sobota, kwietnia 25, 2009

Prezenty z Ameryki na Dzień Ziemi: farmy wiatrowe off shore i zielone miejsca pracy

W ubiegłym roku zachęcając do udziału w krajowych warszawskich obchodach Dnia Ziemi
skonstatowałem, że obchody czy może lepiej - początek tworzenia tradycji Earth Day -związany jest z rokiem moich urodzin :) i powziąłem postanowienie że w tym dniu "odnawialny" zawsze poświęci swoje pięć minut tej tradycji. Póki co wydaje mi się ona jeszcze (!) bliższa „odnawialnemu” niż tradycja Dnia Energetyka obchodzonego w Polsce, jak twierdzi Wikipedia, 14 sierpnia. Wikipedia podaje też, że takie dni, podobnie jak Dzień Kobiet czy Święto Górnika to raczej tradycja wschodnia, a Dzień Ziemi podobnie jak dzień zakochanych :) i .. odnawiane źródła energii przyszyły do nas z zachodu.
W tym roku jak zwykle centralne obchody Dnia Ziemi 2009 w pierwszą niedzielę po Earth Day 22 kwietnia, ale dzisiaj właśnie więcej czasu poświęcę tradycji amerykańskiej.

Earth Day promowany jest w Ameryce przez Mother Nature Network (MNN). Strona MNN oprowadza po wielu akcjach i inicjatywach, które warto przejrzeć, także na zasadzie „czego to ludzie nie wymyślą” :) i potwierdzenia że ruch skupiony wokół Earth Day ma się dobrze. Ale są tam też sprawy niezwykle poważne.

Barack Obama (n.b. rocznik 1963, o rok starszy od początków tradycji Earth Day) wykorzystał okazję i ogłosił w czasie Earth Day podpisanie nowej regulacji prawnej z zasadami rządzącymi udzielaniem pozwoleń i podziałem zysków z realizacji projektów wiatrowych morskich (off shore), z uwzględnieniem fal i prądów morskich (co ponownie świadczy o dalekowzroczności obecnej amerykańskiej administracji).

Przepis, choć powstawał w bólach, jest bardzo prosty; sprowadzą się w dużym uproszczeniu do określenia udziału stanów nadmorskich w przychodach ze sprzedaży energii elektrycznej wygenerowanej z instalacji off shore. Dodam, ze ta nieco magiczna liczba to 27,5% i chyba właśnie jej końcówka- 7,5% a nawet - 0,5% świadczą o tym jak trudno było ustalić podział kosztów pomiędzy Waszyngton i poszczególne stany i wynegocjować podział korzyści. Dzięki rozporządzeniu otwarte zostaną drzwi (wcześnej blokowane niejasnym podziałem interesów) do uruchomienia już w najbliższych 2-3 latach szeregu farm wiatrowych planowanych już od pewnego czasu nad Atlantykiem.

Polska ciągle czeka na uregulowania prawne w zakresie morskich farm wiatrowych i nic nie wskazuje na to, że proces ich tworzenia zakończy się przed przyszłorocznym Dniem Ziemi ani, że jak już się zakończy, to że nasi włodarze; premier z prezydentem ten domniemany sukces ogłoszą z taką pompą jak Barack Obama w środę w stanie Iowa. Bez tych zasad, jak to twierdzi moja Koleżanka cytowana od czasu do czasu na „odnawialnym”, wójt Gminy Krokowa w imię dobrze pojętych interesów swojej gminy, nie pozwoli na takie darmowe korzystanie z szeroko rozumianych zasobów gminnych, tak jak Pawlak broniąc prawa do swojej ziemi w filmie „Sami swoi" nie pozwalał aby „nad jego niebem samolot bez jego pozwoleństwa latał”:). Politycy są właśnie od mądrego rozstrzygania takich dylematów.

W ww. przemówieniu Obama zapowiedział że już do 2030 roku już 20% energii elektrycznej (pewnie ok. 50% mocy zainstalowanej) w USA pochodzić będzie z energii wiatru. Ważna to zapowiedź, bowiem na ostatniej, niezwykle udanej konferencji wiatrowej PSEW (wspominałem o niej i o przygotowaniach do prezentacji Action plan w jednym z poprzednich wpisów )miałem okazje o polemizowania z jednym z bardziej znanych analityków energetycznych w Polsce, który twierdził że maksymalnie możliwy do wyobrażenia udział mocy zainstalowanej w energetyce wiatrowej w Polsce to 15% całkowietej mocy. Powoływał się przy tym na „prawdziwych energetyków” obchodzących swój dzień 14 sierpnia.

Obama przy okazji ww. przemówienia obalał jeszcze jeden mit, że energetyka wiatrowa nie tworzy miejsc pracy. Jego zdaniem osiągnięcie ww. celu spowoduje stworzenie 250 tys. nowych miejsc pracy (10% z "obiecanych" 2,5 mln wszystkich zielonych miejsc pracy).A u nas mówi się jedynie o tym ilu to (najwyżej setki) inżynierów pożyje z jądrówki (nie wiadomo czy i jak dlugo).

Portal MNN na okoliczność Earth Day zajął się też tym problemem z trochę innej strony. Zadał pytanie które zawody są najlepszą gwarancją bezpieczeństwa pracy w kryzysie i które wyciągają kraj z recesji.
Otoż, zdaniem MNN stwarzające największe nadzieje zawody to:
1 pracownik firm produkujących elektrownie wiatrowe
2 audytor energetyczny
3 mechanik trurbin wiatrowych
4 instalator systemów fotowoltaicznych
5 wykonawca zielonych (energooszczędnych) domów
6 mechanik samochodowy od ogniw paliwowych
7… zielony bloger :)

No właśnie :). Tylko patrzeć jak dobrze dotychczas zarabiające towarzystwo z węgla i stali, betonu i atomu zwali mi się w kryzysie na głowę w postaci konkurencji :).

Ale na poważnie, to nich studenci zastanowią się poważnie przy wyborze specjalizacji na studiach, a maturzyści dobrze wybiorą kierunki. Też dla dobra Ziemi, bo tym na poważnie chyba tylko młodzi moga się zainteresować w też dobrze pojętm własnym interesie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.