piątek, lutego 29, 2008

Pokonferencyjna zaduma nad przygotowaniem Polski do realizacji pakietu 3 x 20%

Mówią, że czym mniej energii ze źrodel odnawialnych, tym więcej konferencji na ten temat lub odwrotnie - rosnąca liczba konferencji nie przeklada sie na wzrost produkcji zielonej energii. Przy takiej dewaluacji "slowa konferencyjnego" (nie wspominając o rosnacych oplatach konferencyjnych i zwyczajnym braku czasu), starannie dobieram sobie tego typu atrakcje. Mijający tydzien pod tym wzgledem byl wyjatkowy, bo zaczalem go w poniedzialek od waznej konferencji i na waznej konferencji zakonczylem.
Choc obie konferencje byly rzeczywiscie ważne i niezwykle aktualne (realizacja odnawialnej czesci pakietu 3 x 20%), to paradoksalnie zostalo mi po nich w glowie wiecej wątpliwosci i znakow zapytania niż mialem przed.

Pierwszą konferencję "Energetyka odnawialna w UE i w Polsce w perspektywie 2020 r." zorganizowala (rzeczywicie na bardzo wysokim szczeblu) Polska Izba Gospodarcza Energii Odnawialnej http://www.pigeo.pl/index.php?a=10001&id_s=602.
Na konferencji, na kilka wlasnych wątpliwosci uzyskalem odpowiedzi, m.in. od dyr Fabrizio Barbasso z DG TREN np. w sprawie wizji ew przyszlego międzynarodowego handlu "nadwyzkowymi" certyfikatami zielonej energii pomiędzy firmami lub jako alternatywnego (uzupelniajacego) bilansowania niedoborow/nadwyzek zielonej energii poprzez bilateralne porozumienia pomiędzy rządami. Pewne wrazenie zrobil tez na fragment prezentacji dyr. Barbasso nt celow 3 x 20% poswięcony "najnowszemu dziecku" DG TREN, tzw. European Strategic Energy Technology Plan (strategia innowacji w energetyce UE), z ktorego wynika, że "projekt 3 x 20%" z perepktywy UE jest znacznie blizej "Lizbony" (innowacje) niż ciagle waznej dla nas perspektywy "moskiewskiej" (bezpiecznstwo energetyczne), a OZE w UE są blizej "Kyoto", podczas gdy w Polsce Kyoto jest znacznie blizej problemow sektora węglowego niz szans na OZE.
Pomimo udzialu i wystąpień na konferencji najwyzszych rangą przestwicieli rządu RP: Wicepremier Waldemar Pawlak, Minister Maciej Nowicki i oraz kilku podsekretarzy stanu (w tym z Ministerstwa Rolnictwa) i dyrektorow kluczowych departamentow, trudno bylo wywnioskowac w jaki sposob i w jakim zakresie Polska chce realizowac swój 15% cel. Zgromadzone na sali srodowiska przemyslu i biznesu dalej nie wiedza, czy maja dzialac tak jak do tej pory, czy cos sie w warunkach ramowych zmieni i w jakim kierunku się zmieni.

Po wysluchaniu wystąpień (nawet jezeli niektore, pojedyncze z nich byly ciekawe), mam takze poczucie rozbieznosci pomiedzy Bruksela i Warszawa w innej fundamentalnej sprawie. Z persektywy Komisji Europejskiej wszystkie trzy zaproponowane cele nie są ze sobą rozłączne i wcale nie oznaczają trzech oddzielnych akcji, ale realizacji racjonalnej i obliczonej na dłuższy efekt polityki energetycznej. Analizując odzielnie każde z wystąpień ze strony rządu RP, można natomiast dojsć do wniosku, ze rząd zamierza kazdy z ww. celow realizować oddzielnie (zwlaszcza cele zwiazne z OZE i redukcją emisji CO2) i rachunkami obciażyć też dwu/trzykrotnie albo konsumenta energii albo ew. podatnika. Nie dostrzeglem tez specjalnego planu dzialań na rzecz przebudowy dotychczasowej polityki energetycznej, kompletnie już nie przystającej do nowych wyzwań. Mam nadzieje, że cos przeoczylem.

Nowe znaki zapytania dostrzeglem takze po wystąpieniach ekspertów. Np. w prezentacji Prof Jerzego Buzka (aktywngo zreszta i w Warszawie, i w Brukseli) pt. "Efektywnosć wsparcia dla energetyki odnawialnej", dotyczącej w szczególnosci porownania systemu wsparcia produkcji zielonej energii elektrycznej przez handel zielonymi certyfikatami i systemem stalych cen, wyjatkowo dobrze pod wzgledem i wysokiej efektywnosci i niskich kosztow wypadly zielone certyfikaty. Do tej pory bylem przekonany, glownie na podstwie oficjalnych opracować Komisji Europejskiej, np.
The support for green electricty from renewable energy sources -impact assessment COM(2005)627: http://ec.europa.eu/energy/res/biomass_action_plan/doc/sec_2005_1571_impact_assessment_en.pdf (417 kB), że jest dokladnie odwrotnie. Cytowane powyzej opracowanie jest jednak sprzed 3 lat, dlatego chetnie udalem sie w piątek na drugą konferencje "Scenariusze unijnej i krajowej polityki wpierania produkcji energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych po roku 2010 ze szczególnym uwzględnieniem krajów Europy Środkowej", zorganizowaną przez Instytut Paliw i Energii Odnawialnej w ramach projektu UE Future-e "
http://www.futures-e.org/Futures-e_regional%20workshop_agenda_Warsaw. Sprawy te byly tu rzeczywiscie szerzej referowane i dyskutowane i konkluzje z dyskusji szly w kierunku stwierdzenia, ze przynajmniej polski system zielonych certyfikatow nie jest systemem zoptymalizowanym ze względu na koszty i efektywnosc (stabilny przyrost wkorzystania potencialu odnawialnych źródel energii, przy danych kosztach dla odbiorców energii). Przy okazji podaje tez link do szerszego, najnowszego opracowania na ten temat powstalego w ramach innego projektu UE OPTRES obejmujacego wszystkie kraje UE, ktore jednak potwierdza, że jak do tej pory bardziej sprawdza sie system stalych cen: "Assessment and optimisation of renewable energy support schemes in te European electricty market", (2 MB).

Tak więc po konferencjach, oficjalnie dalej nie wiemy ani czy osiągniemy 15% udzial energii z OZE w Polsce w 2020r, ani jakie instrumenty w tym celu będa uzyte oraz kto i ile (a nawet "ile razy" :) za to zaplaci. Choć na pierwszej z ww. konferencji sam mialem referat (1,24 MB) poruszający ww zaganienia, który teoretycznie móglby czesć z ww. wątpliwosci rozwiac, to przy braku dokumentu oddającego aktualną polityke energetyczna kraju, kazde opracowanie wykonane przez osrodek pozarządowy zwiększa jedynie liczbę możliwych rozwiązań i poszerza perspektywę ale bynajmniej nie zmniejsza wątpliwosci i ryzyka inwestorskiego, w szczególnosci regulacyjnego czy szerzej - politycznego. Inaczej rzecz ujmując, po konferencjach mamy dlugą listę watpliwosci i jedynie probę diagnozy oraz zaledwie wstępne warianty rozwoju sytuacji, ale do nawet pierwszych konstruktywnych konkluzji w sprawie "3 x 20%", a w szczegolnosci "polskich 15%" jeszcze niezwykle daleko, podczas gdy czasu na dyskusje coraz mniej, a nowe inwestycie trzeba zaczac juz teraz.

9 komentarzy:

Bogdan Szymański pisze...

Pańska wypowiedz nie napawa optymizmem, ale jednocześnie cała sytuacja ujawnia znamię socjalistycznego podejścia do gospodarki.
Rząd nie bardzo interesuje się planami na 2020 gdyż z dużą dozą prawdopodobieństwa nie będzie już rządził wiec nie ma presji, dlatego dla utrzymania pozorów dużo należy mówić a działania pozostawić następcom, – jeżeli plany UE były by wyznaczane na krotki okres ok. 2 lat istniałaby większa presja i możliwości rozliczania z działań zasada małych, ale konsekwentnych działań.

Druga sprawa, która niepokoi mnie jeszcze bardziej to powstawanie coraz to nowych wirtualnych produktów jak limity emisji, CO2 teraz certyfikaty energii i inne – utwierdza mnie to w przekonaniu, że UE nie dba o ochronę środowiska a jedynie o ochronę biznesowych interesów. Wystarczy się zastanowić, kto na tym zarobi a kto za to zapłaci.
Uważam, że można zapłacić więcej za czystą energię jednak nie do przyjęcia jest dla mnie płacie znacznie więcej za to samo a większość z tych dodatkowych pieniędzy trafi w ręce prywatne i to główne zagraniczne.

Pozdrawiam

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Panie Bogdanie, z krotkoterminową kadencyjną (u nas max 4 letnią) perspektywę podejmowania decyzji politycznych rządów, zresztą, wszystkich (może poza rządem Mazowieckiego, zresztą niezwykle wysoko ocenianym w sądażach do tej pory) mamy niestety doczynienia na co dzien i to w różnych sprawach. To właśnie z tego powodu tak trudno pozbyć się takich politycznie chodowanych garbów jak deficyt budżetowy i z tych samych powdów tak opornie idzie modernizacja energetyki, w której OZE są w skali politycznych priorytetów bardzo nisko, bo po pierwsze kosztują, a po drugie naruszają interesy jednej z najwiekszych korporacji jaką jest energetyka zawodowa i dużej grupy wyborców, ktorych interesy są bezposrednio lub posrednio związanych z tym sektorem. Długo by o tym można, ale chyba nie warto i lepiej próbować do problemu podejśc bardziej konstruktywnie.

Chciałbym zwrócic uwagą na pewne interesujące elementy w projekcie dyrektywy z 23 stycznia, które w jakiś sposób, przynajmniej częściwo łagodzą zagrożenia wynikajace z "kadencyjności". Częściwo zresztą były one już dyskutowane na "odnawalnym" pod wpisem "Skąd polska ma wziac 15%" z 23 stycznia br. Otóż, rzeczywiście za czasów kadencji tego Sejmu, rzad może mieć tylko jedno zadanie wynikające wprost z projektu dyrektwy; opracowanie najpóźniej (nb. lepiej jakby to była znacznie wczesniej) do 31 marca 2010r tzw. "krajowego planu działań do 2020 r", który ...wdrażany bedzie już za następnych kadencji. Projekt dyrektywy przewiduje jednak, że rządy co dwa lata (2012, 2014, 2016 i 2018) muszą raportować czy osiagają cele pośrednie, ktore też są obowiązkowe (nie tylko indykatywne) i ich niewypełnienie związane bedzie z możliwym wszczęsciem, już na tym etapie, postępowania przez Komisję Europejską wobec kraju członkowskiego. Nawet jezeli kara finansowa "dla opornych" nie pojawi sie od razu, to informacja o "słabych postępach rządu" bedzie miała jakieś znaczenie mobilzujace, bo wykorzysta ją i opozycja parlamentarana (fakt, czasami destrukcyjnie) i organizacje pozarzadowe, np. ekologiczne. Wydaje mi sie, że nie doceniamy roli tych ostatnich i zbyt łatwo przechodzimy do porzadku dziennego nad eliminowaniem ich z debaty i przypinaniem im przez duzo większe grupu interesów korporacyjnych łatki "ekoterrorystycznych oszołomów". W tym wielkim i trudnym planie jakim jest pakiet "3 x 20%", z powodów o ktorych Pan powyzej, odgrywają one bowiem, wraz z cała tzw "opinią publiczną" kraju demkratycznego, wielką rolę.

Na razie nie rozwinę szerzej spraw zwiazanych z handlem uprawnieniami do emisji CO2 i certyfiktatami, bo to wielki temat. Nadmienię tylko, ze w pewnym zakresie rozumiem zasadność takich "handlowych" rozwiazań, ale tylko wtedy, gdy ich jedyna alternatywą jest ręczne (polityczne) sterowanie strumieniem kosztów i przepływów przy wdrażaniu zmian w krajach z państwowym monopolem w energetyce. Wtedy, gdyby nawet handlu nie było, trudno oczekiwac aby "ręczne sterowanie" nie było odzwierciedleniem interesów krókookresowych, o ktorych Pan wczesniej pisał. Także z p. widzenia całej UE (w tym jej nie zawze skutecznej "walki" z monopolami w energetyce), można sie w "handlu" tym doszukać pewnych elementów optymalizujacych, także wykorzystanie odnawialnych zasobów energetycznych. Ale osobiscie skłaniał bym sie to tezy, że do kwestii handlu uprawnieniami CO2 (sprawa wielkiej energetyki) i zielonymi certfiktatami (mała energetyka) trzeba podejsc inaczej. Handel tymi pierwszymi mogże funkcjonować w skali UE, handel tymi drugimi co najwyzej może się odbywać w skali kraju, a najlepiej gdyby nimi w ogóle nie handlować. Alterntywa dla handlu certyfikatami w UE, jest skorzystanie z mołżiwosci, aby w systemie rozliczeń z Komisją Europejska, kraje członkowskie mogły same między sobą zbilansować nadwyżki i niedobory zielonej energii, a tak wygospodarowane środki (lub też prewencyjnie ponoszac nakłady- subwencje inwestycyjne w celu uniknięcia kar)przeznaczyć na inwestycje w OZE. Mniej kosztowną alternatywą handlu ceryfikatami wewnątrz kraju, zwłaszcza dla małych źrodeł (ponizej 5 MW, bo jest to też próg wystpujacy w projekcie dyrektwy, powyżej ktorego możliwy byłby handel certfikatami na szczeblu całej UE, ale to też próg poniżej którego raczej nie będzie problemu z "płaceniem przez krajowych odbiorców energii dodatkowych pieniędz trafiająych z ręce zagraniczne", o czym Pan też wspominał), jest wprowadzenie systemu stałych cen za energię. Oczywiście takie rozwiązanie nie powinno dawać gorszych warunków wsparcia dla tych dotchczasowych prodecentów zielonej energii, którzy już z handlu certyfiatami korzystają. Czuję że taka, znacznie szersza dyskusja ciagle przed nami, ale też wiem, że o konstruktywne zmiany będzie trudno.

GDP pisze...

Od jakiegoś czasu zastanawiam się jaki jest procentowy udział polskiego kapitału w inwestycjach poczynionych na rynku OZE w Polsce, od początku ich rozwoju. Czy takie analizy są gdzieś dostępne?

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Znowu trudno o lepsze pytanie :))).
Dlatego tym razem odpowiem tez pytaniem, ba pytaniami, bo za krótkim komentarzem powyzej kryje sie dla skrupulatnego badacza wiele wątkow i temat na znacznie wiecej niz jedną prace magisterską ....

Specjalisci od M&A i amatorzy grzebania w Krajowym Rejestrze Sądowym (u nas jeszcze niestety nie skomputeryzowanym i bez dostepu "on line" jak w wielu krajach UE, przez co badacze musza miec wieksza cierpliwsc) takie informacje juz zdobyli i wiedza, że odpowienie KRS "matek" krajowych inwestorow OZE mozna znaleść w wielu krajach (zazwyczaj kapitał pochodzi z krajow w których mozna to sprawadzić on line:).
Ale pytanie najważniejsze - czy warto?
I inne pytania:
Co to jest "polski" kapitał? I czy to źle czy dobrze że w niektorych podsektorach OZE (na razie nie wymienie w jakich:) jest zdecydowanie wiecej (prawie 100%) kapitału zagranicznego niż krajowego? Czy to dobrze jak Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagraniczych (nb. obecna na wyzej wzmiankowanej konferencji) poszukuje zagranicznych inwestorow w energetyce odnawialnej? Czy dysponujemy kapitalem własnym i technologicznym know how i bizesowym potencjałem? Czy w podsektorach gdzie w większym zakresie inwestuje "rdzennie" polski kapitał są widoki na większą efektywność i korzysci gospodarcze ? Czy tu nie tyle chodzi o to skąd kapitał pochodzi, tylko czy z tych inwestycji się bierze nadwyzka eksportowa (nb. w 2007 r krajowy eksport przekroczyl 100 mld Euro, nie wchodząc juz w samą strukture eksportu)? Czy problemem jest (czy też może być) nie tyle brak równowagi pomiędzy kapitałem polskim i zagranicznym w inwestowaniu w poszczególne podsektory, ale wypływ tego kapitalu zagranicę na zakup technicznie bardziej zaawansownych urzadzen, a nawet usług? Po co ma obywatel RP płacić za póki co droższą energię, a pośrednio drogie i wytwarzane w bogatszych krajach urzadzenia?.....

Bogdan Szymański pisze...

Nawiąże jeszcze do ograniczeń emisji, CO2 w Europie i prowadzonej polityce w tej sprawie. W mojej opinii Europa ośmiesza się w tej kwietni, bo przy najbardziej rygorystycznej polityce w tym względzie świat nawet togo nie odczuje. Dla przykładu wystarczy porównać redukcję emisji w europie ze wzrostem emisji, CO2 w Chinach i Indiach?........

CO2 jest po prosu wygodnym narzędziem robienia interesów (limity emisji, biopaliwa) i wprowadzaniem nowych podatków. Ciekawe czy ktoś policzył ile można by zmniejszyć emisję, CO2 ograniczając import z Chin czy Indii jednocześnie studząc te gospodarki?

Popieram redukcję, CO2 i nawet wprowadzenia od jej emisji podatku pod warunkiem, że zebrane pieniądze będą przeznaczane badania i rozwój nowych technologii OZE lub inne pro ekologiczne cele a nie łatały olbrzymie dziury Europejskich budżetów. Pozyskiwanie czystej i taniej energii to jedyna droga redukcji, CO2, jedynie tanie technologie mogą coś zmienić, kiedy ich cena będzie do zaakceptowania na całym świecie.

GDP pisze...

Panie Grzegorzu na jedno pytanie potrafię odpowiedzieć bez wahania. Czy warto? Wiedzieć zawsze warto :)

Zgadzam się z tym co Panowie piszecie, a i dorzucę trzy grosze od siebie.

Lepsza taka solidarna Europa, niż żadna, a że nie ma nic za darmo to juz prawo natury. Dlatego cieszy mnie każda informacja o rozsądnie zainwestowanej w rozwój złotówce, poczynionej przez Polski kapitał inwestycji zagranicznej czy staraniach naszego byłego premiera o rozwój CCS. Łagodzi to ukłucie zazdrości jakiego doświadczam gdy czytam o inwestycjach planowanych przez RWE, CEZ i Iberdroli u naszych południowych sąsiadów :)

Odnośnie limitów nasuwa mi się taka refleksja. Siedząc w biurze i patrząc za okno na bezmyślne korki sunące przez Warszawę, w świetle kilkudziesięciu żarówek, przy cichym szumie sześciu drukarek i otoczony kilogramami śmieci jakie produkujemy jedząc jogurty i przegladając nagłówki pięciu gazet dostarczanych codziennie,zastanawiam się, że to wszystko dla...dziesięciu osób.

Kolega z banku narzeka, że ma duże wydatki ale gdy go odwiedzam mieszkanie tonie w świetle, komputer brzęczy, telewizor nadaje, radio świergocze a my siedzimy w kuchni i rozmawiamy.

Odwiedzam Ojca. Prenumeruje Świat Książki i serię filmów na DVD - półki zastawione nagrywanymi 10 lat temu kasetami VHS i setkami książek. Większość filmów oglądaliśmy raz, wszytkie książki tylko raz zostały przeczytane. I te denerwujące Chińskie zegarki z budzikami - co miesiąc nowy, całkowicie za darmo, całkowicie tandetny, do każdej prenumeraty. Rzut oka do lodówki - schłodzony i mrożony, plastik i styropian. Trzydzieści procent żywności z biletem na najbliższy pociąg do śmietnika. I na wysypisko. Spotka sie tam ze znajomymi z opróżnianych codziennie kontenerów z zapleczy supermarketów.

No i o ironio...Grand Vitarą dojedziesz wszędzie - nawet na konferencję klimatyczną na Bali.

A ja zamiast ruszyć w sobotę na spacer od godziny siedze przed laptopem ;)

Puenta jest taka. Nie oszukujmy się - energii nam nie zabraknie. Co najwyżej czasu. Zakładając więc, że globalne ocieplenie jest faktycznie spowodowane naszą działalnością i że nam faktycznie nie służy, myślę że warto aby ceny energii wzrosły chwilowo o te 70%. W celach dydaktycznych.

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Witam ponownie a "pokonferecyjnych wypominkach".
Od dłuższego już czasu, ale stopniowo narastają we mnie wątpliwości związane z takimi intrumentami jak handel uprawnianimi do emisji CO2, zielonymi certyfiatami, bo one w jakims sensie "udają" tylko że są rynkowe i udają że tu chodzi tu o ekologię, ale trudno powiedziec że generuja "tylko na niby" koszty i że tymi koszami ostatecznie obciążeni są ci którzy na swoim "ekologicznym sumieniu" mają najwięcej (zarowno na CO2 jak i na zielonych certyfikatach zarabiaja w UE wiekie koncerny energetyczne). W dodatku "sprawcy" i beneficjenci jednocześnie, niekoniecznie sie z tego powodu modernizują, gdyż te zielone instrumenty rynkowe są wprowadzane na totalnie jeszcze zmonopolizowane rynki i przy rosnącym zapotrzebowaniu na energie i paliwa, nie mowiac już o galopujacych cenach energii nie generaują znaczacych efektow ekologicznych tylko koszty. Temat jest jednak na tyle skomplikoway, ze pewnie w komentarzu nie ma sensu go zbyt szeroko rozwijać, ale postaram sie do tego wrcic w ktoryms z kolejnych nowych wpisów. Dodam tylko dla porządku i równowagi, że w bardziej pozytyny sposob niż ja na te tematu wypowiada sie prof Zmijewski na swoim blogu http://www.wnp.pl/blog/2.html .

Jest jeszcze jeden temat, ktory został poruszony w komentarzach, a w sprawie ktorego nie tylko mam pewne watpliwosci ale może nawet (jak na obywatela Polski) grzeszę brakiem wiary i sceptycyzmem. Mam tu na mysli CS&S. Troche niepokoi mnie brak w Polsce publicznej krytyki tej koncepcji, bo nawet jak jest zasadna, to jako na razie to tylko teoria i to nie idealna, w dodatku oczywisty półśrodek.
A szczególowe watpliwosci dotyczą jej kosztów, jej pewności technicznej (w kontekscie celu jaki ta technologia ma realizować) ale najbardziej obawiam sie o uleganie iluzji lub (co byloby niezwykle karygodne) karmienie nimi krajowego sektora weglowo-energetycznego. To tylko utrudniałoby modernizowanie tych sektorów i działo de facto na ich (i nas wszystkich) szkode. Ale to znowu za poważny temat na komentarz.

Aby się jednak w koncu z czyms zgodzic, chetnie odwołam sie do tez GDP zarowno o "zazdrości" wobec zagranicznych koncernów energetycznych (które nb. nie garna sie jakos do inwestowania w CSS:) inwestujacych w OZE ale szczególnie przemawia do mojej wyobraźni przywołany, niezwykle sugestywny opis naszego codziennego "śladu ekologicznego" jaki wlasnie w efekcie zużcia energii zostawimy w biurach, na ulicach i w domach oraz dydaktyczna puenta związana z akceptowalnościa większej skali podwyzek cen energii i paliw. Jak sie tak glebiej zstanowic to moze trzeba spokojniej czytac codziennie doniesienia prasy o tym o ile to wzrosną ceny wegla, energii elektrycznej czy gazu. w ciagi dokaldnie paru lat cena ropy wzrosła trzykrotnie i jakos to nie spowodowalo swiatowej katasfrofy gospodarczej, a dlaczeo wzrost cen wegla o 10%, gazu o 40% czy w dluzszej perspektywie energii elekrucznej o np. 70% miałoby sie zakonczyc u nas dramatem (jezeli za taki nie uznamy zmiany prezesa URE czy nawet zmiany rzadu)? Może to własnie cena energi bardziej niz wszystkie dyrektywy i ustawy nt efektywnosci energetycznej (i OZE też:) wplynie i na poprawe efektwnosci gospodarowania zsobami jak i ekologizacje i poziom innowacynosci w energetyce a nawet jej decentralizacje bo przy wyzszej cenie wielkie bohemoty nie beda juz tak dominowac na rynku?
Aby sie za bardzo nie rozpedzic w rozwiajaniu tej wizji wroce jednak do komentarza GDP i opisu jak w naszej codzinnosci niekoniecznie niezbedna energia sie przelewa. Moze nie jest to wprawdzie obrazek ktory moznaby zatytułować "dyskretny urok burzuazji" :))), ale z pewnoscia nie mozemy w 100% przeniesc go np. do Somalii ani nawet gdzies na zapadła polska wieś. To kwestia zyzycia energii per capita, ale tez udzialu kosztow energii w koszyku utrzymania. Zgadzajac sie z niezwykle sugestywną tezą GDP co do "edukacyjnego" co so możliwe pozytywnch skutków impulsu cenowego, chcialbym dodac ze to moim zdaniem moze zadzialać, jezlei jezeli trend wzrostu cen energii sie utrzyma w dluzszym okresie, ale "edukacja" musi troche gluzej trwac, aby systemy (techniczny, gospodarzy ale takze spoleczny) i mogły sie dostosować. Obawiać sie mozna tylko niezwyle gwaltownego skoku cen energii i paliw.
Pozdrawiam i mam nadzieje ze mimo wszystko sobotnie spacery nam wszyskim sie dzisiaj udaly :)

GDP pisze...

Panie Grzegorzu, o CCS temat faktycznie długi i niepewny, a więc jeszczę tylko gwoli wyjaśnienia.

Osobiscie uważam, że technologia ta jest jak Pan zaznaczył odłożeniem problemu "na później". Niemniej biorę pod uwage możliwość, że w przyszłości z problemem tym sobie poradzimy (alternatywnie, że pakujemy sobie minę pod fotel). Abstarhując od procentowego udziału naszej Homo egzystencji w ogólnym czasie istnienia życia, jakoś do tej pory sobie dobrze radzimy :) Dlaczego to piszę: skoro tak czy inaczej rozwój postępuje, zapotrzebowanie na energię wzrasta, a my siedzimy na pokładach węgla który stanowi nasz największy chyba narodowy kapitał, to dlaczego mielibyśmy nie forsować wykorzystania tegoż kapitału do polepszania naszej sytuacji ekonomicznej? otyczy to m.in. innego ukłucia jakie czuję w sercu, na widok ziejącej pustki w centrum Europy na mapie rozlokowania elektrowni atomowych. Młody jestem i nie pamiętam tamtych czasów, ale mam wrażenie, że ktoś (albo my sami) zrobił nam psikusa :)

Dlatego skłaniam się do rozumienia zrównoważonego rozwoju Polski jako "Panu Bogu świeczkę (ochrona środowiska) a diabłu ogarek (korzystajmy z tego co mamy, bo inni zrobia to za nas)"

Pozdrawiam!

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Witam, na poczatek przepraszam za kilkukrotne opublikowanie w sieci tego samego komentarza. Akurat w momencie publikacji nastapila awaria serwera i stad taki skutek (nie wynika to bynajmniej z checi zwielokrotnienia sily argumetów :). Pisze o tym tez dlatego, że nie uzywam opcji "moderowania" wspisywanych komentarzy i nie moge teraz błędu prosto naprawić, np. poprzez skasowanie tych zbędnych.
Dziekuje za szybki komentarz w sprawie CSS. Zgadzam sie oczywiscie z powyzsza argrumetnacją, ale to czego mi brakuje, to krytyki (domyslam sie ze własnie z przyczyn "patriotyczno-politycznch") realności skorzystania przez Polske z tej opcji technologicznej i jej konkurencyjnosci. My juz teraz mamy problemy z konkurencyjnoscia naszego wegla na rynkach swatowych, a w UE dla drogiej koncepcji CSS bedziemy mieli coraz mniej sojusznikow (Niemcy do 2014 zamkna swoje ostatnie kopalnie węgla kamiennego - jest o tym troche we wpisie na "odnawialnym" z okresu Barbórki). Coś, co nie rozwiazuje problemu, ale tylko usuwa z pola widzenia, trzeba popierac bardzo ostrożnie i uważnie patrzec na ukryte koszty (np. koszty uzyskania certyfikatu czy trudne do wyobraznienia kozty ubezpieczenia, ktorych nie jestesmy w stanie przewidziec ). Wydaje mi sie ze trzeba rozmawiac o tym czy lepiej ktywniej dzialac na rzecz poprawy efektywnosci w systemie i poszukwania alternatywnych metod wykorzystania węgla, czy też zaryzykowac naprawde duzo (przyszłość krajowego węgla) stawiajac (przynajmniej medialnie) na CSS jako głowne panaceum. Ryzyko niepowodzenia z CSS jest moim zdaniem bardzo wysokie i moze byc akceptowalne dla progamow badawczych i to pewnie tych opłacanych przez eupepejskiego a nie krajowego podatnika, ale takiej skali ryzyka zazwyczaj nie akceptuje przemysł, a juz z pewnością bizes.