewnie nie zatrzęsie, ale :)

Są to pewnie niezbyt reprezentatywne przykłady, ale skłaniają do postawienia tezy, że w procesach planowania w energetyce jądrowej wszystko jest drogie, a w realizacji znacznie bardziej. Dlatego o kosztach i pieniądzach w tej branży należy rozmawiać w sposób ciągły i, inaczej niż w świecie „normalnego” biznesu, od tego zaczynać każdą rozmowę, a nie na tym kończyć. Na każdym etapie trzeba pokazywać wszystkie koszty. Inaczej naszym dzieciom zostawimy niezapłacone rachunki, a fakt że będziemy wyedukowani jak dobry jest ATOM za państwowe pieniądze nic tu nie zmienia, bo jak zwykle tak naprawdę nauczymy się dopiero na własnych błędach czy przemilczeniach. Pewnie też od tego trzebaby zacząć "wiarygodną i rzetelną" kampanię informacyjną.

Brak komentarzy: