środa, września 18, 2024

Refleksje „starego” energetyka o transformacji energetycznej w ciepłownictwie (przestroga przed powtórzeniem scenariusza nieudanej, a jakże kosztownej transformacji elektroenergetyki)

W reakcji na dzisiejszy artykuł w Gazecie Wyborczej: Po powodzi Wrocław uruchomi największą pompę ciepła w Polsce” dostałem taki (poniżej) komentarz od znanego mi elektroenergetyka. Stoi za nim olbrzymie doświadczenie i wiedza i jestem przekonany że ma rację, ale czy to przekona prześcigających się w działaniach na rzecz pozorowanej transformacji energetycznej?

Importowana pompa ciepła z przyległościami to 100 mln zł, w tym 25% dotacji, zapewnia  maksymalnie 5% ciepła dla miasta, przy olbrzymich kosztach eksploatacyjnych. Kolejne niemal 40 mln zł dotacji trafiło do Lidzbarka Warmińskiego, który został  wręcz nasycony pompami ciepła, które bynajmniej nie rozwiązują problemów ciepłowniczych tego sympatycznego skądinąd miasteczka, a jedynie demonstrują (jeszcze raz) że z dotacji zabranych podatnikom  można importować pompy ciepła. Jaki jest potencjał replikacyjny tych rozwiązań? Ten problem  dotyczy też innych zielonych technologii, które w następstwie silnej reklamy globalnych koncernów uważamy za nowoczesne, bez sprawdzania ich użyteczności. 

Z drugiej strony dotowane male pompy ciepła wspierające indywidualizowane ogrzewnictwo, też mogą nieść nieoczekiwane skutki.  (...)  prosty scenariusz odłączania się pojedynczych  odbiorców od sieci, czy wydawania zgód  na indywidualne ogrzewnictwo na obszarach usieciowanych postrzegane jest  jako sabotaż wobec  istniejącego systemu ciepłowniczego, który ma już dość kłopotów  ze sprostaniem skutkom termomodernizacji, ale także jako  sabotaż wobec  pasywnych sąsiadów, nadal korzystających z systemu ciepłowniczego, na których ogniskują się koszty jego utrzymania.

Pompy ciepła inne technologie elektryfikacji ciepłownictwa są przydane, ale czy z masowym rozwojem nie powinny poczekać aż będziemy mieć  na tyle dużo OZE w strukturze generacji energii elektrycznej że ceny energii i ślad węglowy spadną i staną się opłacalne bez ciężkich dotacji i nie będą podnosić cen ciepła? To są moim zdaniem prawdziwe dylematy efektywnej  lub nieefektywnej (a jedynie efektownej) transformacji energetycznej.

...

Jako człowiek z zewnątrz (nie-ciepłownik) widzę problem wymagający rozwiązania w postaci rozproszonej  alternatywy zaopatrzenia w ciepło  dla mieszkańców aglomeracji, czyli takich tworów, które dotychczas były "naturalnym środowiskiem" dla systemów ciepłowniczych.

 Na dziś prosty scenariusz odłączania się pojedynczych  odbiorców od sieci, czy wydawania zgód  na indywidualne ogrzewnictwo na obszarach usieciowanych postrzegane jest  jako sabotaż wobec  istniejącego systemu ciepłowniczego, który ma już dość kłopotów  ze sprostaniem skutkom termomodernizacji, ale także jako  sabotaż wobec  pasywnych sąsiadów, nadal korzystających z systemu ciepłowniczego, na których ogniskują się koszty jego utrzymania.

W tle pozostaje jeszcze konkurencja pomiędzy sieciami ciepłowniczą i  gazową, która też do celów grzewczych nie powinna być rozwijana, dopóki nie  napełni się wodorem.  To jest problem nie tylko techniczno-ekonomiczny, ale także  społeczny, który paraliżuje polityków wszystkich opcji. A to jest idealna pożywka dla  obrony status quo. 

Etapem pośrednim, a może i docelowym, mogłoby być stopniowe zbrojenie sieci w rozproszone magazyny ciepła współpracujące z  rozproszonymi źródłami ciepła, ale spięte "wspólną siecią" tam, gdzie koncentracja  odbiorców ciepła  uzasadnia  usieciowanie i stopniowa rezygnacja  z centralnych źródeł, początkowo wykorzystywanych jedynie  jako szczytowa rezerwa i złomowanych  dopiero jak życie pokaże, że nawet w takim szczątkowym zakresie  przestała być używana (czytaj: potrzebna).

Wykorzystanie  istniejącej sieci ciepłowniczej w systemie rozproszonym napotyka niestety na problem antysymetryczny względem elektroenergetyki: każde rozproszenie zasobów prowadzi do ograniczenia przepływów sieciowych, tyle że w elektroenergetyce  obniżenie przepływów prowadzi do ograniczenia strat, więc  dla ekonomiki systemu jest neutralne, zwłaszcza gdy majątek jest już zamortyzowany i przestaje mieć znaczenia wielkość przepływu w przeliczeniu na wartość majątku.

W ciepłownictwie  jest odwrotnie: mały przepływ  w rurach o średnicy zaprojektowanej na większy przepływ  oznacza  przyrost strat. Chyba że utrzyma się wielkości przepływu nośnika obniżając  jego temperaturę. Ale taki system nie będzie chciał współpracować z rezydualnym źródłem centralnym. Może  rozwiązaniem  konfliktu temperatur źródła centralnego  i sieci niskotemperaturowej byłby dobrze zaizolowany magazyn ciepła centralny, zasilany z wysokotemperaturowego źródła, ale zasilający sieć mieszanką z zimną wodą o temperaturze w ten sposób odpowiednio obniżonej?

Jeżeli powyższego problemu nie rozwiążemy, to np. lansowane i nadmiernie wspierane pompy ciepła, w tym w ciepłowniach systemowych,  staną się ciepłowniczą odmianą myślenia w kategoriach EJ nad Bałtykiem i  w Bełchatowie. Wkładanie kosztownych i nieelastycznych pomp ciepła w wysokotemperaturowe systemy ciepłownicze, z wysokimi stratami na przesyle, nie spowoduje, że ciepło będzie tańsze.

Ale jak ciepłownicy  gazowo-węglowi zorientują się czym im grożą  magazyny ciepła przejmujące faktyczne nadwyżki energii elektrycznej z OZE to czy nie zablokują  ich rozwój w zarodku, tak jak to się działo z magazynami energii i inteligentnymi sieciami w elektroenergetyce?

 Zainteresowanych korespondencją, polemiką lub rozmową  z Autorem powyższej opinii proszę o kontakt: cieplozOZE@ieo.pl

 


sobota, września 14, 2024

Refleksje po jubileuszu 20-lecia PSE - głosy autorytetów i nieobecnego prof. Jana Popczyka

Ponad tydzień temu miałem przyjemność być na gali z okazji 20-lecia funkcjonowania PSE jako niezależnego operatora systemu przesyłowego.  Ważnym dorobkiem wydarzenia, poza odznaczeniami i nagrodami (o czym dalej),  jest  okolicznościowy Album z okazji 20-lecia PSE  oraz debata byłych prezesów PSE.

Historia PSE sięga znacznie dalej niż powołanie (wydzielenie aktywów) niezależnej  spółki PSE-Operator S.A. i uzyskanie przez nią koncesji na przesył energii elektrycznej w 2004 roku. Ale to dzięki temu wydarzeniu sprzed 20 lat możliwe było  rozpoczęcie procesie budowy rynku energii elektrycznej w Polsce. Była to odpowiedź na szereg decyzji Komisji i Rady Europejskiej dotyczących sieci przesyłowych elektroenergetycznych i gazowych jak również zasad dostępu do sieci. Jak potwierdzali w debacie byli prezesi PSE, tak oczywisty, jakby  się  obecnie wydawało, byt PSE, jak niezależnego Operatora i strażnika ryku energii wcale nie musiał powstać, bo wielu był nie na rękę.

Proces tworzenia rynku energii  został zahamowany już w latach 2006-2008  koncepcją tzw. „konsolidacji pionowej” (m.in.  odejściem od planów dalszego wydzielenia sieci (OSD) ze spółek energetycznych, tzw. unbundlingu) . Miało to swoje konsekwencje w spowalnianiu wdrażanie unijnej polityki klimatyczno-energetycznej. Ale  gdyby nie  formalnie niezależny Operator, obecnie trudno byłoby odbudowywać poturbowany w latach kolejnej konsolidacji w energetyce (2016-2023)  rynek energii w Polsce.

Niezwykle ciekawa była debata byłych prezesów PSE na temat przeszłości i teraźniejszości, a zwłaszcza  (tak!0 przyszłości krajowej elektroenergetyki, bo choć debatowali byli prezesi, to ich opinia nt przyszłości ma znacznie.  Udział w dyskusji wzięli  Wojciech Myślecki, Stanisław Dobrzański, Piotr Kukurba, Henryk Majchrzak i Eryk Kłossowski. Najciekawsze były odpowiedzi na dwa pytania dotyczące przyszłość zadane przez red. Bartłomieja Derskiego:

1.      Czy potrzeby jest pełny unbudling w elektroenergetyce

2.      Czy Polska zbuduje elektrownię jądrową

Na pierwsze  pytanie prezesi odpowiedzieli twierdząco w proporcji 4:1, co dobrze rokuje  działaniom PSE na rzecz tworzenia rynku energii elektrycznej. Niezwykle silnie ten postulat artykułował -  wprost do obecnych na gali m.in.  ministrów odpowiedzianych za energetykę i gospodarkę  oraz URE  -  pierwszy bo utworzeniu niezależnego operatora prezes PSE - Stanisław Dobrzański.  Postulat ten wiązał jednoznaczne unbudling z rynkiem energii i niższymi (niż obecnie) kosztami energii dla jej odbiorców. W tym duchu wypowiadał się  też  stanowczo Wojciech Myślecki, który  w kluczowej dla przełomowej decyzji o wydzieleniu  Operatora (ustawa Prawo energetyczne) wziął na siebie przekonanie parlamentu i doprowadził do przełomowej decyzji na przełomie 2003/2004 roku.

Odpowiedz na drugie pytanie była jednogłośnie negatywna 0:5. Żaden z prezesów nie wskazał na taką możliwość. Cześć  wskazywała na brak potrzeb KSE w tym zakresie, część na nierealny założenia budżetowe i nierealny harmonogram. Taka opinia ad hoc ważnego gremium  trafia w ważny moment legislacyjny, gdy  RCL proceduje ustawę o zmianie ustawy o przygotowaniu i realizacji inwestycji w zakresie obiektów energetyki jądrowej oraz inwestycji towarzyszących – zamierza  Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe, której wyłącznym udziałowcem jest Skarb Państwa, otrzyma w latach 2025-2030 ponad  60 mld zł wsparcia publicznego na realizację tej inwestycji.

 Ważnym elementem gali były odznaczenia dla znanych w branży pracowników PSE: Bronisława Nowińskiego, Roberta Paprockiego i  Andrzeja Kwiatkowskiego oraz Michała Nerki i Włodzimierza Sygi i  wręczenie nowej,  honorowej nagrody  Zasłużony dla Krajowego Systemu Elektroenergetycznego, która od tego momentu będzie przyznawana co 5 lat. W ten sposób uhonorowane zostały osoby szeroko znane: dr Leszek Juchniewicz, dr Jerzy Łaskawiec, prof. Krzysztof Madajewski, Jacek Piechota, prof. Eugeniusz Toczyłowski, Prof. Piotr Kacejko. Wielkim zaskoczeniem i zaszczytem stał się fakt, że także moja osoba znalazła się w gronie nagrodzonych, za co serdecznie dziękuję Honorowej Radzie Obchodów 20-lecia PSE (byli prezesi PSE).

 Relacja  z obchodów jubileuszu PSE  znajduje się pod tym linkiem.


Składając gratulacje z okazji jubileuszu na ręce obecnego zarządu PSE w  osobach  prezesa Grzegorza Onichimowskiego i wiceprezes Tomasza Sikorskiego, chciałbym podziękować za to, że jako gospodarze nie skupiali uwagi gości na sobie, ale stworzyli miejsce otwartej debaty dla znamienitych gości aby ci mogli zabrać głos w ważnych sprawach.

Już po uroczystości  dotarła do nas smutna informacja dlaczego głosu w dyskusji nie zabrał  zaproszony i oczekiwany na gali prof. Jan Popczyk - historycznie pierwszy prezes PSE w latach 1990-1995, a więc z czasów sprzed wydzieleniem niezależnego Operatora. Trudno nie wspomnieć, że prof. Popczyk zmarł zaledwie kilka dni po jubileuszu 20-lecia PSE, co jest olbrzymią, niepowetowaną  stratą dla całej elektroenergetyki, a w szczególności jest rynkowego charakteru budowanego na OZE i energetyce rozproszonej.  

Na chwilę wróciłem do Albumu z okazji 20-lecia PSE, gdzie są cenne wspomnienia i wypowiedzi prof. Popczyka. Zacytuję cztery  związane z tematyką jubileuszowej debaty jako przesłanie Pana Profesora, który jako prezes PSE m.in. przygotował systemy elektroenergetyczne Polski, Czech, Słowacji i Węgier do połączenia z systemem europejskim UCPTE 1995 r.:

·       (….) potrzebna, konieczna i możliwa jest w tym czasie dekarbonizacja nie tylko samej elektroenergetyki, ale także pozostałych sektorów gospodarki. − W 2050 roku będziemy potrzebować ok. 200 TWh energii użytecznej, aby pokryć potrzeby energetyczne naszego kraju. Wiemy, co trzeba zrobić. Teraz pozostaje tylko podejmowanie odważnych decyzji. Ważne jednak, aby przy okazji tej transformacji nie dopuścić do oligarchizacji i autorytaryzacji polskiej energetyki

·    Do 2050 roku energetyka węglowa na pewno przestanie w Polsce istnieć, ale absolutnie nie powinniśmy pozbywać się istniejących bloków węglowych za szybko i bez namysłu, jak proponują niektórzy. Te bloki powinny być dostosowane do nowego rynku technicznego. Muszą przy tym działać, a nie funkcjonować jedynie na papierze (…)

·     Nie widzę szans na powstanie jakiejkolwiek dużej elektrowni atomowej w Polsce. To zbyt droga technologia. Jeżeli prywatny biznes chce wykładać swoje pieniądze na małe reaktory, proszę bardzo, niech buduje, tylko nie za pieniądze podatników i odbiorców energii elektrycznej skazanych na państwowe taryfy przenoszące koszty rynku mocy i wielu innych sprytnych regulacyjnych „innowacji”.

·     Jak będziemy radzić sobie z dunkelflaute [niedostatek produkcji energii elektrycznej z elektrowni słonecznych i wiatrowych]? Mamy szereg możliwości: magazyny energii elektrycznej, ciepła, wodoru czy wyprodukowanych już towarów w fabrykach  (…)

Niech te słowa Pana Profesora  – których nie zdążył wypowiedzieć na jubileuszowej gali - zostaną z nami jako jeszcze jedna  cenna wskazówka  dot. kierunków rozwoju energetyki. Dla mnie przełomowym rozwiązaniem, które jako prof.. Popczyk jako prezes PSE wdrożył pozostaje zasada że za przesył i dystrybucję energii płaci wytwórca, a nie odbiorca energii. Tak właśnie chciał promować generacje rozproszoną i OZE, co mu się w latach 90. udało w 50% (w takiej proporcji miał miejsce podział kosztów przesyłu w połowie po stronie wytwórcy i odbiorcy energii). Potem monopol, w formule centralnej elektrowni, własne koszty w całości przerzucił  na odbiorców energii.

wtorek, grudnia 05, 2023

Czy „specustawa wiatrakowa” jest w ogóle konieczna?

Obserwowana w ostatnim tygodniu medialna awantura wokół liberalizacji przepisów dotyczących lokalizacji elektrowni wiatrowych planowanych do wprowadzenia w  poselskim projekcie ustawy o zmianie ustaw w celu wsparcia odbiorców energii ma niewiele wspólnego z rzeczywistością i niepotrzebnie kieruje uwagę społeczeństwa w ślepą uliczkę populizmu.  O nieprofesjonalne działanie oskarżani są ci, którzy starają się poprawić jedną z najbardziej szkodliwych gospodarczo i społeczne regulacji ostatnich lat, -regulację, której w zasadzie nie można poprawić z uwagi na jej całkowicie błędne założenia


Analizując proponowane przez posłów (druk sejmowy nr 72 z dnia 28 listopada 2023 roku) zmiany w ustawie o inwestycjach w zakresie energetyki wiatrowej (odległościowej), można odnieść wrażenie, że od strony merytorycznej, będąc uzasadnione dobrym celem, idą śladem złej ustawy sprzed niemal 8 lat, a od strony proceduralnej budzą słuszne zastrzeżenia. Błędem byłoby bowiem procedowanie nowelizacji karkołomnej ustawy odległościowej w pakiecie z innymi, nie mającymi z nią związku aktami prawnymi. Powoduje to chaos informacyjny, rozprasza dyskusję merytoryczną i  koncentruje ją na sprawach pozornych lub drugorzędnych.

 

Propozycja wprowadzenia do „ustawy cenowej” kwestii urynkowienia cen energii z elektrowni wiatrowych jest w pełni uzasadnione w kontekście oczekiwanego zmniejszania skali ingerencji administracyjnej w rynek energii. Inaczej jednak należy podejść do podjęcia w tej samej ustawie kwestii lokalizacji inwestycji w elektrownie wiatrowe, gdyż – pomimo pilności działań- nie ma bezpośredniego związku z cenami energii dla jej odbiorców w perspektywie przyszłego roku, a tego zasadniczo dotyczy proponowana regulacja.

 

***

Jak to w swoim stanowisku wskazuje Instytut Energetyki Odnawianej zasadne jest, aby w ustawie o zmianie ustawy w celu wsparcia odbiorców energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła (kwestia pilna, oczekiwana przez odbiorców energii i związana z poszukiwaniem ścieżki odejścia od administracyjnego ustalania cen) wprowadzić przepisy umożliwiające ustalanie cen energii z farm wiatrowych i fotowoltaicznych na zasadach rynkowych (zaprzestanie stosowania tzw. CAP-ów cenowych na energię ze źródeł zeroemisyjnych).

 

Wprowadzone i utrzymywane CAP-y cenowe dla farm wiatrowych i fotowoltaicznych nie są zgodne z rozporządzeniem  Rady UE 2022/1854 z dnia 6 października 2022 r. w sprawie interwencji w sytuacji nadzwyczajnej w celu rozwiązania problemu wysokich cen energii. Po pierwsze rozporządzenie Rady wprowadzające możliwość „mrożenia” cen energii z powodu wojny ustaliło maksymalny pułap cenowy dla wszystkich wytwórców energii elektrycznej (poza gazem) na poziomie 180 EUR/MWh, a ustawa „cenowa” z 27 października ustaliła najniższą cenę dla technologii energetyki wiatrowej na poziomie 295 zł/MWh, preferując inne technologie i wyznaczając im 2-3 krotnie wyższe pułapy cenowe (brak neutralności technologicznej). Po drugie   Rozporządzenie zezwalało na interwencję najdalej do dnia 30 czerwca 2023 roku, co było słuszne gdyż ceny energii w całej UE spadają. 

 

Ceny hurtowe energii elektrycznej także w Polsce spadają,  obserwowane są coraz częstsze epizody cen ujemnych i przez większość czasu są niższe od „zamrożonej” ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych. W kolejnych kwartałach 2023 roku odsetek godzin z ceną energii hurtowej poniżej 693 zł/h wynosił odpowiednio (analiza IEO na podstawie TGE) 70%, 93%, 94%, 96% (w IV kw. tylko dwa miesiące). Czyli trend spadku cen hurtowych w kierunku ceny planowanej do zamrożenia w taryfach przez kolejne pół roku jest widoczny, a planowany powrót obliga giełdowego jeszcze bardziej przyspieszy schodzenie cen hurtowych poniżej ceny zamrożonej. W tej sytuacji ustalanie cen w taryfach dla gospodarstw domowych może okazać się pułapką podnoszącą koszty np. już w drugim półroczu przyszłego roku.

 

Ceny hurtowe energii i proponowany powrót do obliga giełdowego są i powinny być zatem bezpośrednio związane z celem proponowanej regulacji oczekiwanym wsparciem odbiorców energii elektrycznej, ale też ciepła poprzez elektrociepłownictwo i ten fakt uzasadnione jednoczesne procedowanie tych zagadnień w jednej ustawie.

 

Kwestie związane z ułatwieniami w lokalizacji farm wiatrowych, najtańszego źródła energii,  pośrednio zgodne są  z celem regulacji jakim jest obniżenie kosztów energii dla odbiorców. Jednak o ile dopłaty do cen energii dla odbiorców mają charakter doraźny to kwestia  inwestycji w energetykę wiatrową ma charakter strategiczny, wymaga namysłu, czasu, konsultacji i nie powinna być procedowana łącznie z inną, doraźną specustawą cenową.  Problemem jest obowiązująca spec ustawa wiatrakowa, zwana słusznie „odległościową”, gdyż – tu niesłusznie - uzależnia kwestie lokalizacji od arbitralnie przyjmowanej odległości źródła energii od zabudowań mieszkalnych. 

 

***

Zgoła błędne podejście pojawiło się już w momencie zgłaszania ustawy  „odległościowej” do Laski Marszałkowskiej w lutym 2016 r. przez grupę posłów, bez oceny skutków regulacji. W pracach legislacyjnych rząd reprezentowany był przez Ministra Infrastruktury i Budownictwa, w którego imieniu występował fundator fundacji prowadzącej portal „stopwiatrakom”. Jednym z najważniejszych argumentów w uzasadnieniu do projektu były wnioski z raportu NIK z 2014 roku „Lokalizacja i budowa lądowych farm wiatrowych”, a w szczególności kwestie nieprawidłowości w zakresie lokalizacji elektrowni wiatrowych, w tym w szczególności problematyka ich lokalizowania na podstawie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, tj. bez zaangażowania społeczności lokalnej i zapewnienia jej wpływu na proces lokalizacji oraz brak rozwiązań przeznaczonych dla elektrowni wiatrowych dotyczących wartości hałasu generowanego przez te elektrownie, jak i sposobu pomiaru i badań hałasu, w czasie intensywnej pracy elektrowni, a więc silnego wiatru. Przepisy ustawy poszły jednak znacznie dalej, nie eliminując jednocześnie przyczyn inkryminowanych nieprawidłowości, w tym braku jednolitej metodologii pomiaru emisji hałasu generowanego przez elektrownie wiatrowe. Można postawić tezę, że ustawodawca - uchwalając ustawę odległościową z pakietem innych daleko idących zmian w prawie już w momencie uchwalania ustawy  wykorzystał zalecenie NIK jako pretekst do całkowitego zablokowania rozwoju energetyki wiatrowej, a nie faktycznego wyeliminowania nieprawidłowości, jakie miały miejsce w przypadku niektórych projektów wiatrowych.

 

Warto  zadać pytanie, czy „specustawa” wiatrowa jest obecnie w ogóle konieczna, a czy nie wystarczą wyłącznie istniejące zapisy ogólne dotyczące realizacji inwestycji (każdej) w Prawie Ochrony Środowiska, Prawie Budowlanym lub Ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Ustawa zwana powszechnie „10h”  od 2016 roku dyskryminuje inwestycje w energetykę wiatrową, będącą obecnie najtańszą technologią wytwarzania energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych.  Powodem krytyki NIK była praktyka budowy farm wiatrowych w oparciu o warunki zabudowy (WZ), a nie miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego (MPZP). Konieczność realizacji większych inwestycji OZE (powyżej 1 MW) w oparciu o MPZP, plany ogólne lub tzw. Zintegrowane Plany  Inwestycyjne czynią znaczną część  przepisów ustawy odległościowej zbędnymi.  

 

Ponadto kolejne propozycje zmian zmierzają w kierunku dublowania już istniejących rozwiązań, a za to nakładają na elektrownie wiatrowe kolejne (nieuzasadnione) zobowiązania finansowe wobec gminy i/lub mieszkańców, nie uwzględniając faktu, że obciążone są one już podwyższonym podatkiem od nieruchomości.

 

Należy pamiętać, że niezależnie od obowiązującej ustawy w ramach postępowania w sprawie wydania decyzji o pozwoleniu na budowę dla inwestycji wiatrowej niezbędne jest, jak przed 2016 rokiem wykonanie oceny oddziaływania na środowisko (procedurę tę musiała przejść także inwestycja spełniająca warunek 10h). Wydanie decyzji środowiskowej, podobnie jak zmiana miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (mpzp) pod inwestycję wiatrową wymagają przeprowadzenia  pełnego procesu konsultacji społecznej i spełnienia wielu wymogów prawnych.

 

Raport OOŚ, a następnie wydana decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach realizacji przedsięwzięcia w praktyce determinują zachowanie niezbędnych  dystansów (uzasadnionych  rzeczywistym oddziaływaniem turbiny wiatrowej na środowisko w danej lokalizacji) od zabudowań mieszkalnych i innych obiektów i obszarów chronionych. Zależą one silnie od uwarunkowań lokalnych i słuszną wydaje się zasada nie wprowadzania sztucznych ograniczeń odległościowych, która jak widać do niczego dobrego nie prowadzi, natomiast generuje konflikty i kontrowersje.

 

Procedura OOŚ jest dobrze skonstruowaną instytucją prawną na solidnej podbudowie naukowej. Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowiska  zalicza elektrownie wiatrowej do przedsięwzięć mogących zawsze znacząco oddziaływać na środowisko, a to oznacza każdorazową konieczność pełnej realizacji procedury OOŚ. Znamienne jest to, ze spośród wymiennych w rozporządzeniu ok. 60 innych rodzajów inwestycji ewidentnie wpływających niekorzystnie na środowisko, farmy wiatrowe jako jedne z niewielu maja swoją antyrozwojową spec ustawę. 

 

Zdaniem IEO nie jest konieczne wprowadzanie do spec ustawy ani do ustaw nadrzędnych (POŚ, UZP, PB) jednej konkretnej odległości od jakichkolwiek obiektów – odległości te powinny wynikać z rzeczywistych oddziaływań konkretnych turbin na środowisko, które mogą być różne w zależności od uwarunkowań lokalnych i w tylko w takim kontekście można uwzględniać m.in. oddziaływanie akustyczne turbin wiatrowych (na tym aspekcie, z umiarkowanym sukcesem, skupili się autorzy obecnego projektu) . Przepisy w zakresie oddziaływania akustycznego są dość jasne i inwestycja będzie ich musiała tak czy inaczej przestrzegać.

 

Ocenę zagrożenia hałasem, wykonuje się na podstawie rozporządzenia (Dz.U. 2014 poz. 112), które określa poziomy dopuszczalne hałasu dla różnych obszarów i typów źródeł. Wartość dopuszczalna hałasu farmy wiatrowej dla jednej najmniej korzystnej godziny pory nocnej wynosi w zależności od sposobu zagospodarowania terenu, odpowiednio 40 dB lub 45 dB. Symulacje emisji hałasu słyszalnego na etapie projektowania farmy wiatrowej wykonuje się za pomocą różnych modeli. Np. opisanym w  normie PN-ISO 9613-2:2002 (ISO 9613-2). Kluczowe są tu poziom mocy akustycznej turbiny (czyli w danym wypadku parametr podany wraz z turbiną oraz wpływ otoczenia na propagację fali dźwiękowej. Poziom mocy akustycznej wyznaczany jest zgodnie z normą IEC 61400-11 z dokładnością ±2 dB. Wpływ podłoża gruntowego określa zgodnie z normą (PN-ISO 9613-2:2002). Z tych przepisów należy korzystać wprost, a nie poprzez spec ustawę „odległościową”.

 

***

 

Z powyższych powodów IEO stawia wniosek o wyeliminowanie z polskiego systemu prawnego przyjętej z poważnymi błędami i usterkami proceduralnymi ustawy dnia z 20 maja 2016 roku o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Poprawienie tej ustawy wydaje się być ślepą uliczką, o czym przekonali się autorzy obecnej propozycji (druk sejmowy 72). Nie zwalnia to jednak autorów nowej propozycji z przemyślenia zarówno kwestii proceduralnych (nieuzasadnionego włączenia materii spec ustawy odległościowej do spec ustawy cenowej) jak i kwestii merytorycznych, w tym zbyt łagodnego podejścia do zmian w bublu prawnym jakim jest obecna ustawa odległościowa lub niepotrzebnego wysiłku (kontrproduktywnego) naprawiania materii nienaprawialnej.

 

***

 

Poniżej przytoczono tylko dwa przykłady do czego prowadzi podjęta przez autorów propozycji próba poprawianie bubla prawnego.

 

Autorzy projektu zaproponowali wprowadzenie nowego zobowiązania dla wytwórcy energii w elektrowni wiatrowej, aby wniósł na rzecz gminy na terenie której zlokalizowana jest elektrownia wiatrowa roczną opłatę w wysokości 30 złotych za 1 kW mocy zainstalowanej. Tymczasem wytwórca na rzecz gminy wnosi już podatki od nieruchomości (od 2016 roku całej budowli, a nie tylko fundamentów) specyficzne dla tejże nieruchomości. Tak duża opłata może mieć wpływ na OPEX wyższy niż płacony obecnie podatek od nieruchomości (3mln dla stosunkowo niewielkiej, 10 MW farmy). Zdaniem autorów ma to być alternatywa dla wprowadzonego wcześniej do ustawy odległościowej obowiązku przeznaczenia co najmniej 10% mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej (wg kuriozalnego i w praktyce trudnego do zrozumienia wzoru zapisanego w ustawie) do objęcia przez mieszkańców gminy.

 

Jest to korupcjogenna forma nieuprawnionego „janosikowego” niosącego znamiona naruszania  wolności gospodarczej (trudno znaleźć inne słowa na nakazanie inwestorowi przez ustawodawcę kogo ma sobie wziąć za wspólnika, nawet jeżeli chodzi o mieszkańców zainteresowanej gminy) i potwierdzenie tezy,  że ustawa odległościowa nie zasługuje na poprawianie. 

 

Autorzy projektu, co do zasady słusznie, zaproponowali także aby minimalne odległości turbin wiatrowych od zabudowań zdefiniować nie w metrach ale w zależności od maksymalnego emitowanego hałasu elektrowni wiatrowej [dB(A)], czyli -jak można domniemywać - hałasu emitowanego na wysokości gondoli. W ogólnym przypadku nie byli jednak w stanie jasno doprecyzować czy miałoby chodzić o hałas emitowany na poziomie gondoli dla konkretnego producenta i typu turbiny czy dla danej lokalizacji. W konkretnym przypadku dystans ten będzie efektem wynikowym analizy hałasu (imisji a nie emisji), która weźmie pod uwagę szereg czynników takich jak np. interferencja pomiędzy turbinami wiatrowymi składającymi się na farmę wiatrową, czy też lokalne uwarunkowania topograficzne. Ponadto tak wyznaczana „odległość” dla dużych typów turbin wiatrowych byłaby w efekcie dość duża. Np. zgodnie z informacjami producenta  Vestas V110 2MW ma „maximum sound power” 107,6 dB, co oznaczałoby, że zgodnie z nowymi wymaganiami można byłoby postawić tę turbinę w odległości, ok. 500 m od zabudowy wielorodzinnej i aż 800 m od zabudowy jednorodzinnej.

 

Oczywiście to jest tylko „maximum sound power” i może on być w pewnym zakresie ale w konkretnej lokalizacji przez producenta turbiny dostosowany, jednak łatwo także w tym przypadku potwierdzić, że naprawiając bubel prawny w wersji w jakiej został on wprowadzony do polskiego porządku prawnego sytuację można tylko pogorszyć. Zamiast wspierania rozwoju OZE- co jest celem propozycji, można osiągnąć efekt odwrotny i nie zrealizować kluczowej zapowiedzi  składanej przez nową większość parlamentarną.