wtorek, kwietnia 05, 2011

Zero dotacji z UE dla Polski bez ustawy o odnawialnych źródłach energii

Tytuł wpisu zapożyczyłem ale twórczo :) przetworzyłem z Rzeczpospolitej. To dobry tytuł artykulu "z dotacją" na eksponowanym miejscu; do jego tresci jeszcze wroce.
W Polsce magiczne słowo dotacja ma bardzo dobre i już nawet całkiem naturalne/codzienne skojarzenia. Słyszałem nawet, że rady miast, gmin i nawet wiosek występują z wnioskami o dowołanie odpowiednich organów wykonawczych, o ile te zdecydują się zbudować (zrobić) cokolwiek ze środków własnych, tzn. bez dotacji z UE. Stawiane są też ponoć zarzutu prawne: o "braku gospodarnosci", a nawet używany jest paragraf o "działaniu na szkodę" własnej organizacji czy mieszkańców :). W tak ciekawym kraju i czasie żyjemy…

Sektor energetyki odnawialnej z magii słowa dotacja skorzystał i to nie tylko w bezpośrednim sensie finansowym. W okresie 2007-2013 mamy jako kraj szansę zainkasować ogólnie 67,3 mld Euro, z tego ok. 1 mld na OZE czyli ok. 1,5% (Komisja Europejska -KE zalecała minimum 2-4%, a jej ambicje na przyszlosć w tym zakresie rosną). Ale jeszcze bardziej chyba OZE skorzystało na tym, że trzeba było starać się te środki się wydać, a kara polityczna za niewydanie była najwyższa. Wszyscy się krzątali zatem aby każde Euro wydać, ale byłoby to trudne choćby bez najprostszych zrębów systemu prawnego i dzięki temu kilka ustaw dotyczących mniej lub bardziej OZE ujrzało światło dzienne lub zostało znowelizowanych. Jak już rząd zobaczył, że środki UE na energetykę i środowisko (skumulowane w olbrzymim programie PO IiŚ) przepołowił i że wydatkowanie środków jakoś idzie, zabrakło presji i woli kontynuowania dalszych prac legislacyjnych, czemu z kolei dałem wyraz w poprzednich wpisach i nie jest to bynajmniej dla mnie powód do satysfakcji.

Także wśród biorców dotacji (czyli wyborców) narasta przekonanie że „dotacja musi być”! To tak jak z „kordłą” naszego satyryka, twierdzącego w pierwszej osobie że „niektórzy bez niej mogą a ja nie” :). Doświadczyłem uczestnicząc niedawno w konferencji nt. kredytów z dotacją NFOŚiGW na kolektory słoneczne, na której padło stwierdzenie że „kredyt z dotacją znacznie lepiej się sprzedaje niż kredyt preferencyjny” (pomimo tej samej wartosci netto korzysci finanswych dla biorcy). Rzeczywiście zatem obecnie dotacja to swego rodzaju standard a brak dotacji to groźba wysokiego dyskomfortu, który w energetyce odnawialnej jeszcze przez kilka lat jest dyskomfortem uzasadnionym obiektywnie, ale juz przy budowie piekarni czy drogi może troche dziwić bo ma chyba tylko psychologiczne, a nie materialne podloże.

I teraz już wracam do meritum. Polska zamierza (nasza tegoroczna prezydencja w UE ma temu służyć) aby w okresie 2014-2020 uzyskać nie mniej niż kolejne 67 mld Euro. Ustalane są właśnie zasady wydatkowania tych środków i rząd RP zabiega m.in. aby w ramach oczywistego priorytetu na wsparcie „innowacji” do tej kategorii można było zaliczyć m.in. energetykę jądrową. Niestety KE zaczyna stawiać niewygodne dla nas warunki. Mianowicie KE będzie forsowała tzw. zasadę warunkowości. Jej wprowadzenie oznacza, że dany kraj otrzyma pieniądze dopiero po spełnieniu trzech głównych warunków. Pierwszym warunków ubiegania sie o dotacje UE będzie wdrożenie wszystkich niezbędnych dyrektyw wymaganych przez Unię, np. dotyczących ochrony środowiska…. Obecnie standardem jest, że kraje nie wprowadzają dyrektyw płynących z Brukseli na czas (Polska w obszarze ochrony środowiska doczekała się już kilkunastu postępowań z tego powodu, ale niewiele sobie z tego robiła, bo problemy będące efektem opóźnień pojawiają się dopiero na etapie kontroli i rozliczania dotowanych inwestycji… Teraz jest też mowa o tym, że „nici z dotacji” o ile (op. cit.)kraj nie posiada odpowiednich strategii rozwoju na poziomie krajowym i regionalnym. Tu brawo dla regionow, które w mozole takie zrównoważone strategie energetyczne dobrowolnie robią, bo z uwagi na pakiet klimatyczny OZE będą priorytetem przy programowaniu budzetu 2014-2020.

I tu dochodzimy do konkluzji także z poprzednich blognotek na odnawialnym. Jeżeli dyrektywa 2009/28/WE o promocji energii ze źródeł odnawialnych jest jedną z ważniejszych obecnie detektyw uzasadniających pomoc publiczną w UE i o ile ta dyrektywa jest? w Polsce wdrażaną ustawą o odnawialnych źródłach energii i o ile realnie (nie chodzi tu o markowanie) tej ustawy rząd nie ma w planach legislacyjnych (por. też poprzedni wpis tu i tu) to oznacza, że prawdopodbnie także w okresie do końca 2012 roku (także z powodu przerwy w pracach legislacyjnych spowodowanych wyborami) ustawa nie nabierze mocy prawnej. Czyli wtedy gdy muszą zapaść końcowe decyzje w sprawie funduszy UE 2014 -2020, Polska nie spełni przynajmniej jednego kryterium ich absorpcji, przynajmniej na OZE (ale konsekwncje moga byc szersze) ktore moga stanowic minimum kilka procent calosci. W kraju rozkochanym w dotacjach to polityczna kara śmierci dla rządu, moze nawet w przypadku jego czlonkow do trzeciego pokolenia, bo więcej takich dotacji w UE nie będzie.

Słusznie w cytowanym artykule Pani Minister Bieńkowska zauważa: „Resort będzie się koncentrował na wszelkich zagadnieniach związanych z unijną polityką spójności, a głównymi będą walka o jej budżet i prestiż. – Nasze najważniejsze priorytety to .. uzyskanie co najmniej takiej samej kwoty w jej ramach dla Polski po 2013 r., jaką mamy obecnie, oraz podniesienie rangi politycznej tej polityki – wskazuje Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego”.

Szczerze chcąc pomóc Pani Minister w realizacji tych trafiających w społeczne i polityczne oczekiwania zamiarów, pragnę zasugerować przyjrzenie się omawianemu w poprzednim wpisie planowi prac legislacyjnych rządu i sprawdzenie czy w celu skorzystania z dotacji w warunkach forsowanych przez KE powinniśmy jako priorytetową (tak che rząd poz. 42 pod ww linkiem) potraktować np. ustawę o inwestycjach w energetyce jądrowej (jaka dyrektywa nas do tego obliguje, może cos przeoczylem?) czy może jednak warto nadać priorytet pracom nad ustawą o odnawialnych źródeł energii (poz. 64 pod ww linkiem), na której nie tylko opracowanie ale wejscie w życie bezskutecznie czeka caly swiat razem z KE od 5 grudnia ub.r. i jakos nie może sie doczekać… Wszak nie tylko o prestiż ale i o pieniądze tu chodzi, i o wybory chyba też?

4 komentarze:

Jakub pisze...

Panie Grzegorzu, czyżbym słyszał nutę optymizmu w Pana głosie? Nie to, żebym się jakoś okrutnie brzydził optymizmem ale ja w tym artykule Rzepy czytam:

"Ministerstwo Rozwoju Regionalnego przygotowało już listę dyrektyw wymaganych do otrzymania środków w nowym rozdaniu, a niewdrożonych przez Polskę. Jest ich kilkadziesiąt. Resort rozwoju przekazał ich listę do tzw. ministerstw sektorowych, m.in. infrastruktury i środowiska. Będą miały one (wraz z posłami) dwa lata na nadrobienie legislacyjnych zaległości."

Pytanie oczywiście o jakich "zaległościach" jest mowa - powrót na ściężkę w kierunku 15% OZE w 2020? - ambitne, zwłaszcza gdyby zrobić porządek ze współspalaniem; legislacja do końca 2013? - stawia przed oczami obrazek babci spóźnionej na pociąg, stojącej na peronie i mamroczącej pod nosem "lepiej późno niż wcale".

Drugi niepokojący fakt - tych dyrektyw jest kilkadziesiąt, w planie na ten rok ustaw do zrobienia jest 96. Część takich jak "ustawa budżetowa" czy "bezpieczeństwo na EURO2012" nie sądzę aby przesunęły się w kolejce.

"Pokojący" fakt - ta niewybaczalność do trzeciego pokolenia włącznie o której Pan trafnie pisze, że z jednej strony "ktoś nam zabiera pieniądze z OFE" coby zasypać dziurę a z drugiej strony trwoni lekką ręką 67 mld eurasów. Ja się z tym poglądem nie do końca zgadzam ale może być powszechny. Tylko czy kamienie milowe tych zjawisk nie za bardzo są rozrzucone w czasie?

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Jakubie
Problem polega na tym, że niewiele wiemy i nawet nie wiem czy ktoś nad tym panuje. Problemy z wdrażaniem unijnych dyrektyw trafiają do publicznej wiadomości zazwyczaj dopiero wtedy gdy sprawa trafia już do Trybunały w Strasburgu. Samo wszczęcie postępowania przez KE, już chyba nikogo nie obchodzi. Urzędnicy nie są wcale nagradzani za gorliwe wdrażanie prawa UE, ale raczej za uniki (wdrażanie Pakietu klimatycznego w Polsce jest tu widomym przykładem). Nie pyta o to rządów ani opinia publiczna ani opozycja.
Skala zaległości jest olbrzymia i narasta, w szczególności w obszarze ochrony środowiska, Podam tu tylko za PAP jeden z przykładów – nie wdrożone sa nawet dyrektywy z 1999 roku! Jak w artykule napisani i jak Pan zauważył, MRR przesyłając notatkę (listę niewdrożonych dyrektyw) zwracało się w szczególności do MI i MŚ bo tu (dyrektywy środowiskowe jest chyba problem największy). Nie ma wspomnianego MG, która odpowiada za dyrektywę OZE, ale zalega z co najmniej kilkunastoma innymi dyrektywami, w tym energetycznymi jak tą o efektywności energetycznej w budynkach czy usługach energetycznych lub tych liberalizujących. I to nie jest tak, że na omawianej we wpisie blogowym liście z planem prac legislacyjnych rządu na ten rok do wyborów są tylko (a nawet głównie) te ustawy które mają zaległości legislacyjne wobec KE. Poza oczywistymi (budżetowa) są tam też ustawy „wyborcze”, a rząd i sejm zajmą się tylko wybranymi z nich (częścią z tych oznaczonych jako priorytetowe) , często, a może nawet głównie na zasadzie interesu politycznego. Niestety żaden z koalicjantów nie dostrzegł w ustawie o OZE wdrążającej dyrektywę 2009/28/WE interesu politycznego i stąd problem narasta.

Użycie przez KE generalnej sankcji finansowej wyrażonej dobitnie przez Pana Artura Osieckiego „zero dotacji bez dyrektyw” to chyba jedyna szansa aby przywołać rząd generalnie do porządku/dyscyplinować, bo inaczej będzie działać wietrząc tylko bieżące interesy. Jest to też szansa dla OZE i dla ustawy OZE, aby awansowała na liście priorytetów legislacyjnych. Bo np. pojawić może się taki argument: ustawa o inwestycjach jądrowych to tylko koszty dla Polski sprawa ustawa o OZE to dodatkowe duże pieniądze lub ich utrata.

Nie wiem jednak czy KE przeforsuje ostre kryteria „warunkowości” bo do tego potrzeba większości państw na Radzie UE i w większości w PE. Łatwo sobie wyobrazić, że Polska przewodnicząc UE (i Radzie) w II połowie br. będzie robiła wszystko aby propozycję KE (DG Regio) rozmyć i aby nasze brakoróbstwo nie wyszło na jaw i nie kosztowało miliardów. Nie wiemy też czy kryteria „warunkowości” proponowane przez KE dotacji będą dotyczyły wdrożenia wszystkich dyrektyw jednakowo, czy też w szczególności tych które są priorytetami w strategii UE 2020 i które mają być priorytetami i znaleźć odzwierciedlenie w budżecie UE 2014-2020; wtedy ustawa OZE ma szanse na to, że rząd pochyli się nad nią w pierwszej kolejności…

Tak czy inaczej nie sądzę, że rząd z własnej woli zechciałby nadać OZE priorytet, ale jeżeli KE będzie twarda w swoim stanowisku co do warunków dostępu do funduszu UE i sprawa dotrze do opinii publicznej to ustawa OZE ma jeszcze pewne, nawet jeżeli minimalne szanse na procedowanie w tym roku. Jeżeli nie kolejne firmy na rynku OZE w Polsce będą padać, a kapitał odpłynie tam gdzie ryzyka nie ma. Czyli jak Pan łaskawie zauważył nuta optymizmu jest :) , ale jestem pesymistą jeżeli chodzi o entuzjazm rząd dla OZE

Jakub pisze...

Panie Grzegorzu,

mam całe mnóstwo pytań ale nie mam już sumienia nimi Pana odciągać od zapewne masy innych zadań gdzie może Pan więcej zrobić dobrego niż tu na tych indywidualnych korepetycjach ;)

Pozwolę sobie tylko na jedno. Otóż natknąłem się na enigmatyczną informację, dość świeżą bo z 5 IV z Wyborczej i ponoć powtórzonej za PAPem: Za siedem lat 15 proc. energii elektrycznej w Polsce ma być wytwarzane z odnawialnych źródeł - zakłada raport resortu gospodarki, do którego dotarł "Dziennik Gazeta Prawna".

Niestety w PAPie bez akredytacji nie potrafiłem tego potwierdzić a autor z podanego powyżej linka również nie udzielił mi informacji co to za raport. W każdym bądź razie jest to albo bomba albo kaczka albo zwykłe niechlujstwo dziennikarskie. Wiadomo coś Panu nt. takiego raportu ale który by nie miał brody, wąsów i szyderczego uśmiechu?

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Hmmm.
Myślę, że PAP podało dokładnie to co powiedzieli przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki. Nie zawssze dziennikarze są winni : ).

15% jest tak samo dobre jak 19% podane w KPD czy jak 14% podane w najnowszej wersji rozporządzenia z celem zielonej energii elektrycznej na 2020 rok. Nawet najlepszy raport nic tu nie pomoże, tu nic się nie da modelować/symulować, bo model rynku przestaje dzialać tam, gdzie prawie wszystko zależy od decyzji politycznej (sektor silnie reglowany).

Dlatego dopóki nie ma znanych instrumentów, w tym w szczególnosci ustawy o której dyskutujemy, każda liczba pomiędzy 0% a 20% jest tak samo prawdopodobna, ale czym dłużej ustawy nie będzie tym krzywa prawdopodobieństwa bliżej przesunie się w kierunku 0%.