czwartek, czerwca 11, 2009

Dyrektywa UE w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych opublikowana ale rząd w najlepsze rozwija tylko energetykę jądrową

5 czerwca br. w Dzienniku Urzędowym UE, pół roku po przyjęciu przez Parlament Europejski i Radę pakietu klimatycznego 3 x 20%, opublikowana została dyrektywa UE nr 2009/28/WE w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych. Tym samym stała się prawomocna i wejdzie w życie po 25 czerwca. Zawsze uważałem, że ta dyrektywa dla Polski to jasna gwiazda czy dar z nieba, ale rząd, energetycy i media jakby, trochę przez analogię do słynnego obrazu Breughla, nie widząc Ikara, zajmują się czymś zupełnie innym, choć nie chodzi tu o prozaiczną orkę. Też się chcą wzbić wysoko i zajmują się sprawami bardziej abstrakcyjnymi - energetyką jądrową, czyli czymś czego w ogóle nie ma (OZE już teraz stanowią prawie 8% w bilansie zużycia energii w Polsce), czymś co niekoniecznie będzie nam niezbędne, czymś co nie wynika z żadnego oficjalnego dokumentu krajowego (PEP 2030 to w dalszym ciągu projekt), czymś do czego też nie jesteśmy niczym zobowiązani aby rozwijać. Wyciągamy armaty, mobilizujmy aparat państwowy aby ok. 2020 roku mieć (wg "projądrowego" projektu PEP 2030) max. 1,3% udziału energii jądrowej w zuzyciu energii, a nie wyciągamy nawet zardzewiałej szabelki aby mieć minium 15% energii z OZE. Do tych dysproporcji jeszcze wrócę, ale najpierw wobec milczenia mediów, mam chyba obowiązek pocelebrowąć i powspominać opublikowanie nowej dyrektywy, choćby dlatego, że stało się to w dniu moich urodzin :). Mam szczęście w życiu :) bo pamiętam, że nie tak dawno na imieniny Parlament Europejski zorganizował mi inny - „biogazowy” prezent ...

Dyrektywą od strony merytorycznej oraz kulis uzgadniania zawierającego ją pakietu klimatycznego UE zajmuję się prawie od dwu lat, dlatego pozwolę sobie odesłać czytelników do strony internetowej gdzie nie tylko są podane linki do wszystkich dokumentów stanowiących pakiet klimatyczny UE i nowej dyrektywy, ale także do wybranych materiałów analitycznych i paru moich wcześniejszych komentarzy powstałych na różnych etapach procesu legislacyjnego. Jest to jeden z najlepszych dokumentów prawnych jaki został przeprowadzony przez Komisje Europejską (KE) w ustępującej kadencji Parlamentu Europejskiego (PE) i był to jeden z ostatnich dokumentów podpisanych przez Hansa Potteringa szefa ustępującego razem z PE. Niewiele brakowało, aby ta dyrektywa przepadła razem pakietem klimatycznym. Pamiętam, że podobnie dramatycznie było za III ustępującej w 2001 r. kadencji Sejmu, kiedy to na ostatniej sesji (23 sierpnia ‘2001) przegłosowana została uchwała Sejmu zatwierdzająca „Strategię rozwoju energetyki odnawialnej”. Kolejny Sejm i kolejna koalicja rządowa już by tego nie zrobili. Podobnie, znając wyniki zakończonych właśnie wyborów do PE, sądzę, że pomimo zwiększenia stanu posiadania głównego protektora nowej dyrektywy OZE w - Europejskich Zielonych w PE (Green-European Freedom Alliance bloc) z 5,5 do 7,1% (w tej chwili zadeklarowanych 53 posłów) mało prawdopodobne byłoby założenie o ponownym przeprowadzeniu przez PE i Radę podobnej inicjatywy legislacyjnej. Dlatego warto wznieść toast dla ustępujących komisarzy KE i posłów PE, że pomimo silnego negatywnego lobbingu przeprowadzili w trudnym okresie początków kryzysu gospodarczego tak skomplikowany pakiet legislacyjny z tak dobrą dyrektywą. Dyrektywa wybiega dalej do przodu niż perspektywa własnie zakończonych wyborów do PE i nadchodzących wyborów w krajach członkowskich UE i niekoniecznie od razu przynosi głosy wyborców.

Z dokumentem tym wiąże szczególne nadzieje, bo choć energetyką odnawiana zajmuję się już 20 lat, to ostatnio zaczynam się sam gubić w meandrach krajowej polityki, czy raczej jej braku w tym zakresie i kolejnych pomyslach na jej rozwój wyciaganych jak króliki z kapelusza. Brak systemowej (ramowej) polityki w obszarze który wymaga regulacji i wsparcia wynikać z dwu powodów; a) jest to wygodne dla rządzących którzy mają swobodę (nie są niczym ograniczeni) w rozdawnictwie środków, synekur, przywilejów oraz modelowaniu tego obszaru na własną modłę b) nie potrafią wygenerować systemowej wizji rozwoju danego obszaru. W pierwszym przypadku mamy analogię do tezy Karola Marksa, że wcześniej filozofowie interpretowali świat, a dziś chodzi o to aby go zmieniać. Ale ja, zgadzając się tu z obecnym filozofem- prowokatorem Slavojem Ziżkiem twierdzę, że chętnych do zmieniania (mieszania) w sektorze energetyki odnawialnej mamy aż za dużo, a chodzi o to aby go wcześniej zrozumieć i umieć interpretować zjawiska. Nowa dyrektywa OZE (nazwijmy ją tak w skrócie) ma wbudowany mechanizm (nazwany krajowym „Action plan”) zmuszający rządy do glębszego zrozumienia sytuacji, a dopiero potem do szczegółowego zaplanowania sposobu w jaki, w oparciu o zinwentaryzowane dostępne odnawialne zasoby energii, infrastrukturę, technologie itp., optymalnie, efektywnie i skutecznie osiągnięty zostanie cel na 2020 dla każdego z krajów (dla Polski 15%) i dla UE (20%). Takie systemowe podejście to dla Polski novum. Do tej pory mieliśmy tylko zazwyczaj kończone dramatycznie szarże ułańskie na: biodiesel, geotermię, współspalanie czy ostatnio na biogaz.

Ostatnią spójną strategią dotyczącą OZE w Polsce jaką znam był wspomniany dokument ministerstwa środowiska „Strategia rozwoju energetyki odnawialnej” z 2000 r. To z tego dokumentu wynikły ogólne cele ilościowe OZE na rok 2010 ( 7,5%) oraz cele szczegółowe w zakresie zielonej energii elektrycznej (też 7,5%), które znalazły się także w dyrektywie 2001/77/WE oraz wizja na 2020 r. z celem ilościowym zbliżonym do obecnego (15%). Najważniejszą cechą tego dokumentu było (jeżeli nawet teraz jest w szczegółach mocno zdezaktualizowany) właśnie całościowe i kompleksowe podejście to sektora i optymalizacji kosztowej wdrażania i rozwoju poszczególnych rodzajów OZE.

Potem gdzieś zgubiliśmy podejście systemowe i jakiś szerszy plan działania, i skupiliśmy się na doraźnych kalkulacjach politycznych i ww. technologicznych partykularyzmach. Niektóre z lansowanych rodzajów OZE, np. biogaz mogą być rzeczywiście Polską specjalnością, ale postawienie na eksploatację jednego zasobu, który jak nawet jest odnawialny to nie jest nieograniczony, nie jest istotą rozwoju zrównoważonego i wcześniej czy później prowadzi do wysokich kosztów. Przy nie zawsze trafnie wybranych priorytetach straciliśmy spójność i przejrzystość w systemie wsparcia, który zaczął wspierać niekoniecznie optymalne rozwiązania technologiczne i prowadził np do rozwoju stosukowo drogich technologii zielonej energii elektrycznej i biopaliw kosztem tańszego zielonego ciepła. W efekcie zużywamy np. biomasę ze sprawnością 3 razy niższą do wytwarzania energii elektrycznej w dużych elektrowniach zamiast zużyć ją do wytwarzania ciepła w lokalnych kotłowniach i produkować z tej samej ilości biomasy więcej energii po koszcie 6 krotnie niższym.

Przy obecnym rozregulowaniu i fragmentyzacji rynku energetycznego mało kto się nad tym zastanawia. Ale wobec lobbingu politycznego i gospodarczego małych grupek interesów w energetyce odnawialnej nie ujętej w ramy systemowe, narastać może łatwa do wytłumaczenia niechęć do energetyki odnawialnej, bo ginie z pola widzenia szerszy cel społeczny wparcia OZE. Nie powinny nas zatem nadmiernie dziwić krytyczne publikacje znanych publicystów liberalnych jak Witolda Gadomskiego „Ciemna strona zielonej energii” w Wyborczej czy prawicowych jak Tomasza Wróblewskiego w Rzeczpospolitej „Balon świeżego powietrza” , nawet jeżeli jest w nich sporo błędów, przekłamań, niedostatecznej analizy przyczyn problemów w energetyce czy braku umiejętności sformułowania alternatyw co robić jeżeli teraz nie będziemy rozwijać zielonych technologii. Negatywne opinie, że energetyka odnawialna rozwija się z naszych podatków lub opłat za energię, ale bez realizacji jasno sformułowanego celu społecznego nie ułatwiają działań inwestorom i racjonalnym jej propagatorom oraz tym bardziej otwartym na przyszłość politykom i decydentom.

Zresztą cała polityka energetyczna pisana często pod presja dużych grup zawodowych, pod potrzeby wielkich przedsiębiorstw energetycznych oraz deformowane (psute) lobbingiem silnych grup interesu Prawo energetyczne nie ułatwiały zrównoważonego rozwoju energetyki odnawialnej. Ale OZE, które na dzisiaj jeszcze są za słabe aby rozwijać się bez wsparcia politycznego powinny domagać się jedynie racjonalnego wsparcia, wynikającego z szerszej perspektywy, a nie tylko z wąskich interesów pojedynczych lobbystów. Brakiem systemowości i skupieniem się jedynie na minimalistycznym wdrażaniu tego co nam „kazała” UE nie wykorzystaliśmy w pełni obecnej dekady do zbudowania podstaw do ekspansji energetyki odnawialnej w kolejnej dekadzie. Chyba zbyt dużo wysiłku inwestorskiego zostało zmarnowane, co mierzyć można np. dużą liczbą rozpoczętych, a nie zrealizowanych projektów.

Powrót do zapomnianego lub niechcianego myślenia strategicznego i systemowego w energetyce odnawialnej ułatwi nam właśnie ta swieżo opublikowana nowa dyrektywa OZE. Zobowiązuje rządów do opracowania i przedstawienia KE do zatwierdzenia do końca czerwca ‘2010 narodowych „Action planów”, to nic innego jak powrót do idei szerokiej, krajowej strategii rozwoju energetyki odnawialnej. Polscy przedsiębiorcy i polskie samorządy zasługują na to aby taki plan był znanym, respektowanym i konsekwentnie wdrażanym, bo wtedy spadają i ryzyko i koszty a rośnie efektywność działań. Taka „mapa drogowa” przyda się wszystkim, także do monitorowania realizacji przyjętych celów, ponoszonych kosztów oraz osiąganych korzyści. Choć KE kończy prace nad „przewodnikiem” dla rządów narodowych jak taki program rozwoju energetyki odnawianej do 2020 r powinien wyglądać, to wiem jak wielkie to będzie wyzwanie, także dla Polski, która przez ostatnie 8 lat nie miała praktycznie żadnej okazji do szerszej, systemowej refleksji na ten temat.

Dlatego w tej okolicznociowej i obszernej :( blognocie zwracam uwagę na złowieszczy spokój i obojętność wobec dyrektywy OZE i nadaktywność tam gdzie jest mało do wygrania – w energetyce jądrowej. Wdrażaniem dyrektywy zajmie się Departament Energetyki w Ministerstwie Gospodarki, gdzie pracuje kilka osób zajmujących się OZE i który dodatkowo został osłabiony przez odejście byłego, zasłużonego dla OZE dyrektora Zbigniewa Kamieńskiego na inną funkcję … dyrektora Departamentu Energetyki Jądrowej. Teraz Departament Energetyki Jądrowej zostal wzmocniony politycznie też świeżo powołanym pełnomocnik rządu do spraw energetyki jądrowej – Panią Hanną Trojanowską, która zapowiada dodatkowe wzmocnienie kadrowe departa,entu juz w 2009 r. do 20 nowymi etatami (w 2010 r. ich liczba ma dojsć do 45!) oraz „zagonioną” przez właściciela (państwo) Polską Grupą Energetyczną i gronem doradców (wypowiedź dla WNP), którzy chętnie będą gonić króliczka (zresztą też "z kapelusza").
Rusza szkolenie kadr, bo, jak twierdzi Pani Pelnomocnik do obsługi bloku jądrowego potrzeba 500 pracowników (liczba bezpośrednio zatrudnionych nie powala) . Także budową zaplecza naukowo-badawczego ma zająć się rząd z udziałem inwestora. "W tej chwili jesteśmy na etapie przygotowywania harmonogramu potrzeb, który przedstawimy w ministerstwie nauki" – mówi Trojanowska. Dobrze, ale czy wszyscy wiedzą, że te kadry Ameryki nie wymyślą, co najwyżej nauczą się jak obsługiwać amerykańsko-francuskie know-how bez perspektyw na eksport własnego?
Ogłoszony został przetarg na analizy rozwiązań prawnych w zakresie wykorzystania energii jądrowej przyjętych w wybranych krajach Unii Europejskiej i w USA na kwotę 280 tys. zł. Drogo (wykonywane nieliczne analizy dla OZE na takie kwoty nigdy nie mogly liczyc), ale pewnie to jest potrzebne jeżeli chcemy budować energetykę jądrową. Ale dlaczego najpierw przesądzamy o budowie a potem chcemy się douczyć czy to była dobra i czy jest to wykonalna decyzja.

Czy te wstępne, niemałe kwoty które budżet już ponosi znajdują odzwierciedlenie w biznes planie na produkcję „taniej i czystej” energii z pierwszej (pierwszych) elektrowni jądrowej? Czy podatnicy wiedzą za co płacą o co w efekcie kumulacji wszystkich kosztów uzyskają (koszt kupowanej kWh w rachunku ciągnionym)? Kto jeszcze wierzy w publicznie zapowiadane jedynie 3 mln euro za megawat mocy zainstalowanej i nieprzerwana prace bloku jadrowego 8700 h x 60 lat? Ale są tacy którym wygodnie jest gonić króliczka i "załapać się", jak za starych dobrych czasów, na kosztowną inwestycję centralną.

Nie jestem przeciw energetyce jądrowej ot tak dla zasady. Ale chodzi mi tu o fredrowskie „Miej proporcją Mocium Panie”. Chodzi o szerszą refleksję właśnie teraz, gdy nowa ambitna dyrektywa OZE wchodzi w życie. Chodzi o to aby wokół jej wytworzyć co najmniej równie życzliwą atmosferę i większy potencjał realizacyjny na szczeblu rządowym oraz zmobilizować nie 20 głośnych aktywistów energetyki jądrowej ale 20 tysięcy inwestorów i nie zaczynać z wielkim zadęciem programu szkolenia 500 pracowników elektrowni jądrowej (w 2020/2030 roku już niewiele ze zdobytej, ogólnej wiedzy będą pamiętać) ale poszukiwanych teraz i potrzebnych 500 tysięcy dobrze wykształconych kadr do 2020 r. dla o wiele bardziej innowacyjnej energetyki odnawialnej. Chodzi też o to aby właśnie teraz wzmocnić zespół ds. OZE w Departamencie Energetyki i szybko zacząc tworzyć nowy, silny i kompetentny Departament Energetyki Odnawialnej w Ministerstwie Gospodarki. Bo samo opublikowanie i wejscie w życie dyrektywy OZE nie wystarczy, ciężką orkę na wielohektarowym ugorze trzeba zacząć niezwłocznie.

7 komentarzy:

Bogdan Szymański pisze...

Osobiście co najbardziej nie podoba mi się w Polskim systemie wsparcia OZE to praktycznie całkowite wyłączenie z systemu wsparcia osób prywatnych, przeciętnych konsumentów energii. To obniża w Polsce akceptacje dla zielonej energii gdyż kojarzy się one z wyzyskiem zwykłych obywatelach przez wielkie koncerny. (wyższą cenę za zieloną energię płacą wszyscy we wsparciu partycypują jedynie duzi).

W wielu krajach programy wsparcia dla zielonej energii cieplnej skierowane są praktycznie wyłącznie dla małych firm i prywatnych użytkowników. Także w przypadku energii elektrycznej np. w UK Niemczech, Hiszpanii, Włoszech niema żadnego problemu aby osoba prywatna produkowała zieloną energię i sprzedawała ją do sieci bez konieczności zakładania działalności gospodarczej, uzyskiwania koncesji i innych biurokratycznych procedur. Takie rozwiązanie sprawia że obywatele mają poczucie uczestnictwa w systemie wsparcia.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Ma Pan rację z iluzorycznym wsparciem dla "małych" w Polsce. Chetniej rząd pomaga tym wielkim, nalepiej tym państwowym (zazwyczaj niestety nieefektywnym) i np. energetyka jądrowa sie doskonale w ten "sprawdzony model" rozdawnictwa wpisuje i pewnie będzie niemałym jego beneficjentem.

Nowa dyrektywa OZE teoretycznie mogłaby pomóc, bo wymaga aby rządy zrewidowały i określiły szczególowo system wsparcia OZE aż do 2020 r. Ale jak kazda dyrekrywa, tak i da zostawia jednak znaczący margines swobody państwom członkowskim na jej implmentacje, w szczegolnosci w zkresie wsparcie "małych i dużych" instalacji OZE i "zwykłych obywateli" oraz inwestorów korproacyjnych. Np. pierwotna wersja dyektywy z grudnia 2007 http://www.ieo.pl/aktualnosci/16122007/Draft_RE_Directive.pdf zakładała, że świadectwa pochodzenia oprócz zielonej energii elektrycznej (tak jak obecnie w PL) moga dostawać wytwórcy ciepła, ale tylko o mocy powyżej 5 MW. W obecnej, ostatecznej wersji tej dyrektywy wybor progu wydawania świadectw wpochdzenia zostawiono rządom. Raczej nie spodziwam sie, że bedzie to niższy próg..., a bez swidectw pochodzenia trudno wyobrazic sobie wsparcie małych źródeł.

To co mnie naprawde ciekawi, to w jakim zakresie w innych krajach UE (zwłaszcza UE-15), osoba prywatna (nie zarejestrowana w urzędzie skarbowym jako prowadząca dzialnosc gospodarczą) mozne prowadzić zielony biznes energetyczny. Czy rolnik majacy swoj "core" biznes w postaci produckji roslinnej i zwierzęcej może bez dodatkowych zezwolen/koncesji produkować biogaz oraz wtłaczac biometan do sici gazowej lub wykorzystywac w układach CHP i sprzedawać wytworzoną w ten sposob energię elektryczną bez koncesji. Jest to dzisiaj problem np. dla rozwoju biogazowni rolniczych w Polsce.

Wiem, ze cześc organiczeń w swobodzie dzialnśoci gospodarczej w Poslce wynika z naszej narodowej mentalnosci "cwaniaczka" (inni mowią o naturze przesiębiorczej) i przekonania ze przy słabym kapitale spoleznym w PL lepiej obywatelem (prywatnym) nie ufac zanadto. Ale to własnie sprzyja energetyce korporacyjnej (glównie panstwowej) a nie energetyce odnawialnej (niezależnym producentom energii), przynajmniej tak dlugo jak bedzie wymagała wsparcia.

Wydaje się, ze danie więcej instrumentów wparcia w ręce samorzadów terytrorialnych (beacych bliżej obywateli i małych lokalnych firm), mogłob w tej sprawie pomóc.

Anonimowy pisze...

"Osobiście co najbardziej nie podoba mi się w Polskim systemie wsparcia OZE to praktycznie całkowite wyłączenie z systemu wsparcia osób prywatnych, przeciętnych konsumentów energii."
jak mialoby to wygladac?

Nie zyskalyby na tym prywatne firmy przypadkiem? Poki co to wspiera sie inwestycje typu Kulczyk Investments, ktora przeziez ekologiczna nie jest...

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Niestety nowa dyrektywa dot. OZE nie daje (poza konecznościa oragnizowania kampani informacyjnych) konkretnych wskazówek, jak ma wygladać system wsparcia dla końcowych konsumentów energii a w szczególnosci osób prywatnych. Tu zostawia dużą dozę swobody rządom krajów członkowskich UE, czyli teoretycznie w tej sprawie niewiele może sie w Polsce zminić, poza tym co już jest wstępnie zaplanowane (co najwyżej, może przyśpieszyć wdrożenie zapowiedzi). M.in. NFOSiGW planuje kredyty niskooprocentowane dla nabywców "małych urzadzeń OZE (kolektory słoneczne, kotły na biomase, może pompy ciepła, małe elektrownie wiatrowe), a ministerstwo gospodarki planuje ulgi podatkowe w PIT.

Wsparcie indywidualnych inwestorów w tzw. "małoskalowe" technologie to też wsparcie dla prywatnych firm (producentów urzadzeń i instalatorów), tak jak Pani/Pan wspomina.

Generalnie duch nowej dyrektywy, także pośrednio, poprzez promocje zielonego ciepła i zasady zrwnowazonego wykorzystania biomasy, będzie właśnie wywierał na ustawodawcę wpływ w kierunku wiekszego wsparcia prywnych osob i małych firm, ale nie mam pewnosci czy inercja nie spowoduje, że w nowym "Action Plan" (por. wpis z 5 lipca http://odnawialny.blogspot.com/2009/07/krajowy-plany-dziaan-w-zakresie-energii.html) wsparcie dalej bedzie lepiej służyło wiekszym.

Unknown pisze...

Witam,
zajmuje sie fotovoltaika od okolo 10 lat na zachodzie (R&D). Wlasnie wrocilem ze swietnej konferencji EUPVSEC w Hamburgu. W dyskusji bylo miedzy innymi to, ze produkcja energi elektrycznej za pomoca fotowoltaiki w 2020 moze osiagnac ok. 12% (!) calej produkcji pradu w Europie, jesli bedzie odpowiednie wsparcie (polityczne) dla fotowoltaiki w przeciagu nastepnych lat. Miedzy innymi konkretne cele dla fotowoltaiki (i dla wszystkich innych oze) wlasnie w tej dyrektywie europejskiej. Jednym z powodow sukcesu przede wszystkim Niemiec a teraz i innych panstw w Europie bylo wprowadzenie tak zwanych Feed in tarifs dla wszystkich odnawialnych energii. Przez wbodowana w tych taryfach degresje, te doplaty tanieja coraz bardziej i tym samym zmuszaja producentow do coraz tanszych rozwiazan.

W Niemczech od wprodzenia tzw. EEG ilosc energii wyprodukowanej za pomoca fotowoltaiki wzrosla 8 krotnie (do ok. 4000GWh w 2008 roku, sredniej wielkosci elektrownia atomowa produkuje ok. 7000GWh, ilosc energii wyprodukowanej przez wiatr to ok. 40000GWh – to 6 elektrowni atomowych!).

Tu krotki spis krajow ktore juz wprowadzily takie taryfy:
Niemcy
Hiszpania
Francja
Wlochy
Grecja
Dania
Belgia

Takze wiele polskich sasiadow:
Czechy
Slowacja
Litwa, Lotwa i Estonia
a takze np. Bulgaria.
Moim zdaniem Polska jest najwieksza sila regionalna w tej czesci Europy - i powinna w kazdej dziedzinie przodowac, a nie byc na szarym koncu.

Malo kto wie, ze fotowotaika juz w przyszlym roku osiagnie tak zwanna "grid parity" we Wloszech i innych krajach srodziemnomorskich.
W krajach na podobnej szerokosci geograficznej jak polska (n.p. Niemcy), w przeciagu nastepnych 2-3 lat. Tym samym bedzie sie bardziej oplacalo samemu produkowac prad niz kupowac go z sieci.

Do rozwoju tych energii jest jednak potrzebne wlasnie odpowiednie plany wprowadzenia tych energie (wyzej wymienione FiT), oprocz tego proste prawa planowania i adminstracji takich dzialan, likwidacja barier i biurokracji.

Wprowadzenie fotowotaiki w Niemczech wykreowalo ok. 100000 miejsc pracy, z tego 2/3 w malych lokalnych przedsiebiorstwach ktory instaluja te urzadzenia. Tam samym powstal caly nowy dzial gospodarki. W Polsce to samo bylo by mozliwe. Koszta tegu programu nie byly az takie duze, jak by sie wydawalo - ok. 1Euro na przecietna rodzine na miesiac. W Polsce byloby to o wiele mniej, a na pewno mniej niz wprowadzenie energii jadrowej.

Jeszcze tylko zdanie o energie jadrawej. Oprocz wszystkich znanych ryzyk i ciagle nie rozwiazanego problemu radioaktywnych odpadkow (ktore beda bardzo niebezpieczne przez nastepne 100000 lat), istnieje oczywiscie zaleznosc od jedynego na swiecie producenta uranu - Rosjii. Mozna sie spodziewac ze Rosja bedzie wykorzystywac jej monopol na uran tak samo jak to bylo podczas gazowego kryzysu z Ukraina.

Szansa ktory teraz mamy przy wdrazaniu tej nowej dyrektywy w Polsce nie powroci w przeciagu nastepnych 5 lat. Dlatego potrzebna jest zoorganizowana akcja wszystkich zwollenikow, ludzi kultury, profesorow, ludzi biznesu i last but not least politykow i parlamentarzystow (nawet konserwatywnych politykow mozna przekonac ile jest warta niezaleznosc energetyczna od Rosji, patrz wyzej).
Moze Pan Wisniewski by mogl taka akcje pokierowac z jego wieloletnim doswiadczeniem i kontaktami w tej branzy? Ja bardzo chetnie sluze pomoca informacjna jesli chodzi o prawa europejskie a takze danymi na temat sukcesow tych energii w Europie w przeciagu ostatnich lat.
Musimy bardzo szybko zaczac ta akcje – tak jak powiedzialem – wprowadzenie zlej dyrektywy moze opoznic rozwoj oze w Polsce o 5-10lat!

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Ma Pan rację w sprawie kardynalnego znaczenia dla rozwoju OZE, planu wdrożenia nowej dyrektywy w Polsce, a w szczególności dokumentu jaki wymaga od rządu Komisja Europejska - tzw. "Action plan" (NREAP). Ministerstwo Gospodarki ogłaszając w tej sprawie 10 września przetarg postawiło niezwykle ostre wymagania czasowe (niecałe 2 miesiące, w przywoływanych przez Pana Niemczech - 6 miesięcy) i umiarkowany budżet (w Niemczech 6 razy większy budżet. pomimo, ze tam wiele w tej sprawie juz zostało zrobione wcześniej). Ale żyjemy w polskich realiach i w Polskich realiach trzeba sobie radzić, bo tu żyjemy...

Pisząc z przykrością, ale szczerze- nie widzę woli politycznej, jakichkolwiek sprzyjających okoliczności (poza NREAP) na transfer modelu niemieckiego do Polski

Za szybko odpowiedzialność za OZE (zanim stanęły same na nogi, w 2004 r.) przeszła z ministerstwa środowiska do gospodarki. Wtedy gdy odpowiedzialność w systemie kompetencyjnym rady ministrów była w resorcie środowiska, nie udało sie wyodrębnić dla OZE "spec-ustawy". OZE pozostały jako przedmiot regulacji w Prawie energetycznym zmienianym pod silnym wpływem tradycyjnego lobby energetycznego.

Te dwa czynniki natury systemowej i politycznej w zasadzie zamykają temat. Do tego dochodzi w Polsce brak przemyslu w kluczowych dla Niemiec sektorach: PV i wiatrowym (glównych beneficjentów systemu stalych/degresywnych cen sprzedazy energii elektrycznej) i latwosc rzucania demagogicznych oskarżeń że "naszymi taryfami bedzie dorabiać Niemców" oraz duzo większe polityczne znacznie w Polsce niz w Niemczech kwestii wzrostu cen energii dla odbiorców wrazliwych (w zasadzie tylko za to odpowiada "politycznie" URE i tym samym dodatkowo blokuje rozwój śmielszych regulacji).

Tak wiec nie mam dla Pana dobrych wieści.... Moze ktos inny na problem spojrzy inaczej.

Aby nie pozostawiać czytelników w depresji, dodam, ze światełkiem w tunelu byloby śmiałe i rozważne zarazem opracowanie "Action Plan '2020". Modelem dla wprowadzenia w nim (namiastki) FiT przykłady nie wymienione przez Pana: Wielka Brytania i ... Rumunia, czyli kraje gdzie dominują zielone certyfikaty!. Sa to medele "ewolucyjne", gdzie np. w Rumunii dokonano zróżnicowania cen certyfikatów, de facto wspierając male technologie. W Wielkiej Brytanii niejako "obok" obecnego systemu zaproponować FiT dla małych instalacji (< 1 MW). Ale do tego trzeba silnej argumentacji i zgoszenia tej propozycji w sposób odpowiedzialny w imieniu "podatków" i "konsumentow energii" (z dokladnym wyliczeniem skutow finansowych), chęci i zdolności choćby częściowego przekonania ministerstwa gospodarki.

Jakikolwiek lobbing mozna zaczynac dopiero gdy ten system jest zasymulowany konketnie dla warunków polskich, ale z uwzgledniem całego systemu energetycznego, bo tylko wtedy mozna liczyc koszty i korzysci alternatywne. W ew. dalszym lobbingu, ostanią technologie jaką mozna przywołać w Polsce jako beneficjanta regulacji byłaby... PV, choc sam upatruję w niej wielką przyszość. Trzeba raczej zaczac od udowodnienia, ze to dobre dla .... małych biogazowni, a potem dokladac male elektorownie wiatrowe (przemilczec "duze") miejskie i wiejskie, a dopiero na samym koncu wspomnieć nieśmiało o PV.

Nawet zrobienie takiej malej wyrwy, to zadanie dla długodystansowców i musiałoby byc doskonale przygowanie. Przeciwko wystapia nawet ... sami aktualni beneficjenci obecnego systemu wsparcia zielonej energii, w tym firmy zgrupowane w najsilniejszych organizacjach biznesowych z branzy OZE. Beda sie bały "grzebania" w systemie; na razie maja całkiem satysfakcjonujące przychody za energie i certyfikaty. Wprowadzenie FiT po tylu latach w Polsce to wejście w skomplikowany podział interesów w gospodarce.

Takie są realia. Nie wiem zatem czy Pan przypadkiem za duzo ode mnie nie oczekuje...

Unknown pisze...

OK, dzieki za szybka odpowiedz. Teraz troche lepiej rozumiem polskie realia.
1) To ze OZE znajduja sie w ministerium gospodarki to naprawde zle. W Niemczech tez probowali - ale nie dali rady przeciagnac z ministerium ochrony srodowiska do gospodarki - i cale szczescie. Nawet podczas rzadow SPD i Zielonych , w szczegolnie przez ostatnie 4 lata wielkiej koalicji, byla caly czas wojna miedzy pro OZE ministerium o.srodowiska a contra misterium gospodarki wyzej wymienionym lobby wielkich koncernow energetacznych. Dzieki wplywowi ministerium srodowiska i systemowi FiT, mozna bylo liczec na 11 lat wsparcia.
Udalo sie wybudowac calkiem niezly przemysl, choc teraz i tak jak zwykle Chiny biora gore.
Nie szkodzi, tak jak juz napisalem i to dotyczyloby tez Polski, 2/3 miejsc pracy w przemyle PV to lokalne miejsca pracy przy instalowaniu, naprawie i monitoringu tych instalacji. Dlatego nie dziala argument o wspomaganiu firm niemieckich.

Systemu certifikatow niestety nie znam - ale pisze pan ze byla by szansa wykorzystania wlasnie tego systemu do wsparcia OZE - bo wlasnie ten system wsparcia najlepiej/najprosciej mozna by w Polsce wprowadzic - ma pan moje pelne poparcie.

Wzrost cen energi i tak nastapi, i to bardzo masywny wzrost w przeciagu nastepnych 2-5 lat. "Peak oil" sie klania. Wydaje mi sie ze suma kosztow dotacji do OZE i tak bedzie mniejsza niz olbrzymie koszty zakupu energie w przypadku wzrostu ich cen na rynku swiatowym.

Jesli nawet beneficjenci obecnego systemu, czyli ludzie ktorzy sa po naszej stronie boja sie zmian - no to juz nie wiem co mam na to powiedziec - to powinno byc wlasnie to grono ludzi ktory te energie lansuje i stara sie stale poprawiec jej sytuacje.

Biogazownie i biopaliwa - no nie wiem - moze mam jakies uprzedzenia - ale dla mnie to brzmi jak wybor gnojowka czy energie sloneczne - ja tam bym osobiscie wybral to drugie. Juz nie mowiac o problemie konkurencji miedzy biopaliwami a produkcja zywnosci. Moim zdaniem po prostu nie ma dosyc miejsca na tej ziemi zeby wyprodukowac zywnosc dla 7 miliardow ludzi i jednoczesnie zastapic rope naftowa biopaliwami.

A co do ostatniego zdania - realia sa nie latwe jak widze - ale trzeba byc optymista :)