poniedziałek, lipca 21, 2014

Ustawa o OZE w Sejmie: kto za, kto przeciw, kto poszedł już do domu, a kto jeszcze nie


Uchwalony przez Radę Ministrów projekt ustawy o OZE, po 4 latach prac i z perypetiami na ostatniej prostej (ponoć rząd przegłosował nie to co chciał) trafił w dniu 2 lipca do Sejmu. Góra urodziła mysz? W kilkusetstronicowym pakiecie  (projekt ustawy i inne prawem wymagane dokumenty towarzyszące) przekazanym przez Premiera do Laski Marszałkowskiej jest bardzo dużo informacji, w zdecydowanej większości prawdziwych i zazwyczaj aktualnych (mechaniczne powoływanie się nawet na jeszcze nie istniejące prawo unijne), tak jak prawdziwe jest 2+2=4. Ale nie ma w tym niestety ani szerszej wiedzy, ani tym bardziej mądrości, a i wydaje się, że autorzy projektu rządowego już dawno zapomnieli w jakim celu nad tą regulacją ciężko, ale w często w złości niestety pracowali. Wydawać by się mogło, że władza i wiedza powinny iść ze sobą w parze. Władza to bowiem dostęp do wiedzy, a wiedza pozwala sprawować władzę. Czy efekt pracy rządu pozwoli utrzymać władzę? „Ciszej nad tą trumną” – tak pewnie trzeba interpretować milczącą reakcję sektora OZE.  Jak to podziała na posłów, senatorów i prezydenta? Czy oni też uznają to za bubel, który tylko odbierze głosy wyborcze?

Polskie Stowarzyszenie  Energetyki Wiatrowej zapowiedziało, że będzie w Sejmie starało się o wykreślenie przepisu ograniczającego wolumeny energii sprzedawanej w aukcjach dla technologii pracujących poniżej 4000 godzin w roku, Związek Pracodawców Forum Energetyki Odnawialnej chce powrotu do taryf gwarantowanych FiT dla instalacji prosumenckich, największe organizacje ekologiczne starają się o co najmniej wyeliminowanie nadmiarowego wsparcia dla współspalania, poważne zarzuty stawiają też organizacje optujące za rozproszonym, zielonym ciepłem, zupełnie pomijanym (tak jak i rozproszonych użytkowników ciepła, czyli połowy obywateli) przez ustawodawcę.  Propozycje wydają się być konstruktywne, ale (pomijając, miejscami niedopuszczalne, ich lekceważenie przez państwowy  sojusz administracji i wielkiego biznesu) - jak je wpisać je do projektu regulacji, która wydaje się nie mieć przesłania, kręgosłupa, ani jasnej struktury logicznej i naszpikowana jest arbitralnie przyjętymi sztywnymi ograniczeniami? Taki projekt regulacji podatny jest na „wrzutki” nawet nielogiczne, ale tylko te które wtłaczane są do regulacji przez najsilniejszych, mogących złamać doktrynerskie rozstrzygnięcia. Tymczasem najsilniejsi w tej sytuacji najwięksi beneficjenci obecnego  projektu regulacji, tj. koncerny energetyczne (w szczególności część związana z wydarzeniem energii z węgla) - będą parły w zupełnie inną stronę, bo na każdej z ww. poprawek doraźnie tracą. Aby mechanicznie konstruowaną regulacją nie dobić w Polsce najbardziej wartościowych i przyszłościowych elementów OZE trzeba znacznie silniejszej koalicji niż kilka organizacji OZE i możliwie najszerszej perspektywy, albo …rozpoczęcia, przy szerszym konsensusie społecznym i politycznym, pracy nad zupełnie inną regulacją. 

Za zbliżonym do organizacji OZE modelem ustawy opowiadają się samorządy terytorialne. Miałem okazję, już po przesłaniu projektu ustawy do Sejmu uczestniczyć w Konwencie Marszałków  podaję też link do prezentacji. Konwent, który politycznie jest też zróżnicowany niemalże jak parlament, przyjął stanowisko w sprawie projektu ustawy o OZE, które w szczególności rozesłał do  ministerstw MRiRW, MS i MG (MG będzie reprezentowało rząd w Sejmie w pracach nad ustawą). Kluczowe postulaty regionów to:
  • Ustawa powinna stworzyć stabilny system wsparcia dla rozwoju małych, przydomowych źródeł energii i systemów hybrydowych bazujący na sprawdzonym i prostym systemie Feed-in-tariffs (FiT) albo Feed-in-Premium (FiP).
  • Mając na względzie fakt, że zapotrzebowanie na ciepło stanowi ponad 45% całości zużywanej energii, Konwent opowiada się za wsparciem dla zielonego ciepła, co pozwoli na zrealizowanie celów  zawartych w dyrektywie 2009/28/WE.
Przyjęte przez regiony postulaty pokrywają się w pełni ze stanowiskiem 37 organizacji branżowych i ekologicznych, które w styczniu br. przyjęły wspólne stanowisko/deklarację  i stworzyły portal Energetyka Obywatelska.

Konwent Marszałków i Energetyka Obywatelska tak sformułowały swoje postulaty, że wyszły poza wąsko rozumiane interesy branżowe. W tym wydaje się tkwić zalążek mogący przekształcić się w siłę polityczną w Parlamencie. Siłę, która wsparta innymi środowiskami będzie przeciwwagą dla tradycyjnego biznesu energetycznego, grup wielkoprzemysłowych i korporacji oraz niemocy poszczególnych partii, zarówno opozycyjnych (pisane przez nich projekty ustaw o OZE żyły w mediach nie dłużej niż dzień) jak i koalicyjnych (posłowie tych partii te  muszą świecić oczami za rząd i żyrować katastrofalne opóźnienia i rozwiązania, na które wcale nie czeka społeczeństwo/wyborcy).  

Byłoby ze wszech miar pożądanym, gdyby  samorządy i organizacje OZE nie traciły resztek sił na kopanie się z przysłowiowym koniem, ale stworzyły rodzaj szerokiego porozumienia programowego w rodzaju „bezpartyjnego bloku współpracy z rządem i parlamentem” w tej kluczowej sprawie. Należałoby znaleźć nośne społecznie argumenty, o co nie jest wcale trudno, bo na obecnym projekcie ustawy o OZE za dużo środowisk traci  (por. schemat z wygranymi i przegranymi w tej grze - w jednym z poprzednich wpisów blogowych).  Realne wydaje się i uzyskanie poparcia i skoordynowanie współpracy różnych posłów w imię wspólnego celu budowy energetyki obywatelskiej ponad partyjnymi podziałami.  Wiem, że to trudne, ale możliwe w obecnej sytuacji „wyborczej” oraz przy uwzględnieniu dobrych doświadczeń z prac nad poprzednim projektem Ustawy OZE i dorobku w postaci analiz prowadzonych także na zlecenie rządu i organizacji niezależnych, które teraz są weryfikowane przez fakty, podczas gdy  rządowe plany nie chcę poddać się weryfikacji empirycznej. Realne wydaje się nawet to, że bardziej reformatorska część tradycyjnych przedsiębiorstw energetycznych- spółki dystrybucyjne i spółki obrotu, które wcześniej wykazywały zainteresowanie rozwojem OZE i energetyki prosumenckiej, także poprze zmiany, aby nie dać się wciągnąć czarną dziurę pozostawioną po przemijającej epoce węgla. Mądre grupy energetyczne potrafią dobrze zarabiać na energetyce prosumenckiej rozwijając segment usług systemowych.

Obecnego projektu  ustawy o OZE z przyczyn systemowych  nie da się poprawić zgodnie ze społecznym interesem.  Rząd może bronić swojej wizji, choćby dlatego, żeby nie doszło do kompromitacji autorów lub z obawy o utratę kontroli nad oddolnie rozwijającym się ruchem na rzecz zmian w tym zakresie. Cel można jednak osiągnąć poprzez wprowadzenie choćby szerszej niż tylko techniczna poprawki do Prawa energetycznego.  W następnej kolejności da to szanse na wypracowanie - z przedstawicielami Parlamentu - trwałej koalicji, która będzie w stanie już po wyborach przeprowadzić  nową regulację, uwzględniającą specyfikę energetyki obywatelskiej i zwykłe oczekiwania zwykłych obywateli.

Taki ruch, nastawiony na realizację szerszych celów społeczno-gospodarczych mógłby w efekcie wpłynąć także na politykę energetyczną, która bez poddawania koniecznym korektom i głębszej refleksji intelektualnej pełna jest sprzeczności i coraz bardziej strategicznie oddala Polskę od świata zachodniego. Zaczyna już teraz przegrywać także ekonomicznie i nie daje poczucia bezpieczeństwa energetycznego regionom i mieszkańcom. Brak podjęcia właśnie teraz szerzej zakrojonej działalności społecznej w sprawie energetyki regionalnej i obywatelskiej zabetonuje przestarzałą energetykę, nawet aż do kolejnych wyborów w 2019 roku, kiedy pozostanie nam już tylko kupowanie za granicą energii, paliw i technologii.

I moja osobista refleksja. Rzadko sobie na takie pozwalam, ale mamy do czynienia  z problemem o kapitalnym znaczeniu. Trzeba myśleć o wyborach jakie nas czekają, ale nie duchu zasłyszanych przeze mnie nawoływań: „nie głosujmy na tych, którzy działają wbrew demokracji energetycznej”. Stwórzmy – jako szerszej patrzący ruch odnowy - warunki do tego aby nie musieć głosować przeciw, ale  za. I nie wspierajmy hipokrytów, którzy oferują ludowi na rozproszone OZE środki unijnego podatnika (takiego jak  każdy z nas), których sami nie zdołali wcześniej zabrać Brukseli i przekazać niecnie na dofinansowanie państwowych firm węglowych i energetycznych. Może się mylę, może już nie umiemy żyć bez uganiania się za dotacją, ale czy naród naprawdę  oczekuje właśnie takich dobrodziei i łaskawców, którzy wjeżdżać będą  w nadchodzących wyborach triumfalnie do naszych gmin i regionów trzymając w garści resztkę nieswoich, zielonych aczkolwiek już spranych  euro na otarcie łez wybranym sympatykom OZE?

Brak komentarzy: