niedziela, grudnia 03, 2017

GUS potwierdza że Polska ma olbrzymi problem z OZE- należy się liczyć z kosztami

W cieniu inauguracji obchodów święta górniczego i zapowiedzi rządu o konieczności budowy nowych kopalń GUS opublikował skonsolidowane dane statystyczne o OZE na koniec 2016 roku. Wobec faktu, że wkład OZE w bilans energetyczny kraju to zaledwie 1/5 tego co wnosi węgiel oraz uwzględniając obecne „wzmożenie” mediów tematem górnictwa i zgoła innymi sprawami, opracowanie GUS może pozostać niezauważone. Byłoby to ze stratą, bo GUS zestawiając dane za 2016 rok z dotychczasowymi trendami, wskazał zagrożenia, a pośrednio potwierdził, że brak szybkich i skutecznych działań na rzecz poprawy sytuacji w branży OZE może mieć swoje negatywne następstwa związane z niewypełnieniem celów i twardych zobowiązań wobec UE w 2020 roku. Rachunek do zapłacenia za dotychczasową niefrasobliwość to kilkanaście miliardów złotych, na dzisiaj i powód do kolejnych (poza kwestią węgla) napięć w relacjach Polski i UE..


W opracowaniu GUS wrażenie robi spadek liczonego "rok do roku" udziału (nie tempa wzrost) energii z OZE w bilansie energetycznym. Jest to zjawisko niespotykane od paru dekad w skali całego globu i wymaga refleksji w szczególności  wobec członkostwa Polski w UE. Oznacza bowiem, że w tym przypadku chodzi nie tylko o różne prędkości rozwoju OZE w różnych krajach należących do Wspólnoty, ale także o diametralnie różne kierunki transformacji energetyki.Historyczne dane Eurostat mogą posłużyć do zobrazowania trendów w zużyciu węgla i energii z OZE w Polsce i w UE. 
Obraz transformacji energetycznej jest jednoznaczny. Z danych Eurostat wynika (co zapewne wkrótce potwierdzą statystyki), że  2017 lub 2018 roku po raz pierwszy więcej energii będzie produkowane z OZE niż z węgla oraz że Polska coraz bardziej odchyla się od trendów UE. I to wcale nie w wyjątkowo wysokim wykorzystaniu węgla (jak można było przypuszczać), ale w niskim wykorzystaniu OZE. W tym ostatnim przypadku trendy w Polsce i w UE  zaczęły się rozchodzić już po 2012 roku. Już wtedy widać było symptomy (dolna cześć wykresu), że Polska hamuje z OZE, ale od 2016 roku rozwieranie nożyc pomiędzy polską i unijną energetyką, jeśli chodzi o relacje pomiędzy OZE i węglem, przyśpiesza i  niesie nowe obawy.

W przytoczonym na wstępie opracowaniu GUS przedstawione są trendy w zakresie udziału energii z OZE w bilansie zużycia energii w Polsce, po naszym wejściu do UE. Wykres nie pozostawia złudzeń. Polska wyraźnie odchyla się w dół w stosunku do celu ‘2020 i dotychczasowej ścieżki rozwoju. Statystyka w tym przypadku może być zwodnicza w prostym wnioskowaniu na przyszłość  bo trendy inwestycyjne w OZE mają swoją 2-3-letnią bezwładność "statystyczną" i zazwyczaj  jest ona większa w sytuacji  podnoszenia sektora z zapaści (co Polskę czeka) niż w przypadku panicznego wycofywania aktywów (z czym obecnie mamy do czynienia i co bez zdecydowanych działań może łatwo potrwać dłużej).
Gdyby pominąć cykle inwestycyjne oraz powszechną obecnie w Polsce niechęć do podejmowania inwestycji (czego wyrazem jest ciągły spadek inwestycji w całej energetyce) i przyjąć, że zapaść ‘2016 jest tylko drobną korektą trendu, a kolejne cztery lata ułożą się w podobny wzrost sektora, to w 2020  Polska osiągnęłaby jedyne 11,7% udział energii z OZE – tabela:
Nawet te proste ekstrapolacje pokazują, że Polska nie osiągnie żadnego z założonych celów cząstkowych – indykatywnych (przyjętych w tzw.  Krajowym Planie Działań z 2010 roku) w segmentach ciepła, energii elektrycznej i biopaliw, ani też prawnie wymaganego dyrektywą łącznego celu 15%, który jest w sposób już oczywisty zagrożony. Aby unikać kar i innych retorsji Polska powinna się rozliczyć z tego zobowiązania np. w formie transferu statystycznego z krajem (krajami) UE, który swój cel OZE przekroczy. Przy obecnych trendach zabrakłoby ponad 27 TWh energii z OZE (uwzględniając zużycie wszystkich nośników zielonej energii  z OZE, które zgodnie z prognozą w 2020 roku powinno sięgać 125 TWh).

Nie wchodząc w zawiłe międzypaństwowe techniki negocjacyjne, można dla uproszczenia przyjąć że koszty transferu będą liczone po uśrednionych w UE kosztach krańcowych wytarzania biopaliw (razem z zieloną energią elektryczna w transporcie), cieple i energii elektrycznej z OZE. Przyjmując ze koszty jednostkowe wyniosą  odpowiednio 200 zł/MWh w przypadku ciepłą, 400 zł/MWh w przypadku energii eklektycznej i 600 zł/MWh w przypadku biopaliw, łączne  koszty transferu wyniosłyby ok. 12,5 mld zł (kwota do zapłacenia najpóźniej w 2020 roku lub kwota wyższa do zapłacenia rok później w formie kary „traktatowej”). Ale gdyby uwzględnić, że tempo rozwoju OZE będzie nie tylko prostą ekstrapolacją z lat 2012-2015 (czyli jeszcze nie najgorszych), ale pozostanie na poziomie zbliżonym do  „chudych” dla OZE lat 2015-2016, to wtedy w 2020 roku Polska osiągnęłaby zaledwie 10% udział energii z OZE w zużyciu energii finalnej brutto (tak zdefiniowany jest nasz cel i zobowiązanie zarazem), a łączne koszy niezbędnego transferu wyniosłyby 17,5 mld zł. Szacunki te nie są zakasujące, nawet jeżeli sytuacja taka była do przywidzenia już rok temu – m.in.  wpis na blogu „Odnawialnym”, ale teraz uzyskała oficjalne potwierdzenie w danych historycznych GUS, uzupełnionych o kalkulacje wykonane zgodnie z dyrektywą 2009/28/WE oraz z odpowiednim rozporządzeniem o Eurostat.
 
Można się zastanawiać dlaczego tego typu ostrzeżenia nie robią na decydentach wrażenia, tym bardziej, że niestety obserwując sytuację w branży OZE można sobie wyobrazić jeszcze gorsze scenariusze. Warto też zauważyć, że rośnie, w stosunku do założeń z 2010 roku, zużycie energii finalnej brutto w Polsce, czyli mianownik służący do obliczania ilości energii składającej się na 15% cel, który w 2020 może znacznie przekroczyć zakładane 805 TWh. Dotychczas,w latach 2012-2016  zużycie energii było wyższe od 2% do 12% w stosunku do pierwotnie zakładanego, czyli pomimo deklaracji nie realizujemy dyrektywy o efektywności energetycznej. Każdy wzrost zapotrzebowania na energię zwiększa wymagany wysiłek w zakresie realizacji określonych udziałów energii z  OZE.

Okazuje się, że w ocenie skutków kilkuletnich zaniedbań decydujące są koszty realizacji obowiązkowego 10% sub-celu w zakresie biopaliw. Problem z biopaliwami w Polsce pogłębiła dyrektywa 2015/1513/WE z  9 września 2015 r.,  zmieniająca dyrektywę 28/WE z 2009 o promocji OZE, która ograniczyła możliwość stosowania biopaliw I generacji do maksimum 7% i (poza promocją biopaliw II generacji  z surowców niespożywczych) dodatkowo podniosła  przeliczniki służące rozliczeniu zobowiązań OZE w przypadku napędów zasilanych energią elektryczną z OZE (przeliczniki te na każdą MWh są 2,5-5 razy wyższe niż w przypadku biopaliw). Dyrektywa zobowiązała państwa członkowskie do transpozycji ww. przepisów najpóźniej do 10 września br. Opóźnienia w implementacji także tych przepisów w Polsce (prace rządu nad nowelizacją ustawy  o promocji biopaliw zakończono w połowie  listopada i przepisy najwcześniej wejdą w życie 1 stycznia 2018 r.*) powodują, że inwestorzy nie mogli inwestować w  produkcję biopaliw II generacji. Polska w tym newralgicznym – jak się okazuje -  obszarze może już tylko albo przygotować się na masowy import drogich biopaliw o obowiązkowo niższym od przyszłego roku śladzie węglowym – co odczują kierowcy, albo już teraz zacząć negocjacje w sprawie generalnych transferów statystycznych, uwzględniając także szczególnie niekorzystną sytuacje na rynku biopaliw. W tym przypadku, niezależnie od wyników ew. rozmów międzyrządowych  koszty braku wymaganych ilości biopaliw oraz ciepła i energii elektrycznej z OZE będą musieli ponieść podatnicy, co będzie też politycznie niezwykle trudne.

Realizacja celów w zakres OZE, unikanie strat i dyskontowanie korzyści z tytułu rozwoju OZE to problemy niezwykle złożone i wymagające kompleksowego i długoterminowego przewidywania oraz odpowiedzialności. Nie zdążymy zmienić floty transportowej na elektryczną w tak krótkim czasie (w szczególności nie wykonamy tego bazując na drożejącej energii z węgla) i nie podniesiemy wymaganych wskaźników w transporcie bez zmiany na zdecydowanie bardziej zielonej struktury paliwowej w elektroenergetyce. 

Najgorszym rozwiązaniem byłyby zbagatelizowanie opracowania GUS lub całkowicie złudna próba ominięcia problemu poprzez np. powrót do współspalania czy inne miraże. Współspalanie prowadzone na krawędzi technicznych możliwości  bloków węglowych  i tak nie wniesie więcej niż 0,5% z wymaganego 15% celu, a prowadziłoby do niszczenia majątku  wytwórczego w elektroenergetyce oraz  niszczenia branży  drzewnej (lider eksportu krajowego) i szans na modernizację ciepłowniczej poprzez windowanie cen biomasy energetycznej.

Skierowanie biomasy do sektora ciepłownictwa systemowego da znacznie większe efekty w realizacji zobowiązań w zakresie OZE niż do elektroenergetyki. Jeszcze lepszym rozwiązaniem, sprawdzonym w UE dla ciepłownictwa,  byłoby wykorzystanie  energii słonecznej z magazynami sezonowymi ciepła oraz opcją „wind power to heat” (jest to w Danii, Szwecji, Niemczech i Austrii jedno z najbardziej ekonomicznie opłacalnych rozwiązań - zainteresowanych odsyłam do prezentacji ostatniej konferencji Form Energii). Zielony miks elektroenergetyczny jest kluczem do modernizacji zarówno elektromobilności jak i ciepłownictwa. Można go już obecnie rozwijać w oparciu o  stosunkowo szybko realizowalne - także w systemach aukcyjnych - projekty fotowoltaicznie i gotowe projekty wiatrowe (zwłaszcza te mające pozwolenia budowlane, które uciekły spod toporu ustawy "antywiatrakowej") o obecnie już najniższych kosztach wytwarzania energii. Jest to też czas na powrót do promowanej w programie partii rządzącej - do tej pory jedynie werbalnie- energetyki prosumenckiej, gdzie okresy realizacji inwestycji są najkrótsze (pół roku) i co gwarantuje dostawę energii do rozliczenia w 2020 roku oraz umożliwia zaangażowanie zasobów i aktywności obywateli w inne obszary niż jedynie konsumpcja. Ale tego nie da się zrobić bez powrotu do taryf gwarantowanych  dla mikroźródeł.

Po co płacić miliardy  innym krajom UE jak można samemu środki tego samego rzędu dobrze zainwestować i korzystać także po 2020 roku?  Jest to ostatni moment na podjęcie działań, a najgorszy na ich dalsze odkładanie i tracenie czasu na udowadnianie że Król nie jest nagi. Król niestety jest już nagi i trzeba go jak najszybciej odziać.

