niedziela, września 23, 2018
Dyskusja na temat wzrostu cen energii elektrycznej idzie w złym kierunku
Artykuł o niewystarczających reakcjach na prognozy i
zapowiedzi podwyżek cen energii elektrycznej (blog
„Odnawialny” 21.08.2018) wywołał szeroki rezonans, ale bieżąca
dyskusja nie idzie w dobrym kierunku i wcale nie doprowadzi do rozwiązania
problemu. Dotyczy to zarówno wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Energii (ME)
jak i spółek energetycznych, czyli teoretycznie osób najlepiej zorientowanych,
które kształtują narrację trudno zrozumiałą dla obywatela, wskazując jedynie na
zewnętrzne przyczyny trudnej sytuacji w jakiej znaleźli się polscy odbiorcy
energii.
Ucichła dyskusja o domniemanych nieprawidłowościach w obrocie
energią elektryczną (granie na zwyżki cen) na krajowej giełdzie energii (TGE), ale
Ministerstwo Energii szuka teraz spekulantów na międzynarodowej giełdzie EEX,
gdzie odbywa się handel uprawnieniami o emisji CO2, których cena w ciągu roku
wzrosła o 20 euro za tonę. ME postawiło tezę, że wzrosty cen w ostatnich
miesiącach mogą być skutkiem zamierzonych działań rynkowych i zwróciło się do odpowiednich
komisarzy w UE, aby Komisja Europejska zaangażowała się w zbadanie sprawy (wykryła
spekulantów). Nic to, że wzrost cen uprawnień do emisji (nawet znacznie powyżej
obecnego poziomu) był od dawna spodziewany przez wszystkich świadomych
uczestników rynku poważnie (a nie romantycznie czy jedynie spiskowo) traktujących
politykę UE (wystarczyłoby śledzić ten rynek i prace nad nowym pakietem
klimatycznym, o czym dalej oraz nie zakładać że derogacje mogą trwać w
nieskończoność).
Spółki energetyczne (kontrolowane
przez ME) zapewniły o gotowości do pełnego zrealizowania i to nawet z wyprzedzeniem
niedawnej zapowiedzi ME w sprawie prawnego
wprowadzenia obliga giełdowego na sprzedaż energii w hurcie. Umacnia to przekonanie
społeczne, że odbiorcy energii są pod dobrą opieką dostawców energii i ich
właścicieli, a nie Komisji Europejskiej która od niemal dwu lat próbuje przeprowadzić
Pakiet zimowy nakierowany na poprawę pozycji odbiorców na rynku energii.
Pewnej zmianie uległa krajowa narracja wobec OZE, ale nikt
nie mówi o zmianie strategii inwestycyjnej z drożejącego węgla i drożejących
uprawnień do emisji na taniejące OZE. Rozwijana jest tylko dobrze opanowana w polskiej
energetyce taktyka opóźnień (witkiewczowski aprenuledelużyzm czystej wody,
który niestety ma krótkie nogi). Prezes Tauron Polska Energia Filip Grzegorczyk
mówi wprawdzie w wywiadzie
dla Rzeczpospolitej, że zielona energetyka to kwestia czasu, ale nie
precyzuje jak długiego, za to zaraz dodaje, że „abstrahując od cen CO2, wciąż
można powiedzieć, że energia wytwarzana z węgla jest energią najtańszą”. Prezes
Tauron ma zbyt szeroką wiedzę, aby porównywać
koszt energii starych wyeksploatowanych bloków energetycznych (mogących w każdej
minucie wypaść z systemu) z inwestycjami w nowe źródła (niewrażliwe na koszty
uprawnień do emisji). Rodzi się pytanie czy w Polsce
w trosce o odbiorców energii u progu 2020 roku
rzeczywiście można abstrahować od cen CO2?
Jednocześnie energetyka wywiera presję na Prezesa URE, aby
zgodził się na znaczące podwyżki taryf na energię elektryczną, dzięki czemu ostatnie
notowania krajowych firm energetycznych na GPW w końcu wrosły nawet o 6–9 proc.
Koncerny krajowe zrzeszone w grupie lobbingowej PKEE nacisnęły ma ME aby
zmobilizowało kolegów z paru innych krajów węglowych: Francji, Zjednoczonego Królestwa, Włoch,
Węgier, Grecji i Irlandii (ostatecznie Włochy
postanowiły opuścić tę grupę rebeliantów) aby przyjęte przez
Parlament Europejski w Pakiecie zimowym ograniczenie emisyjności jednostek
wytwórczych na poziomie 550 g CO2/kWh nie dotyczyło wsparcia dla elektrowni
węglowych aż do 2030 roku, a w szczególności wsparcia w ramach mechanizmów
mocowych (rynek mocy). Warto zauważyć, ze wsparcie w systemie rynku mocy dla
elektrowni węglowych, bynajmniej nie na zmianę miksu paliwowego na mniej
emisyjny i mniej kosztowny, oznacza nie tylko dodatkowe koszty uprawnień do
emisji CO2, ale też jednocześnie dodatkowo opłatę mocową na rachunkach za energię
elektryczną. Wsparcie rynkiem mocy, a nie zasadami rynku energii i zmianą miksu,
w dwójnasób uderzy w konsumentów energii. O tym jakoś środowiska energetyczne w
obecnej debacie milczą, choć w przypadku opłaty OZE i wcześniejszych kosztów
nabycia świadectw pochodzenia nader chętnie informowały swoich klientów o
„przyczynach” podwyżek.
Jak wołanie
na puszczy brzmią jednak słowa prezesa URE: „nie budujmy
ogromnego sektora energetycznego i wielkich bloków (bo) to ryzykowne; widzę
ogromną szansę w energetyce przemysłowej, którą zaliczam do rozproszonej (…). Równolegle
do dyskusji o doktrynie energetycznej należy rozmawiać o modelu funkcjonowania
rynku energii”. Tymczasem koncerny zjednoczone w walce o swoje interesy
(bynajmniej nie o interesy odbiorców) poprzez ME (szerzej - Radę UE) w ramach
unijnego „trialogu” (ostatnich uzgodnień legislacyjnych Komisji, Parlamentu i
Rady UE) próbują rozmontować również ostatnie, jeszcze nieuzgodnione elementy
Pakietu zimowego, w tym rozporządzenie w
sprawie wewnętrznego rynku energii elektrycznej i dyrektywę o wspólnych zasadach rynku wewnętrznego
energii elektrycznej. PKEE prowadzi intensywny lobbing na Radzie UE na rzecz
ochrony interesów energetyki scentralizowanej i zasiedziałych wytwórców energii.
Istnieje zagrożenie dalszej marginalizacji energetyki rozproszonej,
prosumenckiej z OZE na rynku energii elektrycznej w UE. Obawy dotyczą
osłabienia propozycji Komisji i Parlamentu Europejskiego, które m.in.
preferowały mniejszych, niezależnych uczestników rynku, szerokie wprowadzanie
taryf dynamicznych (wielostrefowych) oraz utrudniały stosowanie zasad
cenotwórstwa opartych na wzroście kosztów stałych (fixed cost) w taryfach itp.
Takie zmiany, choć nie zmienią już dyrektywy o handlu emisjami ETS i jej
mechanizmów, rozmiękczą jednak Pakiet
zimowy (zwłaszcza nową dyrektywę o OZE – RED II) oraz osłabią pozycję
konsumentów energii i jej niezależnych producentów. Stan prac nad Pakietem
zimowym i miejsce ww. aktów o rynku energii elektrycznej obrazuje tabela , z której wynika wewnętrzna
logika Pakietu, nakierowanie na konsumentów i niskie ceny i to, że nie może być
traktowany jak menu a'la carte dla rekinów rynkowych.
UE forsując Pakiet zimowy nie usiłuje nas zniszczyć,
tylko sama ucieka z pułapki wzrostu cen energii, której w Polsce nie chcemy nawet
widzieć.
Niestety w sprawach nadzwyczaj skomplikowanych przepisów o rynku
energii ME nie bierze pod uwagę opinii innych, nieświadomych powagi sytuacji, stron niż koncerny energetyczne.
Nawet te środowiska, które były bardziej
zaangażowane w negocjacje dyrektyw o efektywności energetycznej i OZE i nie
mają dostępu do informacji o tym co się obecnie dzieje na Radzie UE (wygląda na to, że pełną wiedzę ma PKEE) i że to co podpowiadają
koncerny energetyczne może mieć wpływ na skuteczność wcześniejszych dyrektyw uzgodnionych
już w trialogu i służy pozostawianiu konsumentów energii bez możliwości wyboru.
Cyniczna strategia komunikacyjna i pokrętna argumentacja ze
strony spółek energetycznych są szczególnie widoczne w najnowszym
artykule w Rzeczpospolitej „Ceny prądu muszą ostro podskoczyć’.
Artykuł pokazuje grę toczoną o wzrosty taryf, ale też maluje „ludzką twarz” koncernów. Także w tym
przypadku kontrolowana przez Skarb Państwa energetyka w lot łapie oczekiwania
polityków i przynajmniej do wyborów samorządowych zapowiada, że nie będzie
chciała podnosić cen energii klientom indywidualnym. Nie jest to w istocie wielkie
wyrzeczenie, gdyż spółki zazwyczaj składają wnioski taryfowe do URE na kolejny (nowy) rok późną
jesienią. Rzecznicy zarządów spółek odpowiadając na pytania w tej sprawie
zaznaczają, że albo nie komentują kwestii (wzrostu) cen dla klientów
indywidualnych, albo empatycznie zapewniają, że do końca tego roku stawka dla
gospodarstw domowych się nie zmieni (i tak obecne stawki obowiązują do końca
roku i nie ma tradycji ich podnoszenia
trakcie roku) lub łaskawie zapowiadają, że ewentualne podwyżki „nie powinny być
dotkliwe". Poza wątpliwościami, czy aby takie patriotyczne i prospołeczne zapowiedzi
zarządów spółek nie oznaczają naruszenia przez nich kodeksu spółek handlowych
(działania na szkodę firmy), trzeba zapytać o trwałość tych zapewnień po
wyborach samorządowych i realność trwania spółek w tym przekonaniu przez okres do
kolejnych wyborów, aż po wybory prezydenckie (tylko współczuć Prezydentowi) w 2020 roku? Warto też pamietać że złą sytuację w energetyce łagodzą samorządy wydające teraz środki unijne i inwestujące OZE m.in dlatego, że zbliżają się wybory samorządowe, ale co będzie dalej?
Nie może być bowiem tak, że ceny energii dla odbiorców
zależeć mają od dobrej woli spółek. Zapominając nawet przez moment o tym, że Spółki
Skarbu Państwa zaprzęgnięte zostały w obronę polityki energetycznej prowadzonej
przez właściciela i zamotane w sidła przez siebie współtworzonego antykonsumenckiego
prawa, to same w sobie są elementem kosztotwórczym.
Nawet wtedy, gdy tylko realizują politykę kreowaną przez swego właściciela i
nawet jeżeli nie ma skokowego wzrostu amortyzacji ani remontów (a są one konieczne),
to jednak przybywa w nich etatów, rosną pensje i koszty odpraw (karuzeli
stanowisk), rosną koszty lobbingu antykonsumenckiego (PKEE bryluje w mediach
krajowych i zagranicznych promując antykonsumencki lobbing, a nie np. rozwijanie
strategii niskoemisyjnej polskiej energetyki, przez co trwale traci ona na
wartości). Trudno jest jeszcze potwierdzić skalę typowej dla monopolu niegospodarności
czy skutki nierynkowych decyzji, ale w badaniach międzynarodowych (OECD) członkowie zarządów spółek skarbu
państwa w Polsce potwierdzają
że często spotykają się z propozycjami korupcyjnymi (postawiona w artykule Rzeczpospolitej
teza o efekcie upolitycznienia i poczuci bezkarności nie powinna być ignorowana).
Czynniki te z pewnością wywierają presję na koszty stałe całej energetyki
rozliczanej w rachunkach krajowych odbiorców energii elektrycznej.
Energetyka sama z siebie wybierając paliwa i kierunki inwestycji ma wpływ także na koszty zmienne. Jeżeli stawia się w polityce energetycznej na polski węgiel (czynnik do rozważenia) to trzeba przyjąć do wiadomości,
że wraz z wygasaniem dotychczasowych kontraktów staje się droższy od węgla z innych rejonów świata i potem nie szukać winnych na
zewnątrz, obarczając winą za wzrost kosztów skoki cen węgla na giełdzie ARA
(które od roku wcale silnie nie rosną). Ceny
węgla na ARA nie mają praktycznie żadnego przełożenia na ceny krajowe, bo nie ma fizycznej możliwości
transportu węgla z ARA do Polski
(zdolności przeładunkowe polskich portów też nie dają perspektywy wpływu cen
światowych na krajowe, pozostaje dostarczany koleją węgiel rosyjski).
I tu prosto można dojść do dokonanej faktycznej zmiany
paradygmatu, do której polska energetyka całkowicie jest nieprzygotowana i stąd
aż tyle fałszywych nut w dyskusji o cenach energii. Nadszedł czas, kiedy dotychczas uznawana za
zło wcielone dekarbonizacja oznacza obniżenie kosztów, a dalsza karbonizacja
energetyki lub zbyt powolne odchodzenie od węgla w Polsce oznaczają ich
podwyższenie. Nie można dalej abstrahować od kosztów, które ostatecznie
weryfikują politykę energetyczną i nie da się racjonalnie walczyć z kosztami
poprzez dalsze kurczowe trzymanie się węgla i zwalczanie OZE. Jak już dawno zauważył filozof amerykański
George Santayana, fanatyzm polega na podwojeniu wysiłku, gdy zapomnieliśmy o
celu. Byłoby wielką nieodpowiedzialnością ze strony rządu gdyby wbrew
okolicznościom utrzymywał prowęglowy i antyunijny (antykonsumencki) kurs wtedy, gdy nie może wpłynąć na koszty
węgla i ceny uprawnień do emisji.
Fakty te, w postaci wzrostu cen energii i tak niedługo dotrą do opinii publicznej i będzie to pewnym szokiem. Europejski Sondaż Społeczny
przeprowadził badania na temat „Energetyka i polityka klimatyczna”
(tzw.
runda 8, 2016/2017, wstępne wyniki dzięki uprzejmości prof. P.
Ruszkowskiego z Collegium Civitas) z których wynikało, że jeszcze niecałe dwa
lata temu polskie społeczeństwo na tle europejskiego mniej obawiało się o wzrosty cen energii – odpowiedzi „bardzo
się obawiam + skrajnie się obawiam” udzieliło 35% respondentów (w stosunku do średniej
39%). Nie bało się też ograniczeń w zasilaniu (8%, w stosunku do średniej
14%). Problemu nie da się zagadać
fałszywą narracją. Do nieuchronnych zmian musi być przygotowana i energetyka i konsumenci
energii i społeczeństwo. Chodzi o porzucenie złudzeń i znalezienie pozytywnych celów. Chodzi m.in.
o to, aby niekorzystne dla gospodarki trendy rosnących kosztów zaopatrzenia w
energię choćby czyściwo skompensować inwestycjami w OZE i aby inwestorzy w OZE
(w różnych segmentach rynku: prosumenci, autoproducenci, IPP) i inwestujący w efektywność
energetyczną w coraz większym stopniu zwracali uwagę na możliwości jakie dają
mechanizmy rynkowe i inwestując mądrze (nie w popłochu) uciekali przed
podwyżkami.
W tym kontekście cieszy wypowiedź Moniki Morawieckiej –
dyrektor ds. strategii Polskiej Grupy Energetycznej na IV
Kongresie Energetycznym we Wrocławiu, w której tłumaczyła powód ambitnych
planów zaangażowania spółki w OZE. – W przyszłości miks energetyczny z większym
udziałem OZE będzie tańszy, niż ten z większym udziałem źródeł konwencjonalnych
– Dodałabym do tego presję społeczną. Zdaniem Moniki Morawieckiej klienci coraz
częściej będą zainteresowane kupnem energii z OZE. – Mamy dużo firm
eksportujących na cały świat i presji na to będzie coraz więcej. Jeśli nie
zmienimy miksu w tym kierunku, to te firmy być może nie będą chciały inwestować
w Polsce.
Niech to będzie konkluzją i rekomendacją oraz zwiastunem
zmiany narracji i sprowadzenia dyskusji o wzroście cen energii na właściwe
tory. Dyskusji o istocie problemu nie można bez końca odkładać na później, aż
miną wybory. Zainteresowanych poważną, merytoryczną dyskusją na temat czynnika kosztów w polityce
energetycznej i najbardziej oczywistego (a ledwie dostrzeżonego) remedium na
powyższe problemy zapraszam na debatę -„Scenariusz cen energii elektrycznej do
2030 roku - wpływ wzrostu cen i taryf energii elektrycznej na opłacalność
inwestycji w OZE”- w dniu 11-go października na Expo XXI w Warszawie, w czasie
trwania Targów Energii Odnawialnej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Polecam zapoznać się z podsumowaniem IV Kongresu Energetycznego we Wrocławiu. Szefowa departamentu strategii Polskiej Grupy Energetycznej oraz członek Rady Zarządzającej Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej Monika Morawiecka odniosła się do tematu rozwoju Polski w kontekście OZE i wyjaśniła, dlaczego warto w nie inwestować. Tekst pod linkiem https://copperalliance.pl/dlaczego-polska-powinna-inwestowac-w-oze/.
Prześlij komentarz