piątek, lutego 17, 2017

Aukcje na energię z OZE w 2017 roku - będziemy spalać śmieci, biomasę i węgiel

Minister Energii (ME) skierował na posiedzenie Komitetu Stałego Rady Ministrów  projekt rozporządzenia rządu o maksymalnej ilości i wartości energii, która może być zakupiona na aukcjach OZE w 2017 roku. Sprawa jest o tyle ważna, że dotyczy wydatkowania 27 mld zł, w tym 20 mld zł na procesy spalania.


ME proponuje aukcje dla instalacji istniejących (tzw. aukcje migracyjne) w  trzech  „koszykach aukcyjnych” (spośród 7 możliwych), oddzielnie dla źródeł poniżej i powyżej 1 MW. Zmawiane wolumeny energii w MWh przedstawiono poniżej w formie tabeli:

Minister Energii, w stosunku do wersji projektu rozporządzenia podanego do konsultacji, zwiększył wolumeny dla koszyka drugiego (uznawanego przez ME za koszyk dla energetyki wodnej) i koszyka nr 6 (biogaz rolniczy), czyli niewykorzystane wolumeny z aukcji testowej z grudnia 2016. Można zatem zakładać, że odrębnej „dogrywki” (aukcji interwencyjnej) nie będzie. Zastanawia jednak ponowne otwarcie koszyka na energię z biogazowni rolniczych o mocach >1 MW, skoro w ogóle nie było chętnych do tego koszyka w aukcji grudniowej. Z tego mogą być niepotrzebne koszty po stronie URE lub zachęta do ofert po najwyższej ze wszystkich cenie referencyjnej (550 zł/MWh). ME dość swobodnie w tym przypadku podchodzi do mechanizmów rynku i do kosztów energii w systemie.

ME niestety nie podaje w ocenie skutków regulacji (OSR) założeń na ile lat rozłożona będzie wartość wolumenów. Wiadomo, że obecnie najbardziej opłaca się „migrować” z systemu zielonych certyfikatów do systemu aukcyjnego najnowszym instalacji (potwierdziła to aukcja testowa na małe biogazownie rolnicze), tak aby korzystać z proponowanego w innym rozporządzeniu z maksymalnego 15 letniego okresu wsparcia.  Wtedy powyższe wolumeny pozwoliły na przejście do systemu aukcyjnego ok. 165 MW mocy. Gdyby przyjąć optymistyczne założenie (zdaje się ze takie przyjmuje ME), że średni wiek migrujących instalacji to 7,5 roku, wtedy na wygraną mogłyby liczyć instalacje o umownej (współspalanie znacząco ograniczy faktyczne moce OZE) mocy ok. 330 MW i wolumenie ok 2,2 TWh/rok, czyli 10% obecnych zdolności wytwórczych w systemie zielonych certyfikatów. W przypadku aukcji migracyjnych, w systemie energetycznym nie będzie przyrostu energii.

Wolumeny w aukcji na nowe moce, które w wyniku ich rozstrzygnięcia mogą zacząć oddawać energię do sieci w latach 2017-2021 (4-letni okres na budowę)  przez kolejne 15 lat przedstawia tabela poniżej. Zmiana w stosunku do pierwotnego projektu, polega na dodaniu nowego wolumenu dla energii ze spalarni odpadów. 

Wolumeny te pozwoliłyby na wzrost produkcji energii tylko o 1 TWh/rok i nominalnie (pamiętając o współspalaniu, które obniża moce) 720 MW nowych mocy (ME ocenia je na 830 MW, co prawdopodobnie jest obarczone przeszacowaniem zakładanej mocy dla biomasy i odpadów) – tabela poniżej.

Możliwe do zainstalowania nowe moce OZE [w MW] w wyniku aukcji ‘2017 oszacowano w tabeli:

ME uważa (nie wyjaśnia dlaczego), że koszyk nr 6, tzw. inne OZE, to instalacje fotowoltaiczne - w przypadku źródeł małych do 1 MW oraz farmy wiatrowe – w przypadku źródeł powyżej 1 MW. Są to nad wyraz skromne moce jak na potrzeby i możliwości (odpowiednio 300 MW i 150 MW), podobnie jak planowane nowe moce w energetyce wodnej (2 x 10 MW). Na szczęście nie ma wolumenów dla klastrów, bo w tym przypadku sektor OZE ma do czynienia z wyjątkowo jeszcze niedopracowanym rozwiązaniami legislacyjnymi i aukcja w tym koszyku aukcyjnym byłaby powodem wielu nieporozumień i ryzyk dla inwestorów. 

Jaki obraz się wyłania z projektu rozporządzenia, które ME przedkłada Radzie Ministrów? Dobrze, że coś się dzieje, bo inwestycje OZE właśnie teraz bardzo są potrzebne, ale to co zaproponowano to za mało i niestety nie tak aby mogło dać  impuls dla rozwoju zarówno OZE jak i innowacyjnej gospodarki oraz umożliwić wyjście z kosztownego dryfu.

Pierwsza refleksja jest taka, że ME bardzo lubi spalanie. Ponad 76% zamawianego ogółem wolumenu energii z OZE ma się wydostać z kotłów energetycznych spalających różne paliwa. Nie widać przy tym analizy dostępności krajowych zasobów biomasy, prognozy jej cen, ograniczeń w jej stosowaniu wynikających z projektu nowelizacji dyrektywy o OZE. Nie wiadomo, czy jest poważnie brane pod uwagę ostatnie zalecenie Komisji Europejskiej (COM 217(63) final) aby w Polsce ograniczyć spalanie odpadów i wprowadzić podatek od spalania. Doceniając nawet, że biomasa to zmagazynowana energia słoneczna, to trudno zrozumieć przywiązanie Polski do technologii spalania, zwłaszcza jeżeli wziąć pod udział energii ze OZE wytwarzanej bez spalania (uznanych przez ME za „niestabilne”) w zużyciu energii elektrycznej w Polsce to tylko 4,2%.  

Druga refleksja jest taka, że ME nie boi się kosztów działania systemu i ryzyk związanych z niewypełnieniem celów OZE na 2020 roku. To duża odwaga, ale czy wynika ona z odpowiedzialności? Polska ewidentnie schodzi ze ścieżki prowadzącej do zrealizowania 15% celu dla OZE i konsekwencji z tym związanych. Aukcja ‘2017 jest zbyt skromna wolumenowo, bo jest to ostatnia aukcja która w pełni może się przełożyć na efekty w postaci energii z OZE jeszcze w 2020 roku (z uwagi na dopuszczalny ustawą czas na oddanie instalacji OZE do użytku). Mało tego, obecna wersja projektu dyrektywy nie pozostawia już lekkomyślnie zakładać, że kraj członkowski UE będzie mógł  bez kosztowo wejść w realizację celów 2021-2030 bez zrealizowania celu na 2020 rok oraz że brak realizacji celów w kolejnych latach po 2020 nie będzie skutkował uszczupleniami budżetowymi. 

Trzecia, też nie najlepsza refleksja dotyczy łatwości z jaką rząd przyjmuje do wiadomości ryzykowne projekty rozporządzeń wychodzące z tzw. silosów resortowych. W konsultacjach omawianego projektu  wzięło udział tylko kilku ministrów, którzy zasadniczo (poza RCL) nie mieli uwag. Może to dziwić, bo ma to być rozporządzenie całej Rady Ministrów, a chodzi o przyszły miks energetyczny, o nasze relacje z UE i wydatkowanie  27 mld zł, w tym 20 mld zł na procesy spalania, a do podjęcia decyzji brakuje ważnych informacji, w tym ciągle niewydanych rozporządzeń różnych ministrów dotyczących np. certyfikacji biomasy, warunków stosowania biomasy lokalnej definicji drewna energetycznego oraz analizy dostępności (i ceny) biomasy z punktu widzenia wymogów UE. Trochę mniej już dziwi lekceważenie przez autora projektu rozporządzenia nadesłanych uwag z branży OZE i nieprzyjęcie do wiadomości, że to rozporządzenie, razem z projektem innego rozporządzenia ME o cenach referencyjnych (zresztą nie w pełni spójnym z omawianym projektem „wolumenowym” stającym wkrótce na Radzie Ministrów) to szerokie otwarcie furtki dla prymitywnego współspalania z węglem deficytowego w przemyśle drzewnym surowca leśnego. Chodzi o skierowanie do kotła ok. 10% całkowitej ilości drewna pozyskiwanej rocznie z Lasów Państwowych. Zagrożenie ze strony współspalania drewna w elektrowniach węglowych zostało szczegółowo opisane na blogu "Odnawialnym" w listopadzie '2016, bezpośrednio po przedstawieniu projektu rozporządzenia do konsultacji społecznych. Ta właśnie technologia może na długo zdemolować rynek drzewny i rynek OZE, wdzierając się do trzech pierwszych, największych  koszyków aukcyjnych.

Niedostrzeżenie zagrożeń wynikających z tego (jeszcze) projektu rozporządzenia przez rząd, będzie miało poważne i długofalowe skutki.

Brak komentarzy: