poniedziałek, lipca 29, 2019
Czy energetyka odnawialna może się efektywnie rozwijać w systemie nakazowo-rozdzielczym? – próba oceny efektów systemu aukcyjnego na przykładzie energetyki wiatrowej
System aukcyjny przewidziany na ponad 20 technologii OZE efektywnie
zadziałał tylko w przypadku jednej z nich – farm fotowoltaicznych o mocy do 1
MW. 19-go lipca Sejm uchwalił kolejną nowelizację
ustawy o OZE i (wreszcie) otworzył pole do ogłoszenia największej jak dotąd
aukcji na projekty OZE. Ok. 3,4 GW projektów, w tym minimum 2,5 GW projektów
wiatrowych i 0,75 GW fotowoltaicznych może się ubiegać o kontrakty
w aukcji ‘2019. Najwyższy czas, choć i tak za późno na wypełnienie celu 2020, a ponadto
choć system aukcyjny został dopracowany to zaawansowanych projektów OZE do realizacji w kolejnych latach brak…
Instytut Energetyki Odnawialnej dokonał analizy bazy danych wszystkich projektów wiatrowych w
Polsce i zajął się oceną możliwości
wypełnienia zaplanowanego przez rząd koszyka
aukcyjnego. Inwestorzy przed podjęciem decyzji o udziale w aukcji i wyznaczeniu
ceny oferowanej muszą dokonać analizy projektów wiatrowych i słonecznych, które
mogą licytować we wspólnym koszyku aukcyjnym i porównać z wielkością zamówienia
rządowego. To ciekawy problem z punktu
taktyki biznesowej i po rozwiązanie odsyłam do analizy IEO [link],
ale na tym tle warto zadać pytanie co dalej? Czy system aukcyjny stworzył w
energetyce odnawialnej wystarczająco duży wolumen dobrej jakości projektów, nie
tylko dla aukcji w 2019 roku i ostatniej
desperackiej próby wypełnienia celu 2020? Czy portfolio istniejących projektów (na różnych etapach
rozwoju) może też stanowić jeszcze bazę dla inwestycji OZE w kolejnych
latach?
System aukcyjny został zaproponowany przez Komisję Europejską w projekcie wytycznych
o pomocy publicznej dla OZE w 2013 roku [więcej
o tej przedziwnej historii w artkule sprzed 5 lat] i niemal
jednocześnie nieoczekiwanie trafił do ówczesnego projektu ustawy OZE z 2013
roku. Chwalony był za „rynkowość”, tak jak inne pozornie rynkowe rozwiązania
(np. tzw. rynek mocy). Faktycznie aukcje, przynajmniej w polskiej wersji, to
system centralnie sterowany, w którym o wszystkim decydują politycy. Sama możliwość
zgłoszenia na zawołanie ceny poniżej maksymalnej określonej przez polityków to
jeszcze nie rynek, tym bardziej, że nie wiadomo na jaki wolumen, na jaką
technologię i kiedy aukcja zostanie ogłoszona, przez co nie ma projektów, a jak
nie ma projektów, to nie ma też rynku. Ustawa OZE (200 stron) w części dot.
systemu aukcyjnego (100 stron) stanowi modelowy przykład przesterowania i
nadmiaru biurokratycznych procedur, z którymi z olbrzymim zaangażowaniem zmaga się
regulator i organizatora aukcji - URE. Ustawa szczegółowo opisuje aukcje nie
tylko na nowe projekty, ale i na stare (aukcje migracyjne) i modernizowane,
które nie były i pewnie nie będą nigdy ogłoszone, ale stawia podstawowych wymagań
autorom rozporządzeń i twórcom polityki energetycznej aby system aukcyjny w
odpowiednim otoczeniu mógł zadziałać stymulująco na cały rynek..
W końcu (pomijając udane aukcje na fotowoltaikę, które
jednak z uwagi na ograniczoną skalę nie przybliżyły Polski do realizacji celów
OZE) w listopadzie ub. roku, z opóźnieniem 2-3 letnim, przeprowadzono pierwszą
aukcję (zakontraktowano w niej ok 1,1 GW
projektów wiatrowych) i zaplanowano aukcję
na br. (w tym na 2,5GW nowych projektów wiatrowych). Zaczną one dostarczać
energię dokładnie 10 lat od rozpoczęcia prac nad systemem aukcyjnym. W podobnym
okresie znacznie więcej (6 GW) i przy zdecydowanie mniejszej biurokracji
powstało w systemie zielonych certyfikatów. Wprowadzając system aukcyjny zapomniano o tym, że decyzje polityczne o
wolumenach powinny mieć jakieś podstawy - być poprzedzone ciągłą pracą
deweloperów.
Na jakiej podstawie politycy decydują o tym jaka
technologia, w jakimi czasie i w jakim zakresie (udział, moce) ma się znaleźć
na rynku? Nie można DOBREJ JAKOŚCI projektów wyciągać jak królika z kapelusza, kiedy
tylko rząd sobie tego zażyczy - przygotowanie ich zajmuje sporo czasu i
kosztuje. Politycy mogą skutecznie zatrzymać rozwój projektów (np. nie ogłaszając
aukcji), ale system aukcyjny ich nie wyczaruje wtedy gdy ogłoszone zostaną
aukcje z odpowiednią ceną referencyjną. Okazuje się, że olbrzymie koszty prac
nad ustawą i nad systemem aukcyjnym wsparcia OZE skutecznie przyczyniły się do spadku
udziałów energii z OZE (aukcje miały
służyć wypełnieniu celu OZE w 2020 roku,
co okazuje się niemożliwe), a po okresie wieloletniej radosnej twórczości polityków
nie ma gotowych projektów na kolejne aukcje, czyli w efekcie wykonano wiele dobrej ale dalej już nikomu
niepotrzebnej roboty. A system aukcyjny bez projektów nie ma bowiem dalszej
racji bytu.
Można to łatwo pokazać na przykładzie energetyki wiatrowej,
która ma w polskich warunkach najdłuższą historię jeśli chodzi o korzystanie z
systemów wsparcia. Na rysunku poniżej, wykorzystując najnowsza bazę danych IEO
( link),
pokazano na przykładzie dwu kamieni milowych developmentu farm wiatrowych
(warunków przyłączenia do sieci i umów przyłączeniowych), jak pracowali
deweloperzy w latach 2010-2019.
Źródło:
Baza danych „Projekty
wiatrowe w Polsce ’2019”, oprac. własne autora
Źródło:
Baza danych „Projekty
wiatrowe w Polsce ’2019”, oprac. własne autora
Dane IEO pokazują, że polscy deweloperzy do etapu uzyskania
warunków przyłączenia doprowadzili projekty o łącznej mocy 7,8 GW, a czego
zrealizowano 6,4 GW. Pozostało jedynie 1,5 GW projektów, a nowe powstają w
tempie zaledwie 100 MW/rok (z uwagi na ustawę odległościową z 2016 r.,
która dotyczy ograniczeń lokalizacyjnych dla nowych projektów, są to małe projekty
rzędu 5-9 MW). Wiadomo, że poprawnie wprowadzany
system aukcyjny zagranicą, jeżeli gdzieś
zadziałał (o czym dalej), to właśnie w przypadku
energetyki wiatrowej i słonecznej. Nie miało zatem żadnego sensu uruchamianie
od 2016 roku systemu aukcyjnego łącznie
z ustawą zwaną "antywiatrakową".
Pomijając ustawę odległościową, nowe projekty bez jasnej
perspektywy aukcji przynajmniej na minimum 3 lata do przodu - jak zaleca
Komisja Europejska (w Polsce praktyce aukcje ogłaszane były na zaledwie 2-3
miesiące przed terminem składania ofert)
i tak by nie powstawały.
Wobec rosnącego ryzyka niespełnienia przez Polskę celów na
energię OZE oraz niespotykanej w przeszłości galopady kosztów i cen wytwarzania
energii politycy zmuszeni zostali do przeproszenia się z OZE, w tym z
energetyką wiatrową. Aukcja z listopada 2018 roku wykazała bowiem, że farmy
wiatrowe, które zaoferowały dostawę energii przez kolejne 15 lat w cenie
poniżej 200 zł/MWh są w Polsce najtańszym źródłem energii (nie tylko z OZE- gdzie ceny energii z nowych źródeł wodnych i
biogazowych są 2-3 krotnie wyższe, ale
także węglowych i jądrowych – też 2-krotnie droższych). Energia z nowych farm wiatrowych jest
najtańsza i aukcje są konkurencyjne tylko wtedy, gdy są na rynku rozwinięte
projekty do realizacji (pełny cykl inwestycyjny to 3-5 lat), a tych wystarczało
na aukcje ‘2018 i zabraknie na aukcje ‘2019, nie mówiąc nawet o ewentualnych
kolejnych aukcjach.
To dlatego IEO rozważa ekonomiczne podstawy możliwości włączenia
się dużych (10-50 MW) farm fotowoltaicznych
do konkurencji w koszyku aukcyjnym razem z farmami wiatrowymi. Takie
możliwości są, ale dużych projektów PV
jest też za mało aby uzbierało się na ponad 3 GW nowych mocy. Niestety, poza
istniejącymi projektami wiatrowymi i rozwijanymi konsekwentnie (nie tylko z
uwagi na aukcje) projektami fotowoltaicznymi na palcach jednej ręki można
policzyć przygotowywane większe projekty w każdej z innych technologii OZE
(elektrownie wodne, biomasowe, biogazowe), a to oznacza, że nie będzie z czego
budować nowych mocy.
Z danych zgromadzonych przez IEO wynika, że po aukcji ‘2019
nie będzie już ani jednego projektu wiatrowego na tyle realistycznego i
efektywnego, aby stawić czoło nowym wyzwaniom na lata 2021-2030, w tym na zrealizowanie
do 2020 roku 18% nowego celu na 2030 (32% OZE w UE i 25% w PL, -zgodnie z
wymogiem Komisji Europejskiej jeśli chodzi o podział nowych celów i środków UE
w nowej dyrektywę OZE o rozporządzeniu o
zarządzaniu Unią Energetyczną). Szkoda, bo ostatnie dane z eksploatacji dobrych
projektów wiatrowych pokazują, że w warunkach polskich technologia przeznaczona
na niskie prędkości wiatru działa. Współczynniki wykorzystania mocy na poziomie
powyżej 3300 godzin rocznie (nie do
pomyślenia jeszcze kilka lat temu) okazują się osiągalne, nawet przy umiarkowanych
warunkach wiatrowych.
To, że kolejne rządy w Polsce nie mogą sobie poradzić z
wyzwaniami energetycznymi (rosnące ceny energii, brak pewności jej dostaw w
szczytach zapotrzebowania i wątpliwa czystość ekologiczna), a w szczególności jeśli chodzi o OZE, niestety widać.
Ale, aby nie krytykować jednostronnie i
niesprawiedliwe, warto zwróć uwagę, że z pomysłem aukcji (bronią się przed tym
Amerykanie, ale i rządy kanclerz Merkel i premiera Tuska je wsparły) nie radzą sobie też Niemcy, które również mają
problem z realizacją celów OZE (nie tak duże jak Polska, bo przynajmniej ceny
energii i emisji tam spadają, ale nie ma pewności, że zrealizują swój 18% cel w
2020 roku). W znacznej części problem
wynika właśnie z decyzji o wejściu w system aukcyjny.
Portal CLEW informuje, że moc
lądowych farm wiatrowych w latach 2014 i 2015 rosła corocznie o ok. 4 GW
rocznie, ale po ogłoszeniu pomysłu z aukcjami inwestorzy wiatrowi przyspieszyli realizację
projektów, aby skorzystać ze starego systemu w 2016 r. (przybyło 9 GW), a po przejściu na aukcje w 2017 roku ekspansja
mocy spadła do poniżej 1,5 GW rocznie,
zagrażając realizacji krajowego celu OZE.
Przyznać też trzeba, że choć pragmatyczni Amerykanie
odrzucili pomysł aukcji i pozostali przy swoim „tax credit” na technologie
energetyczne, które popierają, to też trafili na problemy innego rodzaju. Aukcje
nie są źródłem wszelkiego zła, za oceanem w energetykę wiatrową uderzono nie
aukcjami, ale komunikowaną wprost niechęcią dbania o środowisko prezydenta
Trumpa. Trump zapowiedział, że w 2020 roku wygaśnie tax credit (wcześniejsza
decyzja Obamy) na energetykę wiatrową (24 USD/MWh). Tamtejsze ministerstwo ds.
energii wykonało posłusznie i gorliwie zalecenie Pana Prezydenta i wycofało z
prognozy energetycznej jakikolwiek
rozwój energetyki wiatrowej po 2020 (trzeba jednak podkreślić, że nie uwierzyło
w księżycowe plany renesansu węgla i atomu), co obrazuje poniższy wykres
zaczerpnięty z oficjalnej prognozy rządowej
agencji EIA.
Okazuje się, że prezydentowi USA najbardziej udało się z
węglowodorami – potrafi sprzedać niekonkurencyjny (np. w stosunku do cen w UE) gaz łupkowy nie
tylko zagranicą, ale i w kraju (kolor
niebieski na wykresie), ale energetyki wiatrowej (kolor zielony) nie potrafi
dyrektywnie zatrzymać. Wybawieniem dla rynku energii w USA
stał się brak systemu aukcyjnego. Wg
AWEA w USA jest obecnie 40 GW zaawansowanych w realizacji projektów
wiatrowych (nawet za prezydenta Obamy nie było takiego wzrostu). Tylko w pierwszym
kwartale br. deweloperzy projektów wiatrowych ogłosili niemal 3 GW nowych umów
PPA, czyli energetyka wiatrowa wchodząc na rynek wyzwoliła się z władzy
polityków (dlatego że jest tańsza).
Każdy kraj ma zatem swoje problemy i Polska nie jest
wyjątkiem. Chodzi jednak oto, że Niemcy i Amerykanie nie muszą, aż tak bardzo liczyć
się z kosztami energii, a Polska musi - nie może pozwolić sobie na niekorzystanie
z własnych zasobów najtańszej energii. Spadek cen energii z OZE, a w
szczególności z farm wiatrowych wcale nie wynika z biurokratycznego systemu
aukcyjnego, ale z rozwoju technologii (to temat na inny artykuł).
System aukcyjny pozwala tylko na wykorzystanie dorobku wielu
deweloperów, którzy wcześniej wierzyli swoim politykom i bazowali na wierze w
równe szanse na wolnym rynku. Po zerwaniu nisko wiszących owoców, zarówno
system aukcyjny jak i politycy są bezradni dlatego, że nikt im nie wierzy.
Skoro politycy są niewiarygodni, to niech „będąc pod ścianą” więcej płacą -
mogą powiedzieć inwestorzy, ale to oznacza także wyższe ceny energii dla
Polaków i utratę konkurencyjności całej polskiej energetyki. Rząd zawsze może
(powinien mieć takie prawo) dopłacać do węgla (z Rosji) , atomu (z kilku
krajów) i gazu z Ameryki. Ale warto też pomyśleć aby stworzyć także sensowny rynkowy
(nie dotacje uzależniające nas od UE) mechanizm wsparcia OZE, zdecydowanie inny
niż aukcje.
Ministerstwo Energii zakreślając w projektach PEP’2040 i
KPEiK’2030 plany rozwoju OZE, energetyki jądrowej i węgla nie napisało jakimi metodami i za
jakie kwoty z kieszeni podatników i konsumentów energii chce realizować swoje
zamierzenia i do jakich cen energii dąży
oraz jak i w jakim zakresie w te dążenia wpisuje się` system aukcyjny czy
jakikolwiek inny system wsparcia transformacji energetycznej. Nie tylko kształt
ale i potrzeba systemu aukcyjnego w Polsce wymagają poważnej refleksji. Mają z
nim problemy znacznie lepiej analitycznie przygotowane administracje w innych
krajach (potwierdza
to nowy raport Uniwersytetu w Oksfordzie). W sytuacji chaosu w energetyce, gdy OZE stają się najtańszymi źródłami
energii, łagodniejsze i spokojniejsze formy wsparcia OZE takie jak gwarancje
bankowe i ulgi podatkowe przyniosą lepsze efekty.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Prowadzenie własnej spółki to nie jest łatwa rzecz. Warto skorzystać z pomocy firm takich jak tak https://www.crowe.com/pl/services/konsulting koniecznie zobaczcie na stronę. Firma ta ma doświadczenie i znajomość biznesu. Polecam serdecznie.
Prześlij komentarz