wtorek, grudnia 03, 2019
Bez samorządów nie da się realizować transformacji energetycznej w oparciu o energetykę rozproszoną i OZE oraz skutecznie walczyć ze smogiem i zmianami klimatu
Wg deklaracji spółek
energetycznych ich inwestycje proklimatyczne idą w setki miliardy euro, a rząd
o podobne kwoty na transformacie energetyczną walczy na forum UE (fundusz
modernizacyjny, solidarnościowy, fundusze spójności, instrument "Łącząc
Europę" itd.). Zapomina się o tym, że te inwestycje mają powstać przy akceptacji
społecznej w gminach oraz o tym, że odnawialne zasoby energii z natury są
rozproszone, a realizacja w oparciu o nie polityki klimatycznej wymaga innego podejścia
niż w odziedziczonym po poprzedniej epoce modelu centralnej elektrowni i centralnego
planisty. Transformacja energetyczna w kierunku OZE i ochrony klimatu to proces
o wiele bardziej złożony niż same apetyty inwestorów na środki UE i mobilizowanie
rządu do „wyciskania Brukselki”.
Jakby w
opozycji do zazielenianych w pędzie strategii spółek energetycznych, spółki
komunalne - najbardziej predestynowane do wytwarzania energii elektrycznej i
ciepła z OZE - są angażowane system zachęt w zgoła inne inwestycje w wysokoemisyjne
paliwa kopalne, takie jak modernizacja węglowych systemów ciepłowniczych czy
kogeneracja na paliwach kopalnych, gdzie koszy operacyjne będą tylko rosnąć i obciążać
odbiorców. Samorządy nie są włączone w proces przygotowania całego kraju do transformacji
energetycznej, a bez nich realizacja polityki klimatycznej i rozwój OZE nie
powiodą się. Wszystko to już było i aż zastanawia dlaczego nie potrafimy się czegoś
nauczyć z historii.
W czasach tak
dawnych, że mało kto je dziś pamięta, bo w 2003 roku, wraz z moim zespołem z
ówczesnego ECBREC przygotowywałem, na
zlecenie rządowe, pierwszy w historii projekt ustawy o OZE (link),
odłożony na półkę i nigdy w tej postaci niewdrożony. Przesłanki polityczne do
podjęcia prac nad zmianą przepisów prawnych w tym zakresie były podobne jak
istniejące obecnie. W UE po raz pierwszy pełną parą ruszał proces promocji energetyki odnawialnej, zapoczątkowany Białą
Księgą z 1997. Obowiązywała już dyrektywa 2001/77/EC, a Polska wchodząca do UE
uzgadniała z Komisją Europejską je plan implementacyjny. Rząd upoważnił ministra
ds. środowiska do opracowania rządowego projektu ustawy nt. OZE. Równocześnie
od kilku lat trwał proces tworzenia polityki i prawa energetyki odnawialnej w
Polsce, który uwzględniał też ustalenia klimatyczne Protokołu z Kioto (’97): Rezolucja Sejmu
(’99), Strategia OZE (‘2001), nowelizacja Prawa energetycznego (‘2003), ustawa
o biopaliwach (‘2003).
Dziś żyjemy w
podobnym okresie zmian i musimy pilnie zastanowić się nad przyszłością, a i wyciągnąć
wnioski z przeszłości dobrze by było. W sformułowanych w 2003 roku założeniach
do ustawy pisaliśmy, iż: „Celem ustawy
jest zapewnienie warunków do efektywnego wykorzystania odnawialnych
zasobów energii i stworzenie spójnych
mechanizmów wspierania wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych”. O ile mechanizmy
wspierania technologii OZE powstały (choć pytanie czy rzeczywiście spójne i
skuteczne…), o tyle co do efektywnego wykorzystania odnawialnych zasobów można
mieć wątpliwości.
Istotną cechą projektu
z 2003, właśnie w zakresie wsparcia efektywnego wykorzystania zasobów, było przekazanie
dość dużej odpowiedzialności samorządom (ale i przyznanie im na ten cel
stosownych funduszy). Wyobrażaliśmy to sobie mniej więcej jak na poniższym
schemacie, który miał obrazować miejsce ustawy o OZE w systemie krajowych
strategii i ówczesnych regulacji. Łatwo dostrzec, że spośród czterech głównych
filarów rozwoju dwa miały mieć charakter samorządowy: regionalny program
rozwoju OZE oraz gminne plany energetyczne.
Oczywiście niewiele
z tego co zakładaliśmy się zdarzyło, za to pominięcie samorządów i społeczności
lokalnych jako interesariuszy oraz beneficjentów rozwoju OZE ostatecznie
spowodowało szereg istotnych problemów dla branży OZE, niemalże jako
samosprawdzająca się przepowiednia.
Problematykę
tę od nowa i równie odważnie porusza ostatni raport opublikowany przez Związek
Przedsiębiorców i Pracodawców (link)
uznający energetykę, obok służby zdrowia, środowiska, edukacji i
infrastruktury za jedno z pięciu wyzwań
dla Polski (i nowego rządu). Stwierdzono w nim, że za dostawy energii
elektrycznej odpowiedzialne jest państwo, a nieco inaczej wygląda ta odpowiedzialność w
sektorze ciepłowniczym, gdzie „odpowiedzialność rozłożona
jest na państwo,
samorządy, instytucje prywatne
i komercyjne, co wynika z częściowego
urynkowienia ciepłownictwa”.
Sporo w tym
prawdy, zwłaszcza że autorzy wskazują na odpowiedzialność państwa za błędy kolejnych
ekip politycznych, wynikające z obietnic rozwoju sektora węglowego w energetyce
oraz na rolę państwa w całkowicie nieracjonalnej blokadzie rozwoju energetyki wiatrowej z punktu
widzenia szeroko pojętych
interesów gospodarczych i politycznych kraju. Jak rozumiem rolą państwa miało
by też być „odkręcenie” niezbyt mądrej decyzji politycznej, ale nie da się tego
zrobić bez samorządów (tak jak bez konsultacji z nimi zasadę 10H wprowadzono).
Słusznie też ostrzegają że „(…) blokowanie rozwoju
energetyki rozproszonej to
najszybsza droga do katastrofy energetycznej w naszym kraju”. Ale właśnie z perspektywy rozwoju generacji
rozproszonej (i OZE) w wyrażonej na wstępie dychotomii w energetyce widoczne jest niedocenianie roli spółek
komunalnych także w wytwarzaniu energii elektrycznej np. w przedsiębiorstwach
ciepłowniczych, czy wodno-kanalizacyjnych (wod-kan) i kompleksowym zarządzaniu
energią w gminach. Nie można po raz
kolejny popełnić błędu, pomijając rolę samorządów w planowaniu energetyki, w
tym efektywnego wykorzystania zasobów lokalnych. Już raz taki błąd zrobiliśmy z
marnym skutkiem (m.in. „10H” i czarny PR OZE jako technologii drogich,
szkodliwych i nie przynoszących lokalnym społecznościom korzyści). Samorządy mogą
i powinny odgrywać istotną rolę w inicjatywach lokalnych na rzecz
prosumentów czy spółdzielni energetycznych, którzy bynajmniej nie muszą
ograniczać się tylko do autokonsumpcji, ale zgodnie z nowym rozporządzeniem o
rynku energii elektrycznej mają prawo do sprzedaży energii.
Nie zawsze
tego typu rozgraniczenie w energetyce funkcjonowało. W informacji rządu z 2001
roku „o stanie bezpieczeństwa energetycznego państwa i działaniach
podejmowanych przez rząd w tym zakresie” (link)
, znalazło się stwierdzenie, ze bezpieczeństwo energetyczne będzie ewoluowało w
kierunku funkcjonowania na trzech poziomach: 1) lokalnym (gmina lub kilka
gmin), którego najistotniejszym elementem jest niezawodność i ciągłość dostaw
energii cieplnej, 2) regionalnym (np. teren województwa), którego
najistotniejszy element to zdolność i gotowość do świadczenia usług przesyłania
energii dla gmin (grup gmin) oraz wymiany energii pomiędzy regionami i 3)
krajowym (…). Przy czym administracja rządowa odpowiadać miała za „(…) tworzenie
warunków do nieskrępowanego rozwoju infrastrukturalnych połączeń
międzynarodowych, międzyregionalnych i wewnątrz regionalnych, umożliwiających
niezawodne i nieograniczone świadczenie usług tranzytu, przesyłu i regionalnej
dystrybucji energii”, a administracja samorządowa za „(…) rozwój lokalnych
potencjałów wytwarzania energii elektrycznej i cieplnej, w tym odnawialnej,
świadczenie lokalnych usług dystrybucyjnych oraz zapewnienie zaopatrzenia odbiorców w energię elektryczną i ciepło."
Pomysł tego
podziału kompetencji był bardzo dobry, tyle że rozbił się o rzeczywistość.
Największy wpływ miały problemy samorządów z finansami (tu znacznie się w
ostatnich latach pogorszyło), przekładające się na niemożność sfinansowania
działań planistycznych, zatrudnienia specjalistów na szczeblu lokalnym, czy
wreszcie konkretnych inwestycji w obszarze energetyki. Owszem (uprzedzając
ewentualne protesty wielu zasłużonych dla rozwoju OZE znanych mi osobiście
samorządowców), były samorządy, które umiały sobie z tym poradzić, sam znam
takich wiele, niemniej jednak można tu zrobić znacznie więcej i poszerzyć grono
beneficjentów polityki rozwoju OZE.
W części
raportu ZPP dotyczącej środowiska autorzy słusznie piszą, że „państwo nie
powinno być realizatorem polityk środowiskowych, a ich organizatorem”, ale rolę
samorządów widzą w ograniczaniu niskiej emisji, a państwu i biznesowi
zdecydowanie większą role przypisują w zakresie ochrony klimatu. W Polsce mamy obecnie
do czynienia ze szkodliwą dychotomią, -rozdzieleniem mentalnym walki ze smogiem
i walki o spowolnienie i zatrzymanie zmian klimatu. Tymczasem, pomimo tego że
chodzi tu o redukcję emisji innych substancji (do ew. hejterów, tak, wiem, że smog to nie to samo co gazy
cieplarniane), o tych działaniach należy myśleć w sposób całościowy,
zintegrowany, co umożliwi obniżenie kosztów transformacji systemu
energetycznego i przyniesie korzyści wszystkim, a nie tylko wybranej grupie.
Plany
energetyczne i programy gospodarki niskoemisyjnej nie powinny funkcjonować w
oderwaniu od programów ochrony klimatu. Samorządy
mają największy potencjał integracji działań na rzecz generacji rozproszonej,
ochrony powietrza i klimatu. Najwyższą formą realizacji takich działań na
poziomie całej UE są Plany działania na
rzecz zrównoważonej energii i klimatu (SEAP)realizowane na całym już świecie w
ramach Konwentu Burmistrzów i Prezydentów Miast (CoM). Miasta i gminy staną się
bezpośrednim partnerem nowej Komisji Europejskie pod wodzą Ursuli von der
Leyen. W Polsce w mijającej dekadzie 76
gmin i miast przystąpiło do inicjatywy CoM, w tym takie małe gminy jak Łubianka
i takie metropolie jak Warszawa. Szkoda, że tylko 5 miast: Katowice, Płońsk, Zabrze, Wrocław i Płock
przygotowuje swoje SEAP-y na 2030 rok. O zasadności udziału w CoM przekonałem się
ostatnio z zespołem IEO przygotowując wstępne programy rozwoju OZE w pięciu
miastach gruzińskich będących chłonkami CoM, które chcą umiejętnie wykorzystać
członkowsko w zdobywaniu wiedzy i środków. Pozwoli im to obniżać (niebagatelne,
nawet kilkukrotnie wyższe niż w Polsce) koszty zaopatrzenia w energię w
sektorze publicznym, jak też uniezależniać się od dominacji rosyjskiej w gruzińskiej energetyce.
Samorządy w zintegrowanej
polityce energetycznej i klimatycznej (generacja rozproszona, OZE, rozwój
zrównoważony) nie powinny być traktowane protekcjonalnie, usługowo, gdyż
szeroko rozumiane państwo i jego obywatele nie doczekają się efektów centralnie
rzucanych pomysłów i środków.
Przykładem jest koncepcja „klastrów” wyciągnięta z rękawa niemal 4 lata
temu. Pomimo zaangażowania samorządów i powstania 66 inicjatyw klastrowych (link)
pozostaje na papierze bez wdrożonego modelu biznesowego do komercyjnej
replikacji, a gro unijnych środków zarezerwowanych na te cele trzeba było przesunąć na inne
działania. Elementy koncepcji klastrowych, które zostały zrealizowane (owszem,
są takie) powstałyby i tak, wartość dodana klastra nie występuje, a może i
gorzej, bo samorządy przeznaczyły środki (których i tak mają niewiele) na
przygotowanie koncepcji i w efekcie nic z tego nie mają. Samorządy nie uczestniczyły (a przynajmniej
nie na istotną skalę) w tworzeniu koncepcji klastrów na poziomie rządowym, a –
jak się teraz okazuje - słusznie były przywiązane do idei spółdzielni energetycznych.
Nie wolno nam popełniać takich błędów i wprowadzać tak sztucznych i ryzykownych,
zabierających czas i uwagę koncepcji w przypadku funduszy 2021-2027.
Powracając na
końcu do tego, od czego zacząłem, czyli do tego jak 16 lat temu wyobrażałem
sobie rolę samorządów, jeszcze jeden schemat historyczny z projektu Ustawy o
OZE z 2003 roku. Tym razem ilustracja rozdziału „Kreowanie i realizacja
regionalnej polityki wykorzystania OZE”. Schemat się dawno zdezaktualizował.
Zamiast ówczesnych Ministerstwa Ochrony Środowiska i Ministerstwa Przemysłu i
Handlu mamy wiodące w omawianym zakresie Ministerstwo Klimatu i Ministerstwo
Rozwoju które w osobie ministra Piotra Woźnego uzyskało wpływ na NFOŚiGW i
część energetyki, w tym zwłaszcza OZE. -Nie ta struktura instytucjonalna i inne
kompetencje ministerstw i organów administracji, nadal jednak ilustruje sposób
zintegrowanego podejścia włączający samorządy do systemu w sposób dla nich
korzystny, tzn. pozwalający im być beneficjentami polityki, a nie tylko ponosić
jej koszty.
W 2003 roku jedną z głównych przyczyn porażki
projektu ustawy były oskarżenia o „przesterowanie” i zbyt dużą rolę planowania
na szczeblu samorządowym, padające głównie z sektora przedsiębiorców. Obecnie
ten sam sektor sugeruje powrót do planowania jako alternatywę dla szkodliwych w
praktyce rozwiązań na szczeblu centralnym, typu „10h”. Z perspektywy lat i
doświadczeń sam bym we własnym projekcie zmienił niejedno i do koncepcji z 2003
roku u progu roku 2020 już się nie da wrócić. Niemniej jednak niedocenianie i
niedostateczne uwzględnienie zagadnień leżących w kompetencji samorządów, oraz
brak dostatecznego ich wsparcia (także finansowego) już raz się źle skończyło –
nie popełniajmy tych błędów, mając w perspektywie kolejnych lat następną głęboką
transformację.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Ja wybieram zamienniki tonerów https://www.darmaroffice.pl/140-zamienniki-tonerow-do-drukarek, bo nie lubię przepłacać.
Prześlij komentarz