W zasadzie chce zakończyć temat pakietu klimatycznego. Przewijał się on przez cały rok przez „odnawialny” blog, a ostatnio go wręcz zdominował. Trzeba się cieszyć, że został przegłosowany a w środku pakietu prawdziwa perełka- dyrektywa o promocji stosowania odnawialnych źródeł energii z 15%, prawnie wiążącym celem dla Polski na 2020 r., która nie została praktycznie naruszona w szaleństwie negocjacyjnym ostatnich miesięcy i tygodni.
W negocjacjach ucierpiała głównie dyrektywa ETS i tylko pośrednio efektywność energetyczna i OZE (będzie je trudniej wdrażać). Polska ponoć wygrała. Osobiście nie widzę korzyści ani dla Polski, ani dla energetyki, ani dla obywateli, nawet mieszkańców Śląska. Dostaliśmy obiecane przez Komisję Europejską na samym początku (w styczniu) w ramach tzw. funduszu solidarnościowego 60 mld zł (10% wartości uprawnień), tylko sprzedajemy to na użytek polityczny jako sukces negocjacyjny. Wywalczyliśmy z jednej strony derogacje (okresy przejciowe), czyli stopniowe wprowadzanie aukcji na emisje e energetyce węglowej (od 30% puli emisji w 2013 r. do 100% w 2020 r.),a z drugiej strony (z dodatkowych 2% funduszu solidarnościowego) możliwość dotowania do wysokości 15% modernizacji i budowy elektrowni w ramach furtki pozwalającej ominąć zasady pomocy publicznej (głównie) dla sektora węglowego (chodzi o CCS). Nie zauważaliśmy tylko, że jak elektrownie nie będą płacić opłat na uprawnienia do CO2, to rząd nie będzie miał z czego im dawać dotacji. Przegapiliśmy też fakt, że derogacjami zwiększaliśmy ryzyko inwestycyjne zarówno w OZE jak i CCS i banki karzą nam za to (ryzyko) więcej płacić w postaci odsetek. Ucierpi sam flagowy CCS, bo przy niższej cenie uprawnień (a na pewno przy niższych oplatach za emisje CO2), nie bedzie się elektrowniom kalkulowal w biznes planach (latwiej bedzie inwetowac w demonstracyjne w krajach bez derogacji). Pewnie inwestycji nie będzie a koszty energii będą tak wysokie, jakby bysmy inwestowali. Rząd będzie musial przejsc na "reczne sterowanie" cen energii, wolumenow produkcji, ale bez twardych instrumentow sklaniania do inwestycji; źle to wróży nazej energetyce. Nie chcę teraz tego tematu teraz rozwijać, bo po wrzutkach „last minute” do pakietu negocjatorów z prawie wszystkich państw członkowskich UE, dalej nie wiem jaka jest końcowa treść zatwierdzonego pakietu i chyba na dzisiaj niewielu ma w tej materii wiedzę.
Chciałem się zając tym „sukcesem” od strony negocjowania ostatecznych zapisów przez rząd Polski. Zachętą do zajęcia się tym jest trochę naturalna przekora, a trochę zaczęta dyskusja pod poprzednim wpisem, zakończonym kontrowersyjną tezą, że w zasadzie „Negocjacje wcale nie są udane wtedy gdy wszyscy są zadowoleni; zazwyczaj lepiej jest jak wszyscy są tak samo niezadowoleni”.
Zacznę od tych co powinni być najbardziej zadowoleni po wykonaniu morderczego wręcz zadania, czyli trzech rządowych, technicznych fachowców od negocjacji: Mikołaj Dowgielewicz (szef UKIE), Piotr Serafin – Podsekretarz Stanu w UKIE oraz Marcin Korolec – podsekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki. Osoby te, sprawne w negocjacjach, doprowadziły do wywalczenia przez Polskę prawa weta i są chwalone zarówno przez opozycje z PiS (zresztą ministrowie Korolec i Serafin pracowali w poprzednim rządzie i już wcześniej mieli okazję wyćwiczyć się w mówieniu „niet” w Brukseli), ale mają też pełne uznanie Premiera, który ich publicznie chwali i dzieli się radością z udanych dla Polski negocjacji. O premię dla nich wnioskuje Szef MSZ Radosław Sikorski w artykule Premie dla negocjatorów „Sikorski (…) zaznaczył, że to pokazuje, iż sukces można osiągnąć wtedy, gdy się "gra zręcznie, a nie w tej topornej, publicystycznej poetyce +twardo albo miękko+", bo - jak mówił - nie o to chodzi. "Chodzi o to, aby wygrać zręcznie, mądrze i z sukcesem" - dodał szef MSZ. Pytany, który z partnerów był najbardziej nieugięty, odparł: "największy szermierczy pojedynek był z tymi, którzy naprawdę wiedzą i nad którymi - jak mówił premier - udawało nam się uzyskać przewagę informacyjną, ekspercką w niektórych momentach". "To była Komisja Europejska" - powiedział Sikorski”.
Więcej o niewątpliwie interesujących kulisach, zwłaszcza negocjacji nad derogacjami aukcjoningu, można przeczytać w artykule w Gazecie Wyborczej „Ekspertom Komisji Europejskiej wydawało się do tej pory, że ta stopniowość będzie oznaczała np. 60 proc. darmowych w 2015 r., 40 proc. darmowych w 2016 i tak dalej aż do zera w 2020 r. Tak jednak nie będzie! W ostatnich minutach negocjacji polskim negocjatorom udało się zmodyfikować zapis, dyskretnie wyrzucając procenty. Była przysłowiowa za pięć dwunasta, więc prowadzący obrady szczytu Francuzi się na to zgodzili. A ponieważ w UE nie ma oficjalnej definicji słowa "stopniowo", my będziemy mogli ograniczać liczbę darmowych procentów np. tylko o 1 proc. rocznie, wszem wobec mówiąc, że tak właśnie rozumiemy "stopniowość". I w ten sposób aż do 2018 r., kiedy przewidziana jest rewizja zapisów dyrektywy, będziemy mogli dawać elektrowniom co najmniej 64 proc. darmowych zezwoleń, - mówi ze śmiechem jeden z polskich negocjatorów proszący o zachowanie anonimowości. Portal WNP przedstawił ten sukces pod znamiennym tytułem: „Polscy negocjatorzy wywiedli w pole speców Komisji Europejskiej”. W ten oto „sprytny” sposób doprowadzamy do „powtórki z rozrywki”, bo kiedy w latach 2005-06, krótko po wprowadzeniu ETS, kilka rządów rozdało swoim elektrowniom węglowych darmowe zezwolenia na emisję CO2, firmy je sprzedały, nadymając swoje księgowe zyski (za to nie inwestując ani eurocenta w modernizację). Zdając sobie z tego sprawę Minister Korolec mówi, że teraz tak nie będzie: „Zabronimy elektrowniom handlu darmowymi zezwoleniami na emisję CO2, bo ustalenia ze szczytu w Brukseli dają nam taką możliwość (???). Chcemy odebrać elektrowniom pokusę "windfall profits". Jest w tym trochę obawy przed własnym sukcesem i pierwsze refleksje, które może doprowadzą do rewizji nazwania polskich negocjacji „olbrzymim sukcesem”. Mam tylko nadzieję, że jak już wszyscy na spokojnie pomyslimy o tym co z sukcesem wywalczyliśmy, to nie okaże się nam nagle, że potwierdziło się powiedzenie, że „jak Pan Bóg chce kogoś ukarać to spełnia jego życzenia”….
Już parę dni po szczycie UE w Brukseli, Gazeta Prawna pisze o wątpliwościach po sukcesie „Przez koszty limitów CO2 nowe elektrownie mogą w ogóle nie powstać”. Najpóźniej w 2012 roku zostaną określone te instalacje, na podstawie wniosku państwa członkowskiego zatwierdzonego przez Komisję Europejską, które otrzymają bezpłatne uprawnienia. Będą je mogły dostać te instalacje, które najpóźniej 31 grudnia 2008 r. istniały, choć w terminie późniejszym zostały zmodernizowane, i te w przypadku których proces inwestycyjny był juz fizycznie rozpoczęty - wyjaśnia Wojciech Burkiewicz z UKIE”. I dalej już pada sugestia dla sektora energetyki węglowej w Polsce: „oznacza to, że firmy energetyczne, które nie zaczęły inwestycji w nowe moce, mają dwa tygodnie na działania, które pozwolą im udowodnić, że do końca 2008 roku inwestycje zostały fizycznie zainicjowane. Jeśli tego nie zrobią, ich nowe elektrownie będą musiały od 2013 roku kupować całość uprawnień do emisji CO2. - Dopiero rozpoczęła się dyskusja, co znaczy moment fizycznego zainicjowania inwestycji”. Oczywiście teraz elektrownie wkopują pierwsze szpadle pod budowę elektrowni i zbierają „dowody papierowe” że właśnie zaczęły kolejne wielkie budowy socjalizmu. Na tym także, nie tylko na "sprycie" negocjacyjnym (bez jasnej wizji końca i skutków negocjacji), polega w tym przypadku nasza narodowa przebiegłość, czy może pozytwynie - zaradnosc.
Czyli negocjacje się udały, rząd politycznie je zdyskontował, ale dalej nie wiadomo co z tym sukcesem robić. Nie chce już dalej wchodzić w to, czy negocjacje przebiegały ze strategiczną wizją końca, czy tylko z wizją paru migawek w mediach krajowych. Śmiem twierdzić, że żadnej strategii to nie było, była tylko techniczna strategia negocjacji (częsciowo "gra w dupniaka"), która przyniosła skutek, bo większości zależało na celu pakietu klimatycznego (może trochę grali w szachy?), a Polsce aby na nim rząd jak najwięcej mógł krótkotrwale politycznie zarobić. Zresztą nie tylko rząd, bo i Prezydent pod taki medialny sukces chętnie by się podłączył, nawet w bardzo makiaweliczny sposób: „wykręty Lecha Kaczyńskiego w sprawie pakietu klimatycznego w rodzaju: nie podpisałem traktatu lizbońskiego, żeby ułatwić rządowi negocjowanie pakietu klimatycznego straciły już sens”. Pisze o tym Cezary Michalski w Dzienniku. Powraca pytanie o liderów zmieniających swiat....
Czy dobrze się z tym zwycięstwem czujemy? Czy jeszcze kiedyś w lepiej przemyślanej sprawie nam się uda coś wynegocjować? Warto przypomnieć, że wystąpiliśmy z rozwalającą pakiet propozycja zmian (i zachęcającą innych szabrowników) dopiero 10 października (1,5 roku od momentu rozpoczęciu oficjalnych rozmów na ten temat) i od tego momentu prowadziliśmy negocjacje pod groźbą weta.
Jakże zmieniła się Polska dyplomacja w UE.
Stefan Meller w książce „Świat wg Mellera” opisał szczyt UE sprzed zaledwie 3 lat (dokładnie 15 grudnia 2005 r.), kiedy to powstał pierwszy Sojusz Polsko-Francuski z Niemcami w tle. Chodziło o podobną stawkę – budżet UE na lata 2007-2013, a Polska walczyła o środki na tzw. ścianę wschodnią”. Premier Marcinkiewicz natrafiając na problemy ale bojąc się otwarcia puszki Pandory z roszczeniami, z bólem powiedział na zakończenie szczytu: „Polska została pokrzywdzona; w imię solidarności europejskiej, nie możemy jednak stawiać weta”. Pisał dalej minister Meller: „Na sali zapanowała cisza, prawie było słychać, jak wszyscy głęboko wciągają powietrze. Siedzieliśmy z Marcinkiewiczem, nagle zobaczyłem że Angela Merkel przywołuje mnie gestem ręki. Usłyszałem – wie Pan postanowiłam, że część pieniędzy jakie odstaliśmy na landy wschodnie, przeznaczę na Polskę B. My sobie poradzimy, jesteśmy bogatym krajem, pokryjemy różnicę ze środków innych landów. Proszę pójść do Premiera i mu to powtórzyć”…. Po przerwie Angela Merkel zakomunikowala o swojej decyzji/popozycji na forum Rady UE, a wlasnie teraz ... wojewodztwa sciany wschodniej skladaja wnioski na pare mld Euro (pewnie tez beda klopoty z wykorzystaniem tego sukcesu, ale to juz inna sprawa).
W tym kontekście, najbardziej było mi przykro czytać wcześniej cytowany fragment wypowiedzi negocjatora (satysfakcja ze śmiechem) o tym jak wywiódl w pole speców Komisji Europejskiej, tak jakby na jarmarku sprzedawal nabywcy padlą chabetę jako ogiera. Wiem że dyplomacja i negocjacje mają swoje prawa, wiem, że inni moze byli jeszcze gorsi (?) ale od strony merytorycznej przegraliśmy na swoich pomysłach naszą konkurencyjność i innowacyjność, staracilimy (w tym rząd i koalicja PO-PSL) olbrzymi kapitał zaufania, oslabilismy wysilki Ministra Nowickiego na COP-14 i szanse na pelniejszą promocję tamże, a za styl negocjacji w sprawie pakietu jest mi po prostu wstyd.
Źle, że w partnerach widzimy tylko przeciwników i źle, że największego wroga widzimy w Komisji Europejskiej, która jest tak samo trudna dla wszystkich,a dla nas moglaby byc dlugo sojusznikiem w wielu sprawach. Komisarz Dimas nie bez powodu powiedział wczoraj w Parlamencie Europejskim: "Everybody is a bit dissatisfied ... but the package is equitable, fair and is going to deliver [set] environmental objectives" by the end of the next decade". Jak donoszą agencje, członkowie PE dosć trzeźwo oceniali sytuację: “criticised a "blizzard" of concessions granted especially to industrial and coal-dependent member states in Central and Eastern Europe. New member states will be bought off with a solidarity slush fund, cap and trade emissions permits will be given away when they should have been auctioned, and major players like electricity companies will get derogations that amount to super subsidies". Przedstwiciel brytyjskich liberalów Graham Watson skonkludowal: "All of this pushes down the cost of carbon, cuts the cash raised and makes the emissions targets harder to hit," the MEP. Nasi MEP (euro-parlamentarzysci), po sukcesie siedzieli cicho, jakby troche zawstydzeni. Bo i co tu mówić?
Nie jest dokladnie tak jak dyplomatycznie (idealistycznie, odpowiedzialnie?) mówil cytowany powyżej Dimas, bo są jednak mniej i bardziej niezadowoleni, ale faktem jest ze na wielkim sukcesie negocjacyjnym Polski straciliśmy wszyscy. Teraz trzeba wyciągać z pakietu wszystko to co w nim zostało i co jest dobre, a najlepsza jest (na szczęście zapomniana w negocjacjach) dyrektywa promująca OZE :).
czwartek, grudnia 18, 2008
Sukces negocjacyjny w Brukseli, czyli jak to się stało że o siedem lat dłużej możemy smrodzić?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Panie Grzegorzu
Polski problem zazwyczaj leży w krótkowzroczności polskich władz i chęci osiągnięci szybkich korzyści politycznych. Na ostatnim szczycie najważniejsze było osiągniecie sukcesu TU i TERAZ przed kamerami a nie za 7 - 10 czy 15 lat. To jest olbrzymi polski problem i dobrze widać to w energetyce. Nie liczy się długofalowy rozwój lecz wymierne korzyści w jak najkrótszym czasie. Dopóki ten typ myślenie się nie zmieni nic się nie zmieni.
Pozdrawiam i życzę spokojnych i rodzinnych świąt oraz kolejnych ciekawych wpisów na odnawialnym w nowym 2009 roku
bogdan szymanski
Zakończenie tego interesującego (jak zwykle zresztą) felietonu pozwala na szczęście na odrobinę optymizmu. Miejmy więc nadzieję, że przyszły rok będzie równie ciekawy a nawet ciekawszy "w temacie" OZE i kolejnych tematów na felietony nie zabraknie.
Trzeba przyznać, że my - czytelnicy Odnawialnego Bloga - mamy wielką wygodę dzięki Panu, Panie Grzegorzu :) nie musimy śledzić tych wszystkich wydarzeń i negocjacji, bo tutaj wszystko mamy jak na dłoni, interesująco podane a także fachowo i dowcipnie skomentowane. Naprawdę należą się Panu duże wyrazy uznania i wielkie dzięki za cały ten rok pisania.
Oczywiście przy tej okazji składam Panu serdeczne życzenia wytrwałości i twórczej weny na kolejny, 2009 rok!
Prześlij komentarz