*(4-12-2017) w dniu  28 listopada br. uchwalona przez Sejm nowelizację ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych przekazana została do Senatu (patrz proces legislacyjny)

4 komentarze:

Unknown pisze...

Kolejny bardzo interesujący tekst, chciałbym jednak dopytać o udział OZE w transporcie, czy takie drastyczne załamanie w tym roku i pogłębienie tego załamania w latach kolejnych jest spowodowane tylko tą unijną regulacją i czy naprawdę nie można z tym nic zrobić?

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Dziękuje za pytanie, choć odpowiedź wcale nie jest łatwa i powinien ją już dawno udzielić rząd.
Legislacyjnie da się wdrożyć unijną regulację. Prace nawet przyśpieszyły - dodałem pod wpisem PS z linkiem pod wpisem)i wszystko wskazuje na to, że nowelizacja ustawy o biopaliwach wdrażająca dyrektywę 2015/1513 wejdzie w życie 1-go stycznia 2018r.
Problem polega jednak na na tym, że dopiero teraz wdrożono przepis wprowadzony dyrektywą 2009/28 (tj. z 2009r.) mówiący od dawana o tym, że od 1 stycznia 2018 biopaliwa mające ślad węglowy większy niż 70% śladu paliw mineralnych (takie tylko praktycznie produkujemy) nie będą zaliczone wypełnienia zobowiązań. W tym czasie nie było warunków do inwestowania w biopaliwa tzw. II generacji. Zostaliśmy z produkcją biopaliw II generacji, których nikt inny już nie będzie chciał kupować, a nie jesteśmy w krótkim czasie uruchomić konkurencyjnej cenowo produkcji biopaliw II generacji (przedsiębiorcy w innych krajach mając regulacje i rynek pracowali nad tym przez niemal całą dekadę, a my chcieliśmy żyć z renty zacofania).
Poza tym, w znowelizowanej ustawie zapowiedzieliśmy, że aż 1,5% z 10% energii z OZE w transporcie wypełnimy energią elektryczną z OZE, gdy tymczasem nie mamy nawet 0,5% i absolutnie nie zanosi się na szybki wzrost, zwłaszcza jak udział energii elektrycznej z OZE nie będzie przyrastał).
I ostatnia kwestia, kluczowa. Jak nie ma podaży biopaliw II generacji i taniej energii elektrycznej z OZE do transportu, nie można zobowiązać firm paliwowych i transportowych do określonych udziałów tych czystych paliw, które liczą się do celu na '2020. Aby się uchronić przed importem zaawansowywanych biopaliw w ww. ustawie, w obowiązku nałożonym na firmy, zaproponowano furtkę - możliwość wniesienia do pewnego zakresu tzw. opłaty zastępczej (wykupienia się) zamiast stosowania zaawansowanych biopaliw. Opłata zmniejsza chłonność rynku i zniechęca do ryzyka inwestycyjnego, tym bardziej że rząd nie chce się zobowiązać do ustalenia celów OZE na okres po 2020.
Dlatego pozostaje tylko import biopaliw, import zielonej energii elektrycznej (z gwarancjami pochodzenia) i najbardziej realny transfer statystyczny "po całości". Niestety.

Unknown pisze...

Dziękuję Panu za odpowiedź.

Unknown pisze...

Szanowny Panie Grzegorzu,

Czy nikt nie zdaje sobie sprawy z największego problemu. Otóż to że istnieją jeszcze na rynku projektu OZE z pozwoleniami na budowę to całe szczęście prawda. Ale Rząd jak i my wszyscy zdajemy sobie sprawę iz na podstawie prawa energetycznego oraz poprawek wprowadzanych przez PIS, umowy o przyłączenie są ważne do 31 czerwca 2019 roku? Po tym terminie wszystkie przyłącza wygasną więc i pozwolenia na budowę stracą ważność gdyż są ściśle połączone z warunkami o przyłączenie. Czy nowa ustawa rozwiązuje ten problem? Chyba nie....