sobota, lipca 26, 2008

100% zielonej energii w zużyciu energii elektrycznej już za 10 lat?

Letnia kanikuła rozleniwia blogera, ale z drugiej strony powoduje ze robi zapiski wtedy gdy naprawdę go coś porusza. Tegoroczne wakacje w energetyce nie są bynajmniej ogórkowe, toczy się dalej nieustająca debata o tym ile złego pakiet klimatyczny UE, a w tym także odnawialne źródła energii zrobią w kwestii podniesienia cen energii, kosztów życia, spadku konkurencyjności. W tej sprawie wyrobione zdanie mają i tradycyjni energetycy i związki zawodowe i media. Dyskusja sprowadza się w zasadzie do tego co wcześniej (niekoniecznie co taniej?) zdążymy zbudować do 2020r.: czy systemu wychwytu CO2, czy pierwsza elektrownią jądrową, czy też połączenia zapewniające dodatkowe i alternatywne dostawy energii elektrycznej, gazu i ropy z zagranicy. Są wakacje i trudno zabierać głos w sprawach o mniejszym znaczeniu, a za takie te gorące debaty i czarowanie im towarzyszące uważam.

Nie sposób jednak przejść do porządku dziennego nad krótką i wydawałoby się niepozorną konferencja prasową jaką zorganizował Al Gore. 17 lipca zapowiedział plan uzyskania w ciągu zaledwie 10 lat - 100% udziału energii ze źródeł odnawialnych w pokryciu zapotrzebowania USA na energię elektryczną. Pamiętając kto kieruje obecną administracją za oceanem i zdając sobie sprawę że Amerykanie są jednak w znacznej części tradycyjni i konserwatywni, spodziewałem się (przywołując na mysl powiedzenie Ghandiego, że zanim wygrasz zignorują cię, a w drugim kroku wyśmieją), że były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych i laureat pokojowej nagrody Nobla zostanie zwyczajnie wyśmiany przez energetyków, polityków oraz media. Ku mojemu zaskoczeniu, nawet John McCaine – kandydat republikanów na prezydenta USA nie wypowiedział się o propozycji Gore'a z lekceważeniem, nie wspominając o Baraku Obamie czy innych politykach amerykańskich.

Powiemy; łatwo jest mówić politykom próbującym się wczuć w nastroje kompletnie zaskoczonych wzrostem cen energii amerykańskich wyborców oraz niekoniecznie zdających sobie sprawy ze skali wyzwań technicznych (np. dostosowanie sieci elektroenergetycznych, bo same technologie energetyki odnawialnej są już wystarczająco rozwinięte aby działać niezawodnie) jakie oznaczać może osiągnięcie 100% OZE-E w 10 lat. Docierające serwisy potwierdzają jednak pozytywne reakcje różnych kręgów naukowców czy inżynierów, jak choćby dyskusja toczona na forum Technology Review wydawany przez MIT (i nie jest to siedlisko ideologicznych zwoleników ochrony klimatu).

Skąd taka, dla mnie sympatyczna, aczkolwiek zaskakująca reakcja? Otóż Amerykanie mieli możliwość pół roku temu sprawdzenia jak ważne jest kto przedstawia propozycje i jaka jakość myślenia za nią się kryje. Na „odnawialnym” nie dawniej jak 3 miesiące temu omawiana została i trochę przedyskutowana propozycja obecnej administracji Georga W. Busha na „drogą ropę”. W grudniu ‘2007 Kongres przyjął ustawę Energy Independence and Security Act. W tym flagowym w obszarze "energia" dla urzędującego prezydenta Busha akcie prawnym, też zaproponowane “okrągłe” liczby: redukcja zużycia paliw w tansporcie w ciągu 10 lat o 20% (głównie dzięki kukurydzianym i sojowym biopaliwom) i minimum 10 mld USD z federalnej kasy na gwarancje bankowe dla firm inwestujących w elektrownie jądrowe. Źle świadczy o jakości myślenia obecnej administracji fakt, że biopaliwa zaproponowała już w trakcie wchodzenia w światowy kryzys żywnościowy, a energetykę jądrową kiedy USA schodzą ze szczytu „polityki wojny” i trudno będzie dalej rozliczyć niektóre koszty rozwoju budowy elektrowni jądrowych w budżecie Departamentu Obrony USA.

Propozycja Gore’a jest wbrew pozorom dużo bardziej dojrzała. Mówiąc o energii elektrycznej z OZE ma na myśli głównie energetykę wiatrową, słoneczną i geotermalną (USA mają znaczące wysokotemperaturowe zasoby geotermalne). Nie krytykuje biomasy, ale nie snuje wokół niej swego wątku, tak jak nie buduje go na energetyce wodnej, gdyż obie są tylko rozwiązaniem doraźnym i nie przełomowymi (choć oczywiście w kryzysie trzeba wykorzystać w krótkim okresie co się tylko racjonalnie da). Twierdzi że nic już nie pomogą w sensie wpływu na znaczące zmniejszenie cen ropy i gazu nowe odkrycia ich złóż. Każdą bowiem dodatkową porcję skonsumują Chiny, Indie i inne rozwijające się szybko kraje z Azji i Amerykański Łacińskiej. Milczy na temat energetyki jądrowej, ale trudno spodziewać się, aby sądził, że ceny rud uranu w obecnym kryzysie spadną. Podkrelić wypada, że tym razem, zwracając się w stronę całego spoleczeństwa amerkańskego, badziej eksponuje aspekt kosztowy a nie tylko klimatyczny.

Al Gore nie ośmieszył się ani nie zdeprecjonował idei za jaką stoi i misji jaką konsekwentnie realizuje. Ogłaszając swój plan (oczywiście pozbawiony jeszcze szczegółów technicznych i gospodarczych) i wiedząc, że na razie jest to tylko idea stricte polityczna i że może być on różnie (przynajmniej z niedowierzaniem) przyjęty, porównał go do planu Johna Kennedy’ego, który w 1969 roku zapowiadając plan Apollo prognozowal, że stopa ludzka stanie na Księżycu w ciągu 10 lat. W praktyce zajęło to Ameryce tylko 8 lat. Były wiceprezydent zachował się odważnie jak mąż stanu. Może podobnie jak wywodzący się z zupełnie innej szkoły myślenia - były szef Rezerwy Federalnej USA – Alen Greenspan, który promując wprowadzenie w sytuacji drogiej ropy podatku paliwowego (!) mówił tak: „argument że podwyżka podatku paliwowego jest politycznie niewykonalna uważam za nieistotny; czasami powinnością przywódców politycznych jest przekonanie wyborców, że po prostu nie mają racji; przywódcy którzy tego nie robią, nie zasługują na to miano”.

Czy u progu kryzysu, przywódcy słuchający związków zawodowych w energetyce, broniących swoich interesów tradycyjnych (rodem z XIX lub połowy XX wieku) energetyków, czy niezadowolonych kierowców i popierający wszystkie opcje za którymi stoją krótkookresowe interesy poszczególnych grup są jeszcze "prawdzwymi" przywódcami? Czy znajdzie się w Polsce lider polityczny, który najpierw zajmie się głębszą (nie na podstawie mediów jedynie) i strategiczną (nie na 4, max 8 lat do przodu) analizą i oceną sytuacji a potem wykaże się choć częścią odwagi i mądrości Gore’a aby podobnie skonstruowany plan ogłosić dla Polski? Może się nie bać, Polacy statystycznie rzecz biorąc, nie są głupsi niż Amerykanie. Potrzebna nam jest dysksuja, ale pozytywna i toczona wokół szerszej, alternatywnej wobec obecnych debat (lamentów?) poważnej propozycji, której ciągle brak.

10 komentarzy:

Bogdan Szymański pisze...

Dla mnie plan Al Gore trąci jednak trochę populizmem. Z drugiej strony zwraca słusznie uwagę na kilka ważnych faktów przy wzroście zużycia paliw kopalnych cena energii rośnie natomiast w przypadku OZE wzrost produkcji będzie wiązał się ze spadkiem cen. Także jeżeli chodzi o potencjał OZE to zapewnienie tych 100% energii nie będzie problem większą trudnością jest dostosowanie systemu elektroenergetycznego do nowego źródła energii chociaż tu al gore słusznie zauważył że system i tak nadaje się do przebudowy.

Co wydaje mi się istotne w tym co pozwiedzał al gore to krótki bo jedynie 10 letni okres i tu się zgodzę że działać należny szybko i radykalnie wręcz rewolucyjnie. Jeżeli mówimy o 40 - 50 letnich planach wielu z nas uznaje takie plany za nieistotne gdyż i tak nie dożyjemy czasu benefitów podjętych działań i widzi jedynie koszty.

Musze przyznać że to jedno z niewielu wystąpień Gore gdzie zgadzałbym się z mim w tylu kwestiach:)

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Rzeczywiście, wskazane przez Pana trendy i relacje cen bedą tu decydowac, a polityka bedzie albo wspierac naturalne trendy albo je hamowac. Gore chce sie w trendy wpisac (nie piszę, ze chce byc "trendy":).

Co do samych cen, to myśle ze Gore ich skokowy ruch w "gore" wykorzystuje w sensie psychologicznym i pewnie wkalkulował w reakcje społeczne na swoją propozycje, ale pewnie też daleki jest od sprytu krajowych firm energetycznych, ktore zanim zapłaciły pierwszą złotówke za uprawnienia do emisji CO2, windują w góre ceny energii na giełdzie energii (brak podaży i strajk włoski, a moze i po cichu liczenie na mały wakacyjny blackout??) i namawiaja rząd do ochrony ich interesów (veto na libaralizujący pakiet energetyczny i na mocno regulujący pakiet klimayczny UE), tłumaczac to albo interesem publicznym albo politycznym (wyborcy lubią niskie ceny energii).

Wszyscy o spokojniejszych nerwach wiedzą, że niedługo nastąpi przesilenie w ogólnym wzroscie cen w energetyce (w Polsce później niż gdzie indziej, bo w "skonolidowanym świecie" brak jest rynku i zdolności przesyłowych na granicach, ale jednak bedzie to nieuniknione, choby z powodu uruchomionych procesow racjonalizacji zużycia energii). Ale wiedzą też, że przy spadających cenach energii siła odziaływania energetyki na polityków bedzie spadała i że trzeba kuć żelazo póki gorące.

Podaję taką interpretację (bez dowodów:), nie tylko aby wywołać kontrowersje i ew. dyskusje, ale głównie dlatego aby zwrócić uwagę, że w podobny sposob jak Gore i w tym samym momencie myśli energetyka tradycyjna. "Zwodowany" (tam mowi teraz młodzież:) właśnie został własnie raport wykonany skądinąd przez cenionych przeze mnie profesjonalistów z firmy EnergSys, powstały na zamowienie Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (PKEE), pod niezwykle skomplikowanym tytułem, ale z "cenami energii" w środku: "Wpływ proponowanych regulacji unijnych w zakresie wprowadzania europejskiej strategii rozwoju energetyki wolnej od CO2 na bazpieczeństwo energetyczne Polski, a w szczegolnosci możliwości odbudowy mocy wytworczych wykorzystujących paliwa kopalne oraz poziom cen energii elektrycznej", ufff.

EnergSys potwierdził zapewne to o czym PKEE myślał i na tej bazie zamawiający ekspertyze (nie EnergSys), wśród paru postulatów mających ochronić przed drożyzną krajowego konsumenta energii postawil oto taki (str 36): "trzeba ograniczyć postulowany 15% udział energii odnawialnej w finalnym zużyciu energii w roku 2020 do poziomu nie wyższego niż 12,5%". To bedzie podstawa nacisku na rząd.

Jak to sie ma do wizji Gore? Jak to sie ma do przyjetych w czerwcu ustawu niemieckich implementujacych już obecnie niezatwerdzony jeszcze formalnie pakiet 3x20% i kładących nacisk m.in. własnie na rozwój sieci pod przylacza OZE i efektywnosc energetyczną. W ww. rapocie trudno nawet doszukac się chęci poszukiania oszczedności "u siebie"(zmniejszneia strat energii i potrzeb wlasnych sektora), bo duzo latwiej, szybciej i wygodnej jest użyc raportu do lobbowania i nacisków na polityków.

Czyli mamy trzy kraje i dwa światy i rożne interpretacje rzezywistosci. Ale u podstaw takich czy innych wynikow symulacji i ich intepretacji leży zalozenie co do przyszłych relacji cen paliw kopalnych i technologii OZE, czyli dokładnie tego o czym Pan napisał :).

Nie ma co ulegać nastrojom i przewidywać ze ceny paliw kopalnych i energii z nich wytwarzanej bede jeszcze dlugo rosly w takim nienaturalnym tempie (choć będą rosły i to niezależnie od pakietu 3x 20%). Ale podejrzewam, ze EnerSys nie założyl w swoich anlizach znaczącego tempa spadku kosztów technologii OZE (nie znalalzem na ten temat infomacji w tekscie syntezy raportu) i przyjął zalozenie o tym, że nasz niezwykle nieefektywny obecnie system wsparcia zielonej energii enektrycznej bedzie trwał wiecznie. Przy takich zalozeniach latwo dojsc do wniosków do jakich doszedł PKEE (czy za oceanem G.W. Bush), a nie do takich do jakich doszedłby polski Gore.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

...przepraszam, nie podałem w tekście powyżej linku do dostępnej syntezy raportu EnergSys (zwanego też, już powszechnie :) jako "Raport 2030", dostepnego na stronie inernetowej PKEE: http://www.pkee.pl/public/content/48/PKEE_Raport_2030_Synteza_rekomendacje_2008_06_30.pdf

Bogdan Szymański pisze...

Czasami się zastanawiam czy to polska mentalność czy brak rozwagi ale w Polsce popularne jest "płyniecie pod prąd"

Nurtem w energetyce Europejskiej jest rozwój OZE i en Atomowej a energia z węgla będzie coraz droższa. Sadzę że nawet najlepsze raporty i najczarniejsze scenariusze może znajdą posłuch u opozycji ale nie wywrą dużego wrażenia na UE. Rząd PIS wymachiwał szabelką w obronie naszych limitów CO2... bez efektów mam nadzieje że PO nie będzie robić tego z energetyką.

Dodatkowo przy obecnej konstrukcji rynków światowych i wszechobecnego kapitału spekulacyjnego prognozowanie cen surowców energetycznych przypomina wróżenie z kart znacznie łatwiej oszacować energię ze źródła odnawialnego gdzie kosztami w zasadzie są jedynie serwis i amortyzacja.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Zawsze mnie interesuje co naprawde niezależni analitycy (jezeli tacy sa?) i politycy myślą o pakiecie 3 x 20%. Na ile nie dostrzegają jego pozytwnych elementów z powodu braku wiedzy, na ile nie chcą narazic się politycznie srodowiskom, a na ile w końcu dzialają w wyniku cynicznej kalkulacji że jak ktos jest przeciw to łatwiej trafi do mediów, choć i tak wiedzą, że nic nie "załatwią".

Spośród osob uzależnionych tak czy inaczej zawodowo od wielkiej energetyki i jej "łaskawości", kilka osob zaczyna coraz śmielej (nie znaczy, że już teraz zawsze śmiało i otwarcie i nie ma "lamentów") wypowiadać się o pakiecie 3 x 20%, chocby takie znane nazwiska jak Popczyk, Nehrebecki, Bujko, w pewnym zakresie Żmijewski, chyba jeszcze mniej Mielczarski. Oczywiście są to osoby związane bardziej z sektorem przesyłu niż wytwarzania energii, ale jest to zawsze jakiś pozytwny impuls wychodzący z sektora.

Jezeli nie ma tu nawet entuzjazmu, to istotne wydaje sie poczucie realizmu (nie megalomanii czy nawet patriotycznych uniesień z czasów rządu Kaczyńskiego). Wydaje się, że takie poczucie narasta wewntarz sektora energetycznego. Np. trafilem na taki anonimowy ("Gim") komentarz na portalu CIRE do krotkich artykułow prof Popczyka i Prof Bujko: http://www.cire.pl/item.html?d_id=34413&d_typ=2&kn=108739#, o takiej treści:
"Najbardziej mnie bawi (..) to wielkie szczęście jakie wynika dla Polski z pakietu 3*20 i innych wymysłów brukselskich urzędników-ekologów. Z pakietem trzeba walczyć politycznie dopóki się da, trzeba maksymalnie osłabić jego wpływ na gospodarkę, a jednocześnie traktować go jak czynnik realny i znaczący. Ile się uda ugrać (czyli osłabić niszczycielski wpływ polityków ekologów na gospodarkę) to dobrze, a po decyzjach trzeba się brać do realizacji. Politycy muszą podjąć walkę o obronę naszych interesów, a inwestorzy mają inwestować (o ile będzie im się to opłacać). A państwo dodatkowo musi wymusić na sieciowcach łatwość wejścia w system, aby ilość podmiotów mogących sensownie inwestować (ilość sensownych inwestycji) była jak największa (...)".

Czy nie jest to już dominujący pogląd w sektorze elektroenergetycznym i przestawianie się z "plynięcia pod prąd" na "płynięcie z prądem"? Czy nie jest to stopniowe przyznawanie, że "poiltycy jeszcze jakis czas muszą robić szopkę", ale i konstatacja "zacznijmy kombinować, aby na tym zarobić"?
Powodzenia Panowie energetycy :))) - "źli" i "nie mający pojęcia o energetyce" ekolodzy wam to wybaczą.
I troche wiecej odwagi Panowie politycy, bo stracicie całkowicie wiarygodność.

Bogdan Szymański pisze...

jeżeli mówimy o pakiecie 3x20 najlepiej chyba opisują słynne 2 stwierdzenia "jestem za a nawet przeciw" oraz " nie chcę ale muszę" niby deklaruje się wsparcie dla oze ale wiele kluczowych barier się nie rozwiązuje. Jest to o tyle zła sytuacja że tworzy się pożywkę dla pseudo biznesmenów którzy lepiej od innych (legalnie bądź nie) lewarują miedzy przepisami załatwiając to co nie udaje się innym dobrze za tą swoja "pomoc" zarabiając. Taką niezdrową sytuację mamy na rynku turbin wiatrowych gdzie za załatwienie tylko wszystkich pozwoleń a zwłaszcza warunków przyłączenia można dobrze zarobić handluje się pozwoleniami na budowę - chyba nie o to chodzi w rozwoju OZE

Chris pisze...

W Polsce jak i innych unijnych krajach energia odnawialna pojawia się zazwyczaj w kontekście ekologii i zmian klimatycznych. W efekcie społeczeństwo dostrzega wyłącznie koszty związane z wprowadzaniem OZE. Powoduje to całkiem zrozumiałą irytację zwłaszcza w kraju niezbyt bogatym jak Polska. Stąd wiele komentarzy w polskim internecie mówiących o 'brukselskich urzędnikach i ekologach", którzy bez litości uciskają uboższych sąsiadów i szczęsiarzach Amerykanach na CO2 nie baczących i płacących za paliwo 2 razy mniej. W USA dyskusja nt OZE odbywa się w dużej mierze w kontekście ekonomicznym. Raz za razem prasa pisze o niechęci inwestorów do angażowania środków w budowę elektrowni atomowych czy węglowych (pomimo chojnych zachęt ze strony Busha) z jednej strony i gigantycznych środkach lokowanych w przedsięwziecia związane z OZE. Tak więc gdy w Europie gdzie tak wiele się na OZE zarabia (niemiecki QCells zdetronizował Sharpa i jest dziś największym dostawcą ogniw FV zaś duńska Vestas i hiszpańska Gamesa to niekwestionowani liderzy na rynku turbin wiatrowych) OZE postrzegane jest jako obciążenie. Po drugiej stronie Atlantyku świat biznesu widzi to o czym ich rządzacy czasami mówić nie chcą. Mianowicie, zapotrzebowanie na energię będzie stale rosnać a paliw kopalnych nam nie przybywa. Drugi prosty fakt - im więcej energii wytwarzamy z paliw kopalnych tym jest ona droższa. Trzeci fakt - im więcej energii pozyskujemy z OZE tym staje się ona tańsza. Tak więc pomimo pesymizmu jaki panuje na parkietach giełdowych zaangażowanie środków w OZE nieprzerwanie rośnie. Jak to ujął jeden z dziennikarzy: "Wall Street wydała werdykt" - energia odnawialna ma sens z ekonomicznego punktu widzenia. Tu zapewne odezwą się głosy, że poki co jest ona wciąż za droga. To przeświadczenie wynika w dużej mierze z naszej niewiedzy nt. ile wydaliśmy w formie różnorodnych dotacji na paliwa kopalne i energię atomową. (obrazuje to dyskusja jaką prowadziłem na blogu Energooszczędność - http://www.energooszczednosc.pl/?p=64#comments).
W 2005 r. po przejściu huraganów Katrina i Rita uszkodzonych zostało wiele wież wiertniczych w Zatoce Meksykańskiej. Cena gazu i ropy na pewien czas gwałtownie wzrosła. Klienci, którzy podpisali wcześniej z Xcel umowę na kupno elektryczności pochodzącej z turbin wiatrowych zaczęli płacić mniej niż ci, ktorzy mieli ją z paliw kopalnych. Zainteresowanie wiatrem w krótce przeszło wszelkie oczekiwania i nie ustało nawet gdy ceny gazu zaczeły sie stabilizować. Powód? Inna firma - Austin Energy zaoferowała usługę, w której ceny energii uzyskiwanej z wiatru były gwarantowane na 10 lat. (tylko w OZE gdzie nie ma kosztów paliwa ten zabieg jest możliwy). Wiele firm (ale również klienci indywidualni) doszli do wniosku, że wolą płacić minimalnie więcej ale mieć gwarancje stałej ceny na lata. Myślę, że w obecnej sytuacji ta forma ubezpieczenia okazuje się całkiem skuteczna.
Co do Polski to oczywiście pozostaje problem silnego lobby węglowego. Nie dostrzegamy, że u naszych zachodnich sąsiadów OZE doprowadziło do stworzenia 250 tys. nowych miejsc pracy. Z kolei w liczącej zaledwie 5 mln Dani ponad 23 tys. Z resztą miejsca pracy w kopalniach nie są póki co przez OZE zagrożone. Zapotrzebowanie na węgiel stale rośnie. Niemcy zamykają swoje kopalnie. W USA wydobycie minimalnie wzrosło ale jakość węgla spada. Ilość energii jaką można z niego uzyskać jest coraz niższa. W związku z tym nurtuje mnie jedno pytanie. Polski rząd zarzeka się, że węgla starczy nam na długo i nie jest w naszym interesie inwestować w OZE. Co się stanie gdy w wyniku rosnącego na świecie zapotrzebowania na węgiel coraz większe transporty będą szły na eksport. Czy polski rząd zmusi kopalnie by sprzedawały wegiel krajowym odbiorcom i to ponizej cen obowiązujących na rynkach międzynarodowych? Nasze złoża są wystarczające na polskie potrzeby ale w dobie globalizacji planowana na przyszły rok prywatyzacja kopalń może wysłać nasz surowiec w większych ilościach do odległych odbiorców a jego zasoby zaczną się kurczyć prędzej niż myślimy. Pomijam tu fakt, że zarówno przy wydobyciu ropy i gazu obowiązuje ta sama zasada - na pierwszy rzut idzie surowiec najlepszej jakości nagromadzony w dużych złożach. W miarę upływu czasu pozostają coraz gorsze jakościowo i ilościowo złoża i pojawia się 'peak', który przynajmniej odnośnie ropy przestał już być nazywany teorią.
Co nam pozostaje? Myślę, że polskie społeczeństwo musi wiedzieć o ukrytch kosztach węgla a o rozważanym u nas ponownie atomie nie wspominając. Na razie nie ma też co liczyć na zainteresowanie u nas takimi projektami jak Desertec - http://www.guardian.co.uk/environment/2008/jul/22/solarpower.windpower. W pierwszej kolejności (oprócz badań naukowych co oczywiste) można zająć się problemami, które nie powinny budzić kontrowersji. Ponieważ już w krótce w Polsce system energetyczny stanie się niezdolny do zaspokojenia potrzeb rozwijającej sie gospodarki nasz kraj musi dostrzec korzyści jakie niesie energooszczędność. Kalifornia poszła w tym kierunku w czasie poprzedniego kryzysu energetycznego. W efekcie zużycie energii elektrycznej per capita pozostało tam na tym samym poziomie od 1974 roku. W tym samym czasie średnia dla USA wzrosła o 50%. Obserwując też jak coraz częściej rosyjskie samoloty naruszają przestrzeń powietrzną kolejnych krajów nie powinno być w Polsce protestów wobec polityki ułatwiającej nam oszędzanie importowanego gazu i ropy. Powinniśmy dołączyć się do duetu Brown - Sarkozy i dążyć do drastyczego obniżenia VATu na produkty które pozwolą nam oszczędzić energię - jak materiały do ocieplania domów, energooszędny sprzed AGD i samochody. Jeśli jednak schowamy głowę w piasek i zignorujemy problemy na rynku energii jak to lekkomyślnie zrobił General Motors stawiając na SUVs & 4X4 to bez wątpienia stan naszej gospodarki będzie zbliżony do ratingu ich akcji - czyli 'prawie bankrut'.

Bogdan Szymański pisze...

oszacowanie ceny energii z OZE w unijnym a zwłaszcza polskim systemie jest praktycznie niemożliwe. Cena zależy od decyzji URE w sprawie taryfy, dotacji unijnych, subwencji lokalnych, eko kredytów, zwolnień podatkowych i wielu wielu innych zależnych od rzeszy urzędników decyzji. Wszystko to sprawia że dopóki turbina nie zacznie produkować prądu a elektrownia płacić za niego oraz dotacje nie wpłyną na konto tak naprawdę nikt nie jest w stanie policzyć faktycznych kosztów produkcji energii. A biznes nie lubi takich sytuacji w których do końca nić nie wiadomo.

I tu zastanawia mnie kwestia unijnej zasady konkurencyjności która w systemie dotacji przecież nie istnieje? wyobraźmy sobie sytuację w której jest 2 inwestorów chcących inwestować w to samo źródło odnawialne ich przyszłe dochody uzależnione są do rzeszy suwerennych decyzji urzędniczych. W dodatku inwestor który dostanie dotację będzie w znacznie lepszej sytuacji niż ten bez? Co gorsza system taki jest bardzo korupcjogenny

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Dziekuje Chrisowi za, jak zwykle zreszta, "kawał" porządnej analizy i tezę, z którą trudno sie niezgodzić. Aby mowić o sensownym wdrożeniu 3 x 20% na 2020, nawet jeżeli tu koncentrujemy się głównie na sprawach 15% udziału energetyki odnawialnej, trzeba mysleć o mianowniku tak samo jak o liczniku.

Komisja Europejska nam tu podpowiada co robic, bo w mianowniku umieścila: zużycie energii przez odbiorcow koncowych+straty na przesyle + potrzeby wlasne sektora (energia na wsad).

Jezeli chodzi o zuzycie koncowe energii to rzeczywiscie "drastyczne" obnizenie VAT (mamy z czego obizac - podstawowa stawka to 20%) na urzadzenia wiele by tu zrobilo. Oczywiscie ten instrument mozna zastosowac tez wprost do urzadzen energetyki odnawianej, np. kolektorow slonenczych. VAT jest prostszym i duzo skuteczniejszym instrumentem niż np. "białe certyfikaty". Producenci energii pod wplywem presji spowodowanej druga "20%" (limitami emisji CO2), predzej czy poźniej bedą musieli poszukać oszczednosci tam, gdzie mają obecnie duże straty lub niska sprawnosc.

Jeśli chodzi o "licznik to musimy szukac tanszych rozwiazań, czyli bardziej np. zielonego ciepła (chłodu) niz niekoneicznie zawsze zielonych biopaliw. Z zieloną energią elektryczną (glówny temat powyższego wpisu) mamy troche problem, bo ta z ZOE jest droższa niż inne zielone nosniki energii, ale jest tez dla Polski pewnym panaceum na tamę poswtioną wzrostowi zużycia wegla (zwlaszcza bez poprawy efektywnosci) w sektorze energetycznym. Tu nam tez Komisja Europejska dobrze podpowiada, ale my jak zwykle chcemy wszyskich wokół przechytrzyć, az w koncu sami się zakiwamy...

Co do pytania Pana Bogdana w sprawie rujnowania konkurecyjnosci przez dotacje, to tez z tak postwioną tezą wypada sie zgodzić. Jezeli jeden inwestor nie korzysta z dotacji (i też myślacych o zarobku konsutantów) a drugi w identycznej skorzysta, to wiadomo kto na tym wiecej zrobi. Ale popatrzymy na zyski firm energetycznych i paliwowoych za 2007 r. "Porzaąna" światowa firma energetcyzna to zysk rzedzu 20-50 mld USD. Z czego te zyski wynikają? Z monopolu, który stawrza większe nierównosci i zaburzenia na rynku niz wsztskie dotacje razem wziete (z tym, że gro tych dotacji trafaia wlasnie tam gdzie zyski z renty monopolitycznej są największe - sektor paliwowy i jądrowy).

A co do przewidywalnosci i cen pliw i skali pomocy publicznej to dodam i jedno i drugie inwestor musi znać i wkalkulowac w swoj biznes plan. Czasy takie ze musi znac doskonale i minimalizować tradyjne ryzyko technologiczne (wieksze po stronie OZE) i ryzyko finansowe (ceny paliw- zdecydowanie wieksze po stronie energetyki konwencjonalnej) i ryzyko regulacyjne - dotyczy obydwy grup technologii). Sam Edison tu juz niewiele zdzialą, ale finansista polujący na "zdradliwą" często dotację, też szybko w takiej sytuacji zbankrutuje.

Myle, ze ryzyko regulacyjne bedzie z czasem spadac, tak jak i potrzeba wsparcie OZE. Najepszą zacheta do inwestycji w OZE po 2020 r, beda tylko potrzeby w zakresie zaopatrzenia w energię (zwlaszcza eletryczej) i jej ceny - wynikajace z prawa wartosci. Chodzi tylko o to, abysmy opacznie nie wybrali regulacyjnej scieżki dojścia do 2020 r. i o to wlasnie obecnie toczy sie spor.

Unknown pisze...

Być może OZE staną się wkrótce jedyną formą uniezależniania się energetycznego państw od innych, niestabilnych politycznie dostawców.
[www.cenergia.pl